3 grudnia 2014

10. Świństwo

W końcu nadszedł dzień ściągnięcia gipsu, taką przynajmniej miałam nadzieję. Podenerwowana siedziałam w aucie Naruto i bawiłam się palcami, podczas gdy Uzumaki nucił pod nosem wesołe piosenki. Niby minęło te cholernych osiem tygodni, ale bałam się, że lekarz stwierdzi dalszą konieczność noszenia opatrunku i nie uwolnię się jeszcze od tego ustrojstwa. A miałam go już po dziurki w nosie.
Gdy zatrzymaliśmy się przed przychodnią, głośno westchnęłam. Naruto popatrzył na mnie z uśmiechem i pogłaskał po policzku.
– Nie martw się, Rei, na pewno się tego pozbędziesz – powiedział radośnie, jak to miał w zwyczaju.
– Oby. – Przewróciłam oczami i odpięłam pas.
Weszliśmy do przychodni i zajęliśmy miejsce przy drzwiach prowadzących do gabinetu mojego lekarza. Po dziesięciu minutach starszy, posiwiały, ale jakże sympatyczny mężczyzna, zawołał mnie do swojego gabinetu.
– No i jak tam? – zapytał od razu i usiadł przed komputerem. – Pani Ryusaki, tak?
– Aha – potwierdziłam, siadając na krześle przy biurku lekarza. – Już nie boli – wymruczałam, nie wiedząc, co właściwie jeszcze mogłabym powiedzieć.
– Nie boli? – spojrzał na mnie wymownie i uśmiechnął się lekko. – No to dobrze, że nie boli. Co my tu mamy? – Mężczyzna zmrużył oczy, odczytując moje dane z komputera. Wyglądał przy tym naprawdę zabawnie. – Aha, aha, złamana z przemieszczeniem… O matko, się pani nabawiła… Ach, to ta dziewczyna z pożaru, tak?
Potwierdziłam to skinieniem głowy. Nie chciałam przywoływać tego wspomnienia.
– No dobra, to zobaczmy, jak to wygląda – mruknął i odsunął się od komputera. Zaprosił mnie do sali obok, tak zwanej zabiegowej, gdzie kazał mi wdrapać się na metalową leżankę. Serce waliło mi jak oszalałe, a jeszcze przyspieszyło tempa, gdy w rękach chirurga zauważyłam piłę oscylacyjną. No tak, jakoś idąc tutaj nie myślałam o tym aspekcie. – Przetnę gips tak, by rozcięcie przypominało trumienkę – powiedział, pokazując, o co dokładnie mu chodziło. – Później zrobimy pani rentgen i w zależności od wyniku, albo założymy gips z powrotem, albo weźmie go pani na pamiątkę.
– Okej – mruknęłam niepewnie. Gdy chirurg włączył piłę, odwróciłam głowę. Nie chciałam na to patrzeć, a sam dźwięk urządzenia przyprawiał mnie o nieprzyjemne dreszcze.
Gdy wreszcie gips został przecięty, zauważyłam wokół dość sporo pyłu. Lekarz rzeczywiście otworzył opatrunek jak trumnę, nożyczkami przeciął watę i moim oczom ukazała się noga: chuda, cała w złuszczonym naskórku i okropnie owłosiona. Aż mnie wzdrygnęło na ten widok.
– Ale chudzinka, co? – zaśmiał się lekarz, pomagając mi wyjąć nogę z gipsu. Była sztywna i w żaden sposób nie mogłam jej zgiąć w kolanie i kostce, choćbym nie wiem jak bardzo próbowała. Zresztą wolałam tego nie robić bo bałam się, że każdy ruch wywoła niepotrzebny ból.
Lekarz podał mi kule, a ja w tym czasie obciągnęłam nogawki długich dresowych spodni. Szczęście, że pomyślałam o odpowiednim ubiorze, bo nie chciałabym pokazywać Naruto tak wstrętnej nogi. Niby nie zależało to ode mnie, no ale kurcze, mimo wszystko było mi wstyd.
Wykuśtykałam z gabinetu i chwilę później miałam zrobiony rentgen. Z sercem w gardle usiadłam obok lekarza, mając nadzieję, że moja noga już nie wróci do gipsu. I na całe szczęście, nie wróciła.
Dostałam od chirurga skierowanie na rehabilitację i zalecenia co do samodzielnych ćwiczeń. Poza tym zalecił mi na początek kupno stabilizatora, bo stwierdził, że noga jest po zbyt poważnym zabiegu, żebym mogła ot tak na niej stawać. No i póki co kule, kule, kule.
Jak tylko znalazłam się w mieszkaniu, wyszukałam numery do poradni rehabilitacyjnych i dopiero za trzecim razem udało mi się znaleźć wolny termin. Zabiegi miałam zacząć od poniedziałku, a był już piątek.
Kolejnym moim ruchem była długa kąpiel. Musiałam zmyć z nogi naskórek, który się na niej zbierał, smród żula i zgolić włosy. Po godzinie delikatnego szorowania nogi, która była niewiarygodnie sztywna i jakby nie moja, wyszłam z łazienki. Bez gipsu czułam się niepewnie, jakby wszystko mogło zrobić mi krzywdę, co było naprawdę dziwne.
Ubrałam się w normalne dżinsy – w końcu! – i jasny sweterek, a na stopy (obie, hihi) nałożyłam baleriny. Mimo wszystko nie stawałam na chorej nodze, zgodnie z zaleceniami lekarza. Zawędrowałam od razu do sklepu medycznego, gdzie zapoznałam się z cenami stabilizatorów i aż zrobiło mi się słabo. Mimo wszystko zdecydowałam się wyłożyć niemałą sumkę, bo świadomość, że powinni mi to zwrócić w ramach odszkodowania, trochę mnie pocieszała. A rodzice, przygotowani na taką ewentualność, wcześniej zrobili mi dość konkretny przelew.
Fizjoterapeuta, który pracował w sklepie, pomógł mi nałożyć stabilizator i od razu poczułam się pewniej. Co prawda wiedziałam, że powrót do pełnej sprawności zajmie mi kilka miesięcy, ale już teraz cieszyłam się, że przynajmniej pozbyłam się gipsu.
Dalej nie stając na nodze, ale z o wiele lepszym humorem, wyszłam ze sklepu i skierowałam się na przystanek autobusowy. Umówiłam się z Konan w mieście na kawie i z moich obliczeń wynikało, że nie powinnam się spóźnić. Nałożyłam na uszy słuchawki i odpaliłam z telefonu My Sharona zespołu The Knack.
Po trzydziestu minutach siedziałam w naszej ulubionej kawiarni i z uśmiechem przylepionym do ust czekałam, aż zjawi się przyjaciółka. Spóźniła się raptem siedem minut, co na nią to i tak mało, ale od razu zauważyłam, że jest w podłym nastroju.
– Jak noga? – spytała obojętnie. – Widzę, że pozbyłaś się gipsu.
Skinęłam głową i cierpliwie czekałam, aż sama zacznie wyrzucać, co jej ciąży na sercu. Pytanie czy coś się stało nigdy nie przynosiło zamierzonego celu, zwykle zamykała się wtedy w sobie i z rozmowy nic nie wychodziło.
Nim Konan się odezwała, kelnerka odebrała od nas zamówienie: dwie kawy latte a do tego ciepłe rogaliki z czekoladą.
– Dzwoniła mama – mruknęła, bawiąc się serwetkami. To nie był dobry znak. Sam fakt, że Tenshi wspomniała o rozmowie z rodzicielką, wywołał u mnie skurcz żołądka. Musiało stać się coś złego i od razu pomyślałam, że dotyczy to jej ojca.
– Z tatą coś nie tak? – spytałam, chcąc jej choć trochę pomóc. Skinęła głową.
– Wiesz, od śmierci Hayate trochę się zaniedbał – mruknęła i przeniosła na mnie wzrok. – Przestał regularnie brać insulinę i choć mama robiła wszystko co mogła, żeby mu pomóc, on i tak olewał swoje zdrowie. I dzisiaj… ­– W oczach Konan zebrały się łzy, które tak rzadko miałam okazję widzieć. Nienawidziłam tego widoku. – Dzisiaj mama zadzwoniła, że tata ostatnio słabo się czuł i strasznie wahał mu się cukier. A wczoraj zapadł w śpiączkę cukrzycową i dopiero w karetce odzyskał przytomność.
– O matko – jęknęłam i odruchowo sięgnęłam ręką przez stół, by złapać dłoń Konan i dodać jej otuchy. Dziewczyna z trudem powstrzymywała łzy. – Ale teraz już jest lepiej?
Tenshi pokręciła głową i szybko otarła oczy. Bałam się jej kolejnych słów.
– Ma pierwsze objawy stopy cukrzycowej – wyznała i pociągnęła nosem. – Kurwa, Reiko, mówiłam mamie żeby o niego dbała, żeby przestrzegała zaleceń lekarza, żeby podawała mu tę pieprzoną insulinę! – syknęła i uderzyła pięścią w blat stołu, po czym przyłożyła ją sobie do ust. – Właśnie tego się obawiałam… Czułam, że jak wyjadę, jego stan się pogorszy, że się zaniedba. Póki byłam w domu starałam się o niego zadbać, bo mama też sobie nie radziła po śmierci Hayate… A teraz, ja pierdolę. – Konan schowała twarz w dłoniach i z uporem powstrzymywała płacz. W zamian za to mocno napięła palce i głośno oddychała.
– Spokojnie, to da się wyleczyć. Jeśli leczenie zostało wdrożone odpowiednio szybko…
– Reiko, błagam cię, skończ z tymi swoimi medycznymi zapewnieniami – warknęła i przewróciła oczami. – Podobno jest już za późno.
A więc amputacja? Naprawdę tata Konan miał mieć amputowaną stopę lub nawet nogę?
Zrobiło mi się strasznie żal przyjaciółki, a świadomość, że w żaden sposób nie mogłam poprawić jej humoru, tylko rozrywała mnie od środka. Chciałam zapewnić ją, że na pewno nic mu nie będzie, że wyjdzie z tego cało, ale zwyczajnie nie mogłam. Miałam świadomość, jak poważne mogą być powikłania cukrzycy i okłamywanie Konan, robienie niepotrzebnej nadziei, wcale nie poprawiłoby jej stanu.
– Na pewno… Na pewno sobie z tym poradzicie – powiedziałam cicho.
– Wiesz dobrze, że mój ojciec był głównym żywicielem rodziny. Mama nie zarabia wystarczająco dużo, żeby zapewnić mi studia poza miastem, a tata najprawdopodobniej będzie musiał zrezygnować z pracy.
Wiedziałam, do czego Konan zmierza, ale próbowałam odepchnąć od siebie tę myśl rękami i nogami. Nie wyobrażałam sobie, żeby mogło jej tutaj nie być w październiku. Nie mogłam bez niej studiować. Nie chciałam bez niej studiować.
– Pomogę ci. Wiesz, że ci pomogę.
– Nie mogłabym przyjąć od ciebie pieniędzy, Rei – westchnęła Konan. – Zresztą to już nawet nie o to chodzi. Walić studia, byleby z tatą wszystko było w porządku…
– Twój tata to silny facet, na pewno się nie podda. Nie zostawi was.
Tenshi uśmiechnęła się delikatnie, bo choć nie powiedziałam jej niczego, co mogłoby poprawić jej humor, samo to, że wyrzuciła z siebie trapiące myśli podziałało na nią kojąco.
– Miałam w planach zostać tutaj jeszcze jakieś dwa tygodnie po sesji – mruknęła, gdy łzy odeszły w niepamięć a nasze kawy pojawiły się na stoliku – ale w tej sytuacji wracam zaraz po ostatnim egzaminie. A ty?
– Obiecałam Deidarze, że pójdę z nim na imprezę jego wydziału, czy coś takiego – odpowiedziałam, choć było mi piekielnie głupio. O stokroć wolałabym wrócić razem z nią, żeby nie musiała przez tyle godzin jechać sama. – Ale może da się to jakoś odkręcić.
– Nie no coś ty, daj spokój. – Konan machnęła ręką i upiła łyk kawy. Uśmiechnęła się błogo – tego jej było trzeba. – Poradzę sobie sama. Poza tym musisz mu pomóc zdobyć chłopaka.
Zdziwiłam się, że zna prawdziwy powód, dla jakiego Dei wybierał się na tę imprezę, na co ta wzruszyła tylko ramionami.
– Nic się nie dzieje. Wezmę sobie ulubione książki i dobrą muzykę i jakoś przeżyję podróż. A w domu już mi nie będziesz potrzebna – skwitowała i wystawiła mi język. Odwdzięczyłam się tym samym.
– A co z Painem? – Uniosłam wyżej brwi, zaciekawiona, co mi na to odpowie. Nigdy nie była za związkami na odległość a teraz będzie musiała się na taki przestawić, nawet, jeśli miały to być tylko trzy miesiące.
– Obiecał do mnie przyjechać, ale co z tego wyjdzie… Pewnie wrócę jakoś na początku września, poza tym planowaliśmy wspólny wyjazd. Marzy nam się jakieś morze – odparła swobodnie. Jak miłość potrafiła zmienić człowieka… – A ty i Naruto?
Wzruszyłam ramionami, bo w gruncie rzeczy sama nie wiedziałam, jak nasza rozłąka będzie wyglądać.
– Co ma być to będzie, nie?

