Rozsiadłam się w
fotelu, automatycznie wspominając spędzone tutaj chwile. Zerknęłam na pamiętną
kanapę, która w dalszym ciągu napawała mnie obrzydzeniem, a następnie
skierowałam wzrok na drzwi, prowadzące do pokoju Madary. Poczułam dziwny ścisk
w żołądku na samą myśl, że jeszcze parę miesięcy temu spałam w jego łóżku jak gdyby
nigdy nic. Brakowało mi tego.
Wciąż nie mogłam
zrozumieć, dlaczego chłopak tak łatwo mi wybaczył. Sama byłam zła na swoje
beznadziejne zachowanie, a przede wszystkim na to, że zostawiłam go samego,
zakrawawionego pod kawiarnią. Próbowałam sobie tłumaczyć, że nie miałam innego
wyjścia, ale wtedy mój wredny mózg uparcie przypominał mi, że jemu mogło się
stać coś naprawdę poważnego, przez co pojawiały się wyrzuty sumienia. A tych
szczerze nienawidziłam.
Podkuliłam nogi pod
siebie i ułożyłam na kolanach brodę. Może i była to pozycja, która od razu
dawała Konan znać, że coś mnie trapi, ale przecież Tenshi doskonale o tym
wiedziała. To było oczywiste, że nie wybaczę sobie tak łatwo tej sytuacji.
– Masz. – Wzięłam od
przyjaciółki kubek z herbatą i popatrzyłam na nią z wyczekiwaniem. Miałam
nadzieję, że powie coś, co poprawi mi humor. Ta jednak uparcie milczała, więc z
powrotem położyłam głowę na kolanach i wpatrzyłam się w zgaszony telewizor.
– Do dupy – fuknęłam
cicho. – Wszystko jest do dupy.
– Aleś ty głupia. –
Konan westchnęła głośno i rozsiadła się wygodniej na kanapie. – No serio.
Możesz mi wyjaśnić, co twoim zdaniem jest do dupy?
– A jest co wyjaśniać?
– prychnęłam. – Madara dowiedział się prawdy i…
– I co? – wtrąciła
się. – Jakoś nie wyglądał na kogoś, kto cię znienawidził. Czy ty widziałaś, jak
on na ciebie patrzył? Chyba nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy!
– Pewnie jeszcze jest
w szoku – mruknęłam. – Jak tylko poczuje się lepiej, dotrze do niego, co
robiłam i…
– A powiedz mi jedno.
Czy on jest w czymś lepszy od ciebie? – Popatrzyłam na Konan ze zdziwieniem.
Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. – Sypia z każdą napotkaną na drodze laską,
leje się po mordach za pieniądze i jeździ pijany na motorze. Taki z niego
aniołek, Rei?
– Nie. Ale
przynajmniej nikogo nie okradał i…
– Nie licząc tych
lasek, którym odbierał honor…
– Same chciały.
– Bo zapewne liczyły
na coś więcej. Zresztą, uch! Nieważne. Po prostu… – Konan popatrzyła na mnie z
rozbawieniem. – Jemu naprawdę na tobie zależy, Rei. I twoja przeszłość nie ma
dla niego znaczenia, wierz mi.
– Wierzę –
westchnęłam. – Tylko nie wiem, dlaczego. Przecież to…
– Było i nie wróci,
prawda? – dokończyła za mnie Konan. Skinęłam lekko głową.
– A Pain?
Tenshi zmrużyła oczy,
jakby nie rozumiejąc, o co mi chodzi.
– Prawie mnie pobił,
jak przyszłam do szpitala.
– Nawet nie drgnął –
zauważyła z jeszcze większym rozbawieniem.
– Ale widać było, że
mnie znienawidził.
– Ty chyba strasznie
chcesz, żeby ktoś cię nienawidził – fuknęła dziewczyna. – Dobra, może i był
zły, a nawet wkurwiony, ale sama zrozum… Też byś była na jego miejscu. On nie
znał sytuacji, a jedyne, co wiedział, to że zostawiłaś Madarę bez opieki.
– Właśnie. Bez opieki.
– Oj nie łap mnie za
słówka – warknęła.
– Kiedy taka jest
prawda.
Konan pokręciła ze
zrezygnowaniem głową i na jakiś czas umilkła, bym mogła sobie wszystko
poukładać. Nadal byłam w szoku i nie umiałam zebrać myśli. Z jednej strony
wiedziałam, że dobrze postąpiłam, a z drugiej winiłam siebie za wszystko.
Gdybym tylko była mądrzejsza te kilka lat temu… Wrrr.
Nie poznałabyś Konan, hej!
Upiłam kilka łyków
herbaty, a gdy odstawiłam kubek, do mieszkania wrócił Pain z zakupami. Podrzucił
mnie i Konan pod kamienicę, a sam pojechał do sklepu.
– Pomóc ci? – spytała
czule dziewczyna, ale Fuuma zaprzeczył. Zniknął od razu w kuchni.
– On mnie nie znosi –
zauważyłam cierpko. – Unika mnie jak ognia.
– Weź nie bądź durna,
Rei. Skoro Madara cię nie znienawidził, Pain tym bardziej.
Jeszcze mocniej
przyciągnęłam do siebie kolana, nie mogąc poradzić sobie z szalejącą we mnie
niepewnością. Bałam się o Uchihę, bałam się Ibikiego, bałam się, że Fuuma ma do
mnie pretensje. Rozsierdził się we mnie tak okrutny niepokój, że ledwo mogłam
usiedzieć na miejscu.
Pain wszedł po chwili
do pokoju i z uśmiechem opadł na sofę, koło Konan. Zarzucił ramię na oparcie,
jednocześnie przyciągając do siebie dziewczynę. W jego drugiej ręce znajdował
się napój energetyczny.
– Jak się czujesz? –
Fuuma skinął do mnie głową. Wzruszyłam ramionami, żeby nie powiedzieć znowu
„jak gówno”. – Co tak właściwie się tam stało? Bo ja nadal nie wiem.
Zerknęłam na Konan,
szukając w niej ratunku. Od razu przejęła pałeczkę.
Nie miałam ochoty
opowiadać o swojej przeszłości po raz kolejny. To było zdecydowanie zbyt
ciężkie, wymagało ode mnie siły, której w tym momencie nie posiadałam.
– Madara pobił się z
byłym Reiko – powiedziała w skrócie dziewczyna. Szeptem dodała, że resztę
opowie mu później.
– Coś tam mi o nim
wspominał – przyznał Pain. – Zabiłbym gnoja.
– Ja też – przyznałam
z lekkim uśmiechem. – Uwierz mi, że ja też.
– Czemu z nim
odjechałaś? – spytał wprost Pain. Chłopak zwykle nie lubił owijać w bawełnę, co
miało swoje zalety, ale również wady. W tym momencie na przykład było to jego
ogromnym mankamentem. – Widziałaś, w jakim stanie był Madara?
– Oczywiście –
odpowiedziałam szybko. – Ale gdybym została, byłby w jeszcze gorszym.
– Ten Ibiki jest taki
popierdolony?
– Jest –
potwierdziłam. Na samą myśl, że mógłby zabić Madarę, odebrać mi drugą bliską
osobę, do oczu napłynęły mi łzy. Starłam je szybko, jednak niewiele to dało, bo
kranik z nimi znów się odkręcił. – Niestety jest.
– Heeeej, Rei. – Konan
usiadła na oparciu fotela i pogłaskała mnie po plecach. – Już po wszystkim,
jasne?
– Nie jest po
wszystkim – warknęłam. – Jeszcze raz będę musiała się z nim rozprawić.
Para patrzyła na mnie
pytająco. Widziałam też, że Pain z trudem powstrzymuje się od przeklinania.
– Zostaje jeszcze
pogrzeb – dodałam cicho.
– Pogrzeb?
– Ibikiemu zmarła
matka i poprosił Reiko, żeby przyjechała na pogrzeb – wyjaśniła chłopakowi
Konan. – Choć osobiście uważam to za wyjątkowo głupi…
– Obiecał, że się
odwali. Co miałam zrobić w tej sytuacji? – charknęłam. Już nawet nie zawracałam
sobie głowy ścieraniem łez. – Znasz go. Gdybym się nie zgodziła, zgotowałby mi
piekło.
– Nie pojedziesz tam
sama – wtrącił się Pain. – Na pewno nie spotkasz się z tym pojebem sam na sam.
– Bracia Senju pójdą
ze mną, poproszę ich – odpowiedziałam szybko. – Poza tym będą też moi rodzice.
Nic mi się nie stanie, a może… Może rzeczywiście da mi spokój.
– W sumie to dobry
pomysł, żebyśmy pojechali tam z tobą – zauważyła Konan, wracając do słów Fuumy.
– Przynajmniej bym się nie stresowała.
– Daj spokój, to
naprawdę nie będzie konieczne. Wiesz dobrze, że Tobirama i Hashirama nie
pozwolą, by stała mi się krzywda.
– Niby tak, ale…
– Ale co? – fuknęłam.
– Nie chcę was niepotrzebnie fatygować. Serio.
Konan zacisnęła usta i
przyglądała mi się w skupieniu. Po chwili pokręciła głową, po czym przesiadła
się z powrotem na kanapę do Paina. Odetchnęłam z ulgą. Chyba wygrałam.
– Wiesz, że jak Madara
dowie się o tym pomyśle, zaproponuje ci to samo? – spytał Pain. Przymknęłam
powieki i pomasowałam się otwartą dłonią po nosie.
– Wiem – mruknęłam.
– To byłby jeszcze
lepszy pomysł – zauważyła Konan, a gdy tylko otworzyłam oczy, dostrzegłam jej
chrytry uśmiech. Miała co do nas plany, a teraz pojawiła się nadzieja na ich
spełnienie. Chytra żmija.
– Oj przestań –
fuknęłam. – Żadne z was ze mną nie pojedzie. Dam sobie radę sama, będę tam pod
opieką rodziców i no. Cicho – dodałam, gdy chciała coś powiedzieć.
Upiłam szybko herbatę
i nim rozpoczął się nowy temat, wstałam z fotela i wzięłam torebkę do ręki.
– A ty co? – spytała
Konan. – Wybierasz się gdzieś?
– Idę się przejść.
Muszę sobie wszystko przemyśleć – wyjaśniłam. – Dzięki. Za to, że tak szybko
zareagowaliście i… I w ogóle.
– Na pewno wszystko w
porządku, Rei? – Dziewczyna wstała i położyła mi rękę na ramieniu. – Jeśli
chcesz…
– Zadzwonię do ciebie
– zapewniłam. – Na razie.
– Reiko…
– No co? – spytałam z
uśmiechem. – Nic mi nie jest. Naprawdę.
Konan zacisnęła usta w
wąską kreskę i odprowadziła mnie pod same drzwi. Ubrałam pośpiesznie buty,
odrzuciłam włosy na plecy i głośno westchnęłam.
– No rozchmurz się.
Widzimy się jutro, co?
– Jasne. Zadzwonię do
ciebie z rana co z Madarą, czy już może wyjść ze szpitala i tak dalej.
– Nie trzeba. Pojadę
tam z wami – zaproponowałam szybko. Na samą myśl, że między nami może się
wreszcie ułożyć, mimowolnie się uśmiechnęłam. Konan rzuciła mi pytające
spojrzenie, ale tylko wzruszyłam ramionami. – Do jutra.
– Trzym się.
Spokojnie zeszłam po
schodach i równie nieśpiesznie wyszłam na zewnątrz kamienicy, gdzie od razu
zaatakowały mnie gorące promienie słoneczne. Skrzywiłam się nieco, bo nigdy nie
przepadałam za upałami, nałożyłam na nos ciemne okulary i ruszyłam spacerkiem w
stronę mieszkania Deidary.
Prawda była taka, że
wcale nie chciałam niczego przemyśleć. Wręcz przeciwnie – zapragnęłam się
wyłączyć, mieć choć przez chwilę pustkę w głowie i spokój w sercu. Taki
śmieszny stan niebytu dopadał mnie niestety rzadko, a w sytuacjach kryzysowych
złośliwiec nie chciał przychodzić. Pomimo prób, nie udało mi się wyłączyć
myślenia. Po mojej głowie krążył Madara, a razem z nim Ibiki. Zastanawiałam
się, czy kiedykolwiek nadarzy się okazja do ich ponownego spotkania i szczerze
modliłam się, by tak nie było. Nie przeżyłabym, gdyby Uchiha drugi raz został
poturbowany przez mojego eks-kretyna.
Przechodząc przez
któreś z kolei światła, przypomniał mi się Izuna. Dość szybko uznałam, że to
była idealna okazja do spotkania braci, więc nie zastanawiając się nawet
chwili, wykręciłam do niego numer i skręciłam w jedną z ulic. Odebrał po
trzecim sygnale.
– Słucham?
– Hej, tu Reiko –
powiedziałam prędko.
