1 maja 2015

18. Wariat

Rozsiadłam się w fotelu, automatycznie wspominając spędzone tutaj chwile. Zerknęłam na pamiętną kanapę, która w dalszym ciągu napawała mnie obrzydzeniem, a następnie skierowałam wzrok na drzwi, prowadzące do pokoju Madary. Poczułam dziwny ścisk w żołądku na samą myśl, że jeszcze parę miesięcy temu spałam w jego łóżku jak gdyby nigdy nic. Brakowało mi tego.
Wciąż nie mogłam zrozumieć, dlaczego chłopak tak łatwo mi wybaczył. Sama byłam zła na swoje beznadziejne zachowanie, a przede wszystkim na to, że zostawiłam go samego, zakrawawionego pod kawiarnią. Próbowałam sobie tłumaczyć, że nie miałam innego wyjścia, ale wtedy mój wredny mózg uparcie przypominał mi, że jemu mogło się stać coś naprawdę poważnego, przez co pojawiały się wyrzuty sumienia. A tych szczerze nienawidziłam.
Podkuliłam nogi pod siebie i ułożyłam na kolanach brodę. Może i była to pozycja, która od razu dawała Konan znać, że coś mnie trapi, ale przecież Tenshi doskonale o tym wiedziała. To było oczywiste, że nie wybaczę sobie tak łatwo tej sytuacji.
– Masz. – Wzięłam od przyjaciółki kubek z herbatą i popatrzyłam na nią z wyczekiwaniem. Miałam nadzieję, że powie coś, co poprawi mi humor. Ta jednak uparcie milczała, więc z powrotem położyłam głowę na kolanach i wpatrzyłam się w zgaszony telewizor.
– Do dupy – fuknęłam cicho. – Wszystko jest do dupy.
– Aleś ty głupia. – Konan westchnęła głośno i rozsiadła się wygodniej na kanapie. – No serio. Możesz mi wyjaśnić, co twoim zdaniem jest do dupy?
– A jest co wyjaśniać? – prychnęłam. – Madara dowiedział się prawdy i…
– I co? – wtrąciła się. – Jakoś nie wyglądał na kogoś, kto cię znienawidził. Czy ty widziałaś, jak on na ciebie patrzył? Chyba nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy!
– Pewnie jeszcze jest w szoku – mruknęłam. – Jak tylko poczuje się lepiej, dotrze do niego, co robiłam i…
– A powiedz mi jedno. Czy on jest w czymś lepszy od ciebie? – Popatrzyłam na Konan ze zdziwieniem. Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. – Sypia z każdą napotkaną na drodze laską, leje się po mordach za pieniądze i jeździ pijany na motorze. Taki z niego aniołek, Rei?
– Nie. Ale przynajmniej nikogo nie okradał i…
– Nie licząc tych lasek, którym odbierał honor…
– Same chciały.
– Bo zapewne liczyły na coś więcej. Zresztą, uch! Nieważne. Po prostu… – Konan popatrzyła na mnie z rozbawieniem. – Jemu naprawdę na tobie zależy, Rei. I twoja przeszłość nie ma dla niego znaczenia, wierz mi.
– Wierzę – westchnęłam. – Tylko nie wiem, dlaczego. Przecież to…
– Było i nie wróci, prawda? – dokończyła za mnie Konan. Skinęłam lekko głową.
– A Pain?
Tenshi zmrużyła oczy, jakby nie rozumiejąc, o co mi chodzi.
– Prawie mnie pobił, jak przyszłam do szpitala.
– Nawet nie drgnął – zauważyła z jeszcze większym rozbawieniem.
– Ale widać było, że mnie znienawidził.
– Ty chyba strasznie chcesz, żeby ktoś cię nienawidził – fuknęła dziewczyna. – Dobra, może i był zły, a nawet wkurwiony, ale sama zrozum… Też byś była na jego miejscu. On nie znał sytuacji, a jedyne, co wiedział, to że zostawiłaś Madarę bez opieki.
– Właśnie. Bez opieki.
– Oj nie łap mnie za słówka – warknęła.
– Kiedy taka jest prawda.
Konan pokręciła ze zrezygnowaniem głową i na jakiś czas umilkła, bym mogła sobie wszystko poukładać. Nadal byłam w szoku i nie umiałam zebrać myśli. Z jednej strony wiedziałam, że dobrze postąpiłam, a z drugiej winiłam siebie za wszystko. Gdybym tylko była mądrzejsza te kilka lat temu… Wrrr.
Nie poznałabyś Konan, hej!
Upiłam kilka łyków herbaty, a gdy odstawiłam kubek, do mieszkania wrócił Pain z zakupami. Podrzucił mnie i Konan pod kamienicę, a sam pojechał do sklepu.
– Pomóc ci? – spytała czule dziewczyna, ale Fuuma zaprzeczył. Zniknął od razu w kuchni.
– On mnie nie znosi – zauważyłam cierpko. – Unika mnie jak ognia.
– Weź nie bądź durna, Rei. Skoro Madara cię nie znienawidził, Pain tym bardziej.
Jeszcze mocniej przyciągnęłam do siebie kolana, nie mogąc poradzić sobie z szalejącą we mnie niepewnością. Bałam się o Uchihę, bałam się Ibikiego, bałam się, że Fuuma ma do mnie pretensje. Rozsierdził się we mnie tak okrutny niepokój, że ledwo mogłam usiedzieć na miejscu.
Pain wszedł po chwili do pokoju i z uśmiechem opadł na sofę, koło Konan. Zarzucił ramię na oparcie, jednocześnie przyciągając do siebie dziewczynę. W jego drugiej ręce znajdował się napój energetyczny.
– Jak się czujesz? – Fuuma skinął do mnie głową. Wzruszyłam ramionami, żeby nie powiedzieć znowu „jak gówno”. – Co tak właściwie się tam stało? Bo ja nadal nie wiem.
Zerknęłam na Konan, szukając w niej ratunku. Od razu przejęła pałeczkę.
Nie miałam ochoty opowiadać o swojej przeszłości po raz kolejny. To było zdecydowanie zbyt ciężkie, wymagało ode mnie siły, której w tym momencie nie posiadałam.
– Madara pobił się z byłym Reiko – powiedziała w skrócie dziewczyna. Szeptem dodała, że resztę opowie mu później.
– Coś tam mi o nim wspominał – przyznał Pain. – Zabiłbym gnoja.
– Ja też – przyznałam z lekkim uśmiechem. – Uwierz mi, że ja też.
– Czemu z nim odjechałaś? – spytał wprost Pain. Chłopak zwykle nie lubił owijać w bawełnę, co miało swoje zalety, ale również wady. W tym momencie na przykład było to jego ogromnym mankamentem. – Widziałaś, w jakim stanie był Madara?
– Oczywiście – odpowiedziałam szybko. – Ale gdybym została, byłby w jeszcze gorszym.
– Ten Ibiki jest taki popierdolony?
– Jest – potwierdziłam. Na samą myśl, że mógłby zabić Madarę, odebrać mi drugą bliską osobę, do oczu napłynęły mi łzy. Starłam je szybko, jednak niewiele to dało, bo kranik z nimi znów się odkręcił. – Niestety jest.
– Heeeej, Rei. – Konan usiadła na oparciu fotela i pogłaskała mnie po plecach. – Już po wszystkim, jasne?
– Nie jest po wszystkim – warknęłam. – Jeszcze raz będę musiała się z nim rozprawić.
Para patrzyła na mnie pytająco. Widziałam też, że Pain z trudem powstrzymuje się od przeklinania.
– Zostaje jeszcze pogrzeb – dodałam cicho.
– Pogrzeb?
– Ibikiemu zmarła matka i poprosił Reiko, żeby przyjechała na pogrzeb – wyjaśniła chłopakowi Konan. – Choć osobiście uważam to za wyjątkowo głupi…
– Obiecał, że się odwali. Co miałam zrobić w tej sytuacji? – charknęłam. Już nawet nie zawracałam sobie głowy ścieraniem łez. – Znasz go. Gdybym się nie zgodziła, zgotowałby mi piekło.
– Nie pojedziesz tam sama – wtrącił się Pain. – Na pewno nie spotkasz się z tym pojebem sam na sam.
– Bracia Senju pójdą ze mną, poproszę ich – odpowiedziałam szybko. – Poza tym będą też moi rodzice. Nic mi się nie stanie, a może… Może rzeczywiście da mi spokój.
– W sumie to dobry pomysł, żebyśmy pojechali tam z tobą – zauważyła Konan, wracając do słów Fuumy. – Przynajmniej bym się nie stresowała.
– Daj spokój, to naprawdę nie będzie konieczne. Wiesz dobrze, że Tobirama i Hashirama nie pozwolą, by stała mi się krzywda.
– Niby tak, ale…
– Ale co? – fuknęłam. – Nie chcę was niepotrzebnie fatygować. Serio.
Konan zacisnęła usta i przyglądała mi się w skupieniu. Po chwili pokręciła głową, po czym przesiadła się z powrotem na kanapę do Paina. Odetchnęłam z ulgą. Chyba wygrałam.
– Wiesz, że jak Madara dowie się o tym pomyśle, zaproponuje ci to samo? – spytał Pain. Przymknęłam powieki i pomasowałam się otwartą dłonią po nosie.
– Wiem – mruknęłam.
– To byłby jeszcze lepszy pomysł – zauważyła Konan, a gdy tylko otworzyłam oczy, dostrzegłam jej chrytry uśmiech. Miała co do nas plany, a teraz pojawiła się nadzieja na ich spełnienie. Chytra żmija.
– Oj przestań – fuknęłam. – Żadne z was ze mną nie pojedzie. Dam sobie radę sama, będę tam pod opieką rodziców i no. Cicho – dodałam, gdy chciała coś powiedzieć.
Upiłam szybko herbatę i nim rozpoczął się nowy temat, wstałam z fotela i wzięłam torebkę do ręki.
– A ty co? – spytała Konan. – Wybierasz się gdzieś?
– Idę się przejść. Muszę sobie wszystko przemyśleć – wyjaśniłam. – Dzięki. Za to, że tak szybko zareagowaliście i… I w ogóle.
– Na pewno wszystko w porządku, Rei? – Dziewczyna wstała i położyła mi rękę na ramieniu. – Jeśli chcesz…
– Zadzwonię do ciebie – zapewniłam. – Na razie.
– Reiko…
– No co? – spytałam z uśmiechem. – Nic mi nie jest. Naprawdę.
Konan zacisnęła usta w wąską kreskę i odprowadziła mnie pod same drzwi. Ubrałam pośpiesznie buty, odrzuciłam włosy na plecy i głośno westchnęłam.
– No rozchmurz się. Widzimy się jutro, co?
– Jasne. Zadzwonię do ciebie z rana co z Madarą, czy już może wyjść ze szpitala i tak dalej.
– Nie trzeba. Pojadę tam z wami – zaproponowałam szybko. Na samą myśl, że między nami może się wreszcie ułożyć, mimowolnie się uśmiechnęłam. Konan rzuciła mi pytające spojrzenie, ale tylko wzruszyłam ramionami. – Do jutra.
– Trzym się.
Spokojnie zeszłam po schodach i równie nieśpiesznie wyszłam na zewnątrz kamienicy, gdzie od razu zaatakowały mnie gorące promienie słoneczne. Skrzywiłam się nieco, bo nigdy nie przepadałam za upałami, nałożyłam na nos ciemne okulary i ruszyłam spacerkiem w stronę mieszkania Deidary.
Prawda była taka, że wcale nie chciałam niczego przemyśleć. Wręcz przeciwnie – zapragnęłam się wyłączyć, mieć choć przez chwilę pustkę w głowie i spokój w sercu. Taki śmieszny stan niebytu dopadał mnie niestety rzadko, a w sytuacjach kryzysowych złośliwiec nie chciał przychodzić. Pomimo prób, nie udało mi się wyłączyć myślenia. Po mojej głowie krążył Madara, a razem z nim Ibiki. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek nadarzy się okazja do ich ponownego spotkania i szczerze modliłam się, by tak nie było. Nie przeżyłabym, gdyby Uchiha drugi raz został poturbowany przez mojego eks-kretyna.
Przechodząc przez któreś z kolei światła, przypomniał mi się Izuna. Dość szybko uznałam, że to była idealna okazja do spotkania braci, więc nie zastanawiając się nawet chwili, wykręciłam do niego numer i skręciłam w jedną z ulic. Odebrał po trzecim sygnale.
– Słucham?
– Hej, tu Reiko – powiedziałam prędko.
– Już myślałem, że nigdy nie zadzwonisz – odpowiedział z przekąsem. Uśmiechnęłam się i rozejrzałam dookoła, by bezpiecznie przejść przez ulicę. – Co słychać?
– A bo wiesz… Możemy się spotkać? – palnęłam, nim pomyślałam. – Najlepiej jeszcze dzisiaj.
– Stało się coś? – Głos Izuny wskazywał na szczere zmartwienie. Automatycznie pokręciłam głową.
– Nie, znaczy… No coś tam. Nieważne. Masz czas?
– Mam, pewnie – odparł szybko. – Tam gdzie ostatnio?
– Będę czekać – przytaknęłam i zakończyłam połączenie.
Doszłam na przystanek autobusowy i dosłownie po pięciu minutach przyjechał zadowalający mnie pojazd. Usiadłam na jednym z wolnych siedzeń i zatopiłam się w myślach, które tak usilnie próbowałam od siebie odpędzić. Nienawidziłam tego cholernego ścisku w sercu, towarzyszącego mi w takich chwilach. Czułam się wtedy wyjątkowo słabo, co tylko rozjudzało iskrzący się we mnie ogień rozczarowania, wymieszany z wyrzutami sumienia. A już zwłaszcza, gdy przypominała mi się obita twarz Madary…
Na szczęście do celu dojechałam stosunkowo szybko. Skupiając się na dojściu do klubu, wyrzuciłam na chwilę nieprzyjemne myśli z głowy, ale nie pozbyłam się ścisku serca. Dotarłam pod bar z niemrawą miną, zamówiłam jedno piwo i usiadłam na tym samym miejscu, gdzie wcześniej spotkałam się z Izuną.
I co teraz? Będziesz siedzieć i chlać piwsko, dopóki Uchiha nie przyjdzie?
Tak, właśnie taki miałam plan. Tym razem jednak nie zamierzałam się upić, skoro rano planowałam odwiedzić Madarę. Chciałam porozmawiać z Izuną, przedstawić mu pokrótce sytuację i spróbować przekonać go do wizuty u brata. Byłam święcie przekonana, że może i Madara z początku się zezłości, ale w gruncie rzeczy ucieszy się, że jego najbliższa rodzina znów jest przy nim.
Przystawiłam butelkę do ust i w momencie, w którym pociągnęłam solidnego łyka, ktoś nagle przy mnie usiadł. Zakrztusiłam się i z trudem przełknęłam gorzki napój.
– Hej.
Zerknęłam na Izunę, czerwieniąc się po czubek głowy. Naprawdę, gracja i klasa wręcz ze mnie tryskała na boki, o czymś świadczył jego zawadiacko-kpiący uśmiech.
– Hej – mruknęłam, ocierając twarz wierzchem dłoni. – Przestraszyłeś mnie.
– Wiem. – Izuna wyszczerzył się z dumy i przesiadł, by znajdować się naprzeciwko. – Co tak nagle chciałaś się spotkać?
Chwilę patrzyłam na chłopaka w milczeniu, by zaraz wzruszyć ramionami. Nie lubiłam przechodzić od razu do sedna, choć wiem, że faceci właśnie tego oczekiwali. Wrrr.
– Po prostu – mruknęłam wymijająco. Chłopak przyglądał mi się na tyle bacznie, że już po kilku sekundach wymiękłam i głośno westchnęłam. – No dobra. Pomyślałam… Powinieneś w końcu spotkać się z Madarą.
Specjalnie wlepiłam wzrok w Izunę, żeby móc wychwycić każdą zmianę w jego mimice. Byłam ciekawa, co tak naprawdę między nimi zaszło i czy było to rzeczywiście na tyle poważne, żeby stracić ze sobą kontakt.
Uchiha z uśmiechniętego, natychmiastowo zrobił się poważny. Zmarszczył groźnie brwi, splótł ze sobą palce u rąk i oparł o nią brodę. Oprócz tego – cały czas wpatrywał się w moje oczy, doprowadzając do tego, że w końcu znów musiałam odpuścić i odwrócić wzrok. Wyjątkowo krępowało mnie jego zachowanie.
– Skąd ten pomysł?
Zerknęłam na niego z naprawdę przedziwnym wyrazem twarzy, którego sama nie umiałam określić. Byłam zdumiona, skonsternowana i jednocześnie w niewielkim stopniu wkurzona, że Izuna nie podziela mojego zdania. Dla mnie oczywistym było, że skoro wrócił do miasta, zamierza spotkać się z Madarą. Prędzej czy później musiało to nastąpić, więc skąd w nim takie oburzenie?
– No bo… No nie wiem, dla mnie to logiczne, że prędzej czy później…
– Zrozum, Reiko, że w naszej relacji, mojej i Madary – sprostował – nie ma niczego logicznego. Niczego.
Zmrużyłam wściekle oczy, bo jego słowa niczego mi nie wyjaśniły. Wręcz tylko pogłębiły moją niewiedzę.
– Nie rozumiem – przyznałam i wzruszyłam ramionami. – Wiem, że Madara jest dupkiem bo… Zrobił, co zrobił… Ale skoro wróciłeś, to chyba nie bez powodu? – Nachyliłam się nad stolikiem, by uważniej spojrzeć mu w oczy. – Chcesz się z nim spotkać.
– A jeśli nie? – prychnął i nerwowo poruszył na siedzeniu. – Może rzeczywiście chcę cię uwieść, żeby zrobić mu na złość?
Zaśmiałam się cicho i wzniosłam butelkę w geście toastu.
– Geniusz zła – zironizowałam Pociągnęłam łyka piwa i wydęłam usta. – No dobra. Nawet jeśli miałbyś to zrobić, to chyba nie powinieneś mi o tym mówić, co?
– Czemu nie? – Izuna wzruszył ramionami. Na jego twarz powrócił dawny uśmiech.
– No tak. To wszystko wyjaśnia – mruknęłam, po czym oboje się zaśmialiśmy. – A tak serio… Madara jest teraz w szpitalu.
Izuna wyraźnie się spiął. Dobry sygnał.
– Nic poważnego mu się nie stało, pobił się z takim jednym…
– Czyli nic się nie zmienił – podsumował Izuna. Przewróciłam oczami.
– Nawet jeśli… Jutro najprawdopodobniej wyjdzie i myślę, że ucieszyłby się, gdybyśmy go razem odwiedzili.
– Okej.
– Okej? – zdziwiłam się. Nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo.
– Okej – potwierdził. – Skoro tego chcesz.
– A ty?
Izuna zmrużył oczy i dopiero po chwili wzruszył ramionami. Mimo wszystko widziałam, że coś go gryzło. Nie chciał spotkać Madary, byłam tego pewna. Musiałam tylko poznać powód jego niechęci.
– Obojętne mi to.
Okej. Rozmowa przestała się kleić i zapragnęłam się stąd ewakuować. Najwyraźniej Izunę bardzo drażnił ten temat, jednak kiedyś i tak musiał zostać poruszony. Dlaczego więc nie dzisiaj?
Ano dlatego, że Izuna jeszcze nie dorósł do przebaczenia bratu. To była tylko i wyłącznie moja teoria, ale czułam, że może być w tym dużo prawdy. W końcu to właśnie on musiał postawić pierwszy krok i zapomnieć o tym, co było. Madara nawet nie miał możliwości, by spróbować naprawić ich relację, bo przecież nie wiedział, że jego brat jest w mieście. Że wrócił.
Po co wracać, skoro nie zamierza się spotkać z tym, na kim nam najbardziej zależy?
– Nie będę cię do niczego zmuszać – mruknęłam. Duszkiem wypiłam ostatnie łyki piwa i ostentacyjnie odstawiłam butelkę na stolik. – Jak się zdecydujesz, odezwij się. Masz mój numer, prawda?
– Hej, ale chyba się nie obrażasz, co? – zainterweniował od razu. – Reiko.
– Nie no, coś ty. Czemu bym miała?
Izuna popatrzył na mnie podejrzliwie. Pokręciłam głową i uniosłam kąciki ust ku górze.
– Jestem dość zmęczona – przyznałam. – Miałam dzisiaj ciężki dzień i w sumie to najchętniej bym się już położyła.
– Jasne – przytaknął. – Odprowadzić cię do domu?
Zerknęłam na niego niepewnie, ale ostatecznie się zgodziłam. Czemu miałabym odmawiać?