*

W poniedziałek, z samego rana wyszłam z domu i podjechałam autobusem do ośrodka rehabilitacyjnego. Podreptałam na pierwsze piętro, obserwując wszystkich ludzi i dopadło mnie dziwne przygnębienie, ponieważ roiło się tutaj od staruszków. Nie sądziłam, żeby tak jak ja, przychodzili tutaj ze względu na złamania. Zwyczajnie mieli problemy ze zdrowiem i w jakikolwiek sposób próbowali załagodzić ból, co było niezbyt przyjemną wizją przyszłości. Poza tym, widząc starsze, dotknięte jakimś schorzeniem osoby, zawsze robiło mi się niewyobrażalnie smutno.
Podeszłam do lady i ustawiłam się w kolejce. Przede mną stały dwie osoby: jedna babcia i druga młodsza kobieta, która mogłaby być w wieku mojej matki. Cierpliwie czekałam, aż babunia w końcu skończy zagadywać recepcjonistkę, wsłuchując się w puszczoną z głośników muzykę. Rozejrzałam się jeszcze raz po korytarzu. Wszystkie krzesła okupywali pacjenci, a personel chodził od drzwi do drzwi. Udało mi się namierzyć pokój, w którym najprawdopodobniej będę miała zabiegi, co ułatwiła mi tabliczka z napisem „Pole magnetyczne”. Próbowałam dostrzec również pokój, gdzie wykonują laseroterapię, ale najwyraźniej był gdzieś dalej. Sala gimnastyczna natomiast znajdowała się aktualnie za moimi plecami, na prawo od schodów.
Gdy w końcu nadeszła moja kolej, przyjaźnie nastawiona kobieta wzięła ode mnie skierowanie i szybciutko uzupełniła dane w komputerze, a następnie kazała usiąść pod salą numer sześć i poczekać, aż zawoła mnie rehabilitant. Tak jak się mogłam spodziewać, pod wskazanymi drzwiami nie było żadnego wolnego krzesła.
Popatrzyłam na zegarek i jeśli zabiegi szły zgodnie z kolejnością, ja swój miałam rozpocząć za trzy minuty. Ponownie z nudów rozejrzałam się po korytarzu, gdy nagle mój wzrok spoczął na plecach mężczyzny o długich, czarnych, związanych w kucyka włosach. Mój puls natychmiastowo przyspieszył i doznałam wrażenia, że wszystko wokół zawirowało a potem się zatrzymało. Były tylko długie, czarne włosy.
Gdy rehabilitant się odwrócił, od razu w oczy rzucił mi się jego zawadiacki uśmiech, jasna cera i te charakterystyczne, czarne tęczówki. Należały do Madary.
Odwróciłam głowę, właściwie sama nie wiem czemu, żeby przypadkiem mnie nie zauważył. Przypuszczałam, że niewiele to da, w końcu zna moją sylwetkę, włosy, wszystko, ale i tak nie chciałam, żeby mnie nakrył. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, nie po jego ostatnim tekście na temat zazdrości. Dlatego też niecierpliwie czekałam, aż w końcu Uchiha sobie pójdzie, a ja rozpocznę zabiegi. Modliłam się przy okazji, żebym żadnego nie miała z nim, choć znając moje szczęście…
No właśnie, kurcze, dlaczego Madara musi mieć praktyki akurat tutaj? Co za głupie zrządzenie losu!
Równo piętnaście po dziesiątej z sali od magnetoterapii wyszła dwójka ludzi, a młoda fizjoterapeutka poprosiła mnie i jakąś starszą panią. Przeczytała z naszych kart, co nam dolega i kazała mi zdjąć stabilizator, usiąść na łóżku i położyć nogę na wyznaczonej matce. Babunia natomiast miała się położyć. Kobieta poinformowała nas, że jak urządzenie zapika kilka razy, możemy wstać i wyjść, a tymczasem zostawiła nas i kazała odpoczywać.
Między mną a starszą panią zapadło niezręczne milczenie, co mimo wszystko było mi na rękę, bo niespecjalnie miałam ochotę z nią rozmawiać. Po mojej głowie cały czas pląsał Madara, ubrany w spodnie khaki i białą bluzkę medyczną. Denerwowało mnie to, że tak dobrze w tym ubraniu wyglądał. To było naprawdę nieznośne, zwłaszcza, że z każdą kolejną minutą moje serce biło coraz mocniej i szybciej. Irytujące.
Po pięciu minutach maszyna zaczęła nieznośnie pikać. Zwlekłam się z łóżka, założyłam stabilizator  i chwyciłam za kule. Starsza pani przytrzymała mi drzwi, za co grzecznie jej podziękowałam, a następnie poszłam pod dwunastkę, czyli salę z laserem. Tym razem usiadłam sobie na krześle i cierpliwie czekałam, z uporem maniaka wpatrując się w kartkę przed sobą. Kilka razy przeczytałam wszystkie informacje i nawet nie dostrzegłam, gdy drzwi się otworzyły, a fizjoterapeuta poprosił mnie o kartę. Gwałtownie podniosłam głowę i zamarłam, widząc Madarę. Uchiha również się zdziwił, a później na jego ustach pojawił się seksowny, zawadiacki i cholernie pewny siebie uśmiech. Musiałam zapłonąć żywym ogniem, byłam tego pewna!
– Zapraszam panią – wymruczał i otworzył szerzej przede mną drzwi, a wraz z tym uśmiechnął się jeszcze bardziej. Niepewnie weszłam do sali, roztrzęsiona i zdenerwowana jak nigdy. Sytuacja ta była tak irracjonalna, tak chora, i tak cholernie podniecająca, że aż zakręciło mi się w głowie. Oto Madara Uchiha, który ma mnie leczyć.
Zabawa w lekarza?
– Nie wiedziałam, że masz tutaj praktyki – powiedziałam, chcąc rozładować napięcie, jakie między nami powstało. Usiadłam na łóżku i od razu zdjęłam stabilizator.
– Jasne – mruknął Madara, odłożywszy moją kartę. – Przyznaj, że zrobiłaś to specjalnie.
– Chciałbyś – prychnęłam i podsunęłam nogawkę dresowych spodni ku górze. Uchiha uśmiechnął się jeszcze szerzej i usiadł na krześle przy kozetce. Gdy tylko dotknął mojej łydki, uderzyła mnie fala gorąca i zawstydziłam się jeszcze bardziej. Tymczasem motyle szalały, szalały i powoli ogarniały całe moje ciało.
– W takim razie po prostu jesteśmy na siebie skazani – mruknął i rzucił mi uwodzicielskie spojrzenie. Sekundę później jego twarz znów wyrażała tylko radość. – Jeszcze okulary. – Madara sięgnął do szafki i założył mi na nos ciemne gogle i umyślnie, zabierając rękę, przejechał nią po moich włosach. Co za menda! Uwodził mnie w bardzo perfidny sposób i najwyraźniej świetnie się przy tym bawił, bo z ust nie schodził mu uśmiech.
– Najwyraźniej – mruknęłam poirytowana. Przez chwilę pomyślałam, że znów zachowujemy się tak, jakbyśmy się dopiero co poznali i trochę mnie to rozbawiło. W gruncie rzeczy była to całkiem miła sytuacja.
– Kiedy zdjęli ci gips? – Chłopak odpalił sprzęt i do moich uszu doszło nieprzyjemne pikanie. Znowu.
– W piątek – odpowiedziałam cicho, obserwując, jak Madara wykonuje swoją pracę. Po kryjomu patrzyłam też, jak mięśnie jego rąk napinają się z każdym ruchem, jak klatka piersiowa unosi się i opada i pomyślałam, że chciałabym się w nią znowu wtulić.
Cholera jasna, no!
– I jak? Boli? Ruszałaś nią coś?
– Nie, cały czas śmigam w stabilizatorze. Stwierdziłam, że poczekam na rehabilitację i dopiero wtedy zacznę coś robić w tym kierunku.
Uchiha zamruczał pod nosem i widziałam, jak zza okularów przeniósł na mnie wzrok. A później uśmiechnął się tak, że moja krew zawrzała. I bynajmniej nie ze złości, a niepojętego podniecenia.
– Miałaś do nas wpadać – powiedział po dłuższej chwili niezręcznej ciszy, przerywanej tym cholernym pik, pik, pik. – Nie było cię u nas już tydzień.
– Nie miałam czasu – zmyśliłam szybko. – Mam teraz nawał nauki i praktycznie cały czas przesiaduję w mieszkaniu.
– Lepiej ci z nimi niż u nas? – Madara uśmiechnął się z czymś na kształt bólu. Przełknęłam ślinę, choć odniosłam wrażenie, że w moim gardle nagle pojawiła się Sahara.
– Właściwie to gorzej – przyznałam cicho. – Nie mam do kogo się przytulać, gdy jestem pijana. Został mi tylko jasiek – dodałam z rozbawieniem. Chciałam obrócić całą sytuację w żart i poczuć się choć trochę swobodniej w jego towarzystwie.
– Zawsze możesz przyjechać, chętnie udostępnię ci ramion – odparł poważnie Uchiha i do naszych uszu doszedł ciągły dźwięk. – Na dzisiaj koniec – mruknął, zabierając ode mnie okulary.
Obciągnęłam nogawkę, założyłam stabilizator i z pomocą dłoni Madary podniosłam się z kozetki. Przez chwilę byliśmy tak blisko siebie, że wszystkie moje czynności życiowe zdołały ustać. Czerń jego oczu, nieprzenikniona otchłań, tak mnie zahipnotyzowała, że nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.
Madara odchrząknął, zabrał rękę i podszedł do drzwi. Dopiero wtedy się ocknęłam, wzięłam kule i również się ruszyłam.
– Mam nadzieję, że jutro też się pani stawi – mruknął, gdy obok niego przechodziłam. – Do widzenia.
– Do widzenia – odpowiedziałam, próbując być jak najbardziej uwodzicielska. Tyle, że chyba mi nie wyszło. Szlag by to.