– Już myślałem, że
nigdy nie zadzwonisz – odpowiedział z przekąsem. Uśmiechnęłam się i rozejrzałam
dookoła, by bezpiecznie przejść przez ulicę. – Co słychać?
– A bo wiesz… Możemy
się spotkać? – palnęłam, nim pomyślałam. – Najlepiej jeszcze dzisiaj.
– Stało się coś? –
Głos Izuny wskazywał na szczere zmartwienie. Automatycznie pokręciłam głową.
– Nie, znaczy… No coś
tam. Nieważne. Masz czas?
– Mam, pewnie – odparł
szybko. – Tam gdzie ostatnio?
– Będę czekać –
przytaknęłam i zakończyłam połączenie.
Doszłam na przystanek
autobusowy i dosłownie po pięciu minutach przyjechał zadowalający mnie pojazd.
Usiadłam na jednym z wolnych siedzeń i zatopiłam się w myślach, które tak
usilnie próbowałam od siebie odpędzić. Nienawidziłam tego cholernego ścisku w sercu,
towarzyszącego mi w takich chwilach. Czułam się wtedy wyjątkowo słabo, co tylko
rozjudzało iskrzący się we mnie ogień rozczarowania, wymieszany z wyrzutami
sumienia. A już zwłaszcza, gdy przypominała mi się obita twarz Madary…
Na szczęście do celu
dojechałam stosunkowo szybko. Skupiając się na dojściu do klubu, wyrzuciłam na
chwilę nieprzyjemne myśli z głowy, ale nie pozbyłam się ścisku serca. Dotarłam
pod bar z niemrawą miną, zamówiłam jedno piwo i usiadłam na tym samym miejscu,
gdzie wcześniej spotkałam się z Izuną.
I co teraz? Będziesz siedzieć i chlać piwsko, dopóki
Uchiha nie przyjdzie?
Tak, właśnie taki
miałam plan. Tym razem jednak nie zamierzałam się upić, skoro rano planowałam
odwiedzić Madarę. Chciałam porozmawiać z Izuną, przedstawić mu pokrótce
sytuację i spróbować przekonać go do wizuty u brata. Byłam święcie przekonana,
że może i Madara z początku się zezłości, ale w gruncie rzeczy ucieszy się, że
jego najbliższa rodzina znów jest przy nim.
Przystawiłam butelkę
do ust i w momencie, w którym pociągnęłam solidnego łyka, ktoś nagle przy mnie
usiadł. Zakrztusiłam się i z trudem przełknęłam gorzki napój.
– Hej.
Zerknęłam na Izunę,
czerwieniąc się po czubek głowy. Naprawdę, gracja i klasa wręcz ze mnie
tryskała na boki, o czymś świadczył jego zawadiacko-kpiący uśmiech.
– Hej – mruknęłam,
ocierając twarz wierzchem dłoni. – Przestraszyłeś mnie.
– Wiem. – Izuna
wyszczerzył się z dumy i przesiadł, by znajdować się naprzeciwko. – Co tak
nagle chciałaś się spotkać?
Chwilę patrzyłam na
chłopaka w milczeniu, by zaraz wzruszyć ramionami. Nie lubiłam przechodzić od
razu do sedna, choć wiem, że faceci właśnie tego oczekiwali. Wrrr.
– Po prostu –
mruknęłam wymijająco. Chłopak przyglądał mi się na tyle bacznie, że już po
kilku sekundach wymiękłam i głośno westchnęłam. – No dobra. Pomyślałam…
Powinieneś w końcu spotkać się z Madarą.
Specjalnie wlepiłam
wzrok w Izunę, żeby móc wychwycić każdą zmianę w jego mimice. Byłam ciekawa, co
tak naprawdę między nimi zaszło i czy
było to rzeczywiście na tyle poważne, żeby stracić ze sobą kontakt.
Uchiha z
uśmiechniętego, natychmiastowo zrobił się poważny. Zmarszczył groźnie brwi,
splótł ze sobą palce u rąk i oparł o nią brodę. Oprócz tego – cały czas
wpatrywał się w moje oczy, doprowadzając do tego, że w końcu znów musiałam odpuścić
i odwrócić wzrok. Wyjątkowo krępowało mnie jego zachowanie.
– Skąd ten pomysł?
Zerknęłam na niego z
naprawdę przedziwnym wyrazem twarzy, którego sama nie umiałam określić. Byłam
zdumiona, skonsternowana i jednocześnie w niewielkim stopniu wkurzona, że Izuna
nie podziela mojego zdania. Dla mnie oczywistym było, że skoro wrócił do
miasta, zamierza spotkać się z Madarą. Prędzej czy później musiało to nastąpić,
więc skąd w nim takie oburzenie?
– No bo… No nie wiem,
dla mnie to logiczne, że prędzej czy później…
– Zrozum, Reiko, że w
naszej relacji, mojej i Madary – sprostował – nie ma niczego logicznego.
Niczego.
Zmrużyłam wściekle
oczy, bo jego słowa niczego mi nie wyjaśniły. Wręcz tylko pogłębiły moją
niewiedzę.
– Nie rozumiem –
przyznałam i wzruszyłam ramionami. – Wiem, że Madara jest dupkiem bo… Zrobił,
co zrobił… Ale skoro wróciłeś, to chyba nie bez powodu? – Nachyliłam się nad
stolikiem, by uważniej spojrzeć mu w oczy. – Chcesz się z nim spotkać.
– A jeśli nie? –
prychnął i nerwowo poruszył na siedzeniu. – Może rzeczywiście chcę cię uwieść,
żeby zrobić mu na złość?
Zaśmiałam się cicho i
wzniosłam butelkę w geście toastu.
– Geniusz zła –
zironizowałam Pociągnęłam łyka piwa i wydęłam usta. – No dobra. Nawet jeśli
miałbyś to zrobić, to chyba nie powinieneś mi o tym mówić, co?
– Czemu nie? – Izuna
wzruszył ramionami. Na jego twarz powrócił dawny uśmiech.
– No tak. To wszystko
wyjaśnia – mruknęłam, po czym oboje się zaśmialiśmy. – A tak serio… Madara jest
teraz w szpitalu.
Izuna wyraźnie się
spiął. Dobry sygnał.
– Nic poważnego mu się
nie stało, pobił się z takim jednym…
– Czyli nic się nie
zmienił – podsumował Izuna. Przewróciłam oczami.
– Nawet jeśli… Jutro
najprawdopodobniej wyjdzie i myślę, że ucieszyłby się, gdybyśmy go razem
odwiedzili.
– Okej.
– Okej? – zdziwiłam
się. Nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo.
– Okej – potwierdził.
– Skoro tego chcesz.
– A ty?
Izuna zmrużył oczy i
dopiero po chwili wzruszył ramionami. Mimo wszystko widziałam, że coś go
gryzło. Nie chciał spotkać Madary, byłam tego pewna. Musiałam tylko poznać
powód jego niechęci.
– Obojętne mi to.
Okej. Rozmowa
przestała się kleić i zapragnęłam się stąd ewakuować. Najwyraźniej Izunę bardzo
drażnił ten temat, jednak kiedyś i tak musiał zostać poruszony. Dlaczego więc
nie dzisiaj?
Ano dlatego, że Izuna
jeszcze nie dorósł do przebaczenia bratu. To była tylko i wyłącznie moja
teoria, ale czułam, że może być w tym dużo prawdy. W końcu to właśnie on musiał
postawić pierwszy krok i zapomnieć o tym, co było. Madara nawet nie miał
możliwości, by spróbować naprawić ich relację, bo przecież nie wiedział, że
jego brat jest w mieście. Że wrócił.
Po co wracać, skoro
nie zamierza się spotkać z tym, na kim nam najbardziej zależy?
– Nie będę cię do
niczego zmuszać – mruknęłam. Duszkiem wypiłam ostatnie łyki piwa i
ostentacyjnie odstawiłam butelkę na stolik. – Jak się zdecydujesz, odezwij się.
Masz mój numer, prawda?
– Hej, ale chyba się
nie obrażasz, co? – zainterweniował od razu. – Reiko.
– Nie no, coś ty.
Czemu bym miała?
Izuna popatrzył na
mnie podejrzliwie. Pokręciłam głową i uniosłam kąciki ust ku górze.
– Jestem dość zmęczona
– przyznałam. – Miałam dzisiaj ciężki dzień i w sumie to najchętniej bym się
już położyła.
– Jasne – przytaknął.
– Odprowadzić cię do domu?
Zerknęłam na niego
niepewnie, ale ostatecznie się zgodziłam. Czemu miałabym odmawiać?
Do mieszkania Deidary
wróciłam przed godziną dwudziestą. Zdecydowaliśmy z Izuną zrobić sobie spacer,
podczas którego rozmawialiśmy na najróżniejsze tematy, starannie omijając te
dotyczące jego brata. Z każdą minutą, spędzoną z chłopakiem, utwierdzałam się w
przekonaniu, że mimo rozłąki, wciąż był bardzo podobny do Madary. Niemal
identyczne poczucie humoru, szarmanckość no i przede wszystkim ten sam,
uwodzicielski uśmiech. Żałowałam, że Izuna nie chce spotkać się z bratem, ale
głęboko wierzyłam, że wkrótce się przełamie i z nim porozmawia. Musi.
Już w progu przywitał
mnie mój obecny współlokator. W jego niebieskich oczach zauważyłam zmartwienie
– musiał już o wszystkim wiedzieć. Zdjęłam buty i kurtkę, a następnie udałam
się do kuchni.
– Zaraz ci wszystko
opowiem, muszę się napić – wyjaśniłam, sięgając po szklankę. Deidara
automatycznie otworzył lodówkę, by podać mi sok jabłkowy. – Dzięki.
Chłopak oparł się o
blat szafki, podczas gdy ja usiadłam na krześle i duszkiem wlałam w siebie
zawartość szklanki. Nawet nie wiem, kiedy zaatakowało mnie tak nagłe pragnienie
– Co się stało?
Dzwonię do Paina, a ten mi mówi, że jest w szpitalu, bo Madara się z kimś pobił
– mruknął Dei. Popatrzyłam na niego ze zrezygnowaniem i głośno westchnęłam. Nie
chciało mi się wszystkiego opowiadać, ale byłam mu winna wyjaśnienia. Chociażby
za to, że zgodził się mnie do siebie przygarnąć.
– Spotkałam się
dzisiaj rano z Madarą, bo mieliśmy porozmawiać o… O nas – dodałam speszona i
odwróciłam wzrok. – Trochę się poprztykaliśmy i ostatecznie wyszłam przed
kawiarnię dość wkurzona, a tam czekał na mnie mój były.
– Twój były? – zdziwił
się, a ja cicho zachichotałam.
– No, miałam kiedyś
chłopaka, dziwne, nie? – zagaiłam, a Deidara pokręcił głową.
– Nie o to mi chodzi.
Tylko…
– Zanim poszłam na
studia, miałam pojebanego chłopaka, który przyjechał tutaj żeby mnie ściągnąć
na samo dno – wyjaśniłam. Chłopak zmrużył oczy i spiął mięśnie, które wyraźniej
odznaczyły się pod rękawami obcisłej, czarnej bluzki. – No i Madara się z nim
spotkał.
– Wszystko jasne –
fuknął. – I co z nim?
– Ma wstrząśnienie
mózgu.
– Pieprzysz. – Deidara
pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym głupkowato się uśmiechnął. – A taki z
niego fighter – zakpił. Parsknęłam
niekontrolowanym śmiechem, podobnie jak blondyn. Może i sytuacja była poważna,
ale nie potrafiłam się powstrzymać. Jeszcze nikt nie wyśmiał Madary pod tym
względem.
– Zdarza się
najlepszym. – Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po sok. – Ale wierz mi, wygląda
jak siedem nieszczęść.
– A ten twój były? –
Deidara skinął na mnie głową. – Jemu też się dostało?
– Na szczęście tak.
Nawzajem się poturbowali.
– Chociaż tyle… To
kiedy wypiszą Madarę?
– Jeśli wszystko
będzie dobrze, jutro – mruknęłam. – Mam taką nadzieję.
– Może wpadniemy do
niego rano z Sasorim. – Deidara wsunął rękę do kieszeni spodni i wyjął z niej
telefon. – Co myślisz?
– Jak chcecie. Choć
jeśli go wypiszą, możemy po prostu spotkać się u nich w mieszkaniu.
– Też racja… – Odłożył
komórkę i popatrzył na mnie przeciągle. Wiedziałam, o co zapyta. Odruchowo się
spięłam, a moje serce zaczęło szybciej tłoczyć krew. – Ten twój były… Co to za
koleś?
Westchnęłam i
podciągnęłam pod siebie kolana.
– Jeśli nie chcesz…
– Nie no, spoko –
zaprzeczyłam. Chwilę bawiłam się szklanką, obserwując przelewający się w niej
sok, a później uniosłam wzrok na rozmówcę. – To człowiek chory psychicznie.