Do mieszkania Deidary wróciłam przed godziną dwudziestą. Zdecydowaliśmy z Izuną zrobić sobie spacer, podczas którego rozmawialiśmy na najróżniejsze tematy, starannie omijając te dotyczące jego brata. Z każdą minutą, spędzoną z chłopakiem, utwierdzałam się w przekonaniu, że mimo rozłąki, wciąż był bardzo podobny do Madary. Niemal identyczne poczucie humoru, szarmanckość no i przede wszystkim ten sam, uwodzicielski uśmiech. Żałowałam, że Izuna nie chce spotkać się z bratem, ale głęboko wierzyłam, że wkrótce się przełamie i z nim porozmawia. Musi.
Już w progu przywitał mnie mój obecny współlokator. W jego niebieskich oczach zauważyłam zmartwienie – musiał już o wszystkim wiedzieć. Zdjęłam buty i kurtkę, a następnie udałam się do kuchni.
– Zaraz ci wszystko opowiem, muszę się napić – wyjaśniłam, sięgając po szklankę. Deidara automatycznie otworzył lodówkę, by podać mi sok jabłkowy. – Dzięki.
Chłopak oparł się o blat szafki, podczas gdy ja usiadłam na krześle i duszkiem wlałam w siebie zawartość szklanki. Nawet nie wiem, kiedy zaatakowało mnie tak nagłe pragnienie
– Co się stało? Dzwonię do Paina, a ten mi mówi, że jest w szpitalu, bo Madara się z kimś pobił – mruknął Dei. Popatrzyłam na niego ze zrezygnowaniem i głośno westchnęłam. Nie chciało mi się wszystkiego opowiadać, ale byłam mu winna wyjaśnienia. Chociażby za to, że zgodził się mnie do siebie przygarnąć.
– Spotkałam się dzisiaj rano z Madarą, bo mieliśmy porozmawiać o… O nas – dodałam speszona i odwróciłam wzrok. – Trochę się poprztykaliśmy i ostatecznie wyszłam przed kawiarnię dość wkurzona, a tam czekał na mnie mój były.
– Twój były? – zdziwił się, a ja cicho zachichotałam.
– No, miałam kiedyś chłopaka, dziwne, nie? – zagaiłam, a Deidara pokręcił głową.
– Nie o to mi chodzi. Tylko…
– Zanim poszłam na studia, miałam pojebanego chłopaka, który przyjechał tutaj żeby mnie ściągnąć na samo dno – wyjaśniłam. Chłopak zmrużył oczy i spiął mięśnie, które wyraźniej odznaczyły się pod rękawami obcisłej, czarnej bluzki. – No i Madara się z nim spotkał.
– Wszystko jasne – fuknął. – I co z nim?
– Ma wstrząśnienie mózgu.
– Pieprzysz. – Deidara pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym głupkowato się uśmiechnął. – A taki z niego fighter – zakpił. Parsknęłam niekontrolowanym śmiechem, podobnie jak blondyn. Może i sytuacja była poważna, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Jeszcze nikt nie wyśmiał Madary pod tym względem.
– Zdarza się najlepszym. – Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po sok. – Ale wierz mi, wygląda jak siedem nieszczęść.
– A ten twój były? – Deidara skinął na mnie głową. – Jemu też się dostało?
– Na szczęście tak. Nawzajem się poturbowali.
– Chociaż tyle… To kiedy wypiszą Madarę?
– Jeśli wszystko będzie dobrze, jutro – mruknęłam. – Mam taką nadzieję.
– Może wpadniemy do niego rano z Sasorim. – Deidara wsunął rękę do kieszeni spodni i wyjął z niej telefon. – Co myślisz?
– Jak chcecie. Choć jeśli go wypiszą, możemy po prostu spotkać się u nich w mieszkaniu.
– Też racja… – Odłożył komórkę i popatrzył na mnie przeciągle. Wiedziałam, o co zapyta. Odruchowo się spięłam, a moje serce zaczęło szybciej tłoczyć krew. – Ten twój były… Co to za koleś?
Westchnęłam i podciągnęłam pod siebie kolana.
– Jeśli nie chcesz…
– Nie no, spoko – zaprzeczyłam. Chwilę bawiłam się szklanką, obserwując przelewający się w niej sok, a później uniosłam wzrok na rozmówcę. – To człowiek chory psychicznie. Poznałam go jak miałam czternaście lat i jak skończona kretynka się w nim zakochałam. On… – chwilę myślałam, jakiego określenia użyć – zgnoił mnie i wysłał na samo dno. Gdybyś mnie wtedy znał, zapewne byś mnie nienawidził.
Deidara przysłuchiwał mi się w skupieniu, choć zdawałam sobie sprawę, że nie ma pojęcia, o czym mówię. Nie chciałam mu zdradzać mojego sekretu, już wystarczająco dużo osób o nim wiedziało – Madara o nim wiedział – i wolałam tego bardziej nie rozpowiadać. Mimo wszystko się bałam, że chłopak zmieni o mnie zdanie, choć reakcja Uchihy była kompletnie inna od spodziewanej.
– W każdym razie… Miałam nadzieję, że wyjeżdżając z rodzinnej miejscowości, ucieknę przed nim. Ale gnojek mnie znalazł i zaczął się wtrącać i mieszać.
– Nie wiem, co takiego zrobił ten koleś, ale mam ochotę mu przypierdolić – skwitował Deidara. Uśmiechnęłam się blado, a ten tylko wzruszył niedbale ramionami. – Wiesz, Rei, jeśli potrzebujesz pomocy, zawsze możesz się do nas zgłosić.
– Wiem – odparłam. Czułam, jak pod powiekami gromadzą mi się łzy. – Wiem. I wiedziałam cały czas, ale… Nie miałam odwagi. – Przewróciłam oczami, a następnie powachlowałam twarz dłonią, z żałosnym uśmiechem przylepionym do ust. – Głupia byłam.
– Heeeej, nie rycz mi tu, no weź. – Deidara odbił się od blatu, by zaraz przede mną kucnąć. – Cokolwiek się nie dzieje, masz nas. Jeśli chcesz, żebyśmy chuja zajebali, powiedz, a razem z Madarą, Painem i Sasorim zajmiejmy się gnojem. Jasne?
– Tak jest. – Skinęłam głową. – Dzięki.
– No. – Chłopak poczochrał mi włosy. – To jaki film oglądamy?

*

Następnego dnia wstaliśmy z Deidarą wyjątkowo wcześnie, bo już o dziewiątej, żeby jak najszybciej dowiedzieć się, co z Madarą. Jak się jednak okazało, Konan i Pain już u niego byli i przekazali nam, że Uchihę wypiszą około godziny dwunastej. Zapewnili nas też, że nie musimy przyjeżdżać, żeby nie robić niepotrzebnego tłumu, co mocno mnie poirytowało, jednak już po chwili przyznałam jej rację. Umówiliśmy się z nimi o trzynastej w domu chłopaków, a tymczasem wsiedliśmy w autobus i pognaliśmy prosto do Sasoriego.
Rudowłosy otworzył nam drzwi jeszcze zaspany, ubrany w same bokserki. Jego mina wyrażała tak wielkie niezadowolenie z naszej, co prawda zapowiedzianej, wizyty, że zerknęliśmy na siebie porozumiewawczo z Deidarą i cicho się zaśmialiśmy. Mimo wszystko udało nam się wpakować do domu bez zbędnych bluźnierstw ze strony chłopaka, a do mojej głowy powróciły wspomnienia ze zorganizowanej tutaj nie tak dawno imprezy. Przypomniałam sobie Madarę, tańczącego z Sakurą, Saia, Itachiego i Sasuke. Mimo wszystko to były dobre wspomnienia, więc uśmiechnęłam się pod nosem i podążyłam za chłopakami do kuchni.
– Rozgośćcie się, ja idę się umyć – mruknął Akasuna. – Tylko niczego nie rozwal, Deidara.
Blondyn prychnął z oburzeniem. Posłałam mu zdziwione spojrzenie, a ten pokręcił ze zdenerowaniem głową.
– Raz zepsułem mu kran, a ten wypomina mi to jak tylko nadaży się okazja – fuknął.
– Czemu rozwaliłeś mu kran? – spytałam z rozbawieniem, gdy Deidara sięgał do lodówki po colę.
– No przecież niespecjalnie! – oburzył się. – Nie wiem, schlany byłem.
– Ach, no tak.
Patrzyłam na Deidarę z wielkim uśmiechem, podczas gdy ten unikał mojego wzroku jak ognia. Nie spodziewałam się, że ta sprawa jest dla niego tak krępująca.
Sasori wrócił do nas po piętnastu minutach, ubrany w ciemne dżinsy i białą koszulkę z kolorowym nadrukiem. Jego rude włosy, jeszcze mokre, swobodnie opadały mu na czoło, co dodawało chłopakowi uroku. Co lepsze, minę dalej miał marną.
– Co wam odbiło, żeby przyjeżdżać do mnie o tak nieludzkiej porze? – warknął, wyciągając z lodówki coś do jedzenia.
– Jest jedenasta – zauważył Deidara. – Byliśmy umówieni.
– Srumówieni – fuknął urażony. Zaśmiałam się cicho. – Chcecie coś zjeść?
– Nie – odparliśmy jednocześnie.
– To dobrze, bo i tak niewiele mam.
Znów rzuciliśmy sobie z blondynem porozumiewawcze spojrzenia, by zaraz przenieść je na naburmuszonego Sasoriego. Musiał mieć wyjątkowo ciężki poranek.
– Pobalowałeś wczoraj, co? – zagadnął Dei. Sasori zmierzył go naprawdę srogim spojrzeniem, zaraz wracając do smarowania chleba masłem. – Nie pytam. – Blondyn uniósł ręce w obronnym geście.
– Co z Madarą? – Chłopak wiedział o wszystkim od Deidary, który zadzwonił do niego poprzedniego dnia z informacjami.
– Wychodzi koło dwunastej. Jedziemy potem do nich.
Sasori rzucił okiem na zegar, wiszący na ścianie za moimi plecami, i skinął głową.
– No dobra. Może nie powinienem się wtrącać, ale co z tym twoim byłym, hm? – Chłopak wskazał na mnie nożem. – Skoro skurwiel się koło ciebie kręci, czegoś chce, prawda?
– Obiecał, że jeśli pojadę na pogrzeb jego matki, odczepi się – przyznałam cicho.
Sasori zamarł, lustrując mnie uważnie wzrokiem. Najwyraźniej zastanawiał się, jak można być tak naiwnym. Widać można.
– I ty w to wierzysz? – prychnął. – Koleś, który przyjeżdża tu specjalnie po to, żeby ci zniszczyć życie, ma się od ciebie od tak odwalić?
– A mam inne wyjście? – spytałam, nieco już wyprowadzona z równowagi. – To jedyne, co mi pozostało. Jeśli nie pojadę na ten pogrzeb, na pewno nie zostawi mnie w spokoju. A tak przynajmniej mam nadzieję…
Zarówno Sasori, jak i Deidara patrzyli na mnie spode łba. Czułam się skrępowana pod ostrzałem ich spojrzeń, powróciło nawet to śmieszne uczucie bacznej obserwacji i strachu, że jeden mój zły ruch może mnie zabić, jednak szybko odgoniłam od siebie te myśli. Wystarczyło spuścić wzrok, by przez chwilę pooglądać swoje paznokcie.
– Ten pogrzeb ma się odbyć w tej waszej wsi? – spytał Sasori. Uśmiechnęłam się krzywo.
– Tak, w tym naszym miasteczku – podkreśliłam, na co Akasuna tylko machnął ręką.
– Jeden pies. I chcesz tam jechać sama?
Przewróciłam z automatu oczami, bo był kolejną osobą, która się o to martwiła. Byłam święcie przekonana, że również Madara poruszy tę kwestię. A ja, owszem, chciałam jechać sama. Nie zamierzałam nikogo prosić o pomoc, poza tym miałam pewność, że bracia Senju i moi rodzice nie odstąpią mnie na krok. Nie groziło mi żadne niebezpieczeństwo.
– Tak – powiedziałam w końcu. Sasori ściągnął gniewnie brwi.
– To wyjątkowo durny pomysł – skwitował. Już otwierałam usta, by coś powiedzieć, ale do rozmowy wtrącił się Deidara.
– Sasori ma rację. Nie powinnaś…
– Oj dajcie spokój – fuknęłam. – Mam tam przyjaciół, którzy na pewno mi pomogą.
– Wiesz, że Madarze się to nie spodoba? – upewnił się blondyn. Posłałam mu urażone spojrzenie, ale w gruncie rzeczy doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
– A dziwisz się? Sam będę odchodzić od zmysłów. Nie wiesz, czy ten frajer da ci spokój, a skoro pobił Uchihę, pobije i twoich przyjaciół.
– Oj przestań. Poniosło ich obu. – Naprawdę chciałam w jakikolwiek sposób wytłumaczyć zachowanie Ibikiego, żeby przyjaciele nie bali się o mnie tak panicznie, ale nie miałam żadnych argumentów. Żadnych.
Morino był gnojem i tyle. Nic i nikt tego nie zmieni.
– Jasne – prychnął Sasori. – Zrobisz jak uważasz, ale moim zdaniem nie powinnaś jechać tam sama.
– Mam was wziąć jako obstawę? – spytałam z rozbawieniem. Widząc poważny wzrok rozmówcy, westchnęłam głośno. Tak właśnie uważał. – Naprawdę dziękuję za troskę, ale nie chcę zawracać wam głowy. Poza tym – dodałam szybko, gdy Deidara chciał zaprotestować – mówiłam już, że tam też nie będę sama.
Przyjaciele popatrzyli na siebie porozumiewawczo i więcej nie wracali do tego tematu. Doskonale wiedzieli, że i tak by mnie nie przekonali do swojej propozycji, choć w gruncie rzeczy z każdą kolejną minutą mój opór zaczynał maleć. Obawiałam się, że całkowicie zniknie, gdy to samo zaproponuje mi Madara. Byłam pewna, że to zrobi.
Z jednej strony chciałam, żeby ze mną pojechał. To by oznaczało, że wreszcie spędzimy ze sobą dużo czasu, poznamy się lepiej i, kto wie, może wrócilibyśmy jako para? A z drugiej… No właśnie, nie chciałam zawracać mu głowy. Miał masę innych zajęć, był pobity i nie powinien wybierać się w daleką podróż, a nie mogłam pozbyć się przeczucia, że mi to zaproponuje. Nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił.
Z domu Sasoriego wyjechaliśmy tuż przed dwunastą, ponieważ Akasuna niesamowicie się guzdrał. W dodatku, gdy już byliśmy w drodze, przypomniał sobie, że nie wziął telefonu i musieliśmy wracać. Na szczęście jechaliśmy jego autem, dzięki czemu stracone minuty nie odbiły się aż tak bardzo na naszej godzinie przyjazdu pod dom chłopaków. Byliśmy pod nim piętnaście po pierwszej.
Idąc po schodach zauważyłam, że trzęsą mi się nogi a serce łomocze jak oszalałe. Wcześniej czułam się oazą spokoju, a teraz z nerwów zapragnęłam wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy i nie miałam zielonego pojęcia, czemu tak się działo. Chciałam sobie przetłumaczyć, że przecież najgorsze mam za sobą, że Madara nie jest zły, ale… Tu chyba chodziło o jego rany. Nie chciałam znowu widzieć podbitego oka i wykrzywionej w grymasie bólu twarzy chłopaka. Może i byłam egoistką, ale jednocześnie zżerały mnie wyrzuty sumienia, że to właśnie Ibiki doprowadził Uchihę do takiego stanu. Czyli poniekąd ja, bo Morino był moim błędem młodości, który ciągnął się za mną jak cień.
Przed drzwiami moje zdenerwowanie osiągnęło apogeum. Zakręciło mi się w głowie, ale na szczęście udało mi się utrzymać równowagę, dzięki czemu nie zdradziłam swoich chorych emocji. Deidara i tak mnie przejrzał; położył mi dłoń na ramieniu i przyciągnął lekko do siebie, jak gdyby chcąc podtrzymać – zarówno na duchu, jak i moje na wpół przytomne ciało. Posłałam mu marny uśmiech, który ochoczo odwzajemnił, a następnie drzwi otworzyła nam Konan.
Zobaczywszy całą trójkę, dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i po kolei, każdemu rzuciła w ramiona. Podobnie jak ja, stęskniła się za przyjaciółmi, co oddała bardziej wylewnie ode mnie.
– Co słychać? – spytała, zapraszając nas do środka. Powoli zdjęłam w przedpokoju buty, nawet nie przysłuchując się rozmowie przyjaciół. W głowie szumiało mi od nadmiaru emocji i chorego strachu. Nie miałam czego się bać, a jednak to uczucie i tak się pojawiało i nade mną dominowało. Ochota, żeby się gdzieś schować, rosła z każdą chwilą.
Pytanie tylko: czemu?
– Reiko? Ej.
Zerknęłam na Konan, która najwyraźniej coś do mnie wcześniej mówiła. Wyprostowałam się i popatrzyłam na nią nieprzytomnie.
– W porządku? – spytała. Podeszła do mnie i przyjrzała mi się uważnie, chcąc wyczytać z moich oczu wszystkie emocje. – Czym się martwisz?
– Niczym – zbyłam ją. Zmarszczyła brwi. – Niczym, o czym powinnyśmy porozmawiać teraz. Przejdziemy się później, co?
– Jasne. – Konan posłała mi ciepły uśmiech i wskazała głową na salon. Słyszałam głos Madary, rozmawiał o czymś z Painem, co najwyraźniej bardzo ich bawiło, bo co chwila się śmiali. W jakiś sposób mnie to odprężyło, dzięki czemu za dziewczyną, Sasorim i Deidarą weszłam do pokoju.
Jak tylko Uchiha nas zauważył, wstał z kanapy i przywitał się z chłopakami, a następnie podszedł do mnie, by ucałować mój policzek. Zadrżałam pod wpływem tego gestu i niemrawo uśmiechnęłam się do chłopaka.
– Wszystko okej? – spytał, unosząc mój podbródek wskazującym palcem. Skinęłam głową i wyswobodziłam się z jego rąk.
– Jak się czujesz? – rzuciłam, odsuwając się o krok. Póki co wolałam zachować dystans. Przypuszczam, że działało tak na mnie towarzystwo pozostałych osób, ale nic nie mogłam na to poradzić.
– Już dobrze. Lekarze mówili, że nic mi nie będzie. – Madara wzruszył ramionami i zwrócił się do pozostałych: – Coś do picia?
– Weźmiemy sobie, siadaj ofiaro – burknął Sasori z ironicznym uśmiechem. Uchiha momentalnie się nachmurzył, ale nie skomentował przytyku chłopaka.
Jak zawsze, wcisnęłam się na fotel i podciągnęłam pod siebie nogi. Pozostali ulokowali się na kanapie, a Pain przyniósł dla siebie dodatkowe krzesło z kuchni. Chwilę później postawił na stoliku szklanki i sok.
– Szczerze? Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek ktoś tak cię poturbuje – stwierdził Sasori. Najwyraźniej chciał dzisiaj podpaść Madarze, bo ten z kolei posłał mu wściekłe spojrzenie. – Albo straciłeś głowę, albo tamten jest naprawdę dobry.
– Raczej to pierwsze – skomentował od razu Uchiha. – Następnym razem mu się nie dam.
– Co? Nie będzie żadnego następnego razu – fuknęłam. Madara rzucił mi przeciągłe spojrzenie, w którym dostrzegłam determinację i chęć zemsty. – Wybij to sobie z głowy.
– Ej, baby głosu nie mają – mruknął Sasori. Myślałam, że go palnę za to stwierdzenie. – Powinnaś wiedzieć, że jak kolesie chcą się pobić, to prędzej czy później znajdą okazję.
– Dobra, kurna, może się bić! Ale nie z Ibikim – fuknęłam. – Nie pozwolę ci na to.
– Obawiam się, że Sasori ma rację – wtrącił się Pain. – Znasz Madarę.
– Ja nic nie mówię – zaśmiał się sam zainteresowany. Już wiedziałam, do czego to zmierza. Uchiha chce rewanżu. I jeśli pojedzie ze mną na pogrzeb, na pewno dopadnie Morino. Musiałam zrobić wszystko, żeby został tutaj.
– Ale widzę, jak się gapisz – warknęłam. – Pogrzało cię? Serio chcesz się z nim bić po tym, jak cię poturbował?
– Następnym razem ja poturbuję jego. – Chłopak wzruszył ramionami. – Wielkie mi halo. Zresztą nawet nie musisz o tym wiedzieć, baranku.
Poczułam się jak piąte koło u wozu. Dobra, może i faceci załatwiają większość spraw między sobą, nie mieszając w to dziewczyn, ale kurna… Madara doskonale wiedział, jak wielką krzywdę wyrządził mi Ibiki i jeszcze chciał mu się narażać? Jeśli mnie przy tym nie będzie, Morino się nie powstrzyma i go zwyczajnie zabije. Tego byłam pewna. Nienawidził Uchihy tylko dlatego, że się z nim zadawałam i jakoś nie chciało mi się wierzyć, żeby nie chciał wykorzystać okazji do sprania mu dupska po raz kolejny. A ten kretyn, Madara, tego nie pojmował.
Zresztą niech się dzieje wola nieba. Uchiha jest przecież dorosłym mężczyzną i nie mogę mu niczego zabronić. Co najwyżej moja rola sprowadzi się do odciągnięcia go od Ibikiego, czyli zrobienia wszystkiego, żeby Madara nie pojechał ze mną na pogrzeb.
A szkoda.
Byłam wściekła. Na tyle, że gdy tylko zadzwonił mój telefon, przyjęłam to z ulgą i jak błyskawica wyszłam z salonu, odprowadzona spojrzeniem Madary.
– Słucham – fuknęłam w słuchawkę, nawet nie patrząc, kto dzwoni.
– Ktoś tu ma zły humor. – Głos Izuny dziwnym sposobem ukoił moje nerwy. Uśmiechnęłam się szeroko i kątem oka dostrzegłam, że Madara wygląda na mnie z salonu. Zmarszczył czoło, zapewne zastanawiając się, kto też w tak magiczny sposób zmienił mój nastrój o sto osiemdziesiąt stopni.
– Nie, nie – zaprzeczyłam. – Tylko trochę pokłóciłam się z Madarą – dodałam cicho. – Czasem uważam, że masz naprawdę durnego brata.
– W końcu się ze mną zgadzasz – stwierdził i zaśmiał się gardłowo. – Słuchaj, dzwonię bo… Przemyślałem naszą wczorajszą rozmowę i rzeczywiście powinienem wreszcie się z nim spotkać.
Zamarłam na chwilę, przyglądając się niespokojnej twarzy Madary. Rozmawiał właśnie z Deidarą, ale po jego gestach widziałam, że się zdenerwował. Zazdrośnik.
– Naprawdę? – wydukałam, a Izuna szybko potwierdził. – To cudownie! – pisnęłam i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, przykuwając tym samym uwagę moich przyjaciół. Konan zmrużyła oczy, ale tylko machnęłam na nią ręką. – A kiedy chciałbyś to zrobić?
– Teraz? – zaproponował. Rzut okiem na Madarę utwierdził mnie w przekonaniu, że to nie jest dobry pomysł. Bracia powinni spotkać się sam na sam, bez niepotrzebnego towarzystwa.
– Wydaje mi się, że to nie jest najlepszy pomysł. U Madary są teraz znajomi i…
– Wyjeżdżam dziś z miasta – oznajmił Izuna. Jego głos nagle stał się dziwnie nerwowy. Ponadto w słuchawce usłyszałam szumy, jakby nagle wyszedł gdzieś na zewnątrz, a sam Uchiha coś cicho powiedział.
– Jak to, wyjeżdżasz?
– Normalnie. I to w sumie za jakieś dwie godziny.
Przygryzłam wargę, rzucając jeszcze raz spojrzenie ku Madarze. Podchwycił je i wyraźnie się zmartwił.
– Nie mogłeś powiedzieć mi tego wczoraj? – fuknęłam.
– Wczoraj sam nie wiedziałem, że będę musiał wyjechać – wytłumaczył się. – Wiem, że robię ci problem, ale nie mam wyjścia.
– No dobra – mruknęłam. – To przyjedź tutaj.
Podałam chłopakowi dokładny adres, po czym się rozłączyliśmy. Nie byłam pewna, czy najście Izuny to dobry pomysł, ale innego wyjścia nie miałam. Skoro chłopak wyjeżdżał, musiał zobaczyć się z Madarą już teraz.
Zastanawiało mnie tylko, co tak nagle skłoniło go do opuszczenia miasta.
Stanęłam w drzwiach od salonu i w tym samym momencie nastała głucha cisza. Wszyscy popatrzyli na mnie z wyczekiwaniem.
– Przyjedzie tu jeszcze jedna osoba – oznajmiłam. – Ale nie powiem wam, kto. To niespodzianka – dodałam szybko. Starałam się nie patrzeć na Uchihę, żeby nie dostrzegł mojego podenerwowania.
Usiadłam z powrotem w fotelu i starałam się zająć rozmową z Konan. Chwilę później w pomieszczeniu znów zrobiło się głośniej – męska część naszego towarzystwa skupiła się na komentowaniu jakiegoś meczu, natomiast ja z przyjaciółką cicho gawędziłyśmy o jej ogromnym problemie, jakim była konieczność kupienia Painowi prezentu na jego zbliżające się urodziny. Kompletnie o nich zapomniałam, więc razem zaczęłyśmy się zastanawiać, co chłopak chciałby dostać.
Po, mniej więcej, piętnastu minutach, moja komórka znów rozbrzmiała głośnym dzwonkiem. Kolejny raz wyszłam z salonu i odebrałam połączenie od Izuny.
– No co tam? – spytałam i odrzuciłam włosy na plecy.
– Jestem na miejscu. Zejdziesz na chwilę na dół? – poprosił. Rzuciłam spojrzenie na pokój i, nie wiem po co, skinęłam głową.
– Jasne, już idę.
Weszłam na sekundę do salonu powiedzieć tylko, że zaraz wracam i nie czekając na odpowiedź, ubrałam buty i pognałam na zewnątrz. Przyjemny powiew ciepłego powietrza uderzył w moje policzki i potargał włosy jak tylko znalazłam się w zasięgu promieni słonecznych. Próbowałam odszukać spojrzeniem znajomego, jednak okolica ziorała pustką; nawet pies z kulawą nogą tędy nie przebiegał.
Dopiero po chwili w oczy rzucił mi się czarny volkswagen passat, którego przednia szyba od strony pasażera powoli sunęła w dół. Nachyliłam się z daleka, by dostrzec, czy aby na pewno siedzi tam Izuna i dość szybko dostałam potwierdzenie. Pewnie podeszłam do samochodu i zerknęłam na niego przez okno.
– Hejo – mruknęłam z uśmiechem. – Co się tak czaisz w samochodzie? Wyłaź.
– Za chwilę – obiecał mi. – Muszę jeszcze z tobą porozmawiać. Wsiądziesz na sekundę?
Zmarszczyłam brwi, zaskoczona nerwami, które wyraźnie nim targały. Patrzył to na mnie, to na kamienicę, a zaraz przenosił wzrok zupełnie gdzie indziej. Dodatkowo zaciskał dłonie na kierownicy, kompletnie nad tym nie panując. Czyżby aż tak obawiał się spotkania z bratem?
Wyprostowałam się i zerknęłam na okno salonowe, wychodzące na ulicę. Stała w nim Konan i uważnie mi się przyglądała. Ręce założyła na klatce piersiowej, widocznie niezadowolona, że znikam bez słowa.
– To nie jest najlepszy pomysł. Wkurzą się, że długo nie wracam – zauważyłam, choć była to najgłupsza wymówka świata. W gruncie rzeczy chciałam jak najszybciej nakłonić Izunę do wizyty u brata, żeby przypadkiem nie odjechał bez słowa.
– Reiko…
– Czego się boisz? – spytałam. – Przecież Madara cię nie zabije.
– Jeszcze byś się zdziwiła – powiedział pod nosem. Zreflektował się dopiero wtedy, kiedy powoli odsunęłam się od samochodu. – Reiko!
Izuna niespodziewanie wysiadł z auta i w zabójczo szybkim tempie do mnie podszedł. Nim zdążyłam się zorientować, złapał mnie mocno za łokieć i do siebie przyciągnął. Zabolało. Popatrzyłam na niego zdenerwowana i nieco wystraszona, a to, co dostrzegłam w jego oczach, przeraziło mnie jeszcze bardziej. Malowała się w nich dziwna furia i szaleństwo, którego do tej pory nie widziałam.
– Izuna?
– Wsiadaj – charknął. Przymknął powieki i na chwilę odwrócił głowę, żeby się uspokoić. To jednak na mnie nie podziałało; mój strach wzrósł do tego stopnia, że odwróciłam się, by poszukać wsparcia w Konan. Jej jednak już nie było w oknie. – Proszę.
– O co ci chodzi? – syknęłam. – Przyjechałeś tu zobaczyć się ze mną, czy z Madarą?
– Przyjechałem tu, żeby cię porwać – powiedział wprost. Patrzył mi przy tym tak intensywnie w oczy, hipnotyzował ciemną barwą dwóch spodków, tak nieruchomych i zdenerminowanych, że nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku, nie mówiąc już o tym, żeby choćby mrugnąć. Zamarłam z lekko rozchylonymi ustami, niezbyt zgrabnie spoglądając na poważnego jak śmierć, chłopaka. To było dziwne. Dziwność ta odbiła się w moim żołądku, powykręcanym na wszystkie możliwe sposoby, oraz w gardle, w którym aktualnie znajdowało się serce, ale również fragment płuc. Wstrzymywałam oddech, dopiero teraz to zauważyłam.
Wypuściłam powietrze ze świstem, by później głośno się roześmiać i poklepać Izunę po ramieniu. Wyszedł mu wyśmienity żart. Rzadko kiedy udaje się komuś tak mnie nastraszyć, ale uciekająca histeria z mojego serca była tego warta. To cudowne rozluźnienie i szczery uśmiech, przyozdabiający moją twarz – jego nie, chłopak wciąż był nienormalnie poważny – zwieńczył cały dowcip.
– Nieźle – skomentowałam i odruchowo objęłam się za ramiona. Nie podobał mi się sposób, w jaki Izuna na mnie patrzył. Szaleństwo nie zniknęło z jego oczu. Wręcz przeciwnie: z każdą chwilą rosło. Osaczało mnie i kazało się zastanowić, czy słowa o porwaniu na pewno były żartem.
Z jednej strony nie chciało mi się wierzyć, że Izuna Uchiha mógłby mnie uprowadzić, jednak wracając do naszej rozmowy, szybko doszłam do wniosku, że to całkiem możliwe. Skoro nie uwieść, porwać. Odegrać się na Madarze. Zniszczyć mu życie.
Zemścić się.
Spoważniałam. Automatycznie rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu ratunku, ale ten znikąd nie zamierzał nadejść. A gdy tylko chciałam zerknąć powtórnie na okno, mocne szarpnięcie za ramię mi na to nie pozwoliło.
– Co ty wyprawiasz? – syknęłam, chcąc wyrwać z jego dłoni rękę. Trzymał mnie na tyle mocno, że sprawiał mi autentyczny ból.
– Porywam cię – warknął, ciągnąc mnie w stronę samochodu. Przez chwilę byłam w tak wielkim szoku, że mimowolnie pozwoliłam mu podprowadzić się do pojazdu. Nawet nie próbowałam się wyrywać. Poddałam mu się tylko dlatego, że wciąż w to nie wierzyłam.
– P-porywasz? – wydukałam. – Nie możesz mnie od tak porywać!
– Mogę – stwierdził. Odwrócił się do mnie i przyciągnął na tyle blisko, że nasze nosy się ze sobą stykały. – Nikt mi nie zabronił uprowadzić Reiko Ryusaki.
Po moim kręgosłupie przebiegł koszmarnie zimny dreszcz. Nogi stały się jak z galarety, zaczęłam cała dygotać, jednocześnie będąc niezdolną do choćby krzyknięcia marnego „pomocy”. Z każdą sekundą przekreślałam swoją szansę na ratunek. Sytuacja ta była dla mnie na tyle irracjonalna, że nie umiałam się zdobyć na wołanie o pomoc. Nie wierzyłam, żeby brat Madary przyjechał tutaj tylko po to, żeby mnie, kurwa, porwać. To w ogóle nie wchodziło w grę. Nie mogłam być taką życiową fajtłapą, żeby ciągle spotykały mnie jakieś nieszczęścia. Ibiki, niechciana ciąża, pożar, poważne złamanie nogi, kurna jakieś chore bójki moich znajomych z Moirno, a teraz to?! To musiał być jakiś sen. Zły sen. Koszmar. Ale wciąż sen.
– Co ty bredzisz? – jęknęłam. – Izuna, przecież…
– Przecież co? – warknął. – No co? No?
– Puść mnie – żażądałam. Chciałam zabrzmieć stanowczo, ale głos mi się załamał.
Izuna uśmiechnął się cierpko, jak gdyby z wielkim bólem, by następnie pokręcić głową. Odsunął się ode mnie, ale w dalszym ciągu trzymał moje ramię w stalowym uścisku.
– To… To raczej niemożliwe, Reiko. Niemożliwe.
– Nawet więcej, niż możliwe. – Usłyszałam za sobą. Uchiha gwałtownie podniósł wzrok i zacisnął szczęki w ten sam sposób, jak zawsze robił to jego brat. Jakkolwiek słowa Madary powinny na niego zadziałać, tak przyniosły wręcz odwrotny skutek. Izuna jeszcze mocniej ścisnął moją rękę, przez co aż się wykręciłam z bólu i cicho jęknęłam.
– Widzisz? – syknął do mnie, potrząsając moim ciałem. – Wszystko spierdoliłaś. Wszystko.
Patrzyłam na niego jak na wariata, nie mogąc jednocześnie pojąć zachowania Madary. Znajdował się za moimi plecami, ale nie reagował. Widział, jak jego brat umyślnie zadaje mi cierpienie i, do jasnej cholery, stał w miejscu!
Chwilę później włączyła mi się taka mała żaróweczka w mojej równie małej główce – przecież miał wstrząśnienie mózgu i był cały poobijany. W walce z Izuną zapewne jeszcze bardziej by oberwał.  
– Puśc ją. – Głos Madary przesączony był wściekłością. Wolałam nawet na niego nie patrzeć; jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby odnosił się do kogoś z taką nienawiścią. Nawet w stosunku do Ibikiego był milszy, o ile można to tak określić.
– Ty mała szujo. – Izuna wciąż patrzył prosto na mnie. Mówił do mnie. Ignorował Madarę i skupiał się jedynie na tym, żeby zniszczyć mnie psychicznie. Teraz to ja byłam jego nowym celem. Nie brat. Ja. – Powinnaś być grzeczniejsza.
– Mówię do ciebie, Izuna.
– Spierdalaj! – wrzasnął, pociągając za moje ramię. Przyciągnął mnie do swojego ciała i mocno objął. Ręka, wyswobodzona z potężnego uścisku, wreszcie mogła odpocząć. Nieprzyjemnie pulsowała, ale przynajmniej mi nie odpadła, huh. W tej sytuacji zawsze to jakiś pozytyw.
Odważyłam się zerknąć na Madarę. Stał dumnie wyprostowany z rękami założonymi na klatce piersiowej. Nie wyglądał na osobę, która zamierzała uratować mnie z opresji. Jedynie oczy go zdradzały. I głos. Wszystko inne wskazywało, co najwyżej, na podenerwowanie lub całkowitą pogardę.
– On jest głuchy, czy co? – wyszeptał mi do ucha Izuna, chorobliwie pobudzony. Dyszał jak jakieś zwierzę, co wprowadzało mnie w jeszcze większe zaniepokojenie. Nie miałam zielonego pojęcia, co tu się właściwie działo. Chciałam wydrzeć się na Madarę za to, że pozwala bratu to robić, ale jednocześnie czułam, że nie powinnam. Miałam ochotę rzucić się do ucieczki i w magiczny sposób wyswobodzić z silnego uścisku Izuny, ale w zamian stałam tylko w miejscu. Byłam oniemiała i skamieniała jak słup soli. Po prostu pozwoliłam wydarzać się teraźniejszości, zupełnie, jakby mnie tutaj nie było.
– Powiedziałem, żebyś ją puścił – powtórzył spokojnie Madara. Jego opanowanie i mi powoli się udzielało, bo rytm mojego serca wracał do normy, choć wciąż nieprzyjemnie mocno uderzał we wszystkie żyły i tętnice.
– Powiedziałem, żebyś spierdalał – warknął Izuna. – Skoro ty odebrałeś dziewczynę mi, ja odbiorę tobie!
Madara nabrał powietrza do płuc i nieśpiesznie je wypuścił. Chyba zastanawiał się, co powiedzieć, podczas gdy ja tymczasem odchodziłam od zmysłów.
Zdecydowanie nie tak wyobrażałam sobie ich spotkanie.
– Nie odebrałem ci dziewczyny, Izuna – zawyrokował w końcu starszy z braci. – Zrozum.
Wraz z jego słowem, dotarł do mnie dźwięk syreny policyjnej. Zbliżała się do nas, a napięcie między nami osiągnęło punkt kulminacyjny. Mój niedoszły porywacz przycisnął mnie do siebie tak potężnie, że odruchowo zaczęłam się wyrywać, bo brakowało mi tchu. Szarpnęłam się mocno, ale jego silna ręka nawet nie drgnęła. Podobnie, jak Madara. Dalej stał w miejscu i mierzył brata pełnym nienawiści spojrzeniem. Jedyne, co się w nim zmieniło, to układ jego rąk: tym razem włożył je do kieszeni spodni.
– Odebrałeś! – charknął Izuna. – Odebrałeś ją, kurwa! Odebrałeś!
– Puść Reiko – poprosił Madara. Zero reakcji. – Puść ją.
Radiowóz był coraz bliżej.
– Powiedziałem puśc ją.
Zerknęłam w lewo; widziałam migającą syrenę samochodu policyjnego. Niby nie wierzyłam, że jedzie do nas, ale tak bardzo pragnęłam, żeby zatrzymał się obok i powstrzymał rękę Izuny przed zmiażdżeniem mi wszystkich żeber, że natychmiastowo zaczęłam się o to cicho modlić.
– Posłuchaj mnie…
– Nie, to ty mnie posłuchaj. – Izuna odtrącił mnie do tyłu na tyle energicznie, że z trudem utrzymałam równowagę. Oparłam się o samochód, łapczywie oddychając. Czułam się tak, jakbym przed chwilą przebiegła maraton. Bolało mnie całe ciało. – Nigdy ci tego, kurwa, nie wybaczę – warknął, zbliżając się do Madary. Ten z kolei wyjął ręce z kieszeni i złożył dłonie w piąstki. Nie miałam ani sił, ani ochoty, by się pomiędzy nich wpychać. To i tak by nic nie dało. – Nigdy, rozumiesz? Jesteś jebanym gnojem, który odebrał mi miłość mojego życia i zrujnował wszystko, co udało mi się zbudować po stracie rodziców! – Chłopak pchnął brata. Madara nawet nie zaprotestował – pokornie odsuwał się do tyłu z każdym uderzeniem Izuny. – Ty kurwo…
– Niczego ci nie odebrałem – powiedział spokojnie Madara.
Radiowóz zatrzymał się za moimi plecami. Syreny ucichły, ktoś wyszedł z samochodu i trzasnął drzwiami.
– Odebrałeś mi wszystko! – wrzasnął Izuna. – Wszystko!
Madara popatrzył ponad ramieniem brata gdzieś w dal. Po chwili dwóch funkcjonariuszy wyminęło mnie i stanęło w bezpiecznej odległości od braci.
O co tu, u licha, chodziło?
– Izuna Uchiha? – odezwał się jeden z nich. Miał niski, mocny głos.
Wywołany odwrócił się gwałtownie, a dostrzegłszy policjantów, roześmiał się, jakby ktoś opowiedział mu właśnie naprawdę dobry dowcip.
Madara skinął głową, a dwójka mężczyzn podeszła do Izuny i pewnie złapała go za ramiona.
– Idzie pan z nami – oznajmił ten sam policjant, co wcześniej.
– Idę! – krzyknął w opętańczym śmiechu. – Pewnie, kurwa! Znowu mi to robisz, jebany gnoju! – wrzasnął, odwracając się do brata. Funkcjonariusze pchnęli go do przodu, skutecznie prowadząc wyrywającego się chłopaka do samochodu. – Znowu, Madara! Znowu!
Patrzyłam na młodszego Uchihę z szokiem wypisanym na twarzy. Wyglądał na osobę mającą atak niepojętej agresji i czegoś, czego zrozumieć nie umiałam. Oczy szkliły mu z szaleństwa, co dokładnie mogłam dostrzec, gdy trójka mężczyzn mnie mijała. Izuna rzucił mi spojrzenie tak ohydne, że migiem odwróciłam wzrok i przejechałam dłonią po ustach. Pod powiekami zgromadziły mi się łzy bezradności i niezrozumienia. Skołowanie – to idealne słowo opisujące mój aktualny stan.
Policjanci wsadzili Izunę na tylne siedzenie radiowozu, czemu towarzyszyły rzucane w stronę brata wulgaryzmy. Dopiero, gdy jego głos został stłumiony przez samochód, odważyłam się zerknąć na Madarę. On również patrzył na mnie. Z bólem i żalem.
Ta chwila nie trwała długo. Jeden z policjantów podszedł do chłopaka i wymienił się z nim uściskiem dłoni. Drugi zaś stanął przy radiowozie, bacznie lustrując wzrokiem moją osobę.
– Odwieziemy go do zakładu – poinformował mężczyzna Madarę. – Wasza dwójka musi przyjechać na komisariat i złożyć zeznania.
– Jasne. – Chłopak podrapał się po głowie i zerknął na mnie, chcąc dowiedzieć się, w jakim jestem stanie. Proszę bardzo: byłam w rozsypce. Niczego nie rozumiałam i nikt nie pomagał mi zrozumieć, co się stało. Beznadzieja. – Możemy przyjechać za dwie, trzy godziny? – poprosił, po czym nachylił się do policjanta. Jego kolejnych słów nie usłyszałam, za to zobaczyłam, jak skinął na mnie głową. Funkcjonariusz odwrócił się, otaksował mnie spojrzeniem i przystał na propozycję Madary. Uścisnęli sobie dłonie, a gdy wracał do samochodu, zatrzymał się przy mnie i jeszcze raz zlustrował wzrokiem całą moją sylwetkę.
– W porządku? – spytał. Był sporo wyższy ode mnie, a spod jego czapki wystawały blond włosy. Na więcej szczegółów nie zwróciłam uwagi.
– T-tak – wyszeptałam i objęłam się ramionami. – W porządku.
– Jeśli potrzebuje pani pomocy lub wsparcia psychologa, może pani pojechać z nami na komisariat już teraz.
Rzuciłam okiem na radiowóz i prychnęłam.
– Niby jak, skoro Izuna zajmuje tyły?
– Zadzwonię po wsparcie.
– Nie trzeba – zaprzeczyłam szybko. Nie wiem, czemu w ogóle wdałam się w tę dyskusję. –  Dziękuję.
– Na pewno? – Policjant jeszcze raz otaksował mnie spojrzeniem. – Nie wygląda pani najlepiej.
– Na pewno. Dziękuję.
– Rozumiem.
Bez zbędnych słów, funkcjonariusze wsiedli do radiowozu i odjechali, zostawiając mnie z Madarą. Trwałam w swoim otępieniu dopóty, dopóki chłopak do mnie nie podszedł. Dopiero czując jego dotyk, wyrwałam się z marazmu i zerknęłam w górę.
Uchiha wyglądał na skołowanego i nie wątpiłam, że tak właśnie było. Był poważny jak jeszcze nigdy i nadzwyczaj milczący. Nawet bał się mnie dotykać – raptem musnął moje ramię i cofnął rękę.
– Dlaczego mi o nim nie powiedziałaś? – spytał po chwili. Poirytowana, zmrużyłam oczy i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
– Chyba ja powinnam o to zapytać – fuknęłam.
– Zrozum, że… A, kurwa. – Madara przejechał ręką po twarzy i popatrzył na mnie jeszcze bardziej zmartwiony, niż przed chwilą. Jego nerwowe ruchy: drapanie się po głowie, spoglądanie gdzieś w dal i unikanie mojego wzroku, zaczynały mnie irytować. Wszystko to jednak minęło, gdy znienacka przygarął mnie do siebie i zakleszczył w solidnym, czułym uścisku. Łapczywie odwzajemniłam pieszczotę, chcąc nacieszyć się ciepłem jego ciała i rozluźnić, wyprzeć z głowy obraz Izuny. Potrzebowałam wsparcia Madary nawet, jeśli czułam się przez niego w jakiś sposób oszukana. Ukrywał przede mną informację o bracie, a to… To łamało mi serce.
Sama też święta nie jesteś – usłyszałam w głowie i szybko przyznałam temu rację.
– Wszystko ci wyjaśnię, baranku – obiecał, nie przestając mnie przytulać. – Wejdziemy do środka?
– Jasne – wyszeptałam, gdyż moje gardło całkowicie zaschło. Odchrząknęłam, by przywrócić głos. – Jasne – potwórzyłam.
W ciszy ruszyliśmy do mieszkania Madary i Paina. Nawet się nie zorientowałam, że przez cały ten czas Uchiha trzymał mnie za rękę – wciąż byłam w zbyt wielkim szoku, żeby właściwie kontaktować.
Jak tylko znaleźliśmy się w przedpokoju, doskoczyła do nas Konan. Właściwie zrobiła to dość delikatnie, zmartwiona jak rzadko, zaczęła wypytywać co się stało, ale Madara przeprosił ją i wyjaśnił, że wszystko im opowie. Później. Najpierw musiał zająć się mną.
Dwuznaczność tego zdania dotarła do mnie dopiero wtedy, gdy Uchiha uśmiechnął się do mnie zadziornie. Zignorowałam to i potulnie weszłam z chłopakiem do jego pokoju. Usiadłam po turecku na łóżku i z wyczekiwaniem na niego popatrzyłam. Spoczął naprzeciwko mnie z grobową miną. Gdzieś tam pałętało się również zakłopotanie, ale ta powaga zdecydowanie z nim wygrywała.
– Opowiesz mi wreszcie o co chodzi? – poprosiłam. – O co chodziło Izunie? Czemu on tak nagle… Tak nagle się zmienił?
– Kiedy go poznałaś? – spytał w zamian Madara. Naburmuszyłam się, bo oczekiwałam jasnej odpowiedzi na moje pytanie, ale pozwoliłam mu prowadzić rozmowę według jego planu.
– W dniu naszego przyjazdu tutaj – odparłam cicho. Chłopak zmrużył oczy, oczekując, żebym kontynuowała. – W parku – sprostowałam. – Dosiadł się do mnie i zaczęliśmy rozmawiać.
– To mi wystarczy – charknął. Jego zdenerwowanie wzrosło. Zacisnął zęby i zaczął uderzać piąstką w otwartą dłoń. Obawiałam się, że wybuch złości i mnie obejmie w swoim polu rażenia. – Kurwa – warknął. – Wiesz, nie rozumiem… Nie rozumiem, jak oni mogli do tego doprowadzić.
– Kto?
– Lekarze. Lekarze to chuje.
Przyglądałam się chłopakowi ze skonsternowaniem. Niczego nie rozumiałam, ale nie zamierzałam mu przerywać. Targała nim złość i nie trzeba było się z nim przyjaźnić, żeby to widzieć. Madara wręcz kipiał ze wściekłości.
– Izuna jest chory – wyznał w końcu. Nadstawiłam uszu, gotowa zmierzyć się z prawdą. – Po śmierci naszych rodziców on… Nie chcę powiedzieć, że zwariował, ale w gruncie rzeczy chyba tak właśnie było. Zaczął się dziwnie zachowywać. – Madara zwiesił nogi z łóżka i oparł się łokciami o kolana. Wpatrywał się w podłogę, jak gdyby ta miała mu w czymś pomóc. – Stał się bardziej skryty i często wybuchał złością. Chodził do psychologa, a ja robiłem wszystko, żeby mu pomóc. Wszystko. Kurwa. – Schował twarz w dłoniach i chwilę ciężko dyszał. Nie sądziłam, że mógł przeżyć takie piekło. – Poświęcałem mu większość swojego czasu. I wyszedł z tego. Powiedzmy. W każdym razie wrócił do normalności jakieś trzy lata po wypadku. Zaprzyjaźnił się z paroma osobami i poznał dziewczynę, w której zakochał się po uszy. Zresztą ona w nim też. – Madara zacisnął dłonie w piąstki i wyprostował się gwałtownie. Przyglądałam się wściekłości, jaka go ogarnęła, z lekkim strachem. – Gdybym wtedy wiedział… Gdybym kurwa wiedział, że skrzywdzi Ayę, nie pozwoliłbym mu się do niej zbliżyć. Przysięgam. Zabiłbym go, byleby tylko jej nie tknął.
Poczułam się dziwnie. Nie sądziłam, że w tej sytuacji mogę odczuć zazdrość, ale tak właśnie było. Nie miałam pojęcia, co to za Aya ani ile znaczyła dla Madary, ale wnioskując z jego słów – dużo. A to było ciężkie do zniesienia.
Egoistka.
– Miałem wtedy dwadzieścia lat. On osiemnaście. Mieszkaliśmy jeszcze z Sasuke i Itachim, w domu ich rodziców. Aya tradycyjnie, jak w każdy czwartek, była u nas na kolacji. – Spięłam się. Zacisnęłam wszystkie mięśnie ciała, szybko doprowadzając je do bólu. – Zjedliśmy a potem każde udało się do swojego pokoju. I gdy Izuna poszedł do kibla, Aya przyszła do mnie z prośbą o pomoc. – Madara zaśmiał się nerwowo. – Nie wiedziała, co kupić Izunie na urodziny. A on – wyprostował się i zmrużył wściekle oczy – posądził ją o zdradę i… – Ramiona mu drżały. Nie byłam pewna, czy płakał, czy tak targała nim nienawiść, ale wiedziałam jedno: muszę mu pomóc. Otworzyłam stare rany i moją rolą było zasklepienie ich. – Zgwałcił ją i udusił.
Cisza zaczęła upiornie wwiercać się w mój umysł. Nie zorientowałam się, kiedy po moich policzkach poleciały łzy, ani w który momencie zaczęłam drżeć. Wpatrywałam się w Madarę z odrętwieniem, nie mając pojęcia, co zrobić. Całe jego ciało krzyczało o pomoc, podczas gdy ja również jej oczekiwałam. Nie umiałam zachować się w takiej sytuacji. Nigdy, przenigdy nie musiałam się w czymś takim odnajdować, pomagać komuś. Wesprzeć. To mnie zawsze wspierano. To ja byłam ofiarą losu, fajtłapą i życiową niedorajdą. Naiwniaczką, która nie potrafiła sama o siebie zadbać. A teraz okazuje się, że ta niezdara ma komuś pomóc i… Nie umie. Zwyczajnie nie umie.
– Był niepoczytalny – odezwał się w końcu. – Tak stwierdzili psycholodzy. Wylądował w psychiatryku. Nie potrafiłem mu tego wybaczyć. Co z tego, że skurwiel nie wiedział, co robił, skoro zabił niewinną osobę? Osobę, która chciała mu kupić prezent?
Wciąż milczałam, choć Madara wwiercał się we mnie wzrokiem. Spotulniał jednak i się do mnie przybliżył.
– Gdy cię z nim zobaczyłem…
– Wiem – wyszeptałam i spuściłam wzrok. – Wiem, co chcesz powiedzieć.
– Byłem pewien, że mój jeden zły ruch cię zabije. Że ten gnojek wyjmie skądś broń i mi ciebie odbierze.
Madara uniósł mój podbródek. Nie widziałam go szczególnie dobrze przez łzy, ale wyraźnie się rozluźnił. Wyrzucił z siebie cały ból. Kolej jeszcze na mnie.
– Przepraszam – jęknęłam. – Nie chciałam…
– Nie wiedziałaś – zauważył. – Nie twoja wina.
– Zachowywał się normalnie. – Chciałam to jakoś wyjaśnić. Wytłumaczyć moją naiwność.
– No właśnie. Bo on nie wygląda na wariata. Ale nim jest.
Skinęłam głową. Nie wiedziałam, co więcej mogę zrobić.
– Powinienem był powiedzieć ci wcześniej. Tyle, że nie chciałem, żebyś o nim wiedziała. On nie zasługuje na rozgłos…
– Jest chory – zauważyłam cicho. – Trauma z dzieciństwa…
– Nie usprawiedliwia go – wtrącił. Zabrał rękę i oparł się na tyle blisko, że początkowo wstrzymałam oddech. – Morderstwa nic nie usprawiedliwia.
– Zgadzam się z tobą w stu procentach… Tyle, że… Skoro się leczy… Nie wiem, jak to ująć – westchnęłam. – Chodzi mi po prostu o to, że może Izuna wciąż cię potrzebuje.
– Mnie? – prychnął. – Obwinia mnie o jej śmierć. Wmówił sobie, że się z nią przespałem, żeby łatwiej mu było mnie znienawidzić. Usprawiedliwiał tym sam siebie. Myślisz, że po co do ciebie przyszedł? Planował to. Nie mam pojęcia, jak mu się udało uciec ze szpitala, ani jakim cudem dowiedział się, że tyle dla mnie znaczysz, ale on chciał się zemścić, rozumiesz? A człowiek niepoczytalny nie planuje zemsty.
– Sugerujesz, że…
– Nic nie sugeruję. Po prostu nie uważam, żeby dzisiaj przemawiała przez niego choroba.
– Przykro mi, Madara – powiedziałam po chwili ciszy. – Naprawdę mi przykro.
– Zdążyłem przywyknąć. – Wzruszył ramionami i posłał mi ciepły uśmiech. – Ale nie przeżyłbym, gdyby tobie coś się stało.
– Na szczęście mój rycerz pojawił się w odpowiednim momencie – powiedziałam niepewnie. Madara rozpromienił się, choć w jego oczach dalej malował się smutek.
– Na szczęście – przyznał. – Choć trochę marny ten twój rycerz.
Wzruszyłam tylko ramionami, z uśmiechem przylepionym do ust. Atmosfera zelżała, mogłam wreszcie odsapnąć i przestać spinać mięśnie.
– Przyznam szczerze… Trochę się bałem, że jestem jak mój brat i zajebię swoją dziewczynę jak tylko mi podpadnie – zaśmiał się. – Ale w twoim przypadku zdecydowanie wolałbym mordować wszystkich wokół, byleby tylko się do ciebie nie zbliżyli, baranku.
Uniosłam do góry brwi i z niedowierzaniem pokręciłam głową.
– Nie jestem twoją dziewczyną – zauważyłam przekornie.
– Jeszcze – odpowiedział z taką swobodą, że od razu zrobiło mi się cieplej. Nie tylko na sercu – całe ciało zapłonęło żywym ogniem.
Nie pojmowałam, jak szybko potrafiliśmy zamknąć temat Izuny i skupić się na adorowaniu siebie nawzajem, ale w sumie było mi to na rękę. Madarze zresztą też. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, przynajmniej na ten moment, więc mogliśmy odsapnąć i nacieszyć się sobą. Dosłownie.
Chwilę później chłopak przysunął się do mnie i pozwolił sobie położyć dłoń na mojej talii. Serce automatycznie zaczęło szybciej tłoczyć krew, a w miejscu, w którym mnie dotykał, skóra przyjemnie mrowiła. Pochłaniałam widok na wpół uśmiechniętego Madary jak gąbka wodę. Był tak oszałamiająco przystojny, że z trudem powstrzymałam się od rzucenia na niego z pocałunkami.
– Obiecaj mi, baranku, że jeśli kiedykolwiek odezwie się do ciebie jakiś mój brat, dasz mi od razu znać – poprosił.
– Masz więcej braci? – zdziwiłam się.
– Nie. – Madara uśmiechnął się szeroko. – Dlatego cię o to proszę.
– Obiecuję – mruknęłam. – Coś jeszcze, lub właściwie ktoś, może mnie jeszcze zaskoczyć?
Madara popatrzył mi przeciągle w oczy. Te podniecające prądy przepływające między nami urosły w jeszcze większą moc. Świat nagle przestał istnieć – byliśmy tylko my. Nasze przyśpieszone oddechy, drżące ciała i uczucie, którym się darzyliśmy. Przestałam się oszukiwać – zakochałam się w Madarze po uszy. Po samiuśieńkie czubki uszu.
Chłopak trwał w jednej pozycji, więc zdecydowałam się działać. Pozostawiał mi wybór, którego właśnie dokonałam – chcę z nim być. Teraz i na zawsze. Cokolwiek by się nie działo, pragnęłam dzielić dni z Madarą i topić w jego wielkich ramionach. Z rozkoszy i miłości.
– Mam nadzieję – wymruczał, owiewając moje usta oddechem, by chwilę później złożyć na nich delikatny pocałunek.


Za Wami najdłuższy rozdział na Baranku wszechczasów. Przyznam szczerze, że cholernie się denerwowałam, publikując go. Domyślacie się zapewne dlaczego – chodziło o sytuację z Izuną. Nadal się boję, że mnie zjedziecie, no ale mówi się trudno. xD No i jest trochę przegadany, mało w nim akcji, no ale co zrobić...
A teraz informacja, za którą odgryziecie mi głowę: do końca Baranku zostały dwa rozdziały. ;) Cicho, nie krzyczcie, przestańcie. ._____.
To chyba tyle na dzisiaj. Pozdrawiam Miśki. <3

34 komentarze:

  1. OOOAAAWWWW, WIECZOREM STRZELĘ KOMENTARZ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem na co Ty tak narzekałaś, rozdział wyszedł Ci świetnie!
      Mam tę skrytą nadzieję, że nie namieszasz za bardzo i nie puścisz jej samej, albo przynajmniej ktoś za nią pojedzie na ten pogrzeb. No np. taki Madara, żeby niechcący, przy okazji - zabił Ibikiego. xD
      Ej... Kurwa, strasznie polubiłam przez ten jeden, niedługi fragment Sasoriego. Wykorzystam to. xD O jezu, multum pomysłów. xD
      Od początku wiedziałam, że nie wściubiłaś tu Izuny bez jakiegoś konkretnego powodu. Martwiłam się, że namiesza, ale nie w życiu nie podejrzewałabym, że sytuacja trzyma się aż tak czarnego scenariusza! Przez głowe przeszło mi, że Izuna jest dobry i chce ją uratować przed Madarą, z którego na koniec zrobisz chuja lvl hard, ale jednak nie wypaliło. :D
      Co nie zmienia faktu, że gwałt i uduszenie odrąbały mi głowę. xD
      No i ta końcówka taka miodzio, awwrr. <3
      Będzie mi brakować tej historii. Ale wierzę w to, że nas nie zostawisz. ;__;

      Usuń
    2. http://th09.deviantart.net/fs70/PRE/i/2014/277/1/b/madara_uchiha___shooting_from_the_car_by_lesya7-d81lna2.jpg

      takbardzowcaleniepasujedotwojegokomentarzalol.

      Usuń
    3. A tam świetnie. Nie będę jechać sama na siebie, bo jeszcze Cię przekonam do swoich racji, a wcale tego nie potrzebuję. xDDDD
      Czy namieszam? Nie wiem, zobaczę. :3
      Nie zostawię was, Ty wiesz. :>>>

      <3

      Usuń
  2. O, w końcu notka! Ale mnie tu dawno nie było!

    Pozdrawiam,
    Yuzuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, właśnie przeczytałam notkę, chociaż zaraz umrę z bólu.
      Rozdział jakiś taki słodko-gorzki. Fajnie, że Madara wyszedł ze szpitala i że nic mu nie jest. Stęskniłam się za Sasorim i Deidarą. Ten ostatni pojawił się kilka razy, ale mój ukochany Skorpion nie! I tak mi przyszło do głowy, gdzie jest reszta Akatsuki? Pein, Konan, Itachi, Deidara i Sasori. Wydaje mi się, że gdzieś w początkowych notkach przewinął się Hidan albo Kakuzu albo obaj, ale co z resztą? Itachi i Kisame tak bardzo do siebie pasują. Tylko nie rób z nich pary, bo tego Ci nie wybaczę. Podobnie jak to, że zamierzasz skończyć Baranka!!! Zabraniam Ci! Wiem, miałam nie krzyczeć, ale trudno! 20 rozdziałów to zdecydowanie za mało! Koniecznie musisz napisać rozdziały jak Reiko jest szczęśliwa z Madarą i jak im razem dobrze. Co do Izuny, to miałam podejrzenia, ale trochę mnie zaskoczyłaś Wiedziałam, że coś knuje, ale nie, że jest chory i skrzywdził swoją dziewczynę. Szkoda, najwyraźniej główna bohaterka przyciąga samych popaprańców. Niemniej mam nadzieję, że jego brat wyzdrowieje. I że nasza kochana parka będzie ze sobą już na zawsze i dorobią się słodkich dzieciaczków.
      Hm, mam też do Ciebie prośbę albo może raczej pytanie, ale to później, bo niestety muszę się czymś zająć.

      Yuzuki

      Usuń
    2. Hejooo! No ja się stęskniłam, kochana! ;>
      Hidan był, ale Kakuzu, Kisame i Zetsu tutaj nie wkręcałam. ;)
      A tam za mało. 20 rozdziałów to wystarczająco, nie chcę robić z tego tasiemca. :)
      A co do pytanio-prośby to czekam. Chyba, że wolisz napisać na fejsbuczka lub gg, to zapraszam i tam. ;)

      Dziękuję i pozdrawiam. <3

      Usuń
  3. Bardzo mi się podobał rozdział.
    A ja tak lubiłam Izunę! W życiu bym się nie spodziewała, że może być chory! Wyobrażałam sobie, że pogodzi się z Madarą i wszystko będzie fajnie, a tu proszę.. Ale i tak mi się to podobało. xD
    Końcówka najlepsza!! Nawet nie wiesz ile ja na to czekałam!
    A teraz powiedz mi proszę.. jak to dwa rozdziały?! I ty mówisz (piszesz) to z takim spokojem? I teraz nie wiem sama.. mam płakać, bo mój ulubiony blog się kończy, czy planować twoją śmierć? Pomóż mi rozwiązać ten dylemat, bo naprawdę nie wiem. ;_;
    Tak czy inaczej weny na ostatnie (!!) rozdziały! :c xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uffff, kamień z serca. Bałam się, że mnie zjedziecie za Izunę. xD
      Taaaak, piszę to z ogromnym spokojem. xD Ale wierz mi, gdybym zaczęła robić z tego modę na sukces, to szybko byście się zanudzili. Zresztą pewnie zaczęłabym mieszać i już w ogóle zostałabym obrzucona mięsem. xD
      Umierać nie chcę, jak ktoś przeze mnie płacze też nie lubię. Ciesz się, że nie zawiesiłam bloga, czy coś. :DDDD (ale pocieszenie, nie?)
      Dziękuję bardzo i pozdrawiam. <3

      Usuń
  4. Ok... może zacznę tak... Za Chiny nie odgadłabym, że Izuna mógłby być chory psychicznie, a tym bardziej, skrzywdzić swoją dziewczynę. Ale to już napisały poprzednie komentatorki. Sasori każący na siebie czekać? Sasori roztrzepany? Nie wiem, czy powinnam, ale czytając ten fragment lałam ze śmiechu na podłodze. Ale... więęęęęcej Deidary T^T. Proszę. Mam nadzieję, że odegra jakąś-tam rolę na koniec. Co do końca... 2 rozdziały. Liczę na nowego blogaska, bo na jednopartówkach długo nie pojedziesz. No i... mam takie wrażenie, że pomimo tego zakończenia, o tutaj *wskazuje rozdzialik*, to sam koniec będzie w jakimś stopniu Bad Endem. Aaaale, ja już się zamykam i przy okazji poganiam do napisania następnego rozdziału.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię koloryzować postaci. Tu niby Sasori nie lubi, jak musi na kogoś czekać, a sam do tego doprowadza. Jak najbardziej to lubię. :3
      Co do nowego bloga to mam plany, ale będziecie musieli na niego długo poczekać. Obiecałam sobie, że najpierw napiszę całą historię, a dopiero potem będę publikować, żeby się nie pogubić. :)
      A co do zakończenia Baranka, to pożyjemy, zobaczymy. xD
      Dziękuję i pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. Chyba powinnam Cię udusić za to, że tak niespodziewanie oznajmiasz, że jeszcze tylko dwa rozdziały i kończysz Baranka. Powinnaś wiedzieć, że o takich rzeczach wspomina się z dziesięć postów wcześniej, młoda damo! W tym miejscu też chciałabym Cię przeprosić, że zwlekałam z komentarzami pod każdym z ostatnich jakichś trzech rozdziałów, jednak wolałam poczekać z nimi do czasu, aż przemyślę ostatnie wydarzenia ze świata Reiko :)
    Sam rozdział, niezmiennie jak wszystko spod Twojego pióra, bardzo przypadł mi do gustu. Cieszę się, że w końcu sytuacja związana ze skrywaną przeszłością dziewczyny stała się w miarę klarowna, choć zapewne znacznie lepszym wyjściem dla Reiko byłaby sposobność wytłumaczenia się Madarze w okolicznościach innych niż te zaistniałe. Niemniej jednak napawa mnie pewnym rodzajem satysfakcji fakt, że Morino zobowiązał się do pozostawienia w spokoju głównej bohaterki jeśli ta spełni jego prostą prośbę. W moich oczach wygląda to tak, jakby po prostu przegrał. Z Madarą, z Reiko, z jej przeszłością i przede wszystkim ze swoją. Czy dotrzyma obietnicy - zobaczymy, choć mam przeczucie, że ten koleś naprawdę jej odpuści i w końcu zajmie się swoim życiem. Być może zabrzmi to okrutnie, mówienie o śmierci w jakimkolwiek innym kontekście niż ten nieszczęśliwy, jednak jak widać odejście pani Morino miało chociaż jedną pozytywną stronę.
    Ostatnimi czasy zaskakuje mnie, oczywiście pozytywnie, postać Madary. Emanująca z niego troska jest ujmująca, przez co w zestawieniu Reiko-Madara, ta pierwsza naprawdę wiele traci. Zdaję sobie sprawę, że jej obawy są uzasadnione, w pewnym sensie i do pewnego momentu oczywiście, lecz powinna wyluzować. Pierwszy lepszy przykład irracjonalnego strachu: obawa przed reakcją Paina.
    Jako urodzona fanka rodziny Uchiha powinnam nie być w stanie darować Ci zrobienia z Izuny jakiegoś psychola, ale wyszło Ci to tak znakomicie, że nie potrafię się pogniewać. Swoją drogą jak przyjrzałam się grafice przedstawiającej zbliżenie jego twarzy doszłam do wniosku, że to szaleństwo bardzo mu pasuje xD
    I tylko te późniejsze słowa Madary były dobijające, że jego brat zgwałcił i zabił... Wyobrażam sobie, jak musiała się poczuć Reiko ze świadomością, że dotykał ją gwałciciel. To już chyba lepiej byłoby być dotykaną przez Ibiki'ego. A szkoda, bo myślałam, że plan Izuny dotyczy tylko i wyłącznie okręcenia sobie wokół palca biednej Reiko, tak, by zrobić na złość Madarze.
    Mam nadzieję, że sielanka głównych bohaterów będzie już trwać. W końcu odkąd tylko się poznali, ich wspólna droga zawsze była naznaczona jakimiś kłopotami. Można więc rzec, że należy im się dłuższa chwila wytchnienia. Z niecierpliwością oczekuję ciągu dalszego, tym bardziej, że naprawdę ogromnymi krokami zbliżamy się do końca.
    Całuję i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie krzycz Mizu, nie krzycz. :< Ja sama nie wiedziałam, ile rozdziałów będzie miało baranku, stąd to zwlekanie z informacją. xD
      Jeej, jesteś chyba jedyną osobą, która wierzy w przemianę Morino! Choć może nie przemianę, ale to, że odpuści. Cieszy mnie to. :>
      Wohoooo, Mizu daruje mi życie, yaaaay. xD Cieszę się, że zrobienie z Izuny psychola przypadło Ci do gustu. :3
      Czy sielanka będzie trwać to nie powiem. Nie zdradzę nic, a nic. Zobaczysz niebawem. :>

      Buzioooole. <3

      Usuń
  6. ;^; jak pięknie <3 dopiero przeczytałam i moje serduszko puka jak oszalałe...
    Dlaczego tylko dwa?! Przecież miało być więcej! Ja się nie zgadzam! Ale tak wogóle to cudny rozdział.
    Kto by się spodziewał, że Izuna tak się zachowa? No dobra podejrzewalam że z nim jest cóś nie tak, ale bardziej prawdopodobne wydawały mi się bliższe kontakty z ibikim...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama też myślałam, że będzie więcej tych rozdziałów, ale doszłam do wniosku, że nie chcę zrobić z tego tasiemca. :)
      Dziękuję za komentarz! Pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. O nie, nie, nie, nie ma mowy żebyś miała skończyć. Nawet tak nie mów, bo dostanę szoku, padnę na zawał a ty stracisz czytelniczkę.
    A tak się zastanawiałam jaką rolę dostanie Izuna, ale wersji z psycholem-mordercą nie przewidywałam. W ogóle mam wrażenie, że Reiko przyciąga wszelkiego rodzaju niebezpiecznych typków. Madara jest tutaj absolutnie uroczy kiedy ją ratuje.
    Ciekawe jakież niespodzianki czekają na tym pogrzebie. Nie wierzę, że tylko się pomodlą, Ibiki da im spokój i dalej sielanka.
    Rozdziały im dłuższe tym lepsze :) czekam na next.
    Powodzenia i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaak, kończę kończę. To już postanowione. ^^ I nie, nie umieraj, proszę. <3
      Kolejny rozdział już się pisze, więc mam nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu dowiecie się, jak minął pogrzeb. :>
      Dziękuję i pozdrawiam. :)

      Usuń
  8. Cześć!
    Z tej strony Shiroi Yume z Wywiadów. Zostałaś zgłoszona przez Mayako do wywiadu z Hoshi Akairo, dlatego też proszę o potwierdzenie chęci do wzięcia w nim udziału w tej zakładce. W razie chęci zmiany dziennikarza proszę o stosowną informację w komentarzu.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Może jeszcze jakiegoś popierdoleńca masz zamiast tu wkręcić? Ej no, spodziewałam się rodzinnego happy endu, a nie psychola-mordercy z gumowego ośrodka. "To ja byłam ofiarą losu, fajtłapą i życiową niedorajdą." - czuję więź z Reiko.

    Ogólnie to Rei zaczynała mnie już drażnić tą swoją pipowatością. Dobrze, że w końcu zrobiła się szczera i zaczyna myśleć, bo miałam ochotę sprzedać jej kopa w dupę. "NIEE NIE POWIEM NIC NIKOMU", "SAAAMAAA DAM RADĘ", no szlag mnie już z nią trafiał. Mam nadzieję, że na ten pogrzeb też nie pójdzie jednak sama bo jeśli tak to znaczy, że jest murzyńską pałą do kwadratu.

    OSTATNIA SCENA <3 AWWWWWWWWWWWWWWWW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie, obiecuję. Żadnych popaprańców. xD
      Murzyńska pała do kwadratu - uwielbiam Cię. <333333 Twoje komentarze zawsze zwalają z nóg. xD

      Kocham. <3

      Usuń
  10. Aaaaaaa ;( ;`( ;c
    Musze se popłakać buuuuu

    OdpowiedzUsuń
  11. No ale płakałam ze wzruszenia i jednocześnie z żalu, że mój Baranek się kkończy. Moja inspiracja! Kobieto poruszyłaś tym blogiem moje szare komórki, które w końcu zaczęły tworzyć coś konkretnego i tak poprostu zabierasz mi teraz tchnienie ;c
    Co do Izuny zaczęłam podejrzewać, że ma powiązane interesy z Ibikim ale jednak mnie zaskoczyłaś. W szoku byłam jak czytałam to oczym mówił Madara.. Ja na miejscu Rei to bym się na niego rzuciła i tuliła całą noc!
    Cieszy mnie bardzo zakonczenie rozdziału uuu buzi buzi może nowy rozdział zaczniesz czymś przyjemnym dla zmysłow hmmm? Serio nie podaruje Ci jak w tych 2 ostatnich rozdziałach nie pojawi się erotyk Madary z Reiko! ❤
    I nie wysylaj Rei na ten pogrzeb bo mam złe przeczucia.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie płacz, nie płacz. <3 Nie warto! :>
      Nie zabieram, Baranek dalej będzie w sieci, możesz wracać kiedy tylko chcesz. :D I wzruszyłaś mnie tym wyznaniem! Jejkuuuu. :>
      Uhu, erotyk Madary z Reiko, zachciało się. xD Nie wiem, zobaczę. xD
      Dziękuję bardzo i również pozdrawiam. <3333

      Usuń
  12. Nie!! Proszę, naprawdę musisz już kończyć tą historię?? Napiszesz coś jeszcze prawda? Jakieś nowe opowiadanie? :) Rozdział bardzo mi się podobał, jak zawsze. W końcu główna bohaterka zmądrzała. Madara jest taki super, no po prostu się w nim zakochałam. Ja też tak chce! Izuna myślałam, że chce zabrać Rei do Ibikeigo. Ale na szczęście nie. Naprawdę bałam się, że były Rei coś znowu wykombinował. A tu tylko chciał się zemścić na bracie. Swoją drogą to Rei jest pechowa, ciągle się jej coś dzieje. Złamana noga, były chłopak, przeszłość, porwania. czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam, weny i wgl :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musieć nie muszę, ale chcę. Ciągnięcie czegoś w nieskończoność to nie jest dobry pomysł, no i pewnie namieszałabym w tej historii na tyle, że byście mnie znienawidzili. :DDD
      Dziękuję za komentarz. Buziaki. :)

      Usuń
  13. "Poczułam dziwny ścisk w żołądku na samą myśl, że jeszcze parę miesięcy spałam w jego łóżku jak gdyby nigdy nic." Chyba zjadłaś "temu". :D
    "Ano dlatego, że Izuna jeszcze nie doroślał do przebaczenia bratu." Nie dorósł chyba, hmm? :3
    Koniec Baranka? ;_; Jak humor mi się poprawił przez rozdział, tak teraz kiszka. :<
    Rozdział świetny, jak zawsze. Jak myślisz, że próba porwania przez wyrafinowanego psychopatę i NARESZCIE przyznanie się do swoich uczuć przez Reiko to brak akcji to sory Skarbie, aż się boję rozdziałów gdzie ilość akcji uważasz za wystarczającą. :D
    Czemu mam przeczucie, że Madara jednak pojedzie za Reiko z innymi jej przyjaciółmi na ten pogrzem, że Ibiki będzie próbował zrobić coś złego i ostatecznie pożegna się z życiem bo Madara ostatecznie obroni swojego niewinnego (no ciekawe) baranka? To się nie może skończyć tak kolorowo, że po prostu się od niej odczepi i wszyscy będą zadowoleni. XD
    W każdym razie, hej, dwa rozdziały. Zbliżamy się do momentu kulminacyjnego! :D Z jednej strony jestem ciekawa jak to wszystko rozwiążesz, a z drugiej - kurde, to serio musi się kończyć? Mogłabyś dodać coś a'la epilog, jak to za 10 lat Reiko i Madara są już po ślubie z małymi Uchihami latającymi pod nogami itp. :D Myślę, że nikt by czymś takim nie pogardził. XD
    Życzę nadzwyczajnej weny! :*
    Lorie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lecem poprawiać błędy, dziękuję! :>

      Aaaa przestań, ja nikomu nie chciałam psuć humoru, a tu wszyscy jak jeden mąż lamentują. Aż mam wyrzuty sumienia. xD Ale nie zmienię decyzji, twarda ze mnie babka!
      Hahah nie mogę nic zdradzić, nie byłoby niespodzianki. xD Ale podobają mi się Twoje podejrzenia. :D
      Wiem, że byście nie pogardzili, natomiast po mojej głowie chodzi całkiem inna myśl, przez którą byście mnie znienawidzili, mheheh. xD Ale cicho, milczę. xD
      Dziękuję bardzo i pozdrawiam! <3

      Usuń
  14. No nie wierze xDD Izuna psychopata xD No ładnie , w psychiatryku pewnie go nie zauważyli ze go nie ma xDD Ta scena z kiedy policja go zabierała normalnie czułam się jakbym stała obok Reiko xD ty za dobrze piszesz te opowiadania xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak Ci się podoba. :3
      Buziaki!

      Usuń
  15. Zaczęłam pisać bloga, w którym też ma być historia z Madarą, ale jak wczoraj zaczęłam a dziś skończyłam czytać Twoje opowiadanie, to całkowicie straciłam wiarę w jakiekolwiek moje zdolności. Stworzyłaś po prostu genialną historię rewelacyjnie napisaną!! Nie mogłam się odkleić od laptopa ^^ Już nie mogę doczekać się następnych rozdziałów i oczywiście rozpaczam na wieść, że planujesz zakończyć i to dość niebawem, bo jak coś mi się spodoba to mogłabym czytać to w nieskończoność - a Twoje rozdziały zafascynowały mnie i mi serduszko pęka. Może jeszcze coś fantastycznego wpadnie Ci do głowy i przedłużysz - będę zachwycona.
    Od początku mnie zaintrygowało na jakiego typa wykreowałaś Madarę i powiem szczerze, że w pewnych momentach obawiałam się, iż happy end z tego wyjść już chyba nie może, ale jednak może... może xdd Taką mam skrytą nadzieję, jako wielka miłośniczka szczęśliwych zakończeń :P W każdym razie,się wciągnęłam i rozemocjonowałam, aż już nie wiem co napisać. Chyba tyle, że Twoje opowiadanie uwiodło mnie jak Madara swojego Baranka ^^
    Naprawdę wspaniale się czyta i mam nadzieję, że nawet jeśli tę historię zakończysz, to napiszesz jakąś kolejną, która mnie równie porwie!
    Pozdrawiam! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no przestań! Nawet tak nie mów. :) Ja chętnie poczytam bloga o Madarze, bo nie znam takowych niestety. A umiejętności na pewno masz i chcę, żebyś mi je pokazała. Nie wymiguj się. :)
      Kolejną historię mam w planach, ale niestety dość odległych. :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)

      Usuń
  16. Takiego rozwoju akcji z braciszkiem to się nie spodziewałam, podejrzewałam, że będzie chciał uwieść Baranka, żeby zemścić się na Madarze, a tu taka historia :o
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Cieszę się, że zaskoczyłam. B|
      Pozdrawiam! :)

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy, pozostawiony na moim blogu komentarz. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna za wsparcie, jakie od Was otrzymuję. Tworzycie tego bloga razem ze mną!
Bardzo proszę, by każdy podpisywał się pod swoim komentarzem. Kochane Anonimy - wyjdźcie z cienia. :)

Szablon wykonała
Mayako
Głęboki Off