*

Wróciłam do mieszkania w niezbyt dobrym nastroju i z bolącą nogą. Gimnastyka zmusiła mnie do prób zginania kończyny, w jakimkolwiek stopniu, a później przemiła, dość otyła i niezbyt słuchająca moich narzekań, pani, pomogła mi w mało delikatny sposób rozruszać nogę. Co z tego, że zrobiłam – jej zdaniem – ogromne postępy, skoro moja noga rwała jak opętana, a ja mogłam zgiąć ją raptem ciut więcej?! Choć i to za dużo powiedziane. Wcale nie miałam ochoty tam wracać. Wolałam nie widzieć tej kobiety nigdy więcej. Poza tym, z Madarą też nie chciałam się spotykać. Nie w tak irytujący sposób.
W mieszkaniu nikogo nie było. I dobrze.
Szybko zjadłam drugie śniadanie, spakowałam książki i już miałam wychodzić na uczelnię, kiedy mój telefon rozbrzmiał głośnym dźwiękiem. Zirytowana, położyłam klucze na szafce i sięgnęłam po dudniące urządzenie. Na wyświetlaczu widniał nieznany numer i od razu do głowy przyszły mi same durne myśli. Bałam się odebrać, bo mógł to być Ibiki. Byłam wręcz przekonana, że to on.
– Słucham? – spytałam pewnie, przystawiwszy telefon do ucha. Chwila ciszy okazała się być nie do zniesienia.
– Dzień dobry, z tej strony Misa Kaeki, konsultantka telefoniczna…
Chryste. Odetchnęłam z niepohamowaną ulgą.
– Przepraszam panią bardzo – weszłam kobiecie w słowo – ale niestety nie mogę teraz rozmawiać, zaraz zaczynam zajęcia. Czy mogłaby pani zadzwonić bardziej pod wieczór?
– Oczywiście – odpowiedziała kobieta. – W takim razie bardzo dziękuję za rozmowę. Do widzenia.
– Do widzenia – mruknęłam. – Kretynka – skomentowałam swoje zachowanie. Musiałam przestać obawiać się, że Ibiki czai się na mnie za każdym rogiem. To nie pomoże mi wrócić do normalnego życia i otworzyć się na ludzi. Na Madarę.
Właśnie. Czy gdyby Morino nie zrobił mi takiego świństwa, patrzyłabym teraz na Uchihę w inny sposób? Tego nie wiedziałam, ale nagle zapragnęłam znaleźć się przy Madarze i w niego mocno wtulić. Tęskniłam za nim, za jego uśmiechem, za dowcipami, wygłupami, za tym, jak śmierdział whisky i za tym, jak bardzo mnie czasem irytował. Mimo wszystko… Mimo wszystko stał się dla mnie kimś naprawdę bliskim, kimś, kogo z każdym dniem traciłam. I to z własnej głupoty.
Weź się w garść, Reiko. Weź się w garść!
Wyszłam z mieszkania przeklinając pod nosem samą siebie. Coraz częściej dochodziło do mnie, że zachowywałam się jak idiotka, która nie wie, czego chce. Z jednej strony tuliłam się do Uchihy, a z drugiej przed nim uciekałam. Raz chciałam go pocałować, a innym razem wkurzałam się, że próbuje mnie zauroczyć. Co za wredna, niezdecydowana baba! Wcale się nie dziwiłam, że wybrał kogoś innego. Tenten z pewnością wiedziała, że chce być z Madarą i nie zachowywała się jak rozkapryszony bachor.
Ale znowu był Naruto… Naruto, do którego na pewno coś czułam, z którym świetnie się bawiłam, z którym mogłam być prawdziwie swobodna i nie mieć żadnych obaw. Uzumaki był świetnym człowiekiem i złamałabym sama sobie serce, gdybym musiała go zranić. Widziałam, jak na mnie patrzył. Jego oczy wyrażały niesamowity podziw, zauroczenie… A ja? A ja wahałam się, czy wybrać dobrego chłopca, czy niegrzecznego łobuza. Cholera. Niby wnioski nasuwają się same, ale decyzja wcale nie jest tak oczywista, jak by się mogło wydawać.
Dojechałam na uczelnię w dziwnym nastroju. Z jednej strony chciałam spotkać się ze znajomymi, a z drugiej naszła mnie ochota na zaszycie się w mieszkaniu, pod kołderką i oglądnięcie jakiegoś melodramatu. Rzadko kiedy czułam się tak rozdarta, i choć nie było to szczególnie upierdliwe, sama świadomość niezdecydowania pogarszała mój nastrój.
Nie zwracałam szczególnej uwagi na przechodzących obok mnie studentów, dlatego dopiero miłe „Hej, Reiko!” wyrwało mnie z zamyślenia. Odruchowo zerknęłam przez ramię, kto mnie woła, bo nijak nie mogłam rozpoznać owego głosu, a zobaczywszy dziewczynę z kucykami, przeklęłam w myślach, że w ogóle się zatrzymałam. Tenten uśmiechała się delikatnie, w ręce ściskała książkę i w oczy rzucało się jej zdenerwowanie. Czyżbym ja tak na nią działała? O jaka szkoda.
– Cześć – mruknęłam, siląc się na jak najbardziej przyjacielski ton głosu. – Co słychać?
– Ach, wiesz… – odparła i zerknęła na moją nogę. – Zdjęli ci gips? – Potwierdziłam skinieniem głowy. – Madara ma teraz praktyki w jakiejś poradni rehabilitacyjnej, może się tam zapiszesz?
Omal nie parsknęłam śmiechem, widząc z jak wielką szczerością wypowiedziała to zdanie. Nie wiem czemu ona nie była o niego zazdrosna, dlaczego zawsze zachowywała się tak sympatycznie i robiła wrażenie idealnej, ale powoli zaczynało mnie to irytować.
– Tak się składa, że przez przypadek się na niego natknęłam – odpowiedziałam, z uporem doszukując się jakiejkolwiek wady u Tenten. Na marne, cholera!
– O proszę. – Dziewczyna zaśmiała się i odgarnęła kosmyk włosów z czoła. – Mam do ciebie taką sprawę. Wiem, że z Madarą się przyjaźnicie – oho! – a że ja nie znam go aż tak dobrze, to pomyślałam, że mogłabyś mi pomóc.
Zmrużyłam lekko oczy, zainteresowana jej słowami. Nie chciałam jej w niczym pomagać, ale byłam okropnie ciekawa, czego dziewczyna ode mnie oczekuje.
– Jasne, o co chodzi? – spytałam obojętnie, gdy Tenten umilkła. Naprawdę się denerwowała a przez to i ja zaczęłam spinać wszystkie mięśnie. Dlaczego ona tak długo trzyma mnie w niepewności?!
– Dwudziestego czerwca bractwo piromanów organizuje imprezę. Wiem, że z Madarą nie jesteśmy szczególnie długo parą, dlatego zastanawiam się, czy zaproszenie go nie będzie swego rodzaju… Narzucaniem się? Znasz Madarę, on raczej nigdy nie angażował się w związki i nie wiem, czy powinnam…
– To świetny pomysł – weszłam dziewczynie w słowo. Umilkła i popatrzyła na mnie ze zdumieniem. – Na pewno się zgodzi – zapewniłam ją z uśmiechem. Naprawdę chciałam, żeby wzięła na tę imprezę Uchihę, ale nie byłam pewna, czym dokładnie się kierowałam. Chyba świadomość, że wśród nieznanych mi ludzi będzie również Madara podnosiła mnie jakoś na duchu. Albo… Nie, cicho! O tym nie myśl, Reiko!
– Nie wiem, czy lubi tego typu imprezy – przyznała cicho. Była absolutnie przejęta i zmartwiona, czego nie do końca mogłam zrozumieć. Na jej miejscu po prostu powiedziałabym o wydarzeniu Madarze. Gdyby mi odmówił, raczej bym się nie obraziła. Gorzej, jeśli Tenten poszłaby bez niego, nie mówiąc mu o imprezie. Wtedy Uchiha na pewno wpadłby w szał.
– Jestem pewna, że z tobą pójdzie – powiedziałam otwarcie. – Nie pozwoli swojej dziewczynie kręcić się samej wśród pijanych piromanów. – Puściłam jej oczko, nagle odczuwając do Tenten sympatię. Dziwaczne.
– Trochę podniosłaś mnie na duchu – mruknęła. – Wiem, że może uznasz mnie za głupią, ale to mój pierwszy związek i nie wiem, jak powinnam się zachować. A Madara naprawdę mi się podoba.
Mnie również.
Poczułam niewielkie wyrzuty sumienia, przekonując Tenten do zaproszenia Uchihy, bo tak naprawdę kierowały mną jedynie chęci szeroko pojętego pragnienia zbliżenia się do chłopaka. Nie wiem, czy chciałam go jej odbić, raczej nie. Zależało mi po prostu na tym, żebyśmy znowu byli przyjaciółmi.
– Ty jemu też – wydusiłam z siebie, choć z trudem przeszło mi to przez gardło. Odniosłam wrażenie, że właśnie wypowiedziałam wierutne kłamstwo.
Tenten uśmiechnęła się niepewnie a ja odwzajemniłam to z równie wielkim ociąganiem. Niezręczną cisze, która między nami powstała, przerwała Konan.
– O czym plotkujecie? – spytała wprost, stanąwszy obok nas. Patrzyła na mnie z ogromnym zaciekawieniem. Doskonale wiedziałam, co jej chodzi po głowie. Z pewnością będzie próbowała dociec, dlaczego spoufalam się z nową dziewczyną Madary, skoro sama do niedawno byłam z nim w relacjach nieco bliższych niż zwykła przyjaźń.
– A o wszystkim – odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami. Postanowiłam przejąć pałeczkę, bo Tenten stanęła jak wmurowana. Widać kontakty z przyjaciółmi Uchihy bardzo ją onieśmielały. Przeszło mi przez myśl pytanie, jak dziewczyna zachowuje się, gdy są sam na sam? I przede wszystkim jak zareaguje, gdy Madara będzie chciał przejść do czegoś więcej, niż trzymanie się za ręce.
– Yhym. – Konan przyglądała mi się z zagadkowym błyskiem w oku, od którego wszystko się we mnie trzęsło. Nienawidziłam, gdy tak na mnie patrzyła, bo zawsze próbowała później dociec, o co mi dokładnie chodziło. A ja nie zamierzałam się przed nią ze wszystkiego tłumaczyć. – Słyszałam, że wpadasz do nas dzisiaj? – Dziewczyna zwróciła się do Tenten z przemiłym uśmieszkiem. Zrobiła to specjalnie, żeby mnie dobić. Szybko odkryłam, że jej pozytywne nastawienie do ukochanej Madary wynika z chęci udowodnienia, jak bardzo zależy mi na chłopaku. Też mi coś.
Pomimo durnego ukłucia w sercu, ogromnego zakłopotania i chęci ucieczki, uśmiech nie zszedł mi z ust.
– Madara wspominał, żebym wpadła – przyznała Tenten.
– No to widzimy się wieczorem – mruknęła radośnie Konan. – Lecę, dziewczyny. Do zobaczenia!
Tak, Konan, trzymaj się. Co za wredota, a nie przyjaciółka…

*

Cały wieczór spędziłam w towarzystwie Naruto, Sakury i Hinaty, jednocześnie zastanawiając się, co robią właśnie Madara i Tenten. Niezbyt komfortowo się z tym czułam, zwłaszcza, gdy Uzumaki próbował się do mnie dobrać w pokoju. Niby chciałam, niby mi się podobało, ale myślami byłam całkiem gdzie indziej. I właśnie z tego powodu między nami znowu do niczego nie doszło, a ja położyłam się spać wkurzona na samą siebie.
A obudziłam się w jeszcze gorszym nastroju, bo świadomość, że za dwie godziny spotkam się z Uchihą, bynajmniej nie poprawiała mi humoru.

*

Po raz kolejny spotkałam się ze starszą babunią w pokoju od magnetoterapii i żadna z nas dalej nie miała zamiaru się odezwać. Pięć minut zleciało w zawrotnym tempie, a ja denerwowałam się jeszcze bardziej, niż poprzednim razem. Teraz byłam już pewna, że zobaczę dziś Madarę i właśnie to okazało się być w tym wszystkim najgorsze. Ta cholerna pewność, że nasze spotkanie jest nieuniknione, że choćbym chciała, nie mogłam temu zapobiec.
Ale chyba wcale nie chciałam niczemu zapobiegać.
Usiadłam pod pokojem, w którym zabiegi przeprowadzał Madara i nerwowo bawiłam się palcami u rąk. Nie mogłam znieść myśli, że za kilka minut znowu go zobaczę, że zapanuje między nami niezręczna cisza, że wczorajszy wieczór spędził z Tenten! Na Boga, im dłużej myślałam u chłopaku, w tym większą paranoję wpadałam.  Myślenie o Madarze powoli zaczynało stawać się obsesją, z której nie mogłam się wyrwać. Nie czułam się z tym dobrze, bo ani to było przyjemne, ani nie bolało. Ale w jakiś sposób zdradzałam Naruto, a to już zabijało mnie od środka.
Gdy drzwi się uchyliły, zerknęłam niepewnie w górę. Madara uśmiechnął się do mnie szarmancko, wziął kartę i zaprosił do środka. Przeszłam obok niego w ciszy, bo czułam się tak, jakby ktoś uciął mi język. W gardle stanęła mi ogromna gula, przez którą nawet ciężko mi się oddychało. Cholera jasna, od kiedy Uchiha aż tak na mnie działał?
– I jak po gimnastyce? – spytał, gdy usiadłam na kozetce. Tym razem podał mi okulary do ręki i usiadł obok mnie, zmieniając ustawienia w aparaturze.
– Bolało – przyznałam i nałożyłam gogle. – I póki co nie widzę efektów, ale przecież nie mogę oczekiwać, że po jednym razie coś się zmieni.
– Jeśli chcesz, możesz zostać moją prywatną pacjentką – mruknął. Przeniosłam na niego wzrok: uśmiechał się radośnie i charakterystycznie uniósł dwa razy brwi. Prychnęłam pod nosem. – Mogę ci pomóc dojść do siebie, Reiko.
– Dziwnie słyszeć moje imię z twoich ust – przyznałam z bólem, którego starałam się nie pokazać, ale chyba mi nie wyszło.
– Sama mnie o to prosiłaś – wytknął mi i uruchomił sprzęt. Pik, pik, pik. – A ja nie mam zamiaru się z tobą spierać.
– Dzięki – mruknęłam, obserwując jednocześnie, jak Madara jeździ laserem po mojej nodze. Co za nudna praca. – Słyszałam, że wczoraj zrobiliście sobie małą posiadówkę – zagadnęłam, chcąc dowiedzieć się, czy Tenten rzeczywiście u nich była, bo Konan to franca, która nie zamierzała się tym ze mną podzielić.
– Ciężko nazwać to posiadówką – przyznał Uchiha. – Wpadła Tenten, posiedzieliśmy wszyscy razem a potem odwiozłem ją do domu. Tyle.
– I jak wam się układa? – wypaliłam, nim zdążyłam ugryźć się w język. Przełknęłam gulę i nagle słowa same wypływały mi z ust.
Madara lekko drgnął i poruszył się na krześle. Spostrzegłam, że zrobił się nagle poważny i w ogóle mi się to nie spodobało. Jeśli ta mała, milutka dziewczyna coś mu zrobiła…
– Dobrze – odpowiedział i zerknął na mnie znad okularów. – Naprawdę dobrze.
– To się cieszę. – Uśmiechnęłam się, a właściwie wymusiłam uśmiech, żeby nie dać po sobie poznać, jak bardzo mi z tym źle.
Odkąd Madara zaczął kręcić z Tenten, cały czas po głowie chodziły mi słowa „Miałaś swoją szansę i ją spieprzyłaś”. Musiałam zgodzić się z tym całkowicie, ale nie wiedziałam, że to może tak boleć. Przecież nigdy nie byliśmy razem, a jeden pocałunek o niczym nie świadczy! A dziwnym trafem jak tylko pomyślałam o tym, że Uchiha może całować inną, na której mu zależy, cała się wzdrygałam. Idiotka.
Z drugiej strony nie chciałam zostawiać Naruto i błagać Madarę, by ze mną był, bo nie byłam do końca pewna swoich uczuć i czy na pewno to on jest mi pisany. Nie byłam pewna niczego, a to zagubienie mnie wykańczało. Miałam dość i chciałam już wrócić do rodziców, odpocząć od tego wszystkiego i przemyśleć kilka spraw na spokojnie. Jeszcze tylko dwadzieścia dni, dwadzieścia dni…
– Wracasz razem z Konan do domu? – spytał. Dobrze, że zmienił temat.
– Obiecałam Deidarze, że pójdę z nim na tę imprezę jego bractwa – odparłam niechętnie. – Szczerze mówiąc wolałabym nie iść, bo nie chcę zostawiać Konan samej w tej sytuacji, ale on tak mnie prosił…
– Konan sobie poradzi. – Madara uśmiechnął się delikatnie. – Jest silną babeczką. Zresztą nie wiadomo do końca, w jakim stanie jest jej ojciec, a może być lepiej, niż przypuszcza.
– Albo gorzej – zauważyłam posępnie. – Strasznie mi jej szkoda.
– Da sobie radę.
Urządzenie zaczęło wydawać z siebie ciągły dźwięk a potem ucichło. Madara z dziwnym ociąganiem podniósł się z krzesła i wyczyścił sondę. Powoli wstałam z kozetki, założyłam stabilizator i zerknęłam na chłopaka. Stał, tak samo jak ja, dziwnie spięty. Jego czarne oczy patrzyły we mnie z niejasnym oskarżeniem, czymś, czego nie mogłam pojąć, a co bardzo mnie krępowało. Odwróciłam głowę i zerknęłam na ścianę.
– No cóż – mruknęłam niepewnie i podeszłam do drzwi. – Widzimy się jutro.
– Tak – odparł poważnie. – Do jutra, Reiko.
Wyszłam z gabinetu zdruzgotana. A następnego dnia okazało się, że Madara zachorował i nie wrócił, dopóki nie skończyłam rehabilitacji.