Poznałam go jak miałam czternaście lat i jak skończona kretynka się w nim
zakochałam. On… – chwilę myślałam, jakiego określenia użyć – zgnoił mnie i
wysłał na samo dno. Gdybyś mnie wtedy znał, zapewne byś mnie nienawidził.
Deidara przysłuchiwał
mi się w skupieniu, choć zdawałam sobie sprawę, że nie ma pojęcia, o czym
mówię. Nie chciałam mu zdradzać mojego sekretu, już wystarczająco dużo osób o
nim wiedziało – Madara o nim wiedział – i wolałam tego bardziej nie
rozpowiadać. Mimo wszystko się bałam, że chłopak zmieni o mnie zdanie, choć
reakcja Uchihy była kompletnie inna od spodziewanej.
– W każdym razie…
Miałam nadzieję, że wyjeżdżając z rodzinnej miejscowości, ucieknę przed nim.
Ale gnojek mnie znalazł i zaczął się wtrącać i mieszać.
– Nie wiem, co takiego
zrobił ten koleś, ale mam ochotę mu przypierdolić – skwitował Deidara.
Uśmiechnęłam się blado, a ten tylko wzruszył niedbale ramionami. – Wiesz, Rei,
jeśli potrzebujesz pomocy, zawsze możesz się do nas zgłosić.
– Wiem – odparłam.
Czułam, jak pod powiekami gromadzą mi się łzy. – Wiem. I wiedziałam cały czas,
ale… Nie miałam odwagi. – Przewróciłam oczami, a następnie powachlowałam twarz
dłonią, z żałosnym uśmiechem przylepionym do ust. – Głupia byłam.
– Heeeej, nie rycz mi
tu, no weź. – Deidara odbił się od blatu, by zaraz przede mną kucnąć. –
Cokolwiek się nie dzieje, masz nas. Jeśli chcesz, żebyśmy chuja zajebali,
powiedz, a razem z Madarą, Painem i Sasorim zajmiejmy się gnojem. Jasne?
– Tak jest. – Skinęłam
głową. – Dzięki.
– No. – Chłopak
poczochrał mi włosy. – To jaki film oglądamy?
*
Następnego dnia
wstaliśmy z Deidarą wyjątkowo wcześnie, bo już o dziewiątej, żeby jak
najszybciej dowiedzieć się, co z Madarą. Jak się jednak okazało, Konan i Pain
już u niego byli i przekazali nam, że Uchihę wypiszą około godziny dwunastej.
Zapewnili nas też, że nie musimy przyjeżdżać, żeby nie robić niepotrzebnego
tłumu, co mocno mnie poirytowało, jednak już po chwili przyznałam jej rację.
Umówiliśmy się z nimi o trzynastej w domu chłopaków, a tymczasem wsiedliśmy w
autobus i pognaliśmy prosto do Sasoriego.
Rudowłosy otworzył nam
drzwi jeszcze zaspany, ubrany w same bokserki. Jego mina wyrażała tak wielkie
niezadowolenie z naszej, co prawda zapowiedzianej, wizyty, że zerknęliśmy na
siebie porozumiewawczo z Deidarą i cicho się zaśmialiśmy. Mimo wszystko udało
nam się wpakować do domu bez zbędnych bluźnierstw ze strony chłopaka, a do
mojej głowy powróciły wspomnienia ze zorganizowanej tutaj nie tak dawno
imprezy. Przypomniałam sobie Madarę, tańczącego z Sakurą, Saia, Itachiego i
Sasuke. Mimo wszystko to były dobre wspomnienia, więc uśmiechnęłam się pod
nosem i podążyłam za chłopakami do kuchni.
– Rozgośćcie się, ja idę
się umyć – mruknął Akasuna. – Tylko niczego nie rozwal, Deidara.
Blondyn prychnął z
oburzeniem. Posłałam mu zdziwione spojrzenie, a ten pokręcił ze zdenerowaniem
głową.
– Raz zepsułem mu
kran, a ten wypomina mi to jak tylko nadaży się okazja – fuknął.
– Czemu rozwaliłeś mu
kran? – spytałam z rozbawieniem, gdy Deidara sięgał do lodówki po colę.
– No przecież
niespecjalnie! – oburzył się. – Nie wiem, schlany byłem.
– Ach, no tak.
Patrzyłam na Deidarę z
wielkim uśmiechem, podczas gdy ten unikał mojego wzroku jak ognia. Nie
spodziewałam się, że ta sprawa jest dla niego tak krępująca.
Sasori wrócił do nas
po piętnastu minutach, ubrany w ciemne dżinsy i białą koszulkę z kolorowym
nadrukiem. Jego rude włosy, jeszcze mokre, swobodnie opadały mu na czoło, co
dodawało chłopakowi uroku. Co lepsze, minę dalej miał marną.
– Co wam odbiło, żeby
przyjeżdżać do mnie o tak nieludzkiej porze? – warknął, wyciągając z lodówki
coś do jedzenia.
– Jest jedenasta –
zauważył Deidara. – Byliśmy umówieni.
– Srumówieni – fuknął
urażony. Zaśmiałam się cicho. – Chcecie coś zjeść?
– Nie – odparliśmy
jednocześnie.
– To dobrze, bo i tak
niewiele mam.
Znów rzuciliśmy sobie
z blondynem porozumiewawcze spojrzenia, by zaraz przenieść je na naburmuszonego
Sasoriego. Musiał mieć wyjątkowo ciężki poranek.
– Pobalowałeś wczoraj,
co? – zagadnął Dei. Sasori zmierzył go naprawdę srogim spojrzeniem, zaraz
wracając do smarowania chleba masłem. – Nie pytam. – Blondyn uniósł ręce w
obronnym geście.
– Co z Madarą? –
Chłopak wiedział o wszystkim od Deidary, który zadzwonił do niego poprzedniego
dnia z informacjami.
– Wychodzi koło
dwunastej. Jedziemy potem do nich.
Sasori rzucił okiem na
zegar, wiszący na ścianie za moimi plecami, i skinął głową.
– No dobra. Może nie
powinienem się wtrącać, ale co z tym twoim byłym, hm? – Chłopak wskazał na mnie
nożem. – Skoro skurwiel się koło ciebie kręci, czegoś chce, prawda?
– Obiecał, że jeśli
pojadę na pogrzeb jego matki, odczepi się – przyznałam cicho.
Sasori zamarł,
lustrując mnie uważnie wzrokiem. Najwyraźniej zastanawiał się, jak można być
tak naiwnym. Widać można.
– I ty w to wierzysz?
– prychnął. – Koleś, który przyjeżdża tu specjalnie po to, żeby ci zniszczyć
życie, ma się od ciebie od tak odwalić?
– A mam inne wyjście?
– spytałam, nieco już wyprowadzona z równowagi. – To jedyne, co mi pozostało. Jeśli
nie pojadę na ten pogrzeb, na pewno nie zostawi mnie w spokoju. A tak
przynajmniej mam nadzieję…
Zarówno Sasori, jak i
Deidara patrzyli na mnie spode łba. Czułam się skrępowana pod ostrzałem ich
spojrzeń, powróciło nawet to śmieszne uczucie bacznej obserwacji i strachu, że
jeden mój zły ruch może mnie zabić, jednak szybko odgoniłam od siebie te myśli.
Wystarczyło spuścić wzrok, by przez chwilę pooglądać swoje paznokcie.
– Ten pogrzeb ma się
odbyć w tej waszej wsi? – spytał Sasori. Uśmiechnęłam się krzywo.
– Tak, w tym naszym
miasteczku – podkreśliłam, na co Akasuna tylko machnął ręką.
– Jeden pies. I chcesz
tam jechać sama?
Przewróciłam z
automatu oczami, bo był kolejną osobą, która się o to martwiła. Byłam święcie przekonana,
że również Madara poruszy tę kwestię. A ja, owszem, chciałam jechać sama. Nie
zamierzałam nikogo prosić o pomoc, poza tym miałam pewność, że bracia Senju i
moi rodzice nie odstąpią mnie na krok. Nie groziło mi żadne niebezpieczeństwo.
– Tak – powiedziałam w
końcu. Sasori ściągnął gniewnie brwi.
– To wyjątkowo durny
pomysł – skwitował. Już otwierałam usta, by coś powiedzieć, ale do rozmowy
wtrącił się Deidara.
– Sasori ma rację. Nie
powinnaś…
– Oj dajcie spokój –
fuknęłam. – Mam tam przyjaciół, którzy na pewno mi pomogą.
– Wiesz, że Madarze
się to nie spodoba? – upewnił się blondyn. Posłałam mu urażone spojrzenie, ale
w gruncie rzeczy doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
– A dziwisz się? Sam
będę odchodzić od zmysłów. Nie wiesz, czy ten frajer da ci spokój, a skoro
pobił Uchihę, pobije i twoich przyjaciół.
– Oj przestań.
Poniosło ich obu. – Naprawdę chciałam w jakikolwiek sposób wytłumaczyć
zachowanie Ibikiego, żeby przyjaciele nie bali się o mnie tak panicznie, ale
nie miałam żadnych argumentów. Żadnych.
Morino był gnojem i
tyle. Nic i nikt tego nie zmieni.
– Jasne – prychnął
Sasori. – Zrobisz jak uważasz, ale moim zdaniem nie powinnaś jechać tam sama.
– Mam was wziąć jako
obstawę? – spytałam z rozbawieniem. Widząc poważny wzrok rozmówcy, westchnęłam
głośno. Tak właśnie uważał. – Naprawdę dziękuję za troskę, ale nie chcę
zawracać wam głowy. Poza tym – dodałam szybko, gdy Deidara chciał zaprotestować
– mówiłam już, że tam też nie będę sama.
Przyjaciele popatrzyli
na siebie porozumiewawczo i więcej nie wracali do tego tematu. Doskonale
wiedzieli, że i tak by mnie nie przekonali do swojej propozycji, choć w gruncie
rzeczy z każdą kolejną minutą mój opór zaczynał maleć. Obawiałam się, że
całkowicie zniknie, gdy to samo zaproponuje mi Madara. Byłam pewna, że to
zrobi.
Z jednej strony
chciałam, żeby ze mną pojechał. To by oznaczało, że wreszcie spędzimy ze sobą
dużo czasu, poznamy się lepiej i, kto wie, może wrócilibyśmy jako para? A z
drugiej… No właśnie, nie chciałam zawracać mu głowy. Miał masę innych zajęć,
był pobity i nie powinien wybierać się w daleką podróż, a nie mogłam pozbyć się
przeczucia, że mi to zaproponuje. Nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił.
Z domu Sasoriego
wyjechaliśmy tuż przed dwunastą, ponieważ Akasuna niesamowicie się guzdrał. W
dodatku, gdy już byliśmy w drodze, przypomniał sobie, że nie wziął telefonu i
musieliśmy wracać. Na szczęście jechaliśmy jego autem, dzięki czemu stracone
minuty nie odbiły się aż tak bardzo na naszej godzinie przyjazdu pod dom
chłopaków. Byliśmy pod nim piętnaście po pierwszej.
Idąc po schodach
zauważyłam, że trzęsą mi się nogi a serce łomocze jak oszalałe. Wcześniej
czułam się oazą spokoju, a teraz z nerwów zapragnęłam wyrwać sobie wszystkie
włosy z głowy i nie miałam zielonego pojęcia, czemu tak się działo. Chciałam
sobie przetłumaczyć, że przecież najgorsze mam za sobą, że Madara nie jest zły,
ale… Tu chyba chodziło o jego rany. Nie chciałam znowu widzieć podbitego oka i
wykrzywionej w grymasie bólu twarzy chłopaka. Może i byłam egoistką, ale jednocześnie
zżerały mnie wyrzuty sumienia, że to właśnie Ibiki doprowadził Uchihę do
takiego stanu. Czyli poniekąd ja, bo Morino był moim błędem młodości, który
ciągnął się za mną jak cień.
Przed drzwiami moje
zdenerwowanie osiągnęło apogeum. Zakręciło mi się w głowie, ale na szczęście
udało mi się utrzymać równowagę, dzięki czemu nie zdradziłam swoich chorych
emocji. Deidara i tak mnie przejrzał; położył mi dłoń na ramieniu i przyciągnął
lekko do siebie, jak gdyby chcąc podtrzymać – zarówno na duchu, jak i moje na
wpół przytomne ciało. Posłałam mu marny uśmiech, który ochoczo odwzajemnił, a
następnie drzwi otworzyła nam Konan.
Zobaczywszy całą
trójkę, dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i po kolei, każdemu rzuciła w
ramiona. Podobnie jak ja, stęskniła się za przyjaciółmi, co oddała bardziej
wylewnie ode mnie.
– Co słychać? –
spytała, zapraszając nas do środka. Powoli zdjęłam w przedpokoju buty, nawet
nie przysłuchując się rozmowie przyjaciół. W głowie szumiało mi od nadmiaru
emocji i chorego strachu. Nie miałam czego się bać, a jednak to uczucie i tak
się pojawiało i nade mną dominowało. Ochota, żeby się gdzieś schować, rosła z
każdą chwilą.
Pytanie tylko: czemu?
– Reiko? Ej.
Zerknęłam na Konan,
która najwyraźniej coś do mnie wcześniej mówiła. Wyprostowałam się i popatrzyłam
na nią nieprzytomnie.
– W porządku? –
spytała. Podeszła do mnie i przyjrzała mi się uważnie, chcąc wyczytać z moich
oczu wszystkie emocje. – Czym się martwisz?
– Niczym – zbyłam ją.
Zmarszczyła brwi. – Niczym, o czym powinnyśmy porozmawiać teraz. Przejdziemy
się później, co?
– Jasne. – Konan
posłała mi ciepły uśmiech i wskazała głową na salon. Słyszałam głos Madary,
rozmawiał o czymś z Painem, co najwyraźniej bardzo ich bawiło, bo co chwila się
śmiali. W jakiś sposób mnie to odprężyło, dzięki czemu za dziewczyną, Sasorim i
Deidarą weszłam do pokoju.
Jak tylko Uchiha nas
zauważył, wstał z kanapy i przywitał się z chłopakami, a następnie podszedł do
mnie, by ucałować mój policzek. Zadrżałam pod wpływem tego gestu i niemrawo
uśmiechnęłam się do chłopaka.
– Wszystko okej? –
spytał, unosząc mój podbródek wskazującym palcem. Skinęłam głową i
wyswobodziłam się z jego rąk.
– Jak się czujesz? – rzuciłam,
odsuwając się o krok. Póki co wolałam zachować dystans. Przypuszczam, że
działało tak na mnie towarzystwo pozostałych osób, ale nic nie mogłam na to
poradzić.
– Już dobrze. Lekarze
mówili, że nic mi nie będzie. – Madara wzruszył ramionami i zwrócił się do
pozostałych: – Coś do picia?
– Weźmiemy sobie,
siadaj ofiaro – burknął Sasori z ironicznym uśmiechem. Uchiha momentalnie się
nachmurzył, ale nie skomentował przytyku chłopaka.
Jak zawsze, wcisnęłam
się na fotel i podciągnęłam pod siebie nogi. Pozostali ulokowali się na
kanapie, a Pain przyniósł dla siebie dodatkowe krzesło z kuchni. Chwilę później
postawił na stoliku szklanki i sok.
– Szczerze? Nie
spodziewałem się, że kiedykolwiek ktoś tak cię poturbuje – stwierdził Sasori.
Najwyraźniej chciał dzisiaj podpaść Madarze, bo ten z kolei posłał mu wściekłe
spojrzenie. – Albo straciłeś głowę, albo tamten jest naprawdę dobry.
– Raczej to pierwsze –
skomentował od razu Uchiha. – Następnym razem mu się nie dam.
– Co? Nie będzie
żadnego następnego razu – fuknęłam. Madara rzucił mi przeciągłe spojrzenie, w
którym dostrzegłam determinację i chęć zemsty. – Wybij to sobie z głowy.
– Ej, baby głosu nie
mają – mruknął Sasori. Myślałam, że go palnę za to stwierdzenie. – Powinnaś
wiedzieć, że jak kolesie chcą się pobić, to prędzej czy później znajdą okazję.
– Dobra, kurna, może
się bić! Ale nie z Ibikim – fuknęłam. – Nie pozwolę ci na to.
– Obawiam się, że
Sasori ma rację – wtrącił się Pain. – Znasz Madarę.
– Ja nic nie mówię –
zaśmiał się sam zainteresowany. Już wiedziałam, do czego to zmierza. Uchiha
chce rewanżu. I jeśli pojedzie ze mną na pogrzeb, na pewno dopadnie Morino.
Musiałam zrobić wszystko, żeby został tutaj.
– Ale widzę, jak się
gapisz – warknęłam. – Pogrzało cię? Serio chcesz się z nim bić po tym, jak cię
poturbował?
– Następnym razem ja
poturbuję jego. – Chłopak wzruszył ramionami. – Wielkie mi halo. Zresztą nawet
nie musisz o tym wiedzieć, baranku.
Poczułam się jak piąte
koło u wozu. Dobra, może i faceci załatwiają większość spraw między sobą, nie
mieszając w to dziewczyn, ale kurna… Madara doskonale wiedział, jak wielką
krzywdę wyrządził mi Ibiki i jeszcze chciał mu się narażać? Jeśli mnie przy tym
nie będzie, Morino się nie powstrzyma i go zwyczajnie zabije. Tego byłam pewna.
Nienawidził Uchihy tylko dlatego, że się z nim zadawałam i jakoś nie chciało mi
się wierzyć, żeby nie chciał wykorzystać okazji do sprania mu dupska po raz
kolejny. A ten kretyn, Madara, tego nie pojmował.
Zresztą niech się
dzieje wola nieba. Uchiha jest przecież dorosłym mężczyzną i nie mogę mu
niczego zabronić. Co najwyżej moja rola sprowadzi się do odciągnięcia go od
Ibikiego, czyli zrobienia wszystkiego, żeby Madara nie pojechał ze mną na
pogrzeb.
A szkoda.
Byłam wściekła. Na
tyle, że gdy tylko zadzwonił mój telefon, przyjęłam to z ulgą i jak błyskawica
wyszłam z salonu, odprowadzona spojrzeniem Madary.
– Słucham – fuknęłam w
słuchawkę, nawet nie patrząc, kto dzwoni.
– Ktoś tu ma zły
humor. – Głos Izuny dziwnym sposobem ukoił moje nerwy. Uśmiechnęłam się szeroko
i kątem oka dostrzegłam, że Madara wygląda na mnie z salonu. Zmarszczył czoło,
zapewne zastanawiając się, kto też w tak magiczny sposób zmienił mój nastrój o
sto osiemdziesiąt stopni.
– Nie, nie –
zaprzeczyłam. – Tylko trochę pokłóciłam się z Madarą – dodałam cicho. – Czasem
uważam, że masz naprawdę durnego brata.
– W końcu się ze mną
zgadzasz – stwierdził i zaśmiał się gardłowo. – Słuchaj, dzwonię bo…
Przemyślałem naszą wczorajszą rozmowę i rzeczywiście powinienem wreszcie się z
nim spotkać.
Zamarłam na chwilę,
przyglądając się niespokojnej twarzy Madary. Rozmawiał właśnie z Deidarą, ale
po jego gestach widziałam, że się zdenerwował. Zazdrośnik.
– Naprawdę? –
wydukałam, a Izuna szybko potwierdził. – To cudownie! – pisnęłam i uśmiechnęłam
się jeszcze szerzej, przykuwając tym samym uwagę moich przyjaciół. Konan zmrużyła
oczy, ale tylko machnęłam na nią ręką. – A kiedy chciałbyś to zrobić?
– Teraz? – zaproponował.
Rzut okiem na Madarę utwierdził mnie w przekonaniu, że to nie jest dobry
pomysł. Bracia powinni spotkać się sam na sam, bez niepotrzebnego towarzystwa.
– Wydaje mi się, że to
nie jest najlepszy pomysł. U Madary są teraz znajomi i…
– Wyjeżdżam dziś z
miasta – oznajmił Izuna. Jego głos nagle stał się dziwnie nerwowy. Ponadto w
słuchawce usłyszałam szumy, jakby nagle wyszedł gdzieś na zewnątrz, a sam
Uchiha coś cicho powiedział.
– Jak to, wyjeżdżasz?
– Normalnie. I to w
sumie za jakieś dwie godziny.
Przygryzłam wargę,
rzucając jeszcze raz spojrzenie ku Madarze. Podchwycił je i wyraźnie się
zmartwił.
– Nie mogłeś
powiedzieć mi tego wczoraj? – fuknęłam.
– Wczoraj sam nie
wiedziałem, że będę musiał wyjechać – wytłumaczył się. – Wiem, że robię ci
problem, ale nie mam wyjścia.
– No dobra –
mruknęłam. – To przyjedź tutaj.
Podałam chłopakowi
dokładny adres, po czym się rozłączyliśmy. Nie byłam pewna, czy najście Izuny
to dobry pomysł, ale innego wyjścia nie miałam. Skoro chłopak wyjeżdżał, musiał
zobaczyć się z Madarą już teraz.
Zastanawiało mnie
tylko, co tak nagle skłoniło go do opuszczenia miasta.
Stanęłam w drzwiach od
salonu i w tym samym momencie nastała głucha cisza. Wszyscy popatrzyli na mnie
z wyczekiwaniem.
– Przyjedzie tu
jeszcze jedna osoba – oznajmiłam. – Ale nie powiem wam, kto. To niespodzianka –
dodałam szybko. Starałam się nie patrzeć na Uchihę, żeby nie dostrzegł mojego
podenerwowania.
Usiadłam z powrotem w
fotelu i starałam się zająć rozmową z Konan. Chwilę później w pomieszczeniu
znów zrobiło się głośniej – męska część naszego towarzystwa skupiła się na
komentowaniu jakiegoś meczu, natomiast ja z przyjaciółką cicho gawędziłyśmy o
jej ogromnym problemie, jakim była konieczność kupienia Painowi prezentu na
jego zbliżające się urodziny. Kompletnie o nich zapomniałam, więc razem
zaczęłyśmy się zastanawiać, co chłopak chciałby dostać.
Po, mniej więcej,
piętnastu minutach, moja komórka znów rozbrzmiała głośnym dzwonkiem. Kolejny
raz wyszłam z salonu i odebrałam połączenie od Izuny.
– No co tam? –
spytałam i odrzuciłam włosy na plecy.
– Jestem na miejscu.
Zejdziesz na chwilę na dół? – poprosił. Rzuciłam spojrzenie na pokój i, nie
wiem po co, skinęłam głową.
– Jasne, już idę.
Weszłam na sekundę do
salonu powiedzieć tylko, że zaraz wracam i nie czekając na odpowiedź, ubrałam
buty i pognałam na zewnątrz. Przyjemny powiew ciepłego powietrza uderzył w moje
policzki i potargał włosy jak tylko znalazłam się w zasięgu promieni
słonecznych. Próbowałam odszukać spojrzeniem znajomego, jednak okolica ziorała
pustką; nawet pies z kulawą nogą tędy nie przebiegał.
Dopiero po chwili w
oczy rzucił mi się czarny volkswagen passat, którego przednia szyba od strony
pasażera powoli sunęła w dół. Nachyliłam się z daleka, by dostrzec, czy aby na
pewno siedzi tam Izuna i dość szybko dostałam potwierdzenie. Pewnie podeszłam
do samochodu i zerknęłam na niego przez okno.
– Hejo – mruknęłam z
uśmiechem. – Co się tak czaisz w samochodzie? Wyłaź.
– Za chwilę – obiecał
mi. – Muszę jeszcze z tobą porozmawiać. Wsiądziesz na sekundę?
Zmarszczyłam brwi,
zaskoczona nerwami, które wyraźnie nim targały. Patrzył to na mnie, to na
kamienicę, a zaraz przenosił wzrok zupełnie gdzie indziej. Dodatkowo zaciskał
dłonie na kierownicy, kompletnie nad tym nie panując. Czyżby aż tak obawiał się
spotkania z bratem?
Wyprostowałam się i
zerknęłam na okno salonowe, wychodzące na ulicę. Stała w nim Konan i uważnie mi
się przyglądała. Ręce założyła na klatce piersiowej, widocznie niezadowolona,
że znikam bez słowa.
– To nie jest najlepszy
pomysł. Wkurzą się, że długo nie wracam – zauważyłam, choć była to najgłupsza
wymówka świata. W gruncie rzeczy chciałam jak najszybciej nakłonić Izunę do
wizyty u brata, żeby przypadkiem nie odjechał bez słowa.
– Reiko…
– Czego się boisz? –
spytałam. – Przecież Madara cię nie zabije.
– Jeszcze byś się
zdziwiła – powiedział pod nosem. Zreflektował się dopiero wtedy, kiedy powoli
odsunęłam się od samochodu. – Reiko!
Izuna niespodziewanie
wysiadł z auta i w zabójczo szybkim tempie do mnie podszedł. Nim zdążyłam się
zorientować, złapał mnie mocno za łokieć i do siebie przyciągnął. Zabolało.
Popatrzyłam na niego zdenerwowana i nieco wystraszona, a to, co dostrzegłam w
jego oczach, przeraziło mnie jeszcze bardziej. Malowała się w nich dziwna furia
i szaleństwo, którego do tej pory nie widziałam.
– Izuna?
– Wsiadaj – charknął.
Przymknął powieki i na chwilę odwrócił głowę, żeby się uspokoić. To jednak na
mnie nie podziałało; mój strach wzrósł do tego stopnia, że odwróciłam się, by
poszukać wsparcia w Konan. Jej jednak już nie było w oknie. – Proszę.
– O co ci chodzi? –
syknęłam. – Przyjechałeś tu zobaczyć się ze mną, czy z Madarą?
– Przyjechałem tu,
żeby cię porwać – powiedział wprost. Patrzył mi przy tym tak intensywnie w
oczy, hipnotyzował ciemną barwą dwóch spodków, tak nieruchomych i
zdenerminowanych, że nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku, nie
mówiąc już o tym, żeby choćby mrugnąć. Zamarłam z lekko rozchylonymi ustami,
niezbyt zgrabnie spoglądając na poważnego jak śmierć, chłopaka. To było dziwne.
Dziwność ta odbiła się w moim żołądku, powykręcanym na wszystkie możliwe
sposoby, oraz w gardle, w którym aktualnie znajdowało się serce, ale również
fragment płuc. Wstrzymywałam oddech, dopiero teraz to zauważyłam.
Wypuściłam powietrze
ze świstem, by później głośno się roześmiać i poklepać Izunę po ramieniu.
Wyszedł mu wyśmienity żart. Rzadko kiedy udaje się komuś tak mnie nastraszyć,
ale uciekająca histeria z mojego serca była tego warta. To cudowne rozluźnienie
i szczery uśmiech, przyozdabiający moją twarz – jego nie, chłopak wciąż był
nienormalnie poważny – zwieńczył cały dowcip.
– Nieźle –
skomentowałam i odruchowo objęłam się za ramiona. Nie podobał mi się sposób, w
jaki Izuna na mnie patrzył. Szaleństwo nie zniknęło z jego oczu. Wręcz
przeciwnie: z każdą chwilą rosło. Osaczało mnie i kazało się zastanowić, czy
słowa o porwaniu na pewno były żartem.
Z jednej strony nie
chciało mi się wierzyć, że Izuna Uchiha mógłby mnie uprowadzić, jednak wracając
do naszej rozmowy, szybko doszłam do wniosku, że to całkiem możliwe. Skoro nie
uwieść, porwać. Odegrać się na Madarze. Zniszczyć mu życie.
Zemścić się.
Spoważniałam.
Automatycznie rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu ratunku, ale ten znikąd nie
zamierzał nadejść. A gdy tylko chciałam zerknąć powtórnie na okno, mocne
szarpnięcie za ramię mi na to nie pozwoliło.
– Co ty wyprawiasz? –
syknęłam, chcąc wyrwać z jego dłoni rękę. Trzymał mnie na tyle mocno, że
sprawiał mi autentyczny ból.
– Porywam cię –
warknął, ciągnąc mnie w stronę samochodu. Przez chwilę byłam w tak wielkim
szoku, że mimowolnie pozwoliłam mu podprowadzić się do pojazdu. Nawet nie
próbowałam się wyrywać. Poddałam mu się tylko dlatego, że wciąż w to nie
wierzyłam.
– P-porywasz? –
wydukałam. – Nie możesz mnie od tak porywać!
– Mogę – stwierdził.
Odwrócił się do mnie i przyciągnął na tyle blisko, że nasze nosy się ze sobą
stykały. – Nikt mi nie zabronił uprowadzić Reiko Ryusaki.
Po moim kręgosłupie
przebiegł koszmarnie zimny dreszcz. Nogi stały się jak z galarety, zaczęłam
cała dygotać, jednocześnie będąc niezdolną do choćby krzyknięcia marnego „pomocy”.
Z każdą sekundą przekreślałam swoją szansę na ratunek. Sytuacja ta była dla
mnie na tyle irracjonalna, że nie umiałam się zdobyć na wołanie o pomoc. Nie
wierzyłam, żeby brat Madary przyjechał tutaj tylko po to, żeby mnie, kurwa,
porwać. To w ogóle nie wchodziło w grę. Nie mogłam być taką życiową fajtłapą,
żeby ciągle spotykały mnie jakieś nieszczęścia. Ibiki, niechciana ciąża, pożar,
poważne złamanie nogi, kurna jakieś chore bójki moich znajomych z Moirno, a
teraz to?! To musiał być jakiś sen. Zły sen. Koszmar. Ale wciąż sen.
– Co ty bredzisz? –
jęknęłam. – Izuna, przecież…
– Przecież co? –
warknął. – No co? No?
– Puść mnie –
żażądałam. Chciałam zabrzmieć stanowczo, ale głos mi się załamał.
Izuna uśmiechnął się
cierpko, jak gdyby z wielkim bólem, by następnie pokręcić głową. Odsunął się
ode mnie, ale w dalszym ciągu trzymał moje ramię w stalowym uścisku.
– To… To raczej
niemożliwe, Reiko. Niemożliwe.
– Nawet więcej, niż
możliwe. – Usłyszałam za sobą. Uchiha gwałtownie podniósł wzrok i zacisnął
szczęki w ten sam sposób, jak zawsze robił to jego brat. Jakkolwiek słowa
Madary powinny na niego zadziałać, tak przyniosły wręcz odwrotny skutek. Izuna
jeszcze mocniej ścisnął moją rękę, przez co aż się wykręciłam z bólu i cicho
jęknęłam.
– Widzisz? – syknął do
mnie, potrząsając moim ciałem. – Wszystko spierdoliłaś. Wszystko.
Patrzyłam na niego jak
na wariata, nie mogąc jednocześnie pojąć zachowania Madary. Znajdował się za
moimi plecami, ale nie reagował. Widział, jak jego brat umyślnie zadaje mi
cierpienie i, do jasnej cholery, stał w miejscu!
Chwilę później
włączyła mi się taka mała żaróweczka w mojej równie małej główce – przecież
miał wstrząśnienie mózgu i był cały poobijany. W walce z Izuną zapewne jeszcze
bardziej by oberwał.
– Puśc ją. – Głos
Madary przesączony był wściekłością. Wolałam nawet na niego nie patrzeć;
jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby odnosił się do kogoś z taką nienawiścią.
Nawet w stosunku do Ibikiego był milszy, o ile można to tak określić.
– Ty mała szujo. –
Izuna wciąż patrzył prosto na mnie.
Mówił do mnie. Ignorował Madarę i
skupiał się jedynie na tym, żeby zniszczyć mnie
psychicznie. Teraz to ja byłam jego nowym celem. Nie brat. Ja. – Powinnaś być
grzeczniejsza.
– Mówię do ciebie, Izuna.
– Spierdalaj! –
wrzasnął, pociągając za moje ramię. Przyciągnął mnie do swojego ciała i mocno
objął. Ręka, wyswobodzona z potężnego uścisku, wreszcie mogła odpocząć.
Nieprzyjemnie pulsowała, ale przynajmniej mi nie odpadła, huh. W tej sytuacji
zawsze to jakiś pozytyw.
Odważyłam się zerknąć
na Madarę. Stał dumnie wyprostowany z rękami założonymi na klatce piersiowej.
Nie wyglądał na osobę, która zamierzała uratować mnie z opresji. Jedynie oczy
go zdradzały. I głos. Wszystko inne wskazywało, co najwyżej, na podenerwowanie
lub całkowitą pogardę.
– On jest głuchy, czy
co? – wyszeptał mi do ucha Izuna, chorobliwie pobudzony. Dyszał jak jakieś
zwierzę, co wprowadzało mnie w jeszcze większe zaniepokojenie. Nie miałam
zielonego pojęcia, co tu się właściwie działo. Chciałam wydrzeć się na Madarę
za to, że pozwala bratu to robić, ale jednocześnie czułam, że nie powinnam.
Miałam ochotę rzucić się do ucieczki i w magiczny sposób wyswobodzić z silnego
uścisku Izuny, ale w zamian stałam tylko w miejscu. Byłam oniemiała i
skamieniała jak słup soli. Po prostu pozwoliłam wydarzać się teraźniejszości,
zupełnie, jakby mnie tutaj nie było.
– Powiedziałem, żebyś
ją puścił – powtórzył spokojnie Madara. Jego opanowanie i mi powoli się
udzielało, bo rytm mojego serca wracał do normy, choć wciąż nieprzyjemnie mocno
uderzał we wszystkie żyły i tętnice.
– Powiedziałem, żebyś
spierdalał – warknął Izuna. – Skoro ty odebrałeś dziewczynę mi, ja odbiorę
tobie!
Madara nabrał
powietrza do płuc i nieśpiesznie je wypuścił. Chyba zastanawiał się, co
powiedzieć, podczas gdy ja tymczasem odchodziłam od zmysłów.
Zdecydowanie nie tak
wyobrażałam sobie ich spotkanie.
– Nie odebrałem ci
dziewczyny, Izuna – zawyrokował w końcu starszy z braci. – Zrozum.
Wraz z jego słowem,
dotarł do mnie dźwięk syreny policyjnej. Zbliżała się do nas, a napięcie między
nami osiągnęło punkt kulminacyjny. Mój niedoszły porywacz przycisnął mnie do
siebie tak potężnie, że odruchowo zaczęłam się wyrywać, bo brakowało mi tchu.
Szarpnęłam się mocno, ale jego silna ręka nawet nie drgnęła. Podobnie, jak
Madara. Dalej stał w miejscu i mierzył brata pełnym nienawiści spojrzeniem.
Jedyne, co się w nim zmieniło, to układ jego rąk: tym razem włożył je do
kieszeni spodni.
– Odebrałeś! –
charknął Izuna. – Odebrałeś ją, kurwa! Odebrałeś!
– Puść Reiko –
poprosił Madara. Zero reakcji. – Puść ją.
Radiowóz był coraz
bliżej.
– Powiedziałem puśc
ją.
Zerknęłam w lewo;
widziałam migającą syrenę samochodu policyjnego. Niby nie wierzyłam, że jedzie
do nas, ale tak bardzo pragnęłam, żeby zatrzymał się obok i powstrzymał rękę
Izuny przed zmiażdżeniem mi wszystkich żeber, że natychmiastowo zaczęłam się o
to cicho modlić.
– Posłuchaj mnie…
– Nie, to ty mnie
posłuchaj. – Izuna odtrącił mnie do tyłu na tyle energicznie, że z trudem
utrzymałam równowagę. Oparłam się o samochód, łapczywie oddychając. Czułam się
tak, jakbym przed chwilą przebiegła maraton. Bolało mnie całe ciało. – Nigdy ci
tego, kurwa, nie wybaczę – warknął, zbliżając się do Madary. Ten z kolei wyjął
ręce z kieszeni i złożył dłonie w piąstki. Nie miałam ani sił, ani ochoty, by
się pomiędzy nich wpychać. To i tak by nic nie dało. – Nigdy, rozumiesz? Jesteś
jebanym gnojem, który odebrał mi miłość mojego życia i zrujnował wszystko, co
udało mi się zbudować po stracie rodziców! – Chłopak pchnął brata. Madara nawet
nie zaprotestował – pokornie odsuwał się do tyłu z każdym uderzeniem Izuny. –
Ty kurwo…
– Niczego ci nie
odebrałem – powiedział spokojnie Madara.
Radiowóz zatrzymał się
za moimi plecami. Syreny ucichły, ktoś wyszedł z samochodu i trzasnął drzwiami.
– Odebrałeś mi
wszystko! – wrzasnął Izuna. – Wszystko!
Madara popatrzył ponad
ramieniem brata gdzieś w dal. Po chwili dwóch funkcjonariuszy wyminęło mnie i
stanęło w bezpiecznej odległości od braci.
O co tu, u licha,
chodziło?
– Izuna Uchiha? –
odezwał się jeden z nich. Miał niski, mocny głos.
Wywołany odwrócił się
gwałtownie, a dostrzegłszy policjantów, roześmiał się, jakby ktoś opowiedział
mu właśnie naprawdę dobry dowcip.
Madara skinął głową, a
dwójka mężczyzn podeszła do Izuny i pewnie złapała go za ramiona.
– Idzie pan z nami –
oznajmił ten sam policjant, co wcześniej.
– Idę! – krzyknął w
opętańczym śmiechu. – Pewnie, kurwa! Znowu mi to robisz, jebany gnoju! –
wrzasnął, odwracając się do brata. Funkcjonariusze pchnęli go do przodu,
skutecznie prowadząc wyrywającego się chłopaka do samochodu. – Znowu, Madara!
Znowu!
Patrzyłam na młodszego
Uchihę z szokiem wypisanym na twarzy. Wyglądał na osobę mającą atak niepojętej
agresji i czegoś, czego zrozumieć nie umiałam. Oczy szkliły mu z szaleństwa, co
dokładnie mogłam dostrzec, gdy trójka mężczyzn mnie mijała. Izuna rzucił mi
spojrzenie tak ohydne, że migiem odwróciłam wzrok i przejechałam dłonią po
ustach. Pod powiekami zgromadziły mi się łzy bezradności i niezrozumienia.
Skołowanie – to idealne słowo opisujące mój aktualny stan.
Policjanci wsadzili
Izunę na tylne siedzenie radiowozu, czemu towarzyszyły rzucane w stronę brata
wulgaryzmy. Dopiero, gdy jego głos został stłumiony przez samochód, odważyłam
się zerknąć na Madarę. On również patrzył na mnie. Z bólem i żalem.
Ta chwila nie trwała
długo. Jeden z policjantów podszedł do chłopaka i wymienił się z nim uściskiem
dłoni. Drugi zaś stanął przy radiowozie, bacznie lustrując wzrokiem moją osobę.
– Odwieziemy go do
zakładu – poinformował mężczyzna Madarę. – Wasza dwójka musi przyjechać na
komisariat i złożyć zeznania.
– Jasne. – Chłopak
podrapał się po głowie i zerknął na mnie, chcąc dowiedzieć się, w jakim jestem
stanie. Proszę bardzo: byłam w rozsypce. Niczego nie rozumiałam i nikt nie
pomagał mi zrozumieć, co się stało. Beznadzieja. – Możemy przyjechać za dwie,
trzy godziny? – poprosił, po czym nachylił się do policjanta. Jego kolejnych
słów nie usłyszałam, za to zobaczyłam, jak skinął na mnie głową. Funkcjonariusz
odwrócił się, otaksował mnie spojrzeniem i przystał na propozycję Madary.
Uścisnęli sobie dłonie, a gdy wracał do samochodu, zatrzymał się przy mnie i
jeszcze raz zlustrował wzrokiem całą moją sylwetkę.
– W porządku? –
spytał. Był sporo wyższy ode mnie, a spod jego czapki wystawały blond włosy. Na
więcej szczegółów nie zwróciłam uwagi.
– T-tak – wyszeptałam
i objęłam się ramionami. – W porządku.
– Jeśli potrzebuje
pani pomocy lub wsparcia psychologa, może pani pojechać z nami na komisariat
już teraz.
Rzuciłam okiem na
radiowóz i prychnęłam.
– Niby jak, skoro
Izuna zajmuje tyły?
– Zadzwonię po
wsparcie.
– Nie trzeba –
zaprzeczyłam szybko. Nie wiem, czemu w ogóle wdałam się w tę dyskusję. – Dziękuję.
– Na pewno? –
Policjant jeszcze raz otaksował mnie spojrzeniem. – Nie wygląda pani najlepiej.
– Na pewno. Dziękuję.
– Rozumiem.
Bez zbędnych słów,
funkcjonariusze wsiedli do radiowozu i odjechali, zostawiając mnie z Madarą.
Trwałam w swoim otępieniu dopóty, dopóki chłopak do mnie nie podszedł. Dopiero
czując jego dotyk, wyrwałam się z marazmu i zerknęłam w górę.
Uchiha wyglądał na
skołowanego i nie wątpiłam, że tak właśnie było. Był poważny jak jeszcze nigdy
i nadzwyczaj milczący. Nawet bał się mnie dotykać – raptem musnął moje ramię i
cofnął rękę.
– Dlaczego mi o nim
nie powiedziałaś? – spytał po chwili. Poirytowana, zmrużyłam oczy i
skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
– Chyba ja powinnam o
to zapytać – fuknęłam.
– Zrozum, że… A,
kurwa. – Madara przejechał ręką po twarzy i popatrzył na mnie jeszcze bardziej
zmartwiony, niż przed chwilą. Jego nerwowe ruchy: drapanie się po głowie,
spoglądanie gdzieś w dal i unikanie mojego wzroku, zaczynały mnie irytować.
Wszystko to jednak minęło, gdy znienacka przygarął mnie do siebie i zakleszczył
w solidnym, czułym uścisku. Łapczywie odwzajemniłam pieszczotę, chcąc nacieszyć
się ciepłem jego ciała i rozluźnić, wyprzeć z głowy obraz Izuny. Potrzebowałam
wsparcia Madary nawet, jeśli czułam się przez niego w jakiś sposób oszukana.
Ukrywał przede mną informację o bracie, a to… To łamało mi serce.
Sama też święta nie jesteś – usłyszałam w głowie
i szybko przyznałam temu rację.
– Wszystko ci
wyjaśnię, baranku – obiecał, nie przestając mnie przytulać. – Wejdziemy do
środka?
– Jasne – wyszeptałam,
gdyż moje gardło całkowicie zaschło. Odchrząknęłam, by przywrócić głos. – Jasne
– potwórzyłam.
W ciszy ruszyliśmy do
mieszkania Madary i Paina. Nawet się nie zorientowałam, że przez cały ten czas
Uchiha trzymał mnie za rękę – wciąż byłam w zbyt wielkim szoku, żeby właściwie
kontaktować.
Jak tylko znaleźliśmy
się w przedpokoju, doskoczyła do nas Konan. Właściwie zrobiła to dość
delikatnie, zmartwiona jak rzadko, zaczęła wypytywać co się stało, ale Madara
przeprosił ją i wyjaśnił, że wszystko im opowie. Później. Najpierw musiał zająć
się mną.
Dwuznaczność tego
zdania dotarła do mnie dopiero wtedy, gdy Uchiha uśmiechnął się do mnie
zadziornie. Zignorowałam to i potulnie weszłam z chłopakiem do jego pokoju.
Usiadłam po turecku na łóżku i z wyczekiwaniem na niego popatrzyłam. Spoczął
naprzeciwko mnie z grobową miną. Gdzieś tam pałętało się również zakłopotanie,
ale ta powaga zdecydowanie z nim wygrywała.
– Opowiesz mi wreszcie
o co chodzi? – poprosiłam. – O co chodziło Izunie? Czemu on tak nagle… Tak
nagle się zmienił?
– Kiedy go poznałaś? –
spytał w zamian Madara. Naburmuszyłam się, bo oczekiwałam jasnej odpowiedzi na
moje pytanie, ale pozwoliłam mu prowadzić rozmowę według jego planu.
– W dniu naszego
przyjazdu tutaj – odparłam cicho. Chłopak zmrużył oczy, oczekując, żebym
kontynuowała. – W parku – sprostowałam. – Dosiadł się do mnie i zaczęliśmy
rozmawiać.
– To mi wystarczy –
charknął. Jego zdenerwowanie wzrosło. Zacisnął zęby i zaczął uderzać piąstką w
otwartą dłoń. Obawiałam się, że wybuch złości i mnie obejmie w swoim polu
rażenia. – Kurwa – warknął. – Wiesz, nie rozumiem… Nie rozumiem, jak oni mogli
do tego doprowadzić.
– Kto?
– Lekarze. Lekarze to
chuje.
Przyglądałam się
chłopakowi ze skonsternowaniem. Niczego nie rozumiałam, ale nie zamierzałam mu
przerywać. Targała nim złość i nie trzeba było się z nim przyjaźnić, żeby to
widzieć. Madara wręcz kipiał ze wściekłości.
– Izuna jest chory –
wyznał w końcu. Nadstawiłam uszu, gotowa zmierzyć się z prawdą. – Po śmierci
naszych rodziców on… Nie chcę powiedzieć, że zwariował, ale w gruncie rzeczy
chyba tak właśnie było. Zaczął się dziwnie zachowywać. – Madara zwiesił nogi z
łóżka i oparł się łokciami o kolana. Wpatrywał się w podłogę, jak gdyby ta
miała mu w czymś pomóc. – Stał się bardziej skryty i często wybuchał złością.
Chodził do psychologa, a ja robiłem wszystko, żeby mu pomóc. Wszystko. Kurwa. –
Schował twarz w dłoniach i chwilę ciężko dyszał. Nie sądziłam, że mógł przeżyć
takie piekło. – Poświęcałem mu większość swojego czasu. I wyszedł z tego.
Powiedzmy. W każdym razie wrócił do normalności jakieś trzy lata po wypadku.
Zaprzyjaźnił się z paroma osobami i poznał dziewczynę, w której zakochał się po
uszy. Zresztą ona w nim też. – Madara zacisnął dłonie w piąstki i wyprostował
się gwałtownie. Przyglądałam się wściekłości, jaka go ogarnęła, z lekkim
strachem. – Gdybym wtedy wiedział… Gdybym kurwa wiedział, że skrzywdzi Ayę, nie
pozwoliłbym mu się do niej zbliżyć. Przysięgam. Zabiłbym go, byleby tylko jej
nie tknął.
Poczułam się dziwnie.
Nie sądziłam, że w tej sytuacji mogę odczuć zazdrość, ale tak właśnie było. Nie
miałam pojęcia, co to za Aya ani ile znaczyła dla Madary, ale wnioskując z jego
słów – dużo. A to było ciężkie do zniesienia.
Egoistka.
– Miałem wtedy
dwadzieścia lat. On osiemnaście. Mieszkaliśmy jeszcze z Sasuke i Itachim, w
domu ich rodziców. Aya tradycyjnie, jak w każdy czwartek, była u nas na
kolacji. – Spięłam się. Zacisnęłam wszystkie mięśnie ciała, szybko
doprowadzając je do bólu. – Zjedliśmy a potem każde udało się do swojego
pokoju. I gdy Izuna poszedł do kibla, Aya przyszła do mnie z prośbą o pomoc. –
Madara zaśmiał się nerwowo. – Nie wiedziała, co kupić Izunie na urodziny. A on
– wyprostował się i zmrużył wściekle oczy – posądził ją o zdradę i… – Ramiona
mu drżały. Nie byłam pewna, czy płakał, czy tak targała nim nienawiść, ale
wiedziałam jedno: muszę mu pomóc. Otworzyłam stare rany i moją rolą było
zasklepienie ich. – Zgwałcił ją i udusił.
Cisza zaczęła upiornie
wwiercać się w mój umysł. Nie zorientowałam się, kiedy po moich policzkach
poleciały łzy, ani w który momencie zaczęłam drżeć. Wpatrywałam się w Madarę z
odrętwieniem, nie mając pojęcia, co zrobić. Całe jego ciało krzyczało o pomoc,
podczas gdy ja również jej oczekiwałam. Nie umiałam zachować się w takiej
sytuacji. Nigdy, przenigdy nie musiałam się w czymś takim odnajdować, pomagać
komuś. Wesprzeć. To mnie zawsze wspierano. To ja byłam ofiarą losu, fajtłapą i
życiową niedorajdą. Naiwniaczką, która nie potrafiła sama o siebie zadbać. A
teraz okazuje się, że ta niezdara ma komuś pomóc i… Nie umie. Zwyczajnie nie
umie.
– Był niepoczytalny –
odezwał się w końcu. – Tak stwierdzili psycholodzy. Wylądował w psychiatryku.
Nie potrafiłem mu tego wybaczyć. Co z tego, że skurwiel nie wiedział, co robił,
skoro zabił niewinną osobę? Osobę, która chciała mu kupić prezent?
Wciąż milczałam, choć
Madara wwiercał się we mnie wzrokiem. Spotulniał jednak i się do mnie
przybliżył.
– Gdy cię z nim
zobaczyłem…
– Wiem – wyszeptałam i
spuściłam wzrok. – Wiem, co chcesz powiedzieć.
– Byłem pewien, że mój
jeden zły ruch cię zabije. Że ten gnojek wyjmie skądś broń i mi ciebie
odbierze.
Madara uniósł mój podbródek.
Nie widziałam go szczególnie dobrze przez łzy, ale wyraźnie się rozluźnił.
Wyrzucił z siebie cały ból. Kolej jeszcze na mnie.
– Przepraszam –
jęknęłam. – Nie chciałam…
– Nie wiedziałaś –
zauważył. – Nie twoja wina.
– Zachowywał się
normalnie. – Chciałam to jakoś wyjaśnić. Wytłumaczyć moją naiwność.
– No właśnie. Bo on
nie wygląda na wariata. Ale nim jest.
Skinęłam głową. Nie
wiedziałam, co więcej mogę zrobić.
– Powinienem był
powiedzieć ci wcześniej. Tyle, że nie chciałem, żebyś o nim wiedziała. On nie
zasługuje na rozgłos…
– Jest chory –
zauważyłam cicho. – Trauma z dzieciństwa…
– Nie usprawiedliwia
go – wtrącił. Zabrał rękę i oparł się na tyle blisko, że początkowo wstrzymałam
oddech. – Morderstwa nic nie usprawiedliwia.
– Zgadzam się z tobą w
stu procentach… Tyle, że… Skoro się leczy… Nie wiem, jak to ująć – westchnęłam.
– Chodzi mi po prostu o to, że może Izuna wciąż cię potrzebuje.
– Mnie? – prychnął. –
Obwinia mnie o jej śmierć. Wmówił sobie, że się z nią przespałem, żeby łatwiej
mu było mnie znienawidzić. Usprawiedliwiał tym sam siebie. Myślisz, że po co do
ciebie przyszedł? Planował to. Nie mam pojęcia, jak mu się udało uciec ze
szpitala, ani jakim cudem dowiedział się, że tyle dla mnie znaczysz, ale on
chciał się zemścić, rozumiesz? A człowiek niepoczytalny nie planuje zemsty.
– Sugerujesz, że…
– Nic nie sugeruję. Po
prostu nie uważam, żeby dzisiaj przemawiała przez niego choroba.
– Przykro mi, Madara –
powiedziałam po chwili ciszy. – Naprawdę mi przykro.
– Zdążyłem przywyknąć.
– Wzruszył ramionami i posłał mi ciepły uśmiech. – Ale nie przeżyłbym, gdyby
tobie coś się stało.
– Na szczęście mój
rycerz pojawił się w odpowiednim momencie – powiedziałam niepewnie. Madara
rozpromienił się, choć w jego oczach dalej malował się smutek.
– Na szczęście –
przyznał. – Choć trochę marny ten twój rycerz.
Wzruszyłam tylko
ramionami, z uśmiechem przylepionym do ust. Atmosfera zelżała, mogłam wreszcie
odsapnąć i przestać spinać mięśnie.
– Przyznam szczerze…
Trochę się bałem, że jestem jak mój brat i zajebię swoją dziewczynę jak tylko
mi podpadnie – zaśmiał się. – Ale w twoim przypadku zdecydowanie wolałbym
mordować wszystkich wokół, byleby tylko się do ciebie nie zbliżyli, baranku.
Uniosłam do góry brwi
i z niedowierzaniem pokręciłam głową.
– Nie jestem twoją dziewczyną
– zauważyłam przekornie.
– Jeszcze –
odpowiedział z taką swobodą, że od razu zrobiło mi się cieplej. Nie tylko na
sercu – całe ciało zapłonęło żywym ogniem.
Nie pojmowałam, jak
szybko potrafiliśmy zamknąć temat Izuny i skupić się na adorowaniu siebie
nawzajem, ale w sumie było mi to na rękę. Madarze zresztą też. Wyjaśniliśmy
sobie wszystko, przynajmniej na ten moment, więc mogliśmy odsapnąć i nacieszyć
się sobą. Dosłownie.
Chwilę później chłopak
przysunął się do mnie i pozwolił sobie położyć dłoń na mojej talii. Serce
automatycznie zaczęło szybciej tłoczyć krew, a w miejscu, w którym mnie
dotykał, skóra przyjemnie mrowiła. Pochłaniałam widok na wpół uśmiechniętego
Madary jak gąbka wodę. Był tak oszałamiająco przystojny, że z trudem
powstrzymałam się od rzucenia na niego z pocałunkami.
– Obiecaj mi, baranku,
że jeśli kiedykolwiek odezwie się do ciebie jakiś mój brat, dasz mi od razu
znać – poprosił.
– Masz więcej braci? –
zdziwiłam się.
– Nie. – Madara
uśmiechnął się szeroko. – Dlatego cię o to proszę.
– Obiecuję –
mruknęłam. – Coś jeszcze, lub właściwie ktoś,
może mnie jeszcze zaskoczyć?
Madara popatrzył mi
przeciągle w oczy. Te podniecające prądy przepływające między nami urosły w
jeszcze większą moc. Świat nagle przestał istnieć – byliśmy tylko my. Nasze
przyśpieszone oddechy, drżące ciała i uczucie, którym się darzyliśmy.
Przestałam się oszukiwać – zakochałam się w Madarze po uszy. Po samiuśieńkie
czubki uszu.
Chłopak trwał w jednej
pozycji, więc zdecydowałam się działać. Pozostawiał mi wybór, którego właśnie
dokonałam – chcę z nim być. Teraz i na zawsze. Cokolwiek by się nie działo,
pragnęłam dzielić dni z Madarą i topić w jego wielkich ramionach. Z rozkoszy i
miłości.
– Mam nadzieję –
wymruczał, owiewając moje usta oddechem, by chwilę później złożyć na nich
delikatny pocałunek.
Za Wami najdłuższy rozdział na Baranku
wszechczasów. Przyznam szczerze, że cholernie się denerwowałam, publikując go.
Domyślacie się zapewne dlaczego – chodziło o sytuację z Izuną. Nadal się boję,
że mnie zjedziecie, no ale mówi się trudno. xD No i jest trochę przegadany, mało w nim akcji, no ale co zrobić...
A teraz informacja, za którą odgryziecie
mi głowę: do końca Baranku zostały
dwa rozdziały. ;) Cicho, nie krzyczcie, przestańcie. ._____.
To chyba tyle na dzisiaj. Pozdrawiam Miśki.
<3
OOOAAAWWWW, WIECZOREM STRZELĘ KOMENTARZ!
OdpowiedzUsuńNie wiem na co Ty tak narzekałaś, rozdział wyszedł Ci świetnie!
UsuńMam tę skrytą nadzieję, że nie namieszasz za bardzo i nie puścisz jej samej, albo przynajmniej ktoś za nią pojedzie na ten pogrzeb. No np. taki Madara, żeby niechcący, przy okazji - zabił Ibikiego. xD
Ej... Kurwa, strasznie polubiłam przez ten jeden, niedługi fragment Sasoriego. Wykorzystam to. xD O jezu, multum pomysłów. xD
Od początku wiedziałam, że nie wściubiłaś tu Izuny bez jakiegoś konkretnego powodu. Martwiłam się, że namiesza, ale nie w życiu nie podejrzewałabym, że sytuacja trzyma się aż tak czarnego scenariusza! Przez głowe przeszło mi, że Izuna jest dobry i chce ją uratować przed Madarą, z którego na koniec zrobisz chuja lvl hard, ale jednak nie wypaliło. :D
Co nie zmienia faktu, że gwałt i uduszenie odrąbały mi głowę. xD
No i ta końcówka taka miodzio, awwrr. <3
Będzie mi brakować tej historii. Ale wierzę w to, że nas nie zostawisz. ;__;
http://th09.deviantart.net/fs70/PRE/i/2014/277/1/b/madara_uchiha___shooting_from_the_car_by_lesya7-d81lna2.jpg
Usuńtakbardzowcaleniepasujedotwojegokomentarzalol.
A tam świetnie. Nie będę jechać sama na siebie, bo jeszcze Cię przekonam do swoich racji, a wcale tego nie potrzebuję. xDDDD
UsuńCzy namieszam? Nie wiem, zobaczę. :3
Nie zostawię was, Ty wiesz. :>>>
<3
O, w końcu notka! Ale mnie tu dawno nie było!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Yuzuki
Ok, właśnie przeczytałam notkę, chociaż zaraz umrę z bólu.
UsuńRozdział jakiś taki słodko-gorzki. Fajnie, że Madara wyszedł ze szpitala i że nic mu nie jest. Stęskniłam się za Sasorim i Deidarą. Ten ostatni pojawił się kilka razy, ale mój ukochany Skorpion nie! I tak mi przyszło do głowy, gdzie jest reszta Akatsuki? Pein, Konan, Itachi, Deidara i Sasori. Wydaje mi się, że gdzieś w początkowych notkach przewinął się Hidan albo Kakuzu albo obaj, ale co z resztą? Itachi i Kisame tak bardzo do siebie pasują. Tylko nie rób z nich pary, bo tego Ci nie wybaczę. Podobnie jak to, że zamierzasz skończyć Baranka!!! Zabraniam Ci! Wiem, miałam nie krzyczeć, ale trudno! 20 rozdziałów to zdecydowanie za mało! Koniecznie musisz napisać rozdziały jak Reiko jest szczęśliwa z Madarą i jak im razem dobrze. Co do Izuny, to miałam podejrzenia, ale trochę mnie zaskoczyłaś Wiedziałam, że coś knuje, ale nie, że jest chory i skrzywdził swoją dziewczynę. Szkoda, najwyraźniej główna bohaterka przyciąga samych popaprańców. Niemniej mam nadzieję, że jego brat wyzdrowieje. I że nasza kochana parka będzie ze sobą już na zawsze i dorobią się słodkich dzieciaczków.
Hm, mam też do Ciebie prośbę albo może raczej pytanie, ale to później, bo niestety muszę się czymś zająć.
Yuzuki
Hejooo! No ja się stęskniłam, kochana! ;>
UsuńHidan był, ale Kakuzu, Kisame i Zetsu tutaj nie wkręcałam. ;)
A tam za mało. 20 rozdziałów to wystarczająco, nie chcę robić z tego tasiemca. :)
A co do pytanio-prośby to czekam. Chyba, że wolisz napisać na fejsbuczka lub gg, to zapraszam i tam. ;)
Dziękuję i pozdrawiam. <3
Bardzo mi się podobał rozdział.
OdpowiedzUsuńA ja tak lubiłam Izunę! W życiu bym się nie spodziewała, że może być chory! Wyobrażałam sobie, że pogodzi się z Madarą i wszystko będzie fajnie, a tu proszę.. Ale i tak mi się to podobało. xD
Końcówka najlepsza!! Nawet nie wiesz ile ja na to czekałam!
A teraz powiedz mi proszę.. jak to dwa rozdziały?! I ty mówisz (piszesz) to z takim spokojem? I teraz nie wiem sama.. mam płakać, bo mój ulubiony blog się kończy, czy planować twoją śmierć? Pomóż mi rozwiązać ten dylemat, bo naprawdę nie wiem. ;_;
Tak czy inaczej weny na ostatnie (!!) rozdziały! :c xx
Uffff, kamień z serca. Bałam się, że mnie zjedziecie za Izunę. xD
UsuńTaaaak, piszę to z ogromnym spokojem. xD Ale wierz mi, gdybym zaczęła robić z tego modę na sukces, to szybko byście się zanudzili. Zresztą pewnie zaczęłabym mieszać i już w ogóle zostałabym obrzucona mięsem. xD
Umierać nie chcę, jak ktoś przeze mnie płacze też nie lubię. Ciesz się, że nie zawiesiłam bloga, czy coś. :DDDD (ale pocieszenie, nie?)
Dziękuję bardzo i pozdrawiam. <3
Ok... może zacznę tak... Za Chiny nie odgadłabym, że Izuna mógłby być chory psychicznie, a tym bardziej, skrzywdzić swoją dziewczynę. Ale to już napisały poprzednie komentatorki. Sasori każący na siebie czekać? Sasori roztrzepany? Nie wiem, czy powinnam, ale czytając ten fragment lałam ze śmiechu na podłodze. Ale... więęęęęcej Deidary T^T. Proszę. Mam nadzieję, że odegra jakąś-tam rolę na koniec. Co do końca... 2 rozdziały. Liczę na nowego blogaska, bo na jednopartówkach długo nie pojedziesz. No i... mam takie wrażenie, że pomimo tego zakończenia, o tutaj *wskazuje rozdzialik*, to sam koniec będzie w jakimś stopniu Bad Endem. Aaaale, ja już się zamykam i przy okazji poganiam do napisania następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Lubię koloryzować postaci. Tu niby Sasori nie lubi, jak musi na kogoś czekać, a sam do tego doprowadza. Jak najbardziej to lubię. :3
UsuńCo do nowego bloga to mam plany, ale będziecie musieli na niego długo poczekać. Obiecałam sobie, że najpierw napiszę całą historię, a dopiero potem będę publikować, żeby się nie pogubić. :)
A co do zakończenia Baranka, to pożyjemy, zobaczymy. xD
Dziękuję i pozdrawiam! :)
Chyba powinnam Cię udusić za to, że tak niespodziewanie oznajmiasz, że jeszcze tylko dwa rozdziały i kończysz Baranka. Powinnaś wiedzieć, że o takich rzeczach wspomina się z dziesięć postów wcześniej, młoda damo! W tym miejscu też chciałabym Cię przeprosić, że zwlekałam z komentarzami pod każdym z ostatnich jakichś trzech rozdziałów, jednak wolałam poczekać z nimi do czasu, aż przemyślę ostatnie wydarzenia ze świata Reiko :)
OdpowiedzUsuńSam rozdział, niezmiennie jak wszystko spod Twojego pióra, bardzo przypadł mi do gustu. Cieszę się, że w końcu sytuacja związana ze skrywaną przeszłością dziewczyny stała się w miarę klarowna, choć zapewne znacznie lepszym wyjściem dla Reiko byłaby sposobność wytłumaczenia się Madarze w okolicznościach innych niż te zaistniałe. Niemniej jednak napawa mnie pewnym rodzajem satysfakcji fakt, że Morino zobowiązał się do pozostawienia w spokoju głównej bohaterki jeśli ta spełni jego prostą prośbę. W moich oczach wygląda to tak, jakby po prostu przegrał. Z Madarą, z Reiko, z jej przeszłością i przede wszystkim ze swoją. Czy dotrzyma obietnicy - zobaczymy, choć mam przeczucie, że ten koleś naprawdę jej odpuści i w końcu zajmie się swoim życiem. Być może zabrzmi to okrutnie, mówienie o śmierci w jakimkolwiek innym kontekście niż ten nieszczęśliwy, jednak jak widać odejście pani Morino miało chociaż jedną pozytywną stronę.
Ostatnimi czasy zaskakuje mnie, oczywiście pozytywnie, postać Madary. Emanująca z niego troska jest ujmująca, przez co w zestawieniu Reiko-Madara, ta pierwsza naprawdę wiele traci. Zdaję sobie sprawę, że jej obawy są uzasadnione, w pewnym sensie i do pewnego momentu oczywiście, lecz powinna wyluzować. Pierwszy lepszy przykład irracjonalnego strachu: obawa przed reakcją Paina.
Jako urodzona fanka rodziny Uchiha powinnam nie być w stanie darować Ci zrobienia z Izuny jakiegoś psychola, ale wyszło Ci to tak znakomicie, że nie potrafię się pogniewać. Swoją drogą jak przyjrzałam się grafice przedstawiającej zbliżenie jego twarzy doszłam do wniosku, że to szaleństwo bardzo mu pasuje xD
I tylko te późniejsze słowa Madary były dobijające, że jego brat zgwałcił i zabił... Wyobrażam sobie, jak musiała się poczuć Reiko ze świadomością, że dotykał ją gwałciciel. To już chyba lepiej byłoby być dotykaną przez Ibiki'ego. A szkoda, bo myślałam, że plan Izuny dotyczy tylko i wyłącznie okręcenia sobie wokół palca biednej Reiko, tak, by zrobić na złość Madarze.
Mam nadzieję, że sielanka głównych bohaterów będzie już trwać. W końcu odkąd tylko się poznali, ich wspólna droga zawsze była naznaczona jakimiś kłopotami. Można więc rzec, że należy im się dłuższa chwila wytchnienia. Z niecierpliwością oczekuję ciągu dalszego, tym bardziej, że naprawdę ogromnymi krokami zbliżamy się do końca.
Całuję i pozdrawiam :*
Ale nie krzycz Mizu, nie krzycz. :< Ja sama nie wiedziałam, ile rozdziałów będzie miało baranku, stąd to zwlekanie z informacją. xD
UsuńJeej, jesteś chyba jedyną osobą, która wierzy w przemianę Morino! Choć może nie przemianę, ale to, że odpuści. Cieszy mnie to. :>
Wohoooo, Mizu daruje mi życie, yaaaay. xD Cieszę się, że zrobienie z Izuny psychola przypadło Ci do gustu. :3
Czy sielanka będzie trwać to nie powiem. Nie zdradzę nic, a nic. Zobaczysz niebawem. :>
Buzioooole. <3
;^; jak pięknie <3 dopiero przeczytałam i moje serduszko puka jak oszalałe...
OdpowiedzUsuńDlaczego tylko dwa?! Przecież miało być więcej! Ja się nie zgadzam! Ale tak wogóle to cudny rozdział.
Kto by się spodziewał, że Izuna tak się zachowa? No dobra podejrzewalam że z nim jest cóś nie tak, ale bardziej prawdopodobne wydawały mi się bliższe kontakty z ibikim...
Sama też myślałam, że będzie więcej tych rozdziałów, ale doszłam do wniosku, że nie chcę zrobić z tego tasiemca. :)
UsuńDziękuję za komentarz! Pozdrawiam. :)
O nie, nie, nie, nie ma mowy żebyś miała skończyć. Nawet tak nie mów, bo dostanę szoku, padnę na zawał a ty stracisz czytelniczkę.
OdpowiedzUsuńA tak się zastanawiałam jaką rolę dostanie Izuna, ale wersji z psycholem-mordercą nie przewidywałam. W ogóle mam wrażenie, że Reiko przyciąga wszelkiego rodzaju niebezpiecznych typków. Madara jest tutaj absolutnie uroczy kiedy ją ratuje.
Ciekawe jakież niespodzianki czekają na tym pogrzebie. Nie wierzę, że tylko się pomodlą, Ibiki da im spokój i dalej sielanka.
Rozdziały im dłuższe tym lepsze :) czekam na next.
Powodzenia i weny życzę
Taaaak, kończę kończę. To już postanowione. ^^ I nie, nie umieraj, proszę. <3
UsuńKolejny rozdział już się pisze, więc mam nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu dowiecie się, jak minął pogrzeb. :>
Dziękuję i pozdrawiam. :)
Cześć!
OdpowiedzUsuńZ tej strony Shiroi Yume z Wywiadów. Zostałaś zgłoszona przez Mayako do wywiadu z Hoshi Akairo, dlatego też proszę o potwierdzenie chęci do wzięcia w nim udziału w tej zakładce. W razie chęci zmiany dziennikarza proszę o stosowną informację w komentarzu.
Pozdrawiam!
Może jeszcze jakiegoś popierdoleńca masz zamiast tu wkręcić? Ej no, spodziewałam się rodzinnego happy endu, a nie psychola-mordercy z gumowego ośrodka. "To ja byłam ofiarą losu, fajtłapą i życiową niedorajdą." - czuję więź z Reiko.
OdpowiedzUsuńOgólnie to Rei zaczynała mnie już drażnić tą swoją pipowatością. Dobrze, że w końcu zrobiła się szczera i zaczyna myśleć, bo miałam ochotę sprzedać jej kopa w dupę. "NIEE NIE POWIEM NIC NIKOMU", "SAAAMAAA DAM RADĘ", no szlag mnie już z nią trafiał. Mam nadzieję, że na ten pogrzeb też nie pójdzie jednak sama bo jeśli tak to znaczy, że jest murzyńską pałą do kwadratu.
OSTATNIA SCENA <3 AWWWWWWWWWWWWWWWW
Już nie, obiecuję. Żadnych popaprańców. xD
UsuńMurzyńska pała do kwadratu - uwielbiam Cię. <333333 Twoje komentarze zawsze zwalają z nóg. xD
Kocham. <3
Aaaaaaa ;( ;`( ;c
OdpowiedzUsuńMusze se popłakać buuuuu
No ale płakałam ze wzruszenia i jednocześnie z żalu, że mój Baranek się kkończy. Moja inspiracja! Kobieto poruszyłaś tym blogiem moje szare komórki, które w końcu zaczęły tworzyć coś konkretnego i tak poprostu zabierasz mi teraz tchnienie ;c
OdpowiedzUsuńCo do Izuny zaczęłam podejrzewać, że ma powiązane interesy z Ibikim ale jednak mnie zaskoczyłaś. W szoku byłam jak czytałam to oczym mówił Madara.. Ja na miejscu Rei to bym się na niego rzuciła i tuliła całą noc!
Cieszy mnie bardzo zakonczenie rozdziału uuu buzi buzi może nowy rozdział zaczniesz czymś przyjemnym dla zmysłow hmmm? Serio nie podaruje Ci jak w tych 2 ostatnich rozdziałach nie pojawi się erotyk Madary z Reiko! ❤
I nie wysylaj Rei na ten pogrzeb bo mam złe przeczucia.
Pozdrawiam :*
Nie płacz, nie płacz. <3 Nie warto! :>
UsuńNie zabieram, Baranek dalej będzie w sieci, możesz wracać kiedy tylko chcesz. :D I wzruszyłaś mnie tym wyznaniem! Jejkuuuu. :>
Uhu, erotyk Madary z Reiko, zachciało się. xD Nie wiem, zobaczę. xD
Dziękuję bardzo i również pozdrawiam. <3333
Nie!! Proszę, naprawdę musisz już kończyć tą historię?? Napiszesz coś jeszcze prawda? Jakieś nowe opowiadanie? :) Rozdział bardzo mi się podobał, jak zawsze. W końcu główna bohaterka zmądrzała. Madara jest taki super, no po prostu się w nim zakochałam. Ja też tak chce! Izuna myślałam, że chce zabrać Rei do Ibikeigo. Ale na szczęście nie. Naprawdę bałam się, że były Rei coś znowu wykombinował. A tu tylko chciał się zemścić na bracie. Swoją drogą to Rei jest pechowa, ciągle się jej coś dzieje. Złamana noga, były chłopak, przeszłość, porwania. czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, weny i wgl :)
Musieć nie muszę, ale chcę. Ciągnięcie czegoś w nieskończoność to nie jest dobry pomysł, no i pewnie namieszałabym w tej historii na tyle, że byście mnie znienawidzili. :DDD
UsuńDziękuję za komentarz. Buziaki. :)
"Poczułam dziwny ścisk w żołądku na samą myśl, że jeszcze parę miesięcy spałam w jego łóżku jak gdyby nigdy nic." Chyba zjadłaś "temu". :D
OdpowiedzUsuń"Ano dlatego, że Izuna jeszcze nie doroślał do przebaczenia bratu." Nie dorósł chyba, hmm? :3
Koniec Baranka? ;_; Jak humor mi się poprawił przez rozdział, tak teraz kiszka. :<
Rozdział świetny, jak zawsze. Jak myślisz, że próba porwania przez wyrafinowanego psychopatę i NARESZCIE przyznanie się do swoich uczuć przez Reiko to brak akcji to sory Skarbie, aż się boję rozdziałów gdzie ilość akcji uważasz za wystarczającą. :D
Czemu mam przeczucie, że Madara jednak pojedzie za Reiko z innymi jej przyjaciółmi na ten pogrzem, że Ibiki będzie próbował zrobić coś złego i ostatecznie pożegna się z życiem bo Madara ostatecznie obroni swojego niewinnego (no ciekawe) baranka? To się nie może skończyć tak kolorowo, że po prostu się od niej odczepi i wszyscy będą zadowoleni. XD
W każdym razie, hej, dwa rozdziały. Zbliżamy się do momentu kulminacyjnego! :D Z jednej strony jestem ciekawa jak to wszystko rozwiążesz, a z drugiej - kurde, to serio musi się kończyć? Mogłabyś dodać coś a'la epilog, jak to za 10 lat Reiko i Madara są już po ślubie z małymi Uchihami latającymi pod nogami itp. :D Myślę, że nikt by czymś takim nie pogardził. XD
Życzę nadzwyczajnej weny! :*
Lorie
Lecem poprawiać błędy, dziękuję! :>
UsuńAaaa przestań, ja nikomu nie chciałam psuć humoru, a tu wszyscy jak jeden mąż lamentują. Aż mam wyrzuty sumienia. xD Ale nie zmienię decyzji, twarda ze mnie babka!
Hahah nie mogę nic zdradzić, nie byłoby niespodzianki. xD Ale podobają mi się Twoje podejrzenia. :D
Wiem, że byście nie pogardzili, natomiast po mojej głowie chodzi całkiem inna myśl, przez którą byście mnie znienawidzili, mheheh. xD Ale cicho, milczę. xD
Dziękuję bardzo i pozdrawiam! <3
No nie wierze xDD Izuna psychopata xD No ładnie , w psychiatryku pewnie go nie zauważyli ze go nie ma xDD Ta scena z kiedy policja go zabierała normalnie czułam się jakbym stała obok Reiko xD ty za dobrze piszesz te opowiadania xD
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak Ci się podoba. :3
UsuńBuziaki!
Zaczęłam pisać bloga, w którym też ma być historia z Madarą, ale jak wczoraj zaczęłam a dziś skończyłam czytać Twoje opowiadanie, to całkowicie straciłam wiarę w jakiekolwiek moje zdolności. Stworzyłaś po prostu genialną historię rewelacyjnie napisaną!! Nie mogłam się odkleić od laptopa ^^ Już nie mogę doczekać się następnych rozdziałów i oczywiście rozpaczam na wieść, że planujesz zakończyć i to dość niebawem, bo jak coś mi się spodoba to mogłabym czytać to w nieskończoność - a Twoje rozdziały zafascynowały mnie i mi serduszko pęka. Może jeszcze coś fantastycznego wpadnie Ci do głowy i przedłużysz - będę zachwycona.
OdpowiedzUsuńOd początku mnie zaintrygowało na jakiego typa wykreowałaś Madarę i powiem szczerze, że w pewnych momentach obawiałam się, iż happy end z tego wyjść już chyba nie może, ale jednak może... może xdd Taką mam skrytą nadzieję, jako wielka miłośniczka szczęśliwych zakończeń :P W każdym razie,się wciągnęłam i rozemocjonowałam, aż już nie wiem co napisać. Chyba tyle, że Twoje opowiadanie uwiodło mnie jak Madara swojego Baranka ^^
Naprawdę wspaniale się czyta i mam nadzieję, że nawet jeśli tę historię zakończysz, to napiszesz jakąś kolejną, która mnie równie porwie!
Pozdrawiam! ^^
Ej no przestań! Nawet tak nie mów. :) Ja chętnie poczytam bloga o Madarze, bo nie znam takowych niestety. A umiejętności na pewno masz i chcę, żebyś mi je pokazała. Nie wymiguj się. :)
UsuńKolejną historię mam w planach, ale niestety dość odległych. :)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)
Takiego rozwoju akcji z braciszkiem to się nie spodziewałam, podejrzewałam, że będzie chciał uwieść Baranka, żeby zemścić się na Madarze, a tu taka historia :o
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam :)
Ha! Cieszę się, że zaskoczyłam. B|
UsuńPozdrawiam! :)
<3
OdpowiedzUsuń