Zanim zaczniecie czytać, polecam coś wypić lub naćpać się czymś innym albo
po prostu mieć dobry humor, oraz nauczyć się tolerancji/czarnego humoru, tudzież
ominąć fragment zaczynający się od słów „Grałyście kiedyś w karty przeciwko
ludzkości?”.
– No to opowiadaj.
Popatrzyłam na Konan
nieco sceptycznie, bo naprawdę nie chciało mi się streszczać wszystkiego, co
się działo podczas jej nieobecności. Niemniej wiedziałam, że przyjaciółka nie
odpuści. Była ciekawska i nic nie mogło tego zmienić.
– Co mam ci opowiadać?
– fuknęłam. Usiadłam po turecku na swoim łóżku i obserwowałam, jak Tenshi
głaszcze śpiącą między nami Nalę. Psiak cicho podchrapywał, wywołując tym samym
napady śmiechu u Konan.
– Nooo, jak z Naruto,
z Madarą. – Dziewczyna uniosła charakterystycznie brwi do góry, wiercąc się ze
zniecierpliwienia.
– Heh – prychnęłam i
niemal wtuliłam się w oparcie łóżka. – Sama nie wiem. Z Naruto… To na pewno nie
to.
– Chyba się nie
pokłóciliście?
– Nieee. Po prostu… To
nie jest facet dla mnie. Kurka, on jest strasznie fajny, przystojny, dobrze mi
z nim… Ale nie ma między nami tego czegoś.
– A z Madarą? Jest to
coś?
Konan próbowała
powstrzymać uśmiech, co zresztą wyszło jej dość mizernie. Sama też chciałam być
poważna, ale nie potrafiłam – wyszczerzyłam się od ucha do ucha, co
poskutkowało naszym natychmiastowym podniesieniem się do pozycji stojącej i
histerycznymi piskami, jakby co najmniej Uchiha mi się oświadczył. Gdy w końcu
opadłyśmy obok siebie na poduszki, a Nalka zdążyła przerażona uciec do
rodziców, Tenshi spytała, co tak właściwie się stało.
– Pocałował mnie na
pożegnanie. – Rozmarzyłam się, przypominając sobie dotyk jego ciepłych,
delikatnych ust. To było takie czułe, pełne miłości i prawdziwe.
– Co ty mówisz? –
Konan łypnęła na mnie, na co skinęłam głową. – O staraaa! Ale super! –
Podniosła się do siadu i klepnęła mnie w udo. Zdecydowanie za mocno. – Tyle na
to czekałam!
– Daruj sobie –
mruknęłam, bo ktoś z naszej dwójki musiał myśleć racjonalnie i niestety w takich
sytuacjach zawsze padało na mnie. – Zastanawiam się tylko, co będzie po
powrocie. No wiesz, jak się będziemy zachowywać. No bo to nie było takie
jednoznaczne „Kocham cię”, tylko buziak.
– Ale ty jesteś marudna
– skomentowała Konan i znów padła na poduszki. – Zamiast cieszyć się, że taki
przystojniacha całował cię na pożegnanie, ty myślisz o tym, że cię zrani po
powrocie.
– Nie myślę tak –
fuknęłam obruszona. – Nie chcę tak myśleć.
– Ale wiesz, że cię
zrani. Wrócisz, a on w tym momencie będzie doprowadzać jakąś dziunię do orgazmu.
Załamiesz się i uznasz, że nie chcesz mieć z nim nic wspólnego, a to błąd. Bo
pocałunek, niestety, nie był żadną obietnicą. Ale! – Konan nie pozwoliła mi się
wtrącić w słowo, choć swoimi chlastała mnie po twarzy raz za razem. – To też
nie oznacza, że mu nie zależy. To Madara, on sam nie wie, jakie jest prawdziwe
znaczenie miłości. Poza tym jest facetem, a to wszystko wyjaśnia.
– A więc gdyby Pain
cię zdradził, bo ma zachcianki, wybaczyłabyś mu? – syknęłam.
– Pewka, że nie – odparła
swobodnie. – Ale my jesteśmy parą od kilku miesięcy, my wiemy, że jesteśmy
parą. A ty z Madarą…
– Pocałował mnie –
mruknęłam uparcie. – Przecież to coś znaczy.
– Oczywiście, że tak.
Ale proszę cię tylko Reiko, nie wściekaj się, jeśli Madara znów wróci do
swojego dawnego życia. Znasz go…
– No wiem. Znam, aż za
dobrze.
Konan przysunęła się
do mnie i we mnie wtuliła. Pogładziłam ją po włosach, których okropnie jej
zazdrościłam – miała takie gęste i zdrowe – i od razu poczułam się lepiej. Co
prawda nie chciałam, żeby Madara znów zaczął przyprowadzać sobie panienki, tym
bardziej, że dla mnie ten pocałunek był swego rodzaju zobowiązaniem, ale z
drugiej strony nie mogłam mu tego zabronić. A jednak bardzo bym chciała.
Cholera.
– A wiesz co? – Konan
oparła się na łokciach z szatańskim uśmiechem. – Senju załatwili trochę trawki.
Zmrużyłam oczy, niby
gniewnie, na co Tenshi wybuchła śmiechem.
– Głuuupia –
skomentowała. – Mieliśmy dziś zajarać, ale kurde ten kretyn musiał się zjawić.
Jak Tobirama poczuje się lepiej, pewnie zorganizujemy u nich jakąś posiadówkę.
– Już nie pamiętam,
kiedy ostatni raz czułam ten cudowny stan – mruknęłam, myślami wracając do
wieczorów, podczas których leżałyśmy z Konan na łóżku i chichrałyśmy się jak
głupie ze wszystkiego.
– Hashirama ma mi dać
jeszcze znać.
– Spoksik.
*
Z białą różą w dłoni
spacerowałam alejkami cmentarza, obserwując otaczające mnie groby. Uwielbiałam
ciszę, która panowała w tym miejscu. Spokój wręcz emanował od wszystkiego, co
mnie otaczało: od ptaków, drzew, ławek, trawy oraz od mijających mnie ludzi,
pogrążonych w zadumie. Sama również myślami byłam daleko stąd, przy Hayate.
Od jego pogrzebu nie
miałam odwagi przyjść na cmentarz. Bałam się. Czułam paraliżujący strach na
samą myśl, że mogłabym uklęknąć przy płycie z jego imieniem i nazwiskiem, bo
czując cholerną niesprawiedliwość, nie byłam w stanie pogodzić się ze śmiercią
chłopaka. Był za młody, miał całe życie przed sobą i odebrał je sobie ze
strachu, że pójdzie do więzienia. A to wszystko, przez zachcianki Ibikiego.
Narkotyki, kradzieże,
nielegalne wyścigi, bójki. Kiedyś musiano nas złapać. A gdy jednego z nas
schwytali, obawa, że wsypie pozostałych najwyraźniej nie dawała Hayate żyć. I
to było w tym wszystkim najgorsze. Umarł ze strachu, bez godności. Zaćpał się
na śmierć.
Poczuwszy gęsią skórkę
na ramionach, objęłam się rękami i skręciłam w prawo. Choć byłam na jego grobie
tylko raz, doskonale zapamiętałam drogę.
Już z daleka
widziałam, że przy miejscu spoczynku Hayate ktoś siedzi. Zatrzymałam się, nie
chcąc przeszkodzić mu w modlitwie, a gdy uważniej przyjrzałam się postaci i
dojrzałam w niej Morino, zamarłam. Odruchowo rozejrzałam się po okolicy, nie
wiem, czy w poszukiwaniu wsparcia ze strony innych ludzi, czy może kryjówki,
ale ostatecznie wróciłam wzrokiem do Ibikiego i patrzyłam, jak ten siedzi przy
grobie przyjaciela i o czymś mu opowiada. Z uśmiechem na twarzy, gestykulując.
Takiego Ibikiego pokochałam.
Z pewnością, że na
cmentarzu Morino nie zrobi mi krzywdy, ruszyłam przed siebie. Gdzieś w
podświadomości czułam, że powinnam była stąd spieprzać, ale moje ciało nie
zamierzało się mnie słuchać. Gnało przed siebie, tłocząc krew zdecydowanie za
szybko, nie zważając na drżące nogi i nierównomierny oddech. Ignorowało myśli,
apelujące o ucieczkę. Aż w końcu zatrzymało się dwa metry od Ibikiego, który
dalej nie wyczuł mojej obecności. A ja nie wiedziałam, co w tym momencie
zrobić.
Niepokojące otępienie
minęło równie szybko, jak się pojawiło. Zorientowawszy się, że stałam właśnie
przed swoim największym prześladowcą, uznałam, że pora brać nogi za pas i
uciec, ale Morino akurat teraz musiał się odwrócić i zmierzyć mnie swoim
nadzwyczaj pogodnym spojrzeniem. Sparaliżowana, uśmiechnęłam się i różą
wskazałam na nagrobek Hayate.
– Ja też, tu –
wyjąkałam. – Ale… Przyjdę może potem.
Odwróciłam się, by
zostawić Ibikiego samego z przyjacielem, ale – jak się mogłam spodziewać – nie
pozwolił mi na to.
– Reiko.
Zatrzymałam się i
przymknęłam powieki. Zwróciłam się twarzą do Morino bardzo powoli, z obawą, że
ten jeden, głupi ruch może go rozwścieczyć. Mężczyzna wstał i zbliżył się do
mnie na bezpieczną odległość, taksując mnie czarnymi oczami.
– Nie musisz uciekać –
powiedział. Wbił dłonie do kieszeni spodni i nieco się rozluźnił. Nie sądziłam,
że mogę go w jakikolwiek sposób krępować.
– Wiem. Nie chciałam
wam tylko przeszkadzać – odparłam, siląc się na jak najspokojniejszy ton głosu.
Ten jednak uparcie nie dawał nad sobą zapanować. Przełknęłam ślinę i
uśmiechnęłam się ciepło. – Często go odwiedzasz?
– Staram się jak
najczęściej.
– Ja… jestem tu
pierwszy raz od pogrzebu – wyznałam po chwili i ruszyłam w kierunku nagrobka.
Pewnie wyminęłam Ibikiego i uklękłam przy płycie, na której wyryto dane
zmarłego, oraz dodano do tego jego zdjęcie. Uśmiechał się jak zwykle z
pobłażaniem, jakby niechęcią i ogromnym znudzeniem. Cały Hayate.
Kurwa mać! On nie
powinien był umrzeć! Dlaczego, do cholery, nie szukał u nikogo wsparcia? Czemu
nie powiedział, co go trapi? Czemu chciał wszystko załatwić na własną rękę?!
Przecież z tej sytuacji było wyjście, wystarczyło się tylko postarać, nie
tchórzyć!
Ale przecież odebranie
sobie życia też wymaga niesamowitej odwagi.
– Czasem sobie myślę –
zaczął Ibiki, nie robiąc nawet jednego kroku w moim kierunku – że to ja
powinienem być na jego miejscu.
Nie spodziewałam się
takiego zdania z jego ust, więc klęczałam nieruchomo, pozwalając, by po
policzku spłynęła mi łza.
– Ty pewnie też tak
uważasz. – Ibiki zaśmiał się chrapliwie. Pokręciłam głową i przymknęłam
powieki. – Wiem, że mnie nienawidzisz za to, co się wydarzyło. I że nie chcesz
mi pomagać, to zrozumiałe. – Morino umilkł na chwilę. Byłam niemal pewna, że
podparł się pod boki i patrzył gdzieś w dal, zastanawiając się, jakich słów
użyć. Lub czy wypowiedzenie kolejnego zdania będzie stosowne. – Ja naprawdę
potrzebuję tych pieniędzy, Reiko. – Wydusił z siebie wreszcie.
Jaka ja byłam głupia.
Naprawdę miałam nadzieję, że na cmentarzu sobie odpuści?
Podniosłam się,
stanęłam z nim twarzą w twarz i splotłam ramiona na klatce piersiowej, żeby
dodać sobie pewności siebie.
– Na co? – spytałam
sucho.
I wtedy zobaczyłam w
nim to, co widziałam na pogrzebie Hayate. Jego czarne oczy zaszły mgłą,
straciły swój wyraz. Sam mężczyzna, choć wysoki i barczysty, nagle zmalał i
stał się słabym chłystkiem. Silny i odważny Morino zniknął, a zastąpił go
skruszony dzieciak, nie potrafiący poradzić sobie ze swoim życiem.
Ibiki zacisnął usta
tak, że te stworzyły równą kreskę, i odwrócił ode mnie wzrok. Nie lubił się
spowiadać. Wolał zabrać wszystkie swoje sekrety do grobu, niż przyznać się, co go
trapi. Ale w tej sytuacji on sam nie widział innego wyjścia, co drażniło go
jeszcze bardziej.
– Moja mama ma nawrót
choroby – wyznał w końcu. Ja również zmiękłam. Puściłam ręce luźno wzdłuż
ciała, nie wiedząc, co powinny teraz robić.
Ibiki jaki był, to
był, ale matkę zawsze kochał i szanował. Gdy ją poznałam, była ciężko chora a
leczenie nie było objęte funduszem zdrowotnym. Trzeba było naprawdę sporej
kasy, żeby uratować jej życie. Moi rodzice zgodzili się to zrobić bez wahania –
zebrali pieniądze i przeznaczyli je na leczenie pani Moshi. Wtedy udało się
zwalczyć chorobę, a przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Widać ludzkie
zdrowie lubiło płatać figle.
– Jak… Jak źle jest? – wydukałam niepewnie.
Ibiki wzruszył ramionami, próbując grać
twardego. Ja jednak widziałam, jak drżą mu usta, które mocno zaciskał, jak cały
się spiął i odwracał ode mnie wzrok.
– Lepiej niż wtedy,
ale… Bez leczenia…
– Rozumiem. Mogę ci
pomóc.
Morino popatrzył na
mnie zdumiony, z odmalowanym w oczach szczęściem.
– Ale nie w ten sposób
– dodałam hardo. – Skończyłam z tym. Porozmawiam z rodzicami i…
– I myślisz, że mi
pomogą? – prychnął Morino. – Po tym, co ci zrobiłem?
– Moshi niczemu nie
jest winna – zauważyłam cicho, bo wcale nie byłam pewna, czy uzyskam od
rodziców wsparcie. Odkąd Ibiki zabił nasze dziecko, nie chcieli mieć z nim nic
wspólnego.
Ale tu nie chodziło o
niego, a o życie pani Moshi. To była dobra kobieta, życzliwa, kochana.
Zachowywała się wobec mnie w porządku, jak matka. Otaczała mnie opieką, gdy
uciekałam z domu przed rodzicami, zawsze spokojnie ze mną rozmawiała i
przekonywała, że mój bunt niczego dobrego nie wniesie, przekonując tym samym,
że powinnam wrócić do domu. Była wspaniałą kobietą i nie chciałabym, żeby
umarła.
– Załatwię to jakoś –
dodałam po chwili. – Nie upokorzysz mnie kolejny raz.
– Nie chcę tego.
Mężczyzna złapał moją
rękę i choć próbowałam ją wyrwać, mocno przy sobie przytrzymał. Ale
nieboleśnie. Jego ciepła, silna dłoń tym razem nie napawała mnie szczęściem i
miłością, a strachem i obrzydzeniem.
– Też tego nie chcę,
Reiko. Przepraszam, że cię o to proszę…
– Nie nabierzesz mnie
na swoje gierki – prychnęłam i pewnie zabrałam rękę. – Postaram się pomóc
twojej matce, ale z tobą nadal nie chcę mieć nic wspólnego.
– Jasne. – Ibiki
skinął głową, a jego zrozumienie mocno mnie zdziwiło. Zdecydowałam się jednak
zignorować niecodzienne zachowanie chłopaka i opuścić cmentarz zanim się
rozmyśli.
– Przyjdę do was jakoś
na dniach. Chciałabym spotkać się z Moshi – powiedziałam jeszcze i odeszłam bez
pożegnania.
*
Trzy dni po tym, jak
Tobirama pobił się z Ibikim, stanęłyśmy z Konan przed domem braci Senju.
Doskonale pamiętam, jak brzydziła mnie ta willa, bo inaczej o tej posiadłości
powiedzieć się nie da. Była ogromna, otoczona niewysokim murem, który służył
bardziej jako ozdoba, niż prawdziwe ogrodzenie, a do tego wszystkie drzewa,
krzewy i kwiaty zawsze były równiutko poprzycinane. Nie byłoby w tym nic złego,
gdyby nie bijący od tego miejsca przepych i kasa. Senju nigdy się nie
ograniczali i szastali pieniędzmi na lewo i prawo, co zresztą można było
stwierdzić już na pierwszy rzut oka. Zawsze stylowo ubrani, wozili się super
hiper nowoczesnymi samochodami i wybudowali ogromny dom, w którym obecnie
mieszkali sami, bo ich rodzice wyprowadzili się do mniejszego domku kupionego
nad samym morzem. Rozpuszczone bachory. Ale dało się ich lubić.
Tenshi nawet nie
dzwoniła do drzwi, tylko od razu weszła do środka. Ogromny hol poraził mnie
stylem, w jakim był urządzony. Na samym środku zwisał ogromny, szklany
żyrandol, który przyciągał spojrzenia niczym magnes metal. Przez jakiś czas
wpatrywałam się w to ustrojstwo, nikomu do niczego niepotrzebne, nie mogąc
uwierzyć, że rodzinka Senju była aż tak rozrzutna. Dopiero po chwili
zaobserwowałam szerokie schody prowadzące do góry, a po lewej i prawej stronie
drzwi do kolejnych pomieszczeń. Oczywiście jasne barwy i obrazy w złotych
ramach tylko dodawały temu miejscu przepychu. Fuj.
– Jesteście! –
Hashirama wyszedł z pomieszczenia znajdującego się po naszej prawej i
rozpostarł szeroko ramiona. Konan od razu w nie wbiegła, a ja z wymuszonym
uśmiechem uniosłam rękę ku górze i niemrawo nią zamachałam. – Co, nie podoba ci
się tutaj?
– Nieee no, jest
pięknie – odpowiedziałam, co akurat było zgodne z prawdą. To, że Senju srali
kasą to jedno, ale wystrój naprawdę mi się podobał. Tyle, że nie dla nich, a dla
jakiegoś króla. – Po prostu… Nie przepadam za takim splendorem.
– Nasze przyszłe panny
będą się tutaj czuć jak księżniczki – odparł z uśmiechem Hashirama. – A tak
serio, to nasza matka jest trochę świrnięta i od zawsze chciała mieć zamiast
domu pałac. A teraz jej się znudziło i zamieszkała w skromnej chatce, cóż. Ale
nie jest tu aż tak źle. Przyzwyczaisz się.
– Wątpię – mruknęłam.
– A gdzie Tobirama?
– Poszedł do sklepu.
Napijecie się czegoś?
Razem z Hashiramą
weszłyśmy do ogromnej kuchni, która naturalnie, była równie wystawna, co hol.
Aż bałam się usiąść na krześle, którego oparcia były pozłacane. Brrr.
Okropieństwo.
Senju podał nam po
piwie i przenieśliśmy się do ogromnego ogrodu, który zachwycił mnie jak nic w
tym miejscu. Ciągnął się daleko poza willę, obok płotu biegły idealnie
przycięte drzewa jakby tworząc alejkę, która kończyła się przy ogromnym,
powalającym swoim pięknem, drzewie japońskiej wiśni. Idąc w tamtym kierunku,
zachwycona i totalnie oszołomiona, do moich nozdrzy dotarł tak dobrze mi znany zapach
kapryfolium, ale nawet nie próbowałam odszukać wzrokiem krzewu. Wpatrywałam się
prosto w przepiękną wiśnię. Dopiero po chwili zobaczyłam, że pod jej koronami,
ustawiono niewielką, drewnianą ławeczkę, na której leżały podusie. Pozwoliłam
sobie na niej usiąść i wciągnąć do płuc powietrze. Co za przepiękne miejsce!
Mogłabym siedzieć tutaj godzinami!
– Podoba ci się? –
Otworzyłam oczy i dostrzegłam stojącego przede mną Tobiramę z piwem w ręce. Nie
usłyszałam nawet, kiedy przyszedł.
– To zdecydowanie
najpiękniejsze miejsce waszej posiadłości – odparłam rozmarzona i przesunęłam
się, by przysiadł obok. Chłopak nie oponował. – Jak nos?
Stuknęliśmy się
butelkami i pociągnęliśmy po łyku napoju.
– Bywało gorzej, wierz
mi. – Tobirama rozsiadł się na ławce i położył ramię na jej oparciu. – Poboli
trochę i przejdzie, nic wielkiego.
– Tak w ogóle to
dzięki za tamto… Nie wiem, co byśmy bez was zrobiły – mruknęłam, przypominając
sobie tę całą durną sytuację.
– Przypuszczam, że
Konan sama by się na niego rzuciła, nie znasz jej? – Tobirama zaśmiał się i
podniósł butelkę do ust.
– No tak, zapomniałam
o takiej opcji.
– Ale tak serio Reiko,
to powinnaś mieć się na baczności. Z Hashiramą nie zