W moim odczuciu
sytuacja była dramatyczna. Spotkanie dwóch samców alfa, zazdrosnych o tę samą
dziewczynę, która przed chwilą płakała przez jednego z nich, niezaprzeczalnie
oznaczało kłopoty. Ibiki mierzył wzrokiem Madarę i mogłam się domyślić, że
Uchiha odpłacał mu się z nawiązką. Znalazłam się w potrzasku, dosłownie: między
dwoma, wielkimi ciałami mężczyzn; oraz w przenośni: kogo miałam bronić? Wybór
był prosty i trudny jednocześnie. Postawienie się Ibikiemu było pomysłem
wyjątkowo durnym, z drugiej zaś strony proszenie Madary, by zostawił mnie z nim
samym, podczas gdy wiedział, jak bardzo Morino mnie zranił, wydawało się być
nie do pomyślenia. Jaki z tego wniosek? To ja musiałam uciec. I zostawić ich
sobie samych, niech się zatłuką na śmierć. Upiekłabym dwie pieczenie na jednym
ogniu – ja byłabym bezpieczna, a moje problemy raz na zawsze by wyparowały, a
właściwie zgniły pod ziemią.
Ale niespecjalnie
chciałam, żeby Madara umierał.
Ibiki to inna sprawa.
Musiałam zacząć działać,
bo znajdowałam się na linii ataku i bałam się, że kumulująca się w nich złość
zaraz eksploduje.
– Możesz nas zostawić
na chwilę samych? – poprosiłam Morino. Zerknął na mnie z powagą i gniewnie
zmarszczył brwi.
– Płakałaś – zauważył.
Przyłożył dłoń do mojego policzka. Wzdrygnęłam się; nienawidziłam jego dotyku.
– Zrobił ci coś? – Głową skinął w kierunku Madary.
Uchiha prychnął.
– Nie – odparłam
szybko. – Proszę, Ibiki, zostaw nas samych.
– Nie słyszałeś? –
wtrącił się Madara i przerwał ckliwą scenkę. Odtrącił Morino do tyłu, stając
pomiędzy nami. – Zostaw ją.
– Żaden pajac nie
będzie mi mówił, co mam robić – sarknął Ibiki. Złapałam się za głowę. Sytuacja
wymknęła się spod kontroli. Ja już nie grałam w tym przedstawieniu, teraz
liczyła się tylko tamta dwójka.
– Kim ty kurwa jesteś,
co? – ryknął Madara. – Wiem, co jej zrobiłeś, więc z łaski swojej odpierdol
się, dobra?
Morino rzucił mi
wyzywające spojrzenie. Pokręciłam niemo głową w geście rozpaczy. Uchiha nic nie
wiedział a Ibiki zapragnął to wykorzystać. Musiałam reagować, bo inaczej prawda
wyjdzie na jaw.
– Wiesz? – Morino
uśmiechnął się z kpiną. – Wiesz o wszystkim, co jej niby zrobiłem?
Nie musiałam patrzeć
na Madarę, żeby wiedzieć, jak bardzo się spiął. Zaciskał mocno pięści, walcząc
z furią drzemiącą w jego organizmie.
– Dobra, stop –
wtrąciłam się i weszłam między nich. – Koniec tego durnego zachowania, jasne?
Ty – wskazałam palcem na Ibikiego – idź do środka, zaraz do ciebie przyjdę. A z
tobą – zwróciłam się do Madary – muszę jeszcze chwilę porozmawiać.
– Od kiedy jesteś taka
waleczna, co? – zakpił Morino. Pokręciłam głową, ale ten nic sobie z tego nie
robił. Chciał mi dopiec. Czułam to każdym skrawkiem ciała, całym sercem i
umysłem. Zrobi wszystko, żeby mnie zgnoić przed Madarą.
– Odpuść, dobra? –
warknęłam.
– Kiedy w końcu
powiesz im prawdę? W końcu to twoi przyjaciele, powinni wiedzieć, kim tak
naprawdę jesteś.
– Byłam –
podkreśliłam. – Zresztą to nie twoja sprawa. Idź do środka – wycedziłam.
Madara stał obok i
przyglądał się nam ze zdumieniem. Kompletnie nie wiedział, o co chodzi, a mi
wcale nie uśmiechało się tłumaczenie z przeszłości. Chciałam o tym zapomnieć, a
już na pewno nie mówić mu o tym w takich warunkach i pod taką presją!
– Możesz mi wyjaśnić,
co tu jest grane? – Uchiha pociągnął mnie za ramię, bym stanęła z nim twarzą w
twarz. – O czym on mówi?
Zacisnęłam usta,
walcząc z napływającymi łzami. A więc to jednak ten dzień? To dziś wszystko
miało się wydać? Mój sekret, moja przeszłość, mój koszmar?
– Reiko.
– Przestań – syknęłam.
– Po prostu przestań. Nie chcę o tym rozmawiać.
– Co jej zrobiłeś,
gnoju?
Nim się zorientowałam,
Madara złapał Ibikiego za poły bluzy i przyciągnął w swoim kierunku. Ich
wykrzywione w gniewie twarze znajdowały się blisko siebie; walka na oczy zaraz
miała się przerodzić w solidne mordobicie.
– Dużo by wymieniać –
prychnął Ibiki i sprytnie wywinął się z chwytu Madary, jednocześnie wymierzając
pierwszy cios. Uchiha dostał z łokcia w twarz. Odsunął się od nas na metr,
rażony siłą uderzenia, a następnie z furią rzucił na Ibikiego. Odskoczyłam od
nich i pisnęłam, rozglądając się za ewentualnym ratunkiem, ale nikt nie
zamierzał wtrącać się w walkę dwóch goryli, z obawy, że im też się dostanie.
Madara zamachnął się,
jednak Morino sprytnie zblokował jego atak prawą ręką i lewą uderzył go pod
żebrami. To jakby nie zrobiło na Uchice wrażenia; chwycił przeciwnika za kark i
próbował wbić mu kolano w brzuch, co jednak skończyło się ostatecznie na
przymusowym odskoczeniu napastników od siebie. Obaj dyszeli wściekle a w ich
oczach malowała się żądza zlania komuś mordy.
– Przestańcie! –
pisnęłam. Moje słowa nie dotarły do nich. Rozejrzałam się, desperacko szukając
pomocy, a tymczasem Madara padł na ziemię z krwawiącym nosem.
– Ibiki dosyć! –
wrzasnęłam. Wbiegłam między przeciwników i położyłam mu dłonie na ramionach z
nadzieją, że nad nim zapanuję. Tak jak się spodziewałam: Morino uspokoił oddech
i oderwał wzrok od Madary. – Dosyć, proszę. Przestań.
Zerknęłam niepewnie za
siebie; Uchiha zdążył się już podnieść. Przykładał rękę do nosa; cały był
umaziany we własnej krwi.
– Dosyć – poprosiłam
obojga. Łzy lały się z moich oczu strumieniami, serce waliło jak oszalałe, drżałam
na całym ciele i dostałam ataku paniki. Widok poturbowanego Madary złamał mi
serce. Chciałam do niego podbiec i przytulić, ale nie mogłam. To by
rozwścieczyło Ibikiego. – Proszę cię, przestań. – Odwróciłam się do Morino. Już
nie był tak podkurwiony, jak przed chwilą. Musiałam to wykorzystać. – Błagam
cię, daj nam minutę. Zaraz do ciebie przyjdę.
– Chyba żartujesz.
Mocne szarpnięcie za
ramię dało mi do zrozumienia, że Madara się podniósł i nie zamierzał odpuścić.
Zamachnął się solidnie; Ibiki zblokował cios. Uchiha wcisnął mu pięść w żebra,
powtarzając swój atak kilkukrotnie, a następnie pchnął osłabionego Morino i zadał
mu cios prosto w szczękę. Mężczyzna zatoczył się do tyłu, a gdy dostał jeszcze
raz, tym razem w lewe oko, wpadł w szał. Ocknął się z krótkotrwałego letargu i
zaczął naparzać pięśćmi na Madarę, kompletnie nad sobą nie panując. Słyszałam
ich złowrogie warknięcia, widziałam prężące się mięśnie i zawładnięte furią
twarze. Nigdy w życiu tak się nie bałam. Nie wiedziałam już, kto kogo bije, kto
mocniej oberwał, kto za chwilę padnie na żwir. Zachowywałam się jak idiotka –
przyłożyłam dłoń do ust i błagałam cicho, żeby przestali, żeby ten koszmar się
skończył.
Cholernie bałam się o
Madarę.
Zakochałam się.
Nie chciałam go
stracić.
Musiałam mu pomóc.
Ale się bałam. Tak
bardzo. Tak okropnie. To mnie paraliżowało.
Madara odleciał do
tyłu. Zarył głową o krawężnik i zamarł w takiej pozycji, z rękami rozrzuconymi
w bok, z pokrwawioną twarzą i furią wymalowaną na ustach.
– Nie – jęknęłam i
przeniosłam wzrok na Ibikiego. Dyszał wściekle, pochylając się nad nieruchomym
ciałem Uchihy. Tak samo jak jego przeciwnik – był mocno obity.
To wszystko trwało
wieczność. Przemieniło się w najgorszy z możliwych koszmarów. Stało się czymś,
o czym nigdy nie byłabym w stanie pomyśleć. Nie wierzyłam. Nie chciałam. Nie
umiałam.
– Madara – wyszeptałam
i na wpół przytomna, opadłam obok chłopaka. Ibiki przestał w tym momencie
istnieć. Liczył się tylko Uchiha. – Madara, błagam. Błagam.
Chłopak otworzył oczy
i popatrzył na mnie zamroczony; widać było, jak bardzo wszystko go bolało.
Chyba jeszcze nigdy tak nie dostał.
– Madara. – Pogłaskałam
go po policzku i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Brunet drżącą ręką mnie
objął i pogładził po włosach. – Przepraszam. Przepraszam cię. Przepraszam.
– Baranku…
– Zbieraj się,
Ryusaki. – Ibiki pociągnął mnie za koszulkę. Podniosłam się tylko po to, żeby
zaraz wyrwać się z jego uścisku.
– Ty cholerny draniu!
– krzyknęłam i uderzyłam go z otwartych dłoni w klatkę piersiową. – Co ty
zrobiłeś! Jak mogłeś?!
– Nie histeryzuj.
– Zamknij się! Nie
pozwolę ci zniszczyć mojego życia po raz kolejny, rozumiesz?! Nie pozwolę!
Pójdziesz siedzieć! Dostaniesz to, co ci się należy!
– Zamknij się, do
cholery.
Ibiki pociągnął mnie
mocno za włosy, przez co musiałam odgiąć głowę. Obezwładnił mnie tym jednym
ruchem. Zawsze tak robił. Zawsze.
Nie tym razem, Morino.
Zbierając wszystkie
swoje siły i całą złość, kopnęłam go w piszczel. Ibiki odruchowo mnie puścił, a
ja w tym czasie zdążyłam podbiec do podnoszącego się Madary.
– Zabiję gnoja –
wysyczał mi wprost do ucha.
– Nie teraz, dobrze?
Pozwolę ci na to, ale nie teraz.
Byłam spanikowana, nie
wiedziałam, co robić. Chciałam stąd po prostu uciec, a wiedziałam też, że
Madara nie będzie w stanie wsiąść na motocykl. Musiałam zadzwonić po Paina.
– Zostaw go, Ryusaki.
Inaczej…
– Inaczej co? –
krzyknęłam. – Powiesz im prawdę? A proszę bardzo! Sama się do wszystkiego
przyznam! – Popatrzyłam kątem oka na Madarę, przełknęłam łzy i upokorzyłam się
na całej linii: – Uwodziłam facetów, dosypywałam im jakiś prochów do drinków i
kradłam im kasę. Na imprezach u znajomych kradłam kasę. Wykorzystywałam swoje
wdzięki tylko po to, żeby on – wskazałam głową na Ibikiego – był zadowolony.
Poniżałam się w każdy możliwy sposób tylko po to, żeby zdobyć dla niego te
cholerne pieniądze, bo później lądowaliśmy w łóżku i było, kurwa, wspaniale!
Byłam suką i dziwką, tylko dlatego, że się zakochałam! Coś jeszcze? Coś jeszcze
mam mu powiedzieć?! Nie? To teraz się ode mnie odpierdol, do cholery! Raz na z a w s z e!
Cisza. Ibiki mierzył
mnie morderczym spojrzeniem.
Madara zesztywniał,
ciężko dyszał i wpatrywał się uporczywie w żwir. Nie chciał wierzyć w to, kim
był jego baranek. Sama nie chciałam w to wierzyć. Boże, jak bardzo nie
chciałam…
– Reiko – wyszeptał
słabo. Moje serce krwawiło. Pragnęłam zapaść się pod ziemię, umrzeć. To nie
mogło się dziać naprawdę! – O czym ty mówisz?
– Niezłe
przedstawienie, Ryusaki – skomentował Ibiki z pełnym kpiny uśmiechem. – A teraz
wskakuj na motor, mamy do obgadania warunki naszego kolejnego numeru.
Dłoń Madary mocno zacisnęła
się na moim ramieniu.
– Chyba kpisz –
wysyczałam. – Po tym wszystk…
– Wiesz dobrze, że
potrafię wyeliminować coś, na czym ci zależy – zauważył z chorą powagą w
oczach. Oblało mnie zimno tak uporczywe, że z trudem utrzymywałam się jeszcze
na nogach. – Czekam.
Ibiki poszedł w
kierunku swojego motoru, po drodze ścierając krew z twarzy podkoszulkiem. Wiedziałam,
że nie da mi spokoju. Musiałam z nim jechać.
On naprawdę mógł zabić
Madarę.
– Przepraszam –
wyszeptałam. – Tak bardzo cię przepraszam.
– Reiko…
– Przepraszam –
przerwałam mu i pomogłam usiąść na krawężniku. Uchiha wyglądał jak wrak
człowieka. Z całą pewnością miał złamany nos, z którego sączyła się leniwie
krew. Warga została w kilku miejscach rozcięta, a pod prawym okiem tworzyła się
już porządna śliwa. Nigdy nie widziałam go w gorszym stanie. Po żadnej walce
nie wyglądał w ten sposób. Ba! On chyba nawet nigdy nie został tak na poważnie
uderzony!
Świadomość, że jego
katem okazał się być Ibiki, nieprzyjemnie ściskała moje serce.
– Zadzwoń po pogotowie
– rozkazałam i wyswobodziłam się z jego rąk. Pozwolił mi na to nadzwyczaj łatwo
– wciąż był w szoku. Zerknęłam przy okazji na wpatrującego się w nas obcego
mężczyznę, co upewniło mnie, że Madara będzie bezpieczny. – Musi cię zobaczyć
lekarz, to nie wygląda dobrze.
– Reiko…
– Daj znać też
Painowi. Zgadam się z nim potem i cię odwiedzę, obiecuję.
– Reiko…
– Przepraszam –
położyłam mu dłon na ustach i zacisnęłam mocno powieki, spod których kolejny
raz sączyły się łzy. – Przepraszam.
Wstałam najszybciej
jak tylko mogłam, byleby ten nie zdążył mnie złapać. Nie oglądając się za
siebie, podbiegłam do Ibikiego. Słyszałam nawoływania Madary, jego głośne i
rozżalone „baranku” i niemal wyłam z rozpaczy, zapinając kask i wsiadając na
motocykl jego oprawcy. To był zdecydowanie najtrudniejszy moment w moim życiu.
Zostawienie tam Uchihy, pobitego, z natłokiem myśli, rozczarowanego moją
postawą, sprawiło mi ból podobny do tego, gdy straciłam dziecko.
A jednak, zrobiłam to.
Odjechałam z Ibikim.
Byłam najgorszym
człowiekiem na świecie.
*
Siedziałam na trawie,
z podkurczonymi nogami, skąpana w promieniach słonecznych. Przyjemny wietrzyk
otulał moje policzki, na których łzy zdążyły już zaschnąć. Obejmowałam się
ramionami i nieobecnym wzrokiem wpatrywałam w dal. Przede mną rozpościerała się
ogromna łąka. Trawa, spalona nieco od słońca, kołysała się w rytm wiatru, jak
gdyby chcąc wyciszyć moje nerwy.
Niewiele to dawało.
Drżałam z nadmiaru
emocji i przerażenia; cały czas zastanawiałam się, jak radzi sobie Madara. Czy
zazdzwonił po pogotowie? Po Paina? Czy ktoś z kawiarni mu pomógł? Czy nie
stracił przytomności?
Czy nieodwołalnie mnie
znienawidził?
Drażniła mnie cisza i
chodzący za moimi plecami Ibiki. Słyszałam jego ciężkie kroki i wciąż
niespokojny oddech.
Ogarnęła mnie dziwna
melancholia. Piękno krajobrazu i rozdzierający mnie smutek, przekładany
strachem i obrzydzeniem do samej siebie, dały naprawdę dziwną mieszankę. Nie
wiedziałam, co tutaj robię. Obwiniałam się o pozostawienie Uchihy samego, a
jednocześnie byłam spokojna, bo Ibiki nie zrobił mu krzywdy.
Może i Madara mnie
nienawidził, ale przynajmniej żył.
– Dziś w nocy zmarła
moja matka.
Coś we mnie pękło.
Schowałam twarz między kolanami i mocno ścisnęłam dłońmi ramiona. Rozpłakałam
się kolejny raz tego cholernego dnia. Przepełnił mnie niepojęty ból. Odniosłam
wrażenie, że wraz z jej śmiercią umarła jakaś cząstka mnie, pozostawiając po
sobie niewyobrażalną, przerażającą pustkę.
Moshi… Nie ona z tej
dwójki zasłużyła na śmierć.
– Reiko. – Ibiki
odchrząknął. Poczułam jego ciepło obok siebie i wzdrygnęłam się, ale pozostałam
na miejscu. – Reiko, ja przepraszam.
– Przepraszasz? –
prychnęłam. – Za co? Za spieprzenie życia?
– Za pobicie tamtego
kolesia.
Patrzyłam na niego z
tak wielką nienawiścią, że aż mnie od niej mdliło.
– Chciałeś go zabić.
– W życiu bym nikogo
nie zabił – warknął. Spiął wszystkie mięśnie swojego ciała.
– Nie? – Głos mi się
załamał. – A nasze dziecko?
– To jeszcze nie był
żywy człowiek.
– Był! – wrzasnęłam.
Rozpacz wdarła się do mojego gardła. – Nosiłam nasze maleństwo pod sercem! A ty
tak po prostu…
– Widać mamy inne
spojrzenie na tę sprawę.
– Na nasze dziecko,
kretynie! To było nasze dziecko! I nie próbuj zagłuszyć w ten sposób swojego
sumienia! Zabiłeś żywą istotę! Jemu… Jemu już biło serduszko…
– Jemu?
– Dziecku – sprostowałam.
– Nie zdążyłam poznać płci.
Ibiki zamilkł. Cisza
rozrywała mi serce. Chciałam ryczeć, krzyczeć, zamknąć się w sobie, ale tylko
wpatrywałam się w dal, przygryzałam wargi z nerwów i cicho łkałam.
To wszystko wróciło.
Cały ból związany z moim rzekomym poronieniem.
Strata dziecka była
dla mnie największym horrorem, z jakim przyszło mi się zmierzyć. Pamiętam ten
dzień idealnie, nie potrafiłam go wymazać. Śnił mi się po nocach. Atakował za
dnia. Odbierał oddech, ciął serce, łamał kości. Cierpiała nie tylko dusza –
całe moje ciało wiło się w konwulsjach na szpitalnym, a później również moim
własnym, łóżku, przejęte panicznym płaczem i bólem. Straciłam dziecko.
Straciłam też Ibikiego, z czym wtedy nie mogłam się pogodzić. Nie wierzyłam, że
mi to zrobił. Że naprawdę dał mi te cholerne tabletki. Skurwiel. Tchórz.
A ja byłam głupia, bo
i tak go kochałam.
Starłam łzy, gdy
Morino westchnął. Odważył się podjąć rozmowę.
– Muszę wrócić i
zorganizować jej pogrzeb – zauważył cicho. – Dam ci znać, jak ustalę datę.
Ibiki podniósł się z
trawy i podszedł do motocyklu. Jego wzrok wypalał dziurę w moich plecach.
– Przykro mi –
powiedziałam. – Naprawdę. Moshi była wspaniała.
– Wiem.
– Nie rozumiem,
dlaczego wyrosłeś na takiego skurwiela.
– To też wiem. I też
tego nie rozumiem.
– To dobrze. –
Uśmiechnęłam się posępnie pod nosem. Nie pozostało mi nic innego, jak ironia.
Zawsze tym się broniłam. A przynajmniej wtedy, kiedy z Ibikim tworzyliśmy
jeszcze świetną, kochającą się parę.
– Naprawdę chciałem
zdobyć te pieniądze dla niej. Teraz, kiedy jej już nie ma… – Niemożliwe… –
Chyba powinienem wreszcie nauczyć się żyć bez ciebie.
– Powinieneś –
potwierdziłam. Podniosłam się z trawy, otrzepałam pośladki i powoli podeszłam
do Ibikiego. Siedział na motocyklu i wyglądał jak zbity pies. Miał podbite
prawe oko, spuchnięty nos i rozciętą wargę. Oprócz tego kurczył się z bólu –
najwyraźniej Madara porachował mu żebra. – Co tam robiłeś? Jak mnie znalazłeś?
Morino uśmiechnął się,
ale zaraz skrzywił. Emocje opadły, adrenalina wyparowała, pojawiło się
cierpienie.
– Wysłałem ci smsa z
nazwą tej kawiarni – odparł. – Nie miałem pojęcia, że tam będziesz, przysięgam.
A nie miałem co robić, dlatego przyjechałem wcześniej, żeby ją obejrzeć i, no
nie wiem, czekać na ciebie. Po prostu.
– Rozumiem. – Skinęłam
głową. – Nigdy ci nie wybaczę tego, co mu zrobiłeś.
Oczy Ibikiego
pociemniały ze złości, ale chłopak potulnie spuścił głowę.
– Ja… Ja też sobie
nigdy nie wybaczę – powiedział cicho i sięgnął ręką do mojego brzucha. Ogromna
łapa zacisnęła się na moim sercu, a druga powywijała jelita na setki możliwych
sposobów. Ten skurcz żalu był nie do zniesienia. – Podrzucić cię gdzieś? –
Wyprostował się. Na jego twarzy znowu pojawiła się obojętność.
Rozejrzałam się
dookoła. Znajdowaliśmy się gdzieś pod miastem i nie wyglądało na to, żeby tą
drogą jeździły jakieś autobusy, a nie uśmiechało mi się iść z buta do
mieszkania Deidary. Nawet nie wiedziałam, gdzie tak naprawdę miałabym się
kierować, bo jadąc tu z Madarą, prawie cały czas miałam zamknięte oczy.
– Obiecaj mi –
poprosiłam, przełykając łzy. – Obiecaj, że dasz mi spokój.
Ibiki westchnął głośno
i zacisnął usta ze zdenerwowania. Błagałam w myślach, żeby zrozumiał swoje
błędy i się wreszcie ode mnie odczepił.
– Przyjedź na jej
pogrzeb – poprosił. – Obiecuję, że potem już nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
Na taki układ mogłam
przystać.
*
Ibiki zatrzymał motor
przed mieszkaniem Deidary. W ciszy odpięłam kask i stanęłam na chodniku. Nogi
nadal mi się trzęsły a serce kołatało jak oszalałe. Nie do końca wierzyłam, że
Morino da mi spokój. To nie było w jego stylu, on nie odpuszczał. Nigdy. Ale
tak bardzo chciałam się od niego uwolnić, że podświadomie uwierzyłam w jego
słowa i starałam się uspokoić samą siebie. Zaufać mu. Ten ostatni raz.
– Zadzwonię do ciebie,
jak ustalę datę pogrzebu – powtórzył zachrypniętym głosem.
– Okej.
– Jeszcze raz
przepraszam. Za tego kolesia – dodał szybko. – I w sumie, to chyba za wszystko.
– Nie czas na takie
rozmowy – zauważyłam. – Zostawmy to za sobą. Nie chcę tego rozpamiętywać.
Ibiki skinął głową ze
zrozumieniem. Nie pojmowałam zmiany, jaka w nim zaszła. Przecież on był
skurwielem. Nie przepraszał. Niczego nie żałował Zabił nasze dziecko z
premedytacją. Zmuszał mnie do kradzieży. Stopniowo zabijał we mnie poczucie
własnej wartości i stwarzał sobie marionetkę, gotową skoczyć za nim w ogień.
Bez skrupułów zniszczył mi życie, a teraz nagle za to przepraszał?
Dobrze. Zmarła mu
mama, rozumiem. Ale on nie był typem mężczyzny, którego mogło cokolwiek
zmienić. Wliczając w to śmierć rodzicielki.
Albo stał się cud,
albo Ibiki knuł coś o wiele gorszego.
Morino nic nie mówiąc
schował zapasowy kask, odpalił motocykl i nieśpiesznie ruszył przed siebie.
Patrzyłam chwilę na jego masywne plecy, obejmując się ramionami i czując, że
coś się definitywnie zmieniło. Nie byłam jednak pewna, czy na lepsze, czy na
gorsze.
Z jednej strony ulżyło
mi, bo prawda w końcu wyszła na jaw, co prędzej czy później i tak by się stało.
Nie musiałam dłużej ukrywać swojej przeszłości i udawać, że wszystko jest w
porządku, kiedy tak nie było. Z drugiej jednak została jeszcze rozmowa z
Madarą, który z całą pewnością zdążył mnie znienawidzić i być może nawet nie
będzie chciał mnie słuchać. A mnie nie zależało teraz na niczym innym, niż
wyjaśnieniu mu wszystkiego na spokojnie.
Nie w taki sposób
chciałam mu powiedzieć, kim przez jakiś czas byłam. Nie w taki.
Zwróciłam się powoli w
stronę mieszkania Deidary. Nie wiedziałam, czy chłopak był w środku i miałam
szczerą nadzieję, że nie. Nie chciałam mu się tłumaczyć z mojego podłego humoru.
Nie, póki nie porozmawiam z Madarą. Tylko o tym teraz myślałam.
Na moje szczęście, Dei
gdzieś wyszedł. Mogłam na spokojnie usiąść pod jedną ze ścian i się rozkleić.
Wyrzucić z siebie cały ból i cierpienie, które zadał mi Ibiki oraz moja własna
naiwność. Wypłakać żal, z jakim odjeżdżałam, zostawiając zakrwawionego Madarę
na parkingu. Wykrzyczeć sobie, że jestem idiotką. Aż w końcu uspokoić się i
dostrzec, że na rękach mam czyjąś krew.
Wzięłam szybki,
chłodny prysznic, wysuszyłam włosy i nałożyłam na twarz trochę pudru. Czułam,
że znów się rozkleję rozmawiając z Uchihą, dlatego zrezygnowałam z malowania
oczu czy nakładania podkładu. Zresztą… Jego mój wygląd już raczej nie
interesował. Podobnie, jak cała moja osoba. Byłam pewna, że pojadę do niego i
będę błagać, by poświęcił mi chociaż minutę. Ale zasługiwał na wyjaśnienia. Nawet,
jeśli miałam się przed nim kajać.
Nim zdążyłam wyjść z
mieszkania, rozdzwoniła się moja komórka. Z niezadowoleniem uniosłam słuchawkę
do ucha.
– Gdzie jesteś? –
Konan niemal warknęła w telefon. Słyszałam w tle jakiś szum; musiała być gdzieś
na zewnątrz.
– W mieszkaniu Deidary
– odparłam cicho. Głos zaczynał mi drżeć.
– Bogu dzięki! Kurde,
Rei, co się stało? Madara zadzwonił do Paina i powiedział, że się z kimś pobił
o ciebie, że jest raczej w kiepskim stanie i prosił, żeby przyjechał. I
powiedział, że ty pojechałaś z tym drugim, że chyba mu Ibiki było. I mówił, że
wyglądałaś jakbyś miała umrzeć, że wyraźnie się go bałaś a on nie mógł cię
zatrzymać, bo był półprzytomny i naciskał, żeby cię znaleźć, że Ibiki może cię
skrzywdzić, że byłaś przerażona, w kółko to powtarzał. Reiko, o co chodzi?
– Madara rzeczywiście
pobił się z Ibikim – powiedziałam. Wzięłam głęboki wdech i pomasowałam lewą
dłonią czubek nosa. – A ja rzeczywiście…
– Odjechałaś z tym
gnojem – dokończyła za mnie Konan. Skinęłam głową, wiedząc, że i tak tego nie
zauważy.
Czułam się jak gówno.
– Nie miałam wyjścia –
jęknęłam. Po moich policzkach znów popłynęły łzy bezsilności, rozpaczy i
strachu. Targało mną tyle uczuć, że aż nie wiedziałam, które z nich było
najgorsze.
– Wiem, Rei, wiem. –
Tenshi automatycznie zmieniła swój ton głosu. Była zła, ale nie na mnie. Na
Ibikiego. Za to, co zrobił mnie i Madarze. – Spokojnie, Rei, nie płacz. Wiem,
że łatwo mi mówić, ale płacz teraz niewiele ci da. Postąpiłaś słusznie, rozumiesz?
Może Uchiha tego jeszcze nie wie, bo jest w szoku, ale uważam, że podjęłaś
właściwą decyzję. Obie wiemy, do czego zdolny jest Ibiki, jak ktoś mu się
sprzeciwia.
– Właśnie.
– Posłuchaj… Madara
jest teraz w szpitalu, właśnie tam jadę.
– Co z nim?
– Pain mówił, że
zabrało go pogotowie. Ktoś z tej knajpy był świadkiem ich bójki i powiedział,
że Madara dość mocno uderzył głową o krawężnik.
– Tak. Konan, nawet
nie wiesz, jak ja się o niego bałam. On na chwilę stracił przytomność. –
Przyłożyłam dłoń do ust i potrząsnęłam z roztargnienia głową. – Mam nadzieję,
że nic mu nie będzie. Zabiję się, jeśli…
– Spokojnie, ej. Był
przytomny, gdy przyjechała karetka. I podobno normalnie funkcjonował.
– Skąd wiesz?
– Pain rozmawiał z
lekarzem. Wzięli go teraz na jakieś badania, ale mówię ci Rei, uspokój się.
Przyjedź do nas, dobra?
– W którym szpitalu
jest? – Drżałam z nerwów i strachu. Bałam się o życie chłopaka, i że nigdy mi
tego nie wybaczy. Tak cholernie się bałam…
– Koło naszej uczelni
– odparła Konan. – Zadzwoń, jak będziesz blisko, to po ciebie wyjdę. Dobra?
– Dobra.
– No. To teraz wytrzyj
łzy i czekamy. Do zobaczenia, Rei.
Dziewczyna rozłączyła
się, a ja uderzyłam głową w ścianę. Ostatnio za często miałam ochotę zapaść się
pod ziemię. Podobnie podle czułam się, gdy Ibiki zrobił mi największe świństwo
na świecie. Tak samo nie byłam w stanie nic zrobić i bałam się odrzucenia.
Wtedy ze strony rodziców i przyjaciół; teraz – ze strony Madary. I wcale bym
się nie zdziwiła, gdyby tym razem wszystko jeszcze bardziej się spieprzyło.
Zebrałam się w sobie,
otarłam twarz i wyszłam na ulicę. Czerwone oczy skryte pod ciemnymi okularami
nie przyciągały spojrzeń przechodniów, co w tej sytuacji było mi jak
najbardziej na rękę. Nigdy nie lubiłam zwracać na siebie uwagi, a już zwłaszcza,
gdy byłam w tak beznadziejnym nastroju. Chciałam przemknąć do szpitala
niezauważona, zapanować nad szalejącymi myślami i ułożyć przeprosinową mowę,
jednak żadna z tych rzeczy nie została spełniona.
Kilka osób rzucało mi
zaintrygowane spojrzenia – pociągałam nosem i od czasu do czasu przecierałam
oczy.
Moje myśli były
wszędzie – przy Madarze, Ibikim, Moshi i moim nienarodzonym dziecku.
Przeprosinowa mowa
wcale nie chciała się ułożyć.
Wsiadłam do autobusu
pełnego ludzi. Jedni śmierdzieli potem, inni tandetnymi perfumami. Mieszanka ta
spowodowała, że w moim organizmie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Oblał mnie
zimny pot, żołądek powykręcał się jeszcze bardziej a ciałem wstrząsnął solidny
dreszcz. Zachciało mi się rzygać. I to nie tylko ze smrodu, ale również z
nerwów.
Z każdą minutą byłam
bliżej Madary.
Każdy kolejny
przystanek uświadamiał mnie, że niedługo spojrzę w jego zawiedzione oczy i
zostanę zrugana za chorą przeszłość, ukrywanie faktów i przeklęte oszustwa.
Z każdym otwarciem
drzwi czułam, że za niedługo coś się skończy. Bynajmniej nie chodziło o moją
podróż autobusem, bo ta zakończyła się dość szybko.
Stanęłam przed wielkim
szpitalem i drżałam na całym ciele. Spoglądałam w okna; w co poniektórych stali
pacjenci i wpatrywali się w tylko im wiadome punkty. Wyglądali przerażająco w
jasnych piżamach, ze smutnymi twarzami i otuleni szpitalną scenerią.
Trzęsącymi się dłońmi
wykręciłam numer Konan. Przyjaciółka odebrała po pierwszym sygnale i szybko
oznajmiła, że już po mnie idzie. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, rozłączyła
się i zostawiła mnie jeszcze na chwilę z własnymi myślami.
Dziewczyna pojawiła się
w ekspresowym tempie. Przytuliła mnie mocno do siebie, dając chwilowe ukojenie
i poczucie bezpieczeństwa. Zacisnęłam zęby, żeby przypadkiem znowu się nie
rozpłakać, ale byłam dziś na tyle słaba i psychicznie wycieńczona, że nie
powstrzymałam łez.
– No wiem –
powiedziała, głaszcząc mnie po plecach. – Ale spokojnie, przejdziemy przez to
razem, Rei.
– Gdybyś ty ich
widziała – wyłkałam, zaciskając na jej koszulce dłonie. – Byłam pewna, że się
pozabijają.
– Ale tego nie
zrobili, więc nie ma co o tym myśleć. Jasne? – Konan odsunęła mnie od siebie na
długość swoich rąk i skinęła z uśmiechem głową. – Nie rycz, bo jeszcze
wystraszysz Madarę. Wyglądasz paskudnie.
Zaśmiałam się nerwowo
i otarłam łzy.
– A teraz powiedz mi,
co się stało.
Opowiedziałam jej
wszystkie wydarzenia dzisiejszego dnia z najdrobniejszymi szczegółami: rozmowę
z Madarą, moje wyjście z kawiarni, spotkanie Ibikiego, bójkę, odjechanie z
Morino, wiadomość o śmierci Moshi i moją decyzję, że pojadę na jej pogrzeb. Za
to ostatnie Konan z trudem powstrzymała się od zwyzywania mnie najgorszymi
inwektywami, jakie znała.
– Chcę się z nią
pożegnać – wyjaśniłam, pociągając żałośnie nosem. Przestałam płakać, ale katar
wciąż nieprzyjemnie się w nim kotłował. – Zrozum mnie.
– Rozumiem – przyznała
z ociąganiem Konan. – Po prostu boję się, że on coś knuje.
– Spokojnie. Poproszę
Senju żeby mi towarzyszli i nie spuszczali z oka. Nie dam się w nic wrobić…
Zresztą nieważne. – Wzięłam głęboki oddech i odważyłam się spojrzeć na szpital.
Do tej pory unikałam tego jak ognia. – Co z Madarą?
– Jest na badaniach –
odpowiedziała krótko Konan. Łypnęłam na nią ze złością, bo wyraźnie nie chciała
mi o czymś mówić. – Przestań – fuknęła.
– Powiedz mi prawdę.
Dziewczyna przewróciła
oczami i podparła się pod boki – często tak robiła, jak chciała się od czegoś
wymigać.
– Powiedziałam. Ma
robiony tomograf głowy.
– Kurna. –
Przejechałam dłonią po głowie i znów zerknęłam na szpital.
– Lekarze podejrzewają
wstrząśnienie mózgu – dodała cicho. Popatrzyłam na nią ze złością, a następnie
ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych.
– To nic takiego –
warknęłam przez łzy. Chciałam wierzyć, że ma najłagodniejszy z możliwych urazów
głowy, że nic mu nie będzie, że wyjdzie z tego bez szwanku. Ale gdy tylko
przypominałam sobie, jak mocno uderzył się o krawężnik, nachodziły mnie
najgorsze myśli. – Nic mu nie będzie.
– No pewnie, że nic –
dodała z lekka przestraszona Konan. – Poleży trochę i będzie dobrze.
– Właśnie – syknęłam.
– Właśnie.
Weszłyśmy do holu
szpitala. W ciszy skierowałam się za przyjaciółką na drugie piętro. Moim oczom
ukazał się wielki, niebieski napis: ODDZIAŁ NEUROLOGICZNY. Konan zadzwoniła do
drzwi, które po chwili ktoś nam otworzył. Minęłyśmy kilka sal, aż w końcu
dotarłyśmy do stojącego na korytarzu Paina. Jak tylko nas zauważył, zesztywniał
i wpatrzył się we mnie tak intensywnie, że – tak, po raz kolejny tego dnia –
zachciało mi się umierać. Obwiniał mnie o to, co się stało. Złość biła od niego
na kilometr.
– Hej – powiedziałam
cicho i odwróciłam wzrok. Konan podeszła do chłopaka i położyła mu dłoń na
ramieniu. Szepnęła mu coś na ucho i pokręciła głową.
– Hej – odparł po
chwili. Wbił dłonie do kieszeni spodni a jego spojrzenie minimalnie
złagodniało. – Nic ci się nie stało?
– Nie. Dziękuję –
odparłam skrępowana. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Jego najlepszy
przyjaciel został skatowany przez mojego byłego chłopaka i to tak naprawdę bez
żadnego, większego powodu. A ja jeszcze miałam czelność przychodzić i go
odwiedzać…
– Spoko. Wiem, że to
nie twoja wina – rzucił po krótkiej chwili ciszy Pain. – Po prostu martwię się
o Madarę.
– Ja też – przyznałam
niepewnie.
Między nami zapadło
nieprzyjemne milczenie. Staliśmy w trójkę na długim korytarzu. Co chwila mijali
nas lekarze, pielęgniarki, pacjenci i ich rodziny. Czułam się skrępowana i
miałam wrażenie, jakby każdy wiedział, co zrobiłam; że to przeze mnie Madara
znalazł się w szpitalu. Przeze mnie miał wstrząśnienie mózgu…
Nie wytrzymałam
napięcia i skierowałam się pod okno. Przyjaciele zostali kilka metrów za mną,
ja natomiast mogłam zerknąć na krzątających się po ulicy ludzi i sanitariuszy.
Nie odprężało mnie to w żaden sposób, ale uwolniłam się od nieprzychylnego
spojrzenia Paina i cholernego skrępowania, jakie między nami powstało. Mogłam
odetchnąć i w jakimkolwiek stopniu przygotować się na rozmowę z Madarą.
Wiedziałam, że Konan
zerkała na mnie od czasu do czasu, ale dzielnie ją ignorowałam. Czułam się już
wystarczająco podle, nie potrzebowałam jej troski i pełnych współczucia
spojrzeń. Nie zasłużyłam na to – w końcu zostawiłam Madarę samego przed
kawiarnią, a jemu naprawdę mogło się coś stać. Gdyby nie otrzymał pomocy…
Przycisnęłam pięść do
ust, by znów się nie rozpłakać. Byłam emocjonalną, tykającą bombą i sama nie
wiedziałam, kiedy zacznę płakać, a kiedy krzyczeć i histeryzować. Ta sytuacja
mnie przerosła i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Nie miałam nawet sił,
by walczyć ze swoimi słabościami.
W pewnym momencie
usłyszałam głos Paina. Odwróciłam się gwałtownie, a moim oczom ukazała się
otyła pielęgniarka i Madara, siedzący na wózku inwalidzkim. Jego oko zostało
opatrzone, rozcięte czoło zszyte a twarz obmyta z krwi, dzięki czemu wszelkie rany
się uwidoczniły. Oprócz tego z sinego nosa wystawała wata, co tylko utwierdziło
mnie w przekonaniu, że Ibiki mu go złamał.
Nie jego obrażenia
były w tym wszystkim najgorsze. Madara patrzył na mnie w sposób, którego nie
mogłam zinterpretować. Jego ciemne oczy wyjątkowo nie pozwalały się
rozszyfrować, a postawa obolałego ciała nie wskazywała, czy był zły, czy raczej
mu ulżyło na mój widok. Wiedziałam jedno: spojrzenie chłopaka mnie
sparaliżowało do tego stopnia, że aż odpłynęła mi krew z twarzy.
Z Madarą widzieliśmy
się raptem kilka sekund. Pielęgniarka zawiozła go do sali, a Pain i Konan
natychmiastowo weszli za nimi. Ja nie miałam na tyle odwagi. Osunęłam się po
ścianie i schowałam twarz w dłoniach, załamana stanem, w jaki Ibiki wpędził
Madarę. Znienawidziłam Morino jeszcze bardziej. Siebie również.
Prawda była taka, że
mogłam temu zapobiec. Zrobić cokolwiek, co by ich rozdzieliło i nie sprowadziło
Uchihy do szpitala. Powinnam była od razu odjechać z Ibikim, dać mu się
upokorzyć i pozwolić Madarze mnie znienawidzić, ale przynajmniej nie doszłoby
do ich bójki, która mogła skończyć się naprawdę tragicznie. Uświadomiłam to
sobie przed chwilą, gdy na widok Uchihy moje serce zostało rozszarpane na
strzępy a płuca ściśnięte na tyle, że ledwo mogłam oddychać. Świadomość, że to
wszystko moja wina, była druzgocąca.
– Przepraszam.
Uniosłam głowę i
zerknęłam na kucającą przy mnie pielęgniarkę. Tę samą, która wprowadzała Madarę
do sali.
– Wszystko w porządku?
Potrzebuje pani pomocy?
– Nie, nie, dziękuję –
odpowiedziałm szybko i wytarłam dłońmi policzki. Podniosłam się, nerwowo
poprawiłam bluzkę i wymusiłam uśmiech. – Dziękuję.
– Na pewno? Nie
wygląda pani najlepiej – odparła zmartwiona kobieta. Zagryzłam wargi,
uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami. Czułam się bezradna. – Pani jest od
tego chłopaka z długimi, czarnymi włosami? – Skinęłam głową. – Spokojnie.
Wyliże się z tego. Pewnie jutro wypiszą go ze szpitala.
– Ale co mu się stało?
– spytałam. – To na pewno nic poważnego?
– Nie mogę udzielić
pani dokładniejszych informacji, przepraszam. – Kobieta uśmiechnęła się
niepewnie i położyła mi dłoń na ramieniu. – Ale naprawdę nie ma powodu do
zmartwień. Nawet guz nie zostanie.
– Dziękuję –
wyszeptałam. Pielęgniarka skinęła głową i odeszła, jednak nim całkiem zniknęła
w korytarzu, jeszcze raz na mnie zerknęła. Uśmiechnęłam się do niej, więc
zostawiła mnie samą.
Zwróciłam się w
kierunku okna, by jeszcze raz nasycić głowę widokiem i choć na chwilę zapomnieć
o spojrzeniu, którym obdarował mnie Madara. Kryło się w nim coś złego, co tylko
mnie utwierdzało w przekonaniu, że chłopak pałał do mojej osoby czystą
nienawiścią. Zabijała mnie ta myśl, ale próbowałam się pocieszyć, że
przynajmniej nic poważnego mu się nie stało.
Odwróciłam się w
kierunku sali Madary i przygryzając wargi ze zdenerwowania, obserwowałam
prowadzące do niego drzwi. Nie miałam odwagi do niego wejść, dlatego cierpliwie
czekałam, aż Konan i Pain z niej wyjdą. Nie trwało to długo. Jak tylko pojawili
się w korytarzu, popatrzyli na mnie wyczekująco, a po chwili przyjaciółka
niepewnie do mnie podeszła.
– Jak on się czuje? –
spytałam, drżąc na całym ciele.
– Jest trochę obolały
– przyznała Konan. Złapała mnie za łokieć i delikatnie pogładziła. – Idź do
niego.
– Boję się –
odpowiedziałam szybko. – Konan…
– Nie masz czego.
Porozmawiaj z nim – zaleciła dziewczyna. Jej ciepłe oczy dały mi sporego,
motywacyjnego kopa. – Nie bój się, Rei. I tak w tym stanie cię nie ugryzie –
palnęła, a ja zdzieliłam ją w ramię, gdy dodatkowo się zaśmiała. – No już.
Czeka na ciebie.
– Bardzo mnie
nienawidzi? – spytałam jeszcze, idąc już w stronę Paina. Konan przewróciła
oczami i uśmiechnęła się promiennie.
– Nie bardziej niż
przed tym, jak dostał od Ibikiego w ryj.
Mimowolnie uniosłam
kąciki ust, by zaraz znów zmizernieć. Stałam już przed salą Madary i dygotałam
tak, jak nigdy.
– No dalej. – Konan
machnęła pośpieszająco rękami, a ja złapałam za klamkę i pchnęłam drzwi.
Weszłam do pomieszczenia z wzrokiem wbitym w podłogę i sercem w gardle. Od razu
zostałam obarczona spojrzeniem Madary, jednak nie miałam na tyle odwagi, by
podnieść wzrok. Zamknęłam za sobą drzwi i zamarłam – dosłownie nie umiałam się
ruszyć. Zjadł mnie stres i żal do samej siebie. Bałam się, że jak spojrzę na
Madarę, ujrzę jeszcze więcej ran i niewysłowionego bólu oraz niechęci, jaką do
mnie czuł. Ba! Byłam tego pewna.
– Baranku.
Odwróciłam się powoli
i nim zdążyłam zareagować, zostałam zamknięta w mocnym uścisku chłopaka.
Zesztywniałam, pozwalając jednocześnie, by Madara głaskał mnie po głowie i
przyciskał do swojego poranionego ciała.
I to przyjemne ciepło, które się we mnie rozlało…
Jak to możliwe, że on
mnie nie nienawidził?
– Madara – jęknęłam i
uniosłam ręce. Wtuliłam się w niego i rozryczałam jak dziecko. Histeryczny
płacz odbierał mi oddech, ale Uchihy to w żaden sposób nie zrażało. Przytulał
mnie mocno i raz po raz składał na głowie pocałunki. Nie wiedziałam już,
dlaczego się trzęsę, ale chyba nie ze strachu. Raczej z ulgi i nie do opisania
radości oraz miłości, która zawładnęła moim umysłem. I szoku. – Madara,
przepraszam. Przepraszam cię… jaka ja jestem głupia, tak bardzo… przepraszam…
nie chciałam… ale on… Madara, przepraszam.
– Ciiiii – szepnął i
pocałował mnie w skroń. – Cichutko, baranku. Cicho.
– Przepraszam.
– Nic się nie dzieje –
odparł. – Już dobrze. Okej? Już dobrze… To… To ja przepraszam.
Odsunęłam się od
niego. Z całą pewnością wyglądałam żałośnie; zalana łzami i z wykrzywioną przez
płacz twarzą. Madara zdawał się tego nie zauważać, bo patrzył prosto w moje
oczy. A ja w jego – zmartwione i, co gorsza, zaszklone.
– Ty? – spytałam z niedowierzaniem.
– Za co?
– Za to, że cię przed
nim nie obroniłem i pozwoliłem się sprać jak pizda – odpowiedział, z trudem
powstrzymując się od warknięcia.
Nie wierzyłam.
Zdradziłam mu, jaką byłam suką, zostawiłam go pobitego bez opieki, a on mnie
przepraszał?
– Powaliło cię? –
spytałam i uderzyłam go w ramię. Madara skrzywił się z bólu. – Nie masz za co
przepraszać! Chryste…
– Straciłem nad sobą
kontrolę i dlatego… Dlatego ci nie pomogłem. Chciałem umrzeć, jak z nim
odjechałaś. Bałem się, że zrobi ci krzywdę.
Patrzyłam na niego z
zaciśniętymi od wzruszenia wargami. Mój mózg z całych sił próbował przyswoić
sobie jego słowa, ale zwyczajnie nie mogłam uwierzyć, że on od tak mi wybaczył…
– Jesteś niesamowity –
przyznałam z otępieniem. – Poznałeś prawdę o mnie, zostawiłam cię samego a ty i
tak… A ty mnie jeszcze przepraszasz.
– Mogło ci cię coś
stać.
Prawie zakrztusiłam
się własną śliną.
– Z mojej winy
wylądowałeś tutaj i wyglądasz jak… – urwałam, uważnie oglądając jego rany. Z
bliska wyglądały jeszcze gorzej. Niemal czułam, jak bardzo go bolały. – Gdyby
nie ja… Nic takiego by się nie stało.
– Nie obwiniaj się o
to, że ten koleś jest pojebany, dobra? – Madara położył mi dłonie na ramionach
i automatycznie nakazał spojrzeć sobie w oczy. – To nie twoja wina.
– Ale to ja dałam mu
się omamić… To ja byłam naiwna i to…
Chłopak przytknął mi
palec do ust. Zerknęłam na niego przestraszona, ale posłusznie umilkłam.
– To nie twoja wina –
powiedział spokojnie. – Dałem się bezmyślnie sprowokować, nie mogłaś na mnie
wpłynąć.
– Ale…
– Cicho – zarządził,
ale zaraz się uśmiechnął. – Cicho. Nie obwiniaj się.
Przygryzłam dolną
wargę i podniosłam się na stopach, by sekundę później opaść. Nie wiedziałam, co
ze sobą zrobić.
– Jak się czujesz? –
spytałam niepewnie i wyciągnęłam dłoń do jego twarzy. Madara przymknął powieki,
gdy tylko jej dotknęłam.
– Teraz o wiele lepiej
– odpowiedział z delikatnym uśmiechem. Uchylił powieki i obdarzył mnie
przeciągłym spojrzeniem. – A ty?
– Jak gówno –
przyznałam, a chłopak parsknął krótkim śmiechem. Zaraz jednak się skrzywił. –
Nie ma w tym niczego śmiesznego. Nie masz pojęcia, jak bardzo się o ciebie
bałam. Byłam pewna, że mnie znienawidzisz.
– Choćbym chciał. –
Madara wzruszył ramionami. – Nie umiem.
– To dobrze –
mruknęłam cicho. – Za to ja umiem.
Uchiha pokręcił głową
i znów mnie do siebie przytulił. Łapczywie odwzajemniłam uścisk, roztapiając
się w jego potężnych ramionach i uświadamiając sobie, jak bardzo mi na nim
zależy.
Gówno prawda. Nie
przypominał Ibikiego. Morino nigdy się tak o mnie nie troszczył, nigdy nie
przytulał bez potrzeby, nie był czuły. A Madara daje mi swoją miłość, a ja kretynka
ją odpycham…
– Przepraszam –
wyszeptałam, wtulając nos w jego szyję. – Jestem po prostu głupia.
– Jesteś – potwierdził
z wyraźnym rozbawieniem w głosie. – Jesteś, bo się bałaś, że cię znienawidzę.
Posłuchaj. – Madara odsunął mnie lekko od siebie, by móc patrzeć mi w oczy. –
Rozumiem, że twoja przeszłość jest dla ciebie krępująca. I wcale się nie
dziwię, bo… No, nie spodziewałem się. – Poczerwieniałam z zażenowania. Czułam
żar nie tylko na twarzy, ale i w całym ciele. – Ale to, co robiłaś kiedyś,
ukształtowało tą Reiko, którą jesteś dzisiaj. A ja ją kocham. I nie wybaczyłbym
sobie, gdyby coś ci się stało, rozumiesz?
Łzy kolejnym potokiem
przyozdobiły moje policzki, usta drżały ze wzruszenia i szczęścia, a moje myśli
biegały w kółko z oczojebną tabliczką „idiotka”, chcąc wyprowadzić mnie z
równowagi. Czułam się żałośnie.
Spuściłam głowę, nie
wiedząc, co odpowiedzieć. Nie tak powinnam zareagować na wyznanie miłości. W
filmach zwykle para rzuca się wtedy na siebie i siłą ich nie można oderwać,
jakby ich usta miały mechanizmy zasysające. A tutaj? Znów go od siebie
odrzucałam, choć byłam pewna swoich uczuć.
Jesteś beznadziejną kobietą.
– Dajmy sobie czas –
poprosił Madara i uniósł gorącą dłonią moją brodę. – Spójrz na mnie, baranku. –
Zrobiłam to. – Odpocznij trochę i przestań się zadręczać. Ja daję ci spokój. –
Zesztywniałam z rozpaczy. – Jeśli będziesz chciała, przyjdziesz do mnie i
zaczniemy od nowa. I nie płacz. – Chłopak otarł moje policzki. Patrzył na mnie z
dziwnym bólem w oczach. – Brzydko wyglądasz, jak płaczesz.
Uśmiechnęłam się
nerwowo w reakcji na jego bezpośredniość. Starłam łzy i pokręciłam głową, jakby
miało mi to pomóc w ułożeniu myśli.
– Nie dawaj mi spokoju
– poprosiłam cicho. Przez chwilę miałam wrażenie, że Madara w ogóle tego nie
usłyszał, bo nachylił się nade mną i zmrużył oczy. – Nie chcę tego.
– Odpocznij, baranku.
– Madara – jęknęłam i
schowałam twarz w dłoniach. Jak żałośnie. – Nie chcę odpoczywać. Proszę… –
Popatrzyłam na niego i wykrzywiłam usta w odpowiedzi na nadchodzący szloch. –
Proszę, nie zostawiaj mnie.
– Wiesz, że tego nie
zrobię.
Madara pogłaskał mnie
po policzku i posłał mi jeden z piękniejszych uśmiechów, przepełniony emocjami,
których teraz tak bardzo potrzebowałam: miłością, troską, zrozumieniem. Nie
wiedziałam, skąd w nim tyle dobroci, ale właśnie to uświadomiło mi, że Uchiha
rzeczywiście nie jest kopią Morino. Oprócz motocyklu, nic ich nie łączy. No,
może jeszcze miłość do bójek i tatuaże. Ale to nic takiego. To drobny szczegół,
który teraz został przyćmiony silną osobowością Madary. Miał w sobie tyle
zrozumienia, że to było aż nierealne.
– Dziękuję –
wyszeptałam i sama się w niego wtuliłam. Przyciągnął mnie do siebie i oparł
brodę na mojej głowie. – I przepraszam.
– Cicho – syknął. –
Nie masz za co, już ci mówiłem.
– Mam. Obraziłam cię,
przyrównując do ciebie Ibikiego. Jesteś inny.
Madara nie
odpowiedział, a ja tylko wzmocniłam uścisk. Trochę się bałam, że zrobię mu tym
krzywdę, ale chłopak nie protestował.
– Nigdy sobie nie
wybaczę, że ten kretyn doprowadził cię do takiego stanu – mruknęłam,
wyswobodziwszy się z jego objęć. Ogarnęłam wzrokiem wszystkie jego rany i
zatrzymałam spojrzenie na jego oczach. – Skopię mu dupę, jak tylko go znowu zobaczę.
– Ty? – zaśmiał się. –
Jakoś mi się nie wydaje.
– A pomyślałbyś, że
byłam zawodową złodziejką? – spytałam, chcąc podnieść samą siebie na duchu i
nauczyć się swobodnie rozmawiać o przeszłości. – Skąd wiesz, może mam czarny
pas w karate, hę?
– Gdyby tak było, już
dawno skopałabyś dupę mnie. Za chujowe
zachowanie – odparł z zawadiackim uśmiechem.
– Ukrywam się. –
Wystawiłam mu język, ale zaraz znowu spoważniałam. Musiałam mu jeszcze
powiedzieć, że wybieram się na pogrzeb matki Ibikiego… Ale to już nie dzisiaj.
– Długo będą cię tutaj trzymać?
– Chcą mnie
poobserwować jeszcze przez noc i jak wszystko będzie dobrze, koło południa
wrócę do mieszkania.
Skinęłam głową i
wstrzymałam oddech. I co teraz?
– Chodź tu. Skoro
mogę, muszę cię wyprzytulać ile wlezie.
Z radością pozwoliłam
mu otulić się ramionami. Trwaliśmy tak jakiś czas w milczeniu, nasycając się
swoją obecnością. Słyszałam jego spokojny oddech koło ucha, a każdy ruch ręki
na plecach wywoływał dreszcze podniecenia, które za wszelką cenę chciałam
ukryć, ale nie byłam pewna, czy cokolwiek z tego wyszło. Reakcja mojego
organizmu na jego ciało była zdecydowanie zbyt intensywna.
– Nie powinieneś
leżeć? – spytałam po chwili. Madara oderwał się ode nie i obojętnie wzruszył
ramionami. – Skoro masz wstrząśnienie mózgu, powinieneś – zauważyłam. – Już,
wskakuj do łóżka.
– Jakbym ja ci tak
powiedział, dostałbym w twarz – prychnął. Zgromiłam go spojrzeniem, nie na
długo utrzymując należytą powagę. Zaśmiałam się i pchnęłam go w stronę
posłania. Madara potulnie na nim usiadł, a już za chwilę się położył,
przyciągając mnie do siebie. Klapnęłam obok, a ten objął moje biodra. Gorąc
zalewał mnie od środka. Uch, co za uczucie!
– Powinieneś teraz
odpoczywać – zauważyłam już spokojna. Miałam ochotę powiedzieć, że pomogę mu
wyleżeć kilka dni w łóżku, ale byłoby to równoznaczne z seksem dwadzieścia
cztery na siedem, a tego jeszcze nie mogłam mu ofiarować. Jeszcze.
– Będę – zapewnił mnie.
– Ale ty też odpocznij. Najadłaś się dzisiaj trochę strachu.
Wzruszyłam ramionami i
znów naszła mnie ochota, by się do niego przytulić. Tym razem jednak się
powstrzymałam.
– Ibikiemu też się
dostało – powiedziałam po chwili ciszy. Madara minimalnie się spiął, więc
szybko postanowiłam rozładować sytuację. – Prawie złamałam mu piszczel.
– Co?
– Kopnęłam go –
wyjaśniłam. – Karate, pamiętasz? – Poruszyłam charakterystycznie brwiami, a
Uchiha jedynie przewrócił oczami w rozbawieniu. – Nie jestem taka słaba, huh.
– Tego nie
powiedziałem – odparł. – Dla mnie jesteś najsilniejszą osobą na świecie.
Popatrzyłam na niego
wyczekująco.
– Znosisz mnie –
dodał. – A wiem, że do tego potrzeba sporo sił.
– No cóż. – Wzruszyłam
ramionami i uśmiechnęłam się przebiegle. – Co racja, to racja.
Madara uśmiechnął się
szeroko, czego szybko pożałował, bo ból rozszedł się po jego twarzy. Skrzywił
się nagle i spoważniał.
– W porządku?
– Poboli i przestanie –
mruknął. – Nie przejmuj się.
Niemrawo uniosłam
kąciki ust ku górze i złapałam go za rękę. Popatrzył na mnie lekko zdumiony i
pogładził kciukiem zewnętrzną stronę mojej dłoni. Poczułam przyjemny dreszcz
wzdłuż kręgosłupa, a moje myśli, tym razem współpracujące ze mną, wystawiły
tabliczkę: „tak mogłoby być już zawsze”.
Nie jestem taka zła, jak Ichirei, i nie zepsuję Wam świąt rozdziałem, co
to, to nie. xD Mam nadzieję, że cieszy Wam się teraz japka tak, jak i mnie.
Naprawdę jestem szczęśliwa, że Madara i Reiko się pogodzili. xD
Nie przedłużając: Wesołych Świąt i dużo spokoju! I tak przyszłościowo:
czasu na pisanie, jeśli to robicie. :>
Buziaki!
;________________________________;
OdpowiedzUsuńEj, a tak całkiem serio, to chyba pierwszy raz od dawna czytałam jakiś rozdział w aż tak wielkim skupieniu. Aż mnie głowa boli, nie powinnam tego robić. :D
UsuńKażdy cios jaki wyprowadzali ku sobie sprawiał, że co raz bardziej bolały mnie zęby od zaciskania szczęki. Jeszcze jak Madara uderzył głową o ten krawężnik, to już w ogóle. ;___; Złapałam się za tył baniaka.
Chyba w całej historii Baranka nie było mi nikogo szkoda tak bardzo, jak dziś Madary, serio. Bałam się, że naprawdę jej nie wybaczy, że wyjdą jakieś dziwne konsekwencje. (Kurwa, nadal bolą mnie zęby). Potem Rei, myślałam, że tamten jej coś zrobi a tu taki psikus... Choć nie do końca chce mi się wierzyć, że to się tak skończy.
Przestraszyłam się też Paina, myślałam, że wyskoczy do Rei z jakąś pyskówką, ale się obeszło.
O scenie na sali, gdy Madara i Rei się spotkali, nie wiem co mówić. Jak dla mnie to jeden z tych momentów, kiedy nie powinno się komentować, bo było idealnie. Udzieliły mi się te wszystkie uczucia i skupiając się na nastawieniu Madary, mogę śmiało stwierdzić, że ma on coś z mojego M. No kurwa, ten charakter... Ta postawa wobec całej sytuacji. Chyba zmuszę go do przeczytania Baranka.
W wielkim skrócie, wyszsło perfekcyjnie, naprawdę. Jestem zadowolona, bałam się, że dosrasz nam czymś takim, że znienawidzę Cię ponad wszystko.
Jedno mnie martwi. Sytuacja w sumie wyprostowana. Wszyscy są hepi. Więc albo planujesz nagły koniec, albo wielką gówno-burzę, która to wszystko jeszcze pociągnie.
Ała, moje zęby. ;___;
Kocham Cię. :3
Łiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii, jak mi miło! W KOŃCU KONKRETNY KOMENTARZ OD CIEBIE. :DDDDD
UsuńMi też było szkoda Madary. Serio. Aż ciężko mi się pisało ten rozdział, no ale wiesz, gdyby Uchiha wygrał to byłoby nudne i a feeee. :D
Idealnie? Ojeja. xD Umieram z radości. xDDDDD Ej. Weź. Chłopak się załamie jak przeczyta to opowiadanie, po ciul go denerwować? xD
Nie zaciskaj tych ząbków miśku. Jeszcze się przydadzą, masz dopiero 21 lat. :DDD
Też Cię kocham. <3
No ej, nie spinaj do mnie XD
OdpowiedzUsuńKuźwa już myślałam, że zjebiesz wszystko równo, aż się poryczałam na początku. Ale potem cud miód i malina. Kocham Madarę, zmieniłam zdanie. Jednak nie jest Chujczichą. Boję się tylko, że Ibiki będzie miał jakis spektakularny powrót. Wrrr.
Buzioszki i lecę w kimę :*
CHUJCZICHA XDDD
UsuńNIE SPINAM, SKĄD. PHI.
UsuńCzujczicha. <3333 No nie jest. Znaczy czasem jest, czasem nie. Ma humory jak baba w ciąży. xD
<3333
Nowy rozdział! *,*
OdpowiedzUsuńA tak na wstępie poproszę Cię, Kejżo, o jeden mały drobiazg. Czy mogłabyś na swoim starym blogu (Shouri Muzai) ustawić szablon na komórki? Bo chciałabym sobie przeczytać na telefonie, ale to męczące ;-;
A teraz o rozdziale:
Matko... A byłam pewna, że to Ibikiemu się bardziej oberwie! Jednak przeceniłam umiejętności Uchihy. Ale serio, jak Madara dostał w łeb od krawężnika (lol, jak to dziwnie zabrzmiało ;-;) to myślałam, że rozpłaczę się razem z Rei! Naprawdę! Mój biedny... Oberwało mu się właściwie za nic.
Ugh, ten Ibiki... Tylko wytorturować, zabić, a zwłoki poćwiartować i spalić! Ja tak za ciul nie wierzę w tę jego "cudowną przemianę". Knuje coś pewnie, co wypruje Reiko ze wszelkiego szczęścia i taki będzie finał pewnie. Bo na Twoim blogu jak jest różowo to nie trwa długo, niestety xd
Awww, ta scena w szpitalu *w*
I te przytulanki, no cudo!
Poproszę więcej takich scen!
Weny!
Shōri
Dołączam się do prośby o zmianą szablonu na Shouri!
UsuńOdblokowane! ^^
UsuńNiby za nic, a z drugiej strony spinał do nadpobudliwego Ibikiego, więc no. Samo to wystarczyło. xD
Eeeeej, spokojnie, póki co nie zamierzam niszczyć sielanki, przysięgam. xD
Możliwe, że będzie więcej takich scen, ale już nic nie zdradzam. ^^
Buziaki! <3
Kocham ciebie T^T
OdpowiedzUsuńJak można tak Madare sponiewierać...? gUpi Ibiki. Takiego przystojniaka pobić. Nie rozumiem.
Ach nareszcie razem <3 kocham tą pare. Tylko całuska na pojednanie mi brakowało...
Wreszcie "zdecydowała się" powiedzieć prawdę ;.; lepiej późno niż wcale ;D
Rozdział jak zwykle za późno i za krótki, ale dla mnie powinno się pisać całe opowiadania na raz, żebym mogła ogarnąć :)
Też Cię kocham, huhuh. <3
UsuńHahah "takiego przystojniaka pobić" xDDDDD Ibiki raczej na to nie patrzył, a nawet jeśli, to wcale bym się nie zdziwiła, gdyby chciał mu ten idealny ryjek nieco oszpecić. xD
JAK ZA KRÓTKI, O MATKO NO. ._____. Ostatnio wychodzą mi jakieś dłuższe a Wam nadal mało, gamonie wstrętne. xD <3333
Buziaki!
Aaa... Kiedy będzie nowy rozdział? ;3
UsuńMatko Boska !!!! Myślałam że ocipieje o pierwszej w nocy , tyle emocji XD Zarąbiście piszesz , tak samo jak Mayako ! Kocham czytać blogi gdzie zawarte są takie emocje :3 Takie jakby prawdziwe , bo nie każdy potrafi urzeczywistnić zaistniałą sytuacje . Rozdzialik trudno by tu go ocenić , bo wiele się działo i w ogóle ! Ale na pewno był wspaniały , mam nadzieje że jeszcze bedzie pare rozdziałów , bo znowu będę płakać , tak jak to było w przypadku Kakasaku twórczości Mayako xD
OdpowiedzUsuńHuhuhuh cieszy mnie to, choć nie chcę, żeby ktokolwiek przeze mnie ocipiał. Ale wiesz, to, że Baranek wzbudza emocje, przyjemnie łechce moje ego. :3
UsuńOho, już czuje presję pt. "Nie kończ bloga, NIE BĄDŹ TAK PIEKIELNIE ZŁA JAK MAYAKO" XDDD Spokojnie, nie jestem. Majka to zło wcielone i próbuje mnie zaciągnąć na swoją stronę, ale ja się jej nie daję. B| (pozdro, Maja! <3)
Buziak!
Witam :3 Dawno nie komentowałam, być może już się od tego odzwyczaiłam, ale w końcu musze przezwyciężyć lenistwo i napisać to, co mi siedzi w głowie - także szykuj się na zapewne najbardziej nieogarniety komentarz ever!
OdpowiedzUsuń17 rozdziałów a tyle się działo, że aż ledwo ogarniam! Muszę przyznać, że wkurzylam się na Madarę i jego wytłumaczenie nie zrobiło na mnie najmniejszego wrażenia. Ba, jak można się tak usprawiedliwiać? A Reiko wracała cała w skowronkach, mając na coś nadzieje. Ale hej, po tym rozdziale wszystko jest możliwe, nie? :D
Musze przyznać, że jakoś ostatnio Reiko mnie denerwowała, nawet sama nie wiem dlaczego. Ale to w sumie dobrze dla Ciebie jako autorki,bo podobno najgorsza rzeczą kiedy czytelnik jest po prostu na bohaterów kompletnie obojętny. Także plus dla Ciebie, jak najbardziej c; (jeszcze odnośnie zachowania Madary... Serio, poderwał laske brata? ._. )
No i hej, Ibiki to skurwiel! Ale za to jaki złożony, uwielbiam takie postacie! Podoba mi się właśnie w nim to, że starasz się pokazać nam nie tylko sam fakt, że Morino zniszczył życie Reiko. Przypominasz, że ta dziewczyna nie jest jego całym światem, a Ibiki ma swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
O kurcze, Reiko wreszcie przyznała się, że nie zawsze była takim niewinnym Barankiem. Podobno od przeszłości nie można uciec, a w sumie reakcja Madary nie była taka zła, nie?
Dobra, teraz będę kończyć juz ten krótki komentarz, tak czy siak rozdział świetny, milo mi się to czytało u czekam aż pokażesz resztę swoich pomysłów!
Pozdrawiam c:
A dzień dobryyyyy. <3 Też tak mam, że jak długo nic nie komentuje, to potem ciężko mi się za to zabrać. .____.
UsuńZawsze wszystko jest możliwe, pamiętaj, huhuhuh. :>
Mnie też Reiko denerwowała. I Konan. I Madara. Ale stwierdziłam, że skoro mnie wkurzają, to Was, czytelników, też być może będą, a wtedy przynajmniej nie będą takimi płytkimi bohaterami i no... ^_____^
Cieszę się również, że postać Ibikiego Ci się podoba, o ile można to tak określić. ^^
Dziękuję za przemiły komentarz. <3 Pozdrawiam!
Boże jak ja się cieszę, że wszystko dobrze się skończyło. Wolałabym oczywiście żeby to Ibiki wylądował na miejscu Madary w szpitalu, ale chociaż dał Reiko spokój. Uchiha noo kochany taki.
OdpowiedzUsuńBrawa także dla baranka. Bądz co bądz, na jej miejscu, w życiu nie odważyłabym się spojrzeć brunetowi w oczy. Nie doszłabym do tego szpitala. Dupa wołowa ze mnie, wiem.
Po tej udanej notce, jestem cała w skowronkach <3 Uwielbiam takie zakończenia.
Mam nadzieję, że Morino na prawdę odpuścił. W sumie mógłby popełnić jakieś samobójstwo czy coś xD haha, dobra, może jednak nie. Ale kurde, nie przekonuje mnie jego nagła zmiana. Żal związany ze śmiercią matki nie odmieniłby tak nagle sukinsyna w potulną owieczkę. Wątpie też, że pogodził się ze stratą baranka. Ale w końcu, święta są, cuda się zdarzają xD
A propo świąt. Wszystkiego dobrego życzę <3
Buziaki :*
A tam, gdyby Uchiha pobił Ibikiego byłoby za idealnie, nie ma tak dobrze. ^^
UsuńZapewne też bym uciekała od rozmowy z Madarą na miejscu Reiko, także piona! Też ze mnie dupa wołowa, ech. .____.
Hahahah no właśnie, magiczny czas kiedy skurwiele potulnieją, taaaak. xD
Dziękuję za życzenia. Mam nadzieję, że Święta Ci milutko zleciały. :>
Buziak!
Jedno słowo: PERFEKT! Lepiej nie mogłaś tego rozegrać, bardzo mi się podoba <3
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Ibiki znowu coś szykuje...
Dziękuję. <3333
UsuńOkej, czas na pisanie komentarza :D
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że poleje się krew, było to w końcu oczywiste, jeśli dwa samce (Madara i Ibiki) staną pomiędzy sobą i podskoczy im poziom testosteronu we krwi ;p Ale mimo wszystko myślałam, że Uchiha skopie dupę Morino, bo przegrał tylko jedną i to swoją pierwszą walkę. Głupi Ibiki :___:
Czemu Reiko musiała być taką idiotką i z nim pojechać? Halo tam twój Madara się wykrwawia a ty wybierasz swojego byłego. Rozumiem, że się go boi, ale mimo wszystko skoro Madara wiedział już o jej przeszłości to wcale nie musiała jechać z Ibikim, którego asem w rękawie było wyjawienie przyjaciołom Rei jej przeszłości. A dla Rei najważniejszy jest Madara (bo Konan wie co i jak). Skoro Uchiha dowiedział się o mhrocznej przeszłości Reiko nie musiała jechać z Ibiki, myśląc logicznie. Ale w sumie Ibiki nie mógł już jej nic zrobić po tym jak Moshi umarła. Smutno mi się zrobiło jak o tym przeczytałam. Wiedziała, że jej syn jest niezłym sukinsynem i chce wykorzystać Reiko po raz kolejny, ale tym razem dla niej, a i tak kazała Rei tego nie robić. Była z Moshi fajna kobietka. Teraz tylko jej pogrzeb ostatecznie rozdzieli losy Ibikiego i Rei, chociaż pewnie Morino będzie mieszał paluchy w życie Reiko :/
Serio myślałam, że Pain zrobi Rei awanturę! Niby taki spokojny, a jak przyjdzie co do czego to nerwus. Martwił się o przyjaciela, ale nie musiał naskakiwać na Reiko. Teoretycznie nie wiedział o co chodzi, ale i dobrze, że nie wydarł się na Rei, bo poleciałby u mnie w dół.
Rei trochę przesadzała z tą całą "nienawiścią" Madary do niej. Gdyby ktoś ważny znienawidziłby mnie, tylko dlatego że w przeszłości popełniłam kilka błędów to nie chciałabym znać takiej osoby. Ale na szczęście Madara nie jest taki. To było takie słodkie i wzruszające, jak powiedział, że to przeszłość ukształtowała obecną Reiko i taką właśnie ją kocha. No ergkhsdfujghsujfhwilhjsuikhfvsdkjgbujsdfbasuifaskjfk <33333 Jak "Baranku" się skończy to wydrukuje sobie wszystkie rozdziały, zepnę spinaczem i postawię na półce. Wyślę ci zdjęcia, a co xD
Kejża, coraz bardziej sprawiasz, że uwielbiam Madarę. On jest taki, że z jednej strony chce się na niego nakrzyczeć, że jest chorobliwie zazdrosny, a z drugiej przytulić. Do końca życia będę ci bić pokłony, że potrafisz wykreować taką postać. Nie chodzi już nawet o to, że to akurat Madara. bo równie dobrze mógłby być to Kazio, Jasiu czy Zdzisio, a i tak bym go uwielbiała.
Zaskoczyło mnie, że to właśnie Uchiha zasugerował, żeby zrobić sobie taką przerwę. Zgadzam się z Reiko, że tego nie chcę. Ja na jej miejscu bym się na niego rzuciła w tej szpitalnej salce z tekstem "Bierz co chcesz" xDDDD
Kurcze, ale Madara jeszcze nie wie najistotniejszego faktu, czyli tego, że Rei była w ciąży i "poroniła". Przecież on zabije tego gnoja Ibikiego! Weź go powstrzymaj, bo jeszcze do więzienia trafi, a tego nikt nie chce, włącznie ze mną xD
Znalazłam taki pewien błąd merytoryczny."Obraziłam cię, przyrównując do ciebie Ibikiego. Jesteś inny." Nie za bardzo to rozumiem, bo Rei porównywała Madarę do Ibikiego, a nie odwrotnie. U Uchihy szukała cech Morino. Napisałąbym to tak "Obraziłam cię, przyrównując Ibikiego do ciebie". Chyba, że chodzi o czasownik "przyrównywać", bo ja bym napisała po prostu "porównać" ;p
Ogółem rozdział jest zajebisty, cud, miód i malinka i oby więcej takich rozdziałów :D Życzę czasu i dużo weny! Pozdrawiam!
P.S Cały komentarz pisałam do tej pięknej piosenki, którą polecam https://www.youtube.com/watch?v=arnpXwH1CRA
Jak zwyyyyyykle długaśny komentarz, to lubię. :3
UsuńWiem, że Madara nigdy nie przegrał, ale wtedy był pewny siebie, spokojny i potrafił przewidywać ruchy przeciwnika. W sytuacji, gdy został postawiony naprzeciwko Ibikiego - faceta, który skrzywdził JEGO baranka - nerwy mu puściły i nad sobą nie panował = nie kontrolował do końca swoich ruchów i zwyczajnie wpadł w szał, a to musiało skończyć się porażką. :<
Tutaj chodziło akurat o strach o Madarę. Ibiki przestrzegł ją, że może go zwyczajnie dobić, jeśli z nim nie pojedzie. Wiesz dobrze, że potrafię wyeliminować coś, na czym ci zależy – zauważył z chorą powagą w oczach. Dlatego Reiko zdecydowała się z nim odjechać. ;)
Jeśli chodzi o nienawiść to Reiko bała się tego dlatego, że no owszem - poznał o niej prawdę, ale przede wszystkim chodziło o to, że go tam zostawiła. Okej, ona miała powód, którego Madara nie znał i bała się, że przez to już nigdy więcej z nią nie porozmawia. :)
Chcę zdjęcia, chcę. xD Bo nie uwierzę, póki nie zobaczę. xD Ale zanim wydrukujesz, będę musiała przeprowadzić solidną korektę, cobyś badziewi na półce nie miała. :DDD
Jestem niezmiernie szczęśliwa, że tak uwielbiasz Madarę. Lubię, gdy moi bohaterowie wzbudzają różne uczucia, nie tylko te pozytywne. Dziękuję! To dla mnie bardzo ważne. :)
Wiedziałam, że coś mi nie gra w tym zdaniu. ._____. Zmienię je, dzięki. :DDD
Dziękuję za tak rozbudowaną opinię. A piosenka zajebista. :3
Buziaaaaaki! <333
A ja lubię jak autorka wyjaśnia mi to, z czym miałam problem. Takie coś rozwija mi wszelkie wątpliwości, więc z większą chęcią i niecierpliwością czekam na nowe rozdziały ^^ Nie mogę doczekać się 18 rozdziału, a procenty jeszcze nie urosły (no bo jakby u mnie rosły, bo zamiast pisać historię na blogu to piszę Hidan x OC xDDD)
UsuńO Mój Boże!! *-* Nareszcie! Oby teraz było już tylko lepiej. ^^ Trochę się zdziwiłam jak czytałam o ich walce. xD Wiedziałam, że Ibiki jest silny, ale miałam nadzieję, że to Madara jest silniejszy i wygra z nim w ciągu kilku minut, a tu proszę.. :/
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle cudowny!
Czekam na więcej. :)
Weny! xx
Ha, wiedziałam, że porażka Madary wywoła tyle emocji, wiedziałam. xD I dobrze, mhyhyhy. ^^
UsuńDziękuję pięknie za komentarz i pochwały. ^^
Buziak!
Okej zabije cię. Ale to jutro lub wieczorem :)
OdpowiedzUsuńP.s. Ale przytulić też przytulę xD
Przytuuuuuuuuuuuul, nieśpieszno mi do umierania. xD
UsuńNo ale jak tu nie zabić nooo. Jak cię nie zabić Kejża.
UsuńNo ale dobra wracamy do komentarza nie.
15
Kolejny Uchiha. To chyba już za duża dawka Uchihów for me. No ale no dobra. Niech ci będzie.
Izuna ta. Wrócił do miasta i najpierw zobaczył się z Rei. Hmm. W sumie trochę dziwne, bo spotyka się z nią, chociaż generalnie z Madarą prawie nic ją nie łączy (formalnie xD) I o co mu chodzi no? Bo też pomyślałam tak jak Rei, że chce ją facet wykorzystać, żeby odegrać się na Madarze, ale nie? Albo może on mówi, że nie, bo chce się ukryć, a tak naprawdę chce tak zrobić. Ha! Pewnie tak jest.
Dei to genialny przyjaciel, serio. Tylko czemu Gaara? Czemu. Nie, nie, nie… Lepiej będzie dla mojej psychy jak pominę ten wątek ;___;
Śniadanie na mieście. Hohohoho, tak to jeszcze nigdy nie miałam. Muszę wypróbować.
– Ale to nasz chuj, Reiko. – jebłam XDDDDDDDD
Aaaaaaaaaaaaa.
Generalnie to, kiedy czytałam ten rozdział, miałam ochotę wejść to tego opowiadania i wszystkim walnąć. A w szczególności Reiko, Konan i Madarze. Za to, że wszystko komplikują.
– Mysli pan, że powinnam pojechać teraz do faceta, który wyruchał już całe miasto i mu nawrzucać?
– Facetów też? xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
P.s. Izuna je całkiem fajny (y)
16
Wypękniałaś – wypiękniałaś, no nie?
Tak, tak, tak! Poszła i nie dała się tak łatwo Madarze. Właśnie uświadomiłaś mi, ze na kręglach byłam raz w życiu i to naprawdę szmat czasu temu. Ibiki… Szczerze powiem, ze trochę go lubię. Znaczy no tylko trochę, ale jakieś tam pozytywy chłopak ma. I mam wrażenie, ze jest on bardzo bardzo pokrzywdony przez los i tylko udaje takiego twardziela. Dlatego jest mi go trochę szkoda. Ale to go nie usprawiedliwia.
Czekam tylko na punkt kulminacyjny, jak się z nim Rei będzie rozprawiać. (albo Madara ) Właśnie jak to czytałam, to zastanawiałam się, co to będzie jak ta dwójka samców alfa się ze sobą spotkają. Jedna wielka rzeź.
Jej czy on musi być taki porywczy? Ja rozumiem, ze samiec alfa, ale żeby bić gościa za przypadek. No ja jebem, XD Ogarnij się chłopie. Bo to trochę wieśniackie zachowanie.
No i mamy spotkanie. Aaaaaaa ♥ I wtedy to właśnie myślałam, żeby albo cię zabić, albo przytulić. Bo raz działo się po mojej myśli, a raz nie. Zwariować idzie no.
– Moim problemem jesteś ty, Madara. A jeśli znikniesz, zniknie również problem ;____________; Kurwa
Jejku nie, nie nie. Nawet nie wiesz jak mi ciśnienie podniosłaś w tym rozdziale. Znaczy no to z jednej strony dobrze, bo trochę się dzieje, ale z drugiej, takie kurwa no. Oni muszą być razem. Muszą, muszą. Jejku. Emocje po prostu sięgają zenitu.
17
Ja! Madara dostał wpierdol, podkreślam Madara. Jaaaaaaaa. Jeszcze trochę bardziej polubiłam Ibikiego xDDDD Niby gnój, ale taki troszku fajny.
Boże jakie fighty xd. Powiem ci, że całkiem ci wyszło opianie tego, bo nawet potrafiłam sobie to wszystko wyobrazić, więc jest git.
Propsuję to, ze Rei się w końcu przyznała. No w końcu zmężniała. I rozumiem też to, że z nim odjechała. Też bym pewnie tak zrobiła.
Ibikiemu zmarła matka. I niby da spokój Rei, ta? NO NA PEWNO. Na tym pogrzebie coś się stanie. Coś bardzo niedobrego, ja to czuję. Czuję to w kościach, Kejża.
Ej akacja w tym szpitalu. Te przemyślenia. Aż mi było tak jakoś smutno na serduszku.
– Za to, że cię przed nim nie obroniłem i pozwoliłem się sprać jak pizda Ach ta męska duma ♥
Boże jak tam było słodko. Tak słodko, że aż zaczęłam się śmiać. Broń Boże żeby było coś źle! Było genialnie, tak fajnie. Tak no aww.
I nie mogę sobie wyobrazić takiego Madary, no nie mogę. Taki uczuciowy i wgl. To do niego nie pasuje.
No to chyba na tyle. Tak, wiem trochę lipny komentarz, ale ja ich pisać kompletnie nie potrafię.
Czekam na następny i teraz postaram się być systematyczna. Serio! Będę się starać.
Bajo Kejża ♥
Łojeeeeeeej, jaki długi komentarz. xD
UsuńUchiha są fajni. Wszyscy. Bez wyjątku. :3 No dobra. Może Sasuke to gbur. Ale reszta jest wporzo. (y)
A co do Gaary to obiecuję, że więcej nie poruszę jego wątku. xD
Śniadania na mieście są super. :3 Zwłaszcza, jak idziesz taka meeeega głodna, a są fajne miejscówki gdzie za kilkanaście złotych masz w ciul żarcia do wyboru - tosty, sałatki, kanapki, jajecznicę, to, tamto. xD Polecam!
Hahahah wypękniałaś. xD Już poprawiam, dziękuję. :>
JUHU! Miałam nadzieję, że ktoś odczuje sympatię do Ibikiego. Starałam się go zrobić na kolesia z zaburzeniami psychicznymi, który sam do końca nie wie, co i jak. Jak dla mnie, to jest on tutaj najbardziej złożoną postacią i przez samo to odczuwam do niego sympatię, chociaż jest skurwielem jakich mało. xD Ale ja takich lubię, no i co zrobisz...
Śmiej się śmiej, moja koleżanka ma faceta, który właśnie o takie gunwo przypieprzył jakiemuś kolesiowi. Z życia wzięte. .____.
Zawsze jak mam opisać jakąś bójkę czy walkę to boję się, że spieprzę. xd Cieszę się, że potrafiłaś sobie wszystko wyobrazić, kamień z serca. :D
A tam nie pasuje. Madara może i jest podrywaczem, ale za to uczuciowym. No i chwilę wcześniej dostał wpierdol, więc mogło mu się coś w główce poprzewracać. xD
Gdzie tam lipny komentarz. Najlepszy, Neko. Takie są najlepsze. <3
Dziękuuuuuuję! <3
Tenskniem...
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuje. Ale jestem jedną z bardziej leniwych osób, jeśli chodzi o komentowanie :) Rozdział świetny! Tak się cieszę, że się pogodzili!! No normalnie nie wierzę. Ten Madara został pobity. Ten sam, który nie przegrywał swoich walk. No ale dobrze, że oberwał. Przynajmniej zmądrzał :) Jak teraz znowu się pokłócą, to chyba się rozpłaczę. Zawsze wszystko idzie pięknie, a potem psuje się wszystko. Nie skazuj mnie na cierpienie, proszę :) Czekam na następny rozdział, powodzenia!! :)
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy. Cieszę się, że nadal ze mną jesteś i od czasu do czasu się odezwiesz, to dużo dla mnie znaczy. :)
UsuńTaaaak, właśnie ten Madara został pobity. xD Hahahah no mówiłam (pisałam) przed chwilą Neko, że dostał wpierdziel i mu się we łbie poprzewracało. xD
Postaram się nie skazać nikogo na cierpienie. Nie lubię, gdy komuś przeze mnie smutno. ;)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. <3
Kiedy nowy rozdział T^T
OdpowiedzUsuńMuszę dopisać jeszcze jedną lub dwie sceny i będzie. Postaram się wyrobić do weekendu. :)
UsuńJapier*******leeeeee!!!! Reiko!!!!! jak doszłam do momentu, w ktorym Rei siadła na motor z tym pedałem i zostawiła mojego kochanego Madare w takim stanie to przestałam czytać! Tak byłam wkórzona!! :O
OdpowiedzUsuńAle później wróciłam i doczytałam do końca i jestem taka happy!! <3 w sumie to dobrze zrobiła, że z nim pojechała bo mogło by to sie zle skończyć dla M. Choć w szoku jestem że Ibiki jest silniejszy.... ;c
Tak myślę, że może rzeczywiście śmierć jego matki by coś zmieniła... Zobaczymy.
Cieszę się, że w koncu jest tak jak powinno być. Że Rei powiedziała Madarze prawde <3 oby nic wiecej ich nie rozdzielało :*
Czekam na next i weny życzę kochana :**
<3
OdpowiedzUsuń