*

Egzaminy minęły pomyślnie, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Fizjologia sprawiła mi największy kłopot, w dniu testu miałam biegunkę, wymiotowałam i nie mogłam niczego przełknąć, ale po wszystkim Naruto zabrał mnie na wycieczkę poza miasto i pozwolił się zrelaksować. Gdy Konan wszystko pozdawała, razem z Painem odprowadziliśmy ją na dworzec i wsadziliśmy w autobus, co przyprawiło mnie o łzy. Nie chciałam, żeby jechała beze mnie, ale w obecnej sytuacji nie widziałam innego wyjścia. Za każdym razem, gdy widziałam Deidarę, cieszył się jak głupi na nadchodzący dzień, a ja z każdym kolejnym denerwowałam jeszcze bardziej i nie miałam pojęcia, dlaczego.
Dlatego gdy w końcu nadszedł dzień imprezy, stanęłam przed lustrem zrezygnowana, nie wiedząc, w co się ubrać. Przymierzyłam już multum ciuchów, a że wyboru wielkiego nie miałam, zważając na to, że cała moja garderoba spłonęła w pożarze akademika, a na zakupy chodzić nie lubiłam, kompletnie nie mogłam się na nic zdecydować. Ostatecznie z pomocą przyszły mi Sakura i Ino i wbrew mojej woli, za co później im podziękowałam, zmusiły do włożenia jasno-dżinsowej bluzki z długim rękawem, a do tego odcinanej w talii białej, rozkloszowanej spódnicy i jasnych balerin (jako, że szpilek dalej nosić nie mogłam). Całość prezentowała się nienagannie i musiałam przyznać, że wyglądałam naprawdę dobrze.
Deidara przyjechał po mnie o dziewiętnastej. Na miejsce zajechaliśmy po trzydziestu minutach. Jak się okazało, szykowała się impreza plenerowa, pięć kilometrów za miastem. Miejsce znajdowało się na lekkim odludziu. Hotel, przy którym mieliśmy się bawić, przypominał bardziej pałac i zrobił na mnie ogromne wrażenie. Trzypiętrowy budynek był ogromny, otoczony wielkim, pięknym ogrodem, na którym porozkładano stoły i parkiet do tańczenia. Zauważyłam też, że z boku stało wielkie pudło z fajerwerkami. No tak, czego się mogłam spodziewać?
– Ładnie tu – stwierdziłam, taksując wzrokiem ludzi, przechadzających się po ogrodzie. – Nie sądziłam, że wasz wydział stać na wynajęcie takiego miejsca.
– Też bym nie przypuszczał – odparł luźno Deidara. – Trzeba przyznać, że ten zamek imponuje.
– I to jak.
Oboje z blondynem czuliśmy się niezręcznie, jak zagubione myszki pośród masy szczurów. Niektórzy byli już nawet pijani, co mocno nad zdziwiło. Impreza zaczęła się raptem pół godziny temu.
– Chodź. – Deidara złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę barku, którego wcześniej nie zauważyłam. Rozłożono nad nim wielki parasol, a trójka barmanów uwijała się z drinkami. Blondyn zamówił coś dla nas, a gdy w końcu dostaliśmy kieliszki, oddaliliśmy się w miejsce, z którego doskonale widzieliśmy parkiet.
– Rozluźnij się – mruknęłam, stukając się z nim szkłem. – Wypijmy za dzisiejszą noc. Oby była udana.
– Oby – odparł zdenerwowany Deidara i pociągnął łyka drinka. – Widziałaś Gaarę?
– Na pewno się pojawi – mruknęłam, rozglądając się wokół. Niestety ruda czupryna nie wpadła mi w oczy.
– Reiko. – Zdumiony głos Tenten wprawił mnie w natychmiastowe zdenerwowanie. Mimo to odwróciłam się do niej z uśmiechem i dostrzegłam, że podeszła do nas w towarzystwie dwóch koleżanek, w tym Temari – dziewczyną, z którą byłam na roku. – Co ty tutaj robisz?
– Hej, Tenten, Tem – odpowiedziałam zdziwiona. – Przyszłam z Deidarą. Nie sądziłam, że tutaj będziesz, Temari – mruknęłam. Zerknęłam przelotnie na ubrania dziewczyn: obie założyły jasne dżinsy a do tego baleriny, jedynie krój i kolor ich bluzek się różnił.
– Brat mnie wyciągnął. – Dziewczyna przewróciła oczami i posłała mi ciepły uśmiech. – Dobrze widzieć znajome twarze.
– Nie wiedziałam, że masz brata – odpowiedziałam z rozbawieniem. – Jakiś przystojniacha? – Zaśmiałam się, na co dziewczyna pokręciła lekko głową.
– Nie gra w twojej lidze, Rei. O, tam idzie. Hej, Gaara!
Zerknęłam ze zdumieniem na blondyna, którego twarzy wyrażała podobne emocje. Roześmiałam się, bo sytuacja była dla mnie zarazem niezręczna, ale i niesamowicie komiczna. Żadne z nas nie spodziewało się, że Deidara pozna ukochanego tak szybko. I w dodatku teraz mieliśmy potwierdzenie, że jest gejem!
– Cześć – przywitał się chłopak. Zdawał się być poważny i spokojny, ale jego wzrok od razu zdradził, jak bardzo mój przyjaciel wpadł mu w oko. Niemal pożerał go tymi swoimi jasnymi tęczówkami. – To twoi przyjaciele?
– Właściwie to znam tylko Reiko, studiujemy razem – odpowiedziała bratu. – To Gaara.
Podałam chłopakowi dłoń, a później Deidara wymienił się z nim grzecznościami. Ich zahipnotyzowany wzrok rzucił się w oczy nie tylko mi, ale również Temari, bo dziewczyna odciągnęła mnie od chłopaków tłumacząc, że musi ze mną trochę poplotkować.
Razem z blondynką i Tenten skierowałyśmy się do baru, żeby uzupełnić puste kieliszki. Barmani, uśmiechając się szarmancko, zrobili nam drinki, po czym podeszłyśmy do parkietu.
– Deidara to też gej? – spytała wprost. Przytaknęłam jej skinieniem głowy. – Wpadł Gaarze w oczy.
– Z wzajemnością – stwierdziłam i przeniosłam wzrok na Tenten. Zastanawiałam się, czemu nie ma przy niej Uchihy i poczułam lekki zawód. – Nie zaprosiłaś Madary?
– Zaprosiłam, jest w toalecie.
Dziewczyna zerknęła przez ramię, a ja w tym czasie próbowałam ukryć dreszcz, jaki mną wstrząsnął. Nie mogłam dopuścić, by alkohol przejął nade mną kontrolę. Upita zachowywałam się niemoralnie i z całą pewnością próbowałabym Tenten odbić chłopaka, czego naturalnie zrobić nie chciałam. Nie byłam aż taką świnią.
– Idziemy na parkiet? – rzuciła Temari, głową wskazując na pląsających ludzi.
– Poczekam na Madarę – stwierdziła Tenten, na co blondynka wzruszyła ramionami i pociągnęła mnie za sobą. Sekundę później zaczęłyśmy tańczyć i wygłupiać się w rytm puszczanych przed DJ-a, zmiksowanych piosenek. Wyrzucałyśmy ręce w górę, okręcałyśmy się wokół własnej osi i generalnie nasze ruchy bardziej przypominały taniec-połamaniec, niż cokolwiek normalnego. Nie zwracałyśmy jednak na to uwagi, bo bawiłyśmy się świetnie.
W sumie z Temari całkiem dobrze się dogadywałyśmy, mimo, że spędzałyśmy razem czas głównie na zajęciach. Czasem wyskoczyłyśmy na jakąś kawę, w przerwach pomiędzy wykładami, niemniej nie utrzymywałyśmy szczególnie bliskich relacji. Ale powydurniać się uwielbiałyśmy.
Po dwóch piosenkach poczułam wokół talii czyjeś ręce. Odwróciłam się gwałtownie, a zobaczywszy Deidarę, od razu się rozluźniłam.
– Co powiesz na taniec z gejem? – zapytał rozbawiony. Zgodziłam się, widząc, że Temari od razu załapała aluzję i poszła podpytać brata co i jak.
Deidara złapał mnie za ręce i zaczął ze mną tańczyć, a że jego ruchy były naprawdę dobre i szybkie, ciężko było mi za nim nadążać. Kręcił mną, wywijał, przytulał do siebie, a ja śmiałam się jak głupia i próbowałam nie zgubić rytmu. Na ustach blondyna również przez cały czas tkwił uśmiech. Najwyraźniej flirt z Gaarą się udał. Nie musiałam nawet o to pytać.
Cztery piosenki później, oblani potem i lekko zmęczeni, zeszliśmy z chłopakiem z parkietu i skierowaliśmy się do baru po kolejne napoje. Wypiliśmy wszystko duszkiem i zamówiliśmy następną kolejkę, co nie było dobrym pomysłem, bo już teraz świat lekko wirował. Barmani najwyraźniej nie szczędzili alkoholu.
– I jak z Gaarą? – spytałam, przekrzykując muzykę i rozmawiających ludzi. Deidara wzruszył ramionami, ale jego oczy świeciły się radośnie.
– Póki co trochę porozmawialiśmy, wiesz, takie tam, pierdoły. Ale coś czuję, że na tym się nie skończy.
Uśmiech na twarzy blondyna kazał mi go serdecznie wyściskać. Deidara zaśmiał się głośno, przytrzymując mnie, bym się nie przewróciła.
– Ta pani już chyba za dużo wypiła – stwierdził, ale zaprzeczyłam ruchem głowy i się wyprostowałam.
– Za mało! – krzyknęłam i dopiłam drinka. – Idę do łazienki. Spójrz, kto idzie w naszą stronę.
Skinęłam w stronę uśmiechniętego Gaary i ruszyłam w jego kierunku. Gdy się mijaliśmy, puściłam mu oczko i obróciłam się, żeby zobaczyć, jak gołąbki się ze sobą przywitają. Obaj próbowali być rozluźnieni, co im kompletnie nie wychodziło.
– O matko, przepraszam – pisnęłam i wybuchłam śmiechem, gdy w kogoś wpadłam. Jak się okazało, stuknęłam się z wysokim, chudym chłopakiem o czarnych włosach i równie ciemnych oczach. Od razu go rozpoznałam. – Sai – syknęłam, trzeźwiejąc. – Co ty tutaj robisz?
– Wkręcę się na każdą imprezę. – Chłopak wzruszył obojętnie ramionami. – Słyszałem, że już nie przyjaźnisz się z Madarą.
– Nic ci do tego – warknęłam i go minęłam. Krzyknął coś za mną, ale pokazałam mu środkowy palec i poprawiając koszulę, wtargnęłam do hotelu w poszukiwaniu toalety.
Jak tylko zaspokoiłam potrzebę, stanęłam przed lustrem i poprawiłam makijaż oraz włosy. Zrobiłam sama do siebie seksowną minę po czym roześmiałam się głośno i pokiwałam na siebie palcem. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył, z całą pewnością uznałby, że jestem narąbana w sztok, a tymczasem wypiłam raptem cztery drinki i jedynie wpadłam w wesoły nastrój.
Wyszłam z hotelu i rozejrzałam się po ogrodzie w poszukiwaniu znajomej twarzy, ale jak na złość Temari gdzieś zniknęła, Deidara rozmawiał z Gaarą a Tenten… Tenten tańczyła z Madarą, co wywołało we mnie atak złości. Musiałam głęboko odetchnąć, żeby uspokoić mordercze zapędy i nie wyszarpać dziewczynie kudłów z głowy.
Co się z tobą dzieje, Reiko?!
– No nie mów, że jesteś tutaj sama. – Nieznany mi głos dobiegł z tyłu, więc odwróciłam się i zmierzyłam wzrokiem wyższego ode mnie, przystojnego bruneta o ciemnych oczach. Czy wszyscy tutaj muszą wyglądać w ten sposób?!
– Pudło – odpowiedziałam z uśmiechem. – Jestem z przyjaciółmi.
Chłopak uśmiechnął się i wyciągnął w moją stronę dłoń.
– Kotetsu – przedstawił się.
– Reiko – mruknęłam i odwzajemniłam grzeczność. – A ty? Jesteś tutaj sam?
Brunet wzruszył ramionami i wskazał mi drogę do baru.
– Tak wyszło. Napijesz się czegoś?
– Um, jasne – odpowiedziałam nieco niepewnie i dałam się poprowadzić w stronę dobrze poznanego mi już miejsca. Poczekałam obok zapchanego ludźmi miejsca, by po chwili Kotetsu wrócił z jasnym drinkiem w ręce. Przejęłam od niego kieliszek i upiłam łyka napoju. Limonowy.
– Studiujesz na naszym wydziale? – spytał, gdy odchodziliśmy od parkietu. Nieznośnie głośna muzyka nie pozwoliła nam swobodnie ze sobą porozmawiać.
– Nie, ja nie. Mój przyjaciel – odparłam i wbiłam wzrok w chłopaka. – Dzięki za drinka.
Kotetsu uśmiechnął się delikatnie i zrobiło się niesamowicie miło, ale Sai musiał wszystko zepsuć. Podszedł do nas z tajemniczym uśmiechem, od którego dostałam dreszczy.
– Widzę, że już poznałaś mojego przyjaciela – mruknął chłopak, gdy w złości szybko dopiłam drinka. Zmarszczyłam lekko brwi, zaniepokojona tym, co przed chwilę usłyszałam. Zerknęłam z dystansem na Kotetsu, nie rozumiejąc, jak może przyjaźnić się z takim dupkiem. Wydawał się być naprawdę fajnym chłopakiem.
– Miałam okazję – przyznałam z dumą. Zrobiłam krok w jego stronę i niebezpiecznie się zachwiałam. Nowo poznany brunet złapał mnie za ramię.
– Dobrze się czujesz? – spytał z przejęciem, na co skinęłam głową. Zahuczało mi w niej i znów się zachwiałam.
– Wspaniale – wybełkotałam. Wcisnęłam Kotetsu kieliszek w rękę i nic nie mówiąc, skierowałam się do hotelu. Nagle zapragnęłam usiąść, bo wszystko wokół nieprzyjemnie wirowało. Jeszcze nie czułam się tak źle po alkoholu.
– Hej, chcesz odpocząć? – Brunet złapał mnie pod rękę i poprowadził w ustronne miejsce. Jak się okazało, był nim parking samochodowy, który krążył wokół mnie jak oszalały. Próbowałam dostrzec wokół Saia, ale ten nagle zniknął.
– Co mi jest? – spytałam, trzymając się ramion Kotetsu. – Co mi… dosypaliście? – syknęłam. Kolana się pode mną ugięły. Nie byłam w stanie ustać. Narastająca panika wywoływała jeszcze większe halucynacje. Chciałam się od niego uwolnić, uciec, znaleźć Deidarę i wrócić do mieszkania, ale nie mogłam postawić nawet kroku. Bałam się, cholernie się bałam tego, co chłopak kombinował. Serce waliło mi jak oszalałe, próbując wypłukać ze mnie nieznaną substancję, czym tylko pogarszało sytuację. Kręciło mi się w głowie i powoli przestawały do mnie docierać jakiekolwiek bodźce.
– Nic, kotku – wyszeptał Kotetsu i odgarnął mi włosy za ucho, mocno podtrzymując bezwładne ciało. – Zupełnie nic – dodał, składając na skroni pocałunek. Zadrżałam pod wpływem tego gestu ale wcale nie wytrzeźwiałam. Wręcz przeciwnie, ze wszystkich stron zaczęła atakować mnie ciemność.
– Wy… Wy dr… dran-n-nie – wyjęczałam, osuwając się w ramiona Kotetsu.
Ogarnęła mnie bezkresna czerń.


No i jak? Jestem okropna, bo z kolejnego fajnego kolesia zrobiłam dupka? Ale wiecie, jak to jest, cicha woda… ;D
Nie będę się dzisiaj rozpisywać, bo usypiam. Chciałam tylko szybko sprawdzić jeszcze rozdział i go dodać jeszcze dziś – voila!
Trzymajcie się misie kochane. <3

21 komentarzy:

  1. O mamuniu... Prosze powiedz, że to się nie skończy tak jak myślę, że ktoś jej pomoże ktokolwiek... Za bardzo się wczuwam... Madara zachorował... Powiecmy, że wieże ;) Super rozdział. Nie moge się doczekać następnego. Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niczego obiecać nie mogę, nie będę spoilerować. :D:D
      Dziękuję za komentarz, całusy. :***

      Usuń
  2. FUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU
    UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU
    UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUCKKKKK!

    Serio? Naprawdę? Nie no, ja to poniekąd pochwalam, bo już mówiłam, że robię to samo... Ale nosz hhhurwa, mogłabyś się zlitować. xD Dobrze, że Domi Cię przekonała, to może do świąt nie umrę. xD

    Jak zwykle wspaniale. Zaskoczyłaś mnie tym zdjęciem gipsu, ale nie wiedzieć czemu, po pierwszym zdaniu, związanym z rehabilitacją w mojej głowie pojawił sie Madara. I przy obu zabiegach mój umysł krzyczał "nie wypuszczaj jej tylko całuj!". Tenten taka nieporadna, trochę mi jej szkoda, ale świetnie pasuje do tej roli. Zaskoczyłaś mnie Temari, bo zazwyczaj była mi obojętna, a u Ciebie nabrałam do niej sympatii.
    No, co do samej końcówki, to pałam nienawiścią. Zabiłaś mnie tym, jak Sai do nich podszedł, zawyłam na cały dom.
    Rei, będziesz szczęśliwa. Wybłagam o to Kushinę. xD
    Co do następnego rozdziału, trzymam kciuki, iż moja wizja się spełni. Ale siedzę cicho, bo zapeszę.

    Buziaki Kushi! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha pisząc fragmenty o rehabilitacji miałam ogromną ochotę na jakieś małe całusy, ALE NA SZCZĘŚCIE SIĘ POWSTRZYMAŁAM. :D Nie mogłabym Wam tego zrobić, to by było za piękne. :D
      Mam nadzieję, że pałasz nienawiścią do Saia i Kotetsu, a nie do mnie? xD Mayako, nie bij, proszę. :D:D
      Powiesz mi po kolejnym rozdziale, co to była za wizja? Jestem okropnie ciekawa. :))
      Ściskam i całuję. <333

      Usuń
  3. Kurde, jakoś mi Sai nie pasuje na takiego kolesia. To znaczy, w Twoim opowiadaniu, raczej nie utożsamiam go z tym mangowym, bo tamten jest jak dla mnie bardzo fajną osobą. Jednak postać, sama w sobie pasuje do tego opowiadania. No dobra, nawet nie wiem jak to napisać. XD Mniej więcej chodzi mi o to, że podoba mi się postać takiego popieprzonego faceta, przed którym Madara musi... MUSI! Ochronić Reiko, ale jak dla mnie Sai to tylko imię, a nie nawiązanie do tego z mangi. Haha xD Dobra, kończę ten wątek, bo i tak nikt mnie nie zrozumie. ;d
    Co do reszty, to cieszę się, że Reiko w końcu wraca do zdrowia i nie będzie już zależna od otoczenia. Początkowo zastanawiałam się jak to możliwe, że tuż po zdjęciu gipsu tańczy itp. ale w końcu przypomniałam sobie ile dni minęło. :D Martwię się trochę o TenTen... To miła i taka niewinna dziewczyna, raczej nie pasuje mi do Uchihy. Z drugiej strony Rei sama jest sobie winna, bo nawet nie starała się jakoś zawalczyć o tę przyjaźń. Wiem, że komentarz jest chaotyczny, ale doszłaś do jednego z punktów kulminacyjnych: zdjęcie gipsu, ponowne spotkania z Madarą, impreza, aż w końcu sytuacja z Saiem i Kotetsu. Jeśli zrobią krzywdę Rei to wytargam Cię za uszy! :< Pozdrawiam i mam nadzieję, że napiszesz szybko kolejną część :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi pasuje, do takiego cichociemnego charakteru. Jakoś w anime mi nie spasował, cały czas miałam wrażenie, że wywinie jakiś numer, że jest z nim coś nie tak. :D
      W sumie nie mam pewności jak to jest ze złamaną nogą, ile potrzeba czasu, by doszła do siebie, jednak patrząc na przypadek mojej ręki uznałam, że Reiko może już chodzić i trochę się powyginać. :D Ja po tygodniowej rehabilitacji mogłam już poruszać ręką w znacznym stopniu, a po dwudziestu dniach zapomniałam, że kiedykolwiek miałam złamaną rękę. :D Przypuszczam, że zdrowienie nogi ma trochę wolniejsze tempo mimo wszystko... Zapomniałam o tym oczywiście napisać, wiedziałam, że czegoś mi brakuje, cholerka. ._.
      Nie targaj za uszy, proszę. :c Nawet, jeśli zrobię Reiko krzywdę (nie mówię, że tak, ale nie mówię też, że nie xD).
      Postaram się napisać szybko rozdział, ale niczego też nie obiecuję. :D
      Buziaki. <3333

      Usuń
  4. OMG Rei już miałaś nauczkę a mimo to pzowoliłaś by koleś Ci przyniósł drinka! Ach te baby! No ale serio to mi jej szkoda... Oby ktoś ją uratował. Mówiąc KTOŚ mam oczywiście na myśli Madarę! <3 Rozdział świetny choć zdziwiło mnie to że Reiko tak szybko mogła tańczyć :P chce już następny rozdział! :D i jedna rada dla Rei! Pozwól sobie na szczęście bo póki co sama się od niego odcinasz :) Ścickam i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reiko zdecydowanie nie uczy się na swoich błędach, co zresztą wyjdzie też w kolejnych rozdziałach. :D Taka sierota z niej jest. ;)
      Co do nogi wyjaśniłam to już w poprzednim komentarzu. :D Ale odpowiem i Tobie. :) Nie do końca wiem, jak to jest z nogą, ile czasu potrzeba, by wróciła do siebie, ale wzorując się na swoim własnym przypadku gdy miałam złamaną rękę, rehabilitacja dość szybko dała efekty. Po dwudziestu dniach od zdjęcia gipsu i regularnych ćwiczeniach nawet w domu, czułam się tak, jakbym nigdy nie miała gipsu. ;D
      Również ściskam i przesyłam buziaki. :**

      Usuń
  5. Rei, Rei ty głupi człowieku! No jak można brać napoje od nieznajomych, ale w sumie trudno podejrzewać każdego napotkanego człowieka o bycie gwałcicielem, zboczeńcem, zwyrodnialcem. Człowiek by ześwirował w krótkim czasie. Jak mogłaś mi skończyć w takim momencie no! Ja dostanę zawału, nerwicy się nabawię od czekania i zastanawiania, czy ten ratunek nastąpi. Ja chcę żeby Madara na czarnym rumaku wyskoczy na parking, pomoże damie swego serca w opresji, poharata złych ludzi, co chcieli nadobną dziewoję skrzywdzić i kucgalopkiem oddali się z nią w stronę zachodzącego słońca (opcjonalnie może być odjechali w blasku księżyca - wybredna nie będę). Wszyscy będą szczęśliwi, Madara oświadczy się Rei, która zaniemówi, ale przyjmie oświadczyny i będzie happy. ALE NIE BĘDZIE. Ty na to nie pozwolisz, prawda? Coś czuję, że nie raz jeszcze dostanę zawału, będzie reanimacja i znowu kopnę w kalendarz z niecierpliwości. Nie rób mi tego, nie zabijaj Madary, błagam! (musiałam, bo jakby ci to przyszło do głowy?) A pan Uchiha niech się nie waha i bierze Rei, o ta się chyba sama nie zdecyduje. Za włosy i do jaskini! :D
    Dei ma chłopaka, a właściwie będzie miał już niedługo, bo coś czuję, że tych dwóch się pomizia, pogada i będzie romantyczny spacer, a później coś mniej romantycznego^^
    Usycham z tęsknoty za następnym rozdziałem, więc pisz.
    WENO, WENO, WENO PRZYBYWAJ! Niech jej moc będzie z tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, Rei jest i głupia, i naiwna. xD I powiela swoje błędy, niestety. No ale co zrobisz, nic nie zrobisz. Taka już jest. :D
      Hahaha, co za piękny komentarz. xD Ja chcę żeby Madara na czarnym rumaku wyskoczy na parking, pomoże damie swego serca w opresji, poharata złych ludzi, co chcieli nadobną dziewoję skrzywdzić i kucgalopkiem oddali się z nią w stronę zachodzącego słońca (opcjonalnie może być odjechali w blasku księżyca - wybredna nie będę) KUCGALOPEK wymiata. :D:D
      Masz rację, nie pozwolę na to. Madara nie przyjedzie na czarnym rumaku. No chyba, że jego czarnym rumakiem można nazwać motor. xD Ale nie, nie weźmie naćpanej Rei na motorze i nie pojadę w stronę zachodzącego słońca, :c
      Nie zawałuj mi tutaj! Nie zgadzam się! Jeśli będziesz mnie tak straszyć, zmienię to opowiadanie na słodziusie i radosne, a tego nie zniesiesz. xD
      Za włosy i do jaskini? :D:D:D Mrrrrr, taki Madara to byłoby coś! :D
      Jak będę mieć czas, to będę pisać, obiecuję. :*
      Całuski! <333

      Usuń
  6. Zacznę może nieco chaotycznie, bo w swojej wypowiedzi odniosę się także do kilku rozdziałów wstecz, z których treścią zapoznawałam się przelotnie, ale w miarę na bieżąco, bo Baranku naprawdę mnie wciągnęło, a ograniczony czas wolny niestety od niego odciągał :(
    Wprowadzenie Tenten do opowiadania było dla mnie zaskakujące, bo przyznam szczerze, że gdy po raz pierwszy przewinął się temat "dziewczyny z kucykami" moim pierwszym skojarzeniem była Temari (przez sekundę myślałam nawet, że postanowiłaś odmłodzić Tsunade). W ogóle nie wzięłam pod uwagę możliwości pojawienia się członkini Drużyny Guya w roli nowej dziewczyny Madary, ale to może z tego względu, że nieszczególnie przepadam za tą postacią, nawet jeśli chodzi o mangowy pierwowzór. Tak więc teraz z pewnością jej nie polubię, ponieważ towarzyszy mi niejasne przeuczcie, że w pewnym momencie okaże się być bardzo fałszywą osobą. I ten tupet... Nie wierzę, że pytając Rei o zdanie odnośnie zaproszenia chłopaka na imprezę, nie chciała w ten sposób jej "wybadać" - a konkretnie stosunku Reiko do Uchihy, a także jego nowego związku. Troszkę szkoda mi Madary, poważnie, bo niby sam się prosił, niby mógł coś zrobić, ale to, że zależy mu na dziewczynie, skutecznie przemawia na jego korzyść. I ten jeden, jedyny raz nie wykażę się solidarnością jajników z Reiko i powiem to: masz babo za swoje! (lekarz, który zdjął jej gips, powinien dodatkowo zdzielić ją nim po głowie). I oczywiście zastanawiam się nad naiwnością i bezmyślnością Reiko, która zza każdego rogu wypatruje Ibiki'ego i drży z obawy na myśl, że mogłaby go spotkać, ale przyjmuje drinka od dopiero co poznanego mężczyzny bez żadnych zastrzeżeń, chociaż wcześniej zwróciła uwagę na obecność Saia na imprezie (tak sobie myślę - czy aby nie mają oni żadnego powiązania z Morino?).
    Ogólnie jestem urzeczona, od samego początku, mimo mojego uprzedzenia do opowiadań, gdzie osadza się postaci z Naruto w świecie realnym. Czasami nie mogę wyjść z podziwu dla sposobu, w jaki opisujesz daną sytuację, a bardzo często zachwycam się pomysłem na rozwinięcie określonego wątku. Z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału i ślę miliony całusów :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja Tenten lubię. :D W mandze była mi dość obojętna, ale u siebie ją polubiłam. bo jest taka kochaniutka. :D I w sumie gdy pytała Rei o zaproszenie chłopaka na imprezę, mogę Ci powiedzieć, że nie miała zamiaru wybadać Reiko. Ot, pytanie do przyjaciółki, bo w końcu tak przedstawił ją Madara. :)
      Co do naiwności dziewczyny, to niestety, to jest jej słaba strona. Ale chyba nie spodziewała się po prostu, że Ibiki mógłby tu coś mieszać, a Kotetsu nie trzymał się z Saiem przed wypiciem drinka, więc... Kurcze, ja wiem, że nie powinno się przyjmować drinków od obcych, Reiko niby też to wie, ale no widzisz, jaka z niej niezdara. :D
      Jeeeeej, strasznie miło mi się czyta takie kochane słowa. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję. :*
      Ściskam mocno. :*

      Usuń
  7. Jutro napiszę porządny komentarz, wybacz ;cccccc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jestem! Nawet nie wiesz, jak mnie zaskoczyłaś tym rozdziałem, a zwłaszcza końcówką. Ale o tym na koniec! ;x
      Biedna Konan, nawet nie sądziłam, że jej tata ma takie poważne problemy zdrowotne i nie tylko. Oczywiście go rozumiem – każdy rodzic rozpacza po śmierci ukochanego dziecka. Ponieważ uważają, że rodzice powinni odchodzić szybciej niż swoje dzieci. Dlatego jego zachowanie jest zrozumiałe. Jednak nie powinien aż tak bardzo zaniedbywać swojego zdrowia! Brat Konan na pewno nie byłby zadowolony z tego, że jego tata zaniedbuje się przez jego śmierć.. Przykre patrzeć na takiego człowieka. Nawet czytając, poczulam, że robi mi się żal staruszka Konan ;_____;
      No i w końcu Rei pozbyła się tego gipsu. I dziwnym trafem nawet zappisała się do przychodni rehebilitacyjnej (istnieje takie słowo..? XD), gdzie Madara ma praktyki <3333 On jest taki kochany, uwielbiam Uchihów. No, poza Sasukee, irytuje mnie XD Itachi też jest świetny, hhehehehheh :D Tylko szkoda, że Madara już potem nie przyszedł do Reiko ;cc
      Miał być długi komentarz, ale coś czuję, że nie będzie XD
      Nie ma to jak geje XD Deidara i Gaara, no zawsze spoko XDDDD Fajnie, że podobają się sobie nawzajem ♥♥♥ Ach, ta miłość <333
      A poza tym..
      REIKOOO, BARANKU! Jak ona mogła napić się drinka od obcego faceta?! Przecież to skandal! Każdy rodzic wpaja dziecku by nie przyjmować napoi od nieznajomych, zwłaszcza, jeśli są to drinki! Nawet w pakiecie dostała przyjaciela Sai'a.. Czemu ty z Kotetsu zrobiłaś gwałciciela? Toż to taki świetny facet XD A tu dupa, niewyżyty zboczeniec... Ehh ;ccc
      Tenten jest bardzo pozytywną osobą. Zarówno w anime, jak i w tym opowiadaniu ją lubię, no ale i tak jestem zdania, że Madara i Baranek przetrwa wszystko <33
      Ciekawe, czy jednak dasz Kotetsu i Sai'owi zgwałcić Reiko, czy ktoś ją uratuje.. Niech to pozostanie tajemnicą, lubię dreszczyk emocji <33

      Co do Twojego komentarza na moim blogu, to dziewczyno, nie obrażam się o takie rzeczy! Sama jestem świadoma błędów jakie robię, ale niektórych po prostu nie zauważam. Dlatego dobrze, że mi wytknęłaś to, co robię źle, naprawdę. Twój komentarz spadł mi normalnie.. jak.. Nie mam dobrego słowa ;___; Ale wiedz, że naprawdę jestem Ci wdzięczna. Bardzo dziękuję ♥ Co do relacji pomiędzy Madarą i Izuną a rodzeństwem Hirohito, zostanie to trochę przybliżone w następnej notce. Chciałam utrzymać małą nutkę tej tajemniczości, ale widzę, że wyszło coś zupełnie odwrotnego.. Cóż, bywa. Człowiek uczy się na błędach c;

      Także, Kushino, notka świetna <33 Czekam na nexta, pisz jak najszybciej :33
      Weny, weny i jeszcze raz weny ♥
      Pozdrawiam :**

      Utau ♥

      Usuń
    2. Strata dziecka to na pewno okropne przeżycie i nie wyobrażam sobie, jak ja bym się czuła na miejscu takiego osamotnionego rodzica. Nie chcę nawet o tym myśleć, mimo, że poruszyłam tak drażliwy temat w opowiadaniu.
      Istnieje takie słowo, istnieje. :D Haha, Reiko i Madara po prostu są na siebie skazani, ot. :D
      Każdy rodzic wpaja dzieciom, że nie bierze się niczego od obcych, a Reiko głupia to robi. Drugi raz. ._. Nie uczy się na błędach, niestety. A przynajmniej do tej pory tego nie robiła. :p
      Zapewniam Cię, że rozwiązanie tej tajemnicy, co się stało z Reiko, mocno Cię zaskoczy. A przynajmniej mam taką nadzieję. :D

      Ja wieeeem, domyśliłam się, że nie będziesz zła, ale wolę przeprosić mimo wszystko, bo nieraz trafiają się takie drażliwe bloggerki które mają ból dupy, gdy ktoś im zwróci uwagę. ._. Każdy robi błędy, niestety, ja na pewno też (co skutecznie wytknęła mi Boleyn pod jednym z rozdziałów) i od tej pory staram się lepiej kreować bohaterów, co zobaczymy, jak mi wyjdzie. Czasem taki kubeł zimnej wody skutkuje zdecydowaną poprawą, a że jak mi się coś spodoba, co jednak można by ciut poprawić, to jestem szczera. :D

      Next już napisany, jeszcze tylko korekta i opublikuję, najpewniej jutro. :)

      Buziaki. <33

      Usuń
  8. Jestem! Spóźniona! Dlaczego? Bo mam szlaban na komputer i telefon, a do komórki dorwałam się bo nikogo nie ma w domu.

    Madara jest lekarzem Reiko? Ej, noo. Dlaczego ja tego nie przewidziałam? Czyżby mój dar jasnowidzenia się wyczerpał? ;-; Zazwyczaj w opowiadaniach mało co może mnie zaskoczyć. A poza tym, niby Madara chodzi z tą Tenten, ale w bardzo... otwarty sposób podrywa Rei. W co on gra? A! I jeszcze, tak jak słusznie zauważyła Reiko, to dziwne, kiedy Uchiha nie mówi do niej "baranku". I szczerze powiedziwszy, chciałabym, żeby nazywał ją tak jak dawniej. Inaczej nazwa bloga tak jakby... traci na znaczeniu.

    Fajna dżapra wiedzę - Dei znalazł sobie chłopaka, a Reiko połknęła tabletkę gwałtu ._. Ten gościu od początku wiedziałam, że ten gościu jest jakiś podejrzany! Ale wiesz co, mam jedną uwagę: mimo wszystko pozostaje takie uczucie, że "to już było". Tak jak... odgrzewany kotlet! Jest dobry, ale nie smakuje tak jak wcześniej. A choć Sai'owi nie udało się wepchnąć w Rei tych prochów, a temu kolesiowi tak, to i tak... to już nie to samo.

    Tyle ode mnie!

    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem wstrętnym nauczycielem, który krzyczy za spóźnienia. Ważne, że w ogóle jesteś. :D:D Poza tym... Co takiego przeskrobałaś, że rodzice nałożyli na ciebie tak okrutną karę, co? :p
      No cóż, Madara doskonale wie, jakie sznurki pociągać, by złamać Reiko. Właśnie dlatego mówi do niej po imieniu i zachowuje się w ten sposób. :)
      No może i odgrzewany kotlet, ale chciałam też pokazać, że mimo wszystko, tych przeżyć i przeszłości, Reiko nadal jest zbyt ufna w stosunku do ludzi, a co za tym idzie - okropnie naiwna. Przyda mi się to do kolejnych rozdziałów. ;)
      Dzięki wielkie za komentarz. :*
      Buziaki!

      Usuń
    2. Co przeskrobałam? Jestem zagrożnona z chemii na semestr ._. Ten przedmiot jest straszny... Zaiste, ta kara należy do bardzo okrutnych!
      Zdecydowanie, Rei jest bardzo ufna. Za bardzo. A jak skończy zgwałcona w rowie, to wcale nie będę zdziwiona xD
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. W końcu i ja komentuje ;). Dlaczego i Ty kończysz w takim momencie?! No błagam, jak tak można...Na szczęście widzę, że już 65% wiec może na dniach dostaniemy ciąg dalszy ;D.

    Madara teraz ustala reguły gry widzę. To, ze nie nazywa jej już Barankiem skutecznie ja drażni. Widać jak na dłoni, że czeka, aż Reiko pęknie i przestanie udawać, że nic do niego nie czuje. Jak nic tylko czekać na pirotechniczny wybuch xd. I dobrze, uwielbiam jak są o siebie zazdrośni (zwłaszcza Madara jest wtedy uroczy ^^).

    Wiesz czekam na Ibikiego. Kurde jak on sie pojawi to dopiero się zacznie, zwłaszcza, ze na mieście nie ma już Konan i Reiko bedzie zdana tylko na siebie. Albo nie do końca tylko na siebie ...

    Jak już mówiłam, jak mogłaś skończyć w tym momencie?! Pisz szybko, bo nie wiem, kto uratuje Reiko. Albo wiem, tylko chce zobaczyć, jak ten "KTOŚ" dostaje ataku furii i obija gębę Sai'owi i temu całemu Kotetsu xd.

    Pozdrawiam goraco ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boooo jestem wstrętna i uwielbiam trzymać czytelników w niepewności. ;D Ale spokojnie, ciąg dalszy już jutro, albo nawet jeszcze dziś, bo wena mnie wyjątkowo dopieściła. :D
      Cieszę się, że rozdział Ci się podobał i, no masz rację, pojawienie się Ibikiego będzie CZYMŚ. :D
      Dziękuję za komentarz. :*
      Całusy!

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy, pozostawiony na moim blogu komentarz. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna za wsparcie, jakie od Was otrzymuję. Tworzycie tego bloga razem ze mną!
Bardzo proszę, by każdy podpisywał się pod swoim komentarzem. Kochane Anonimy - wyjdźcie z cienia. :)

Szablon wykonała
Mayako
Głęboki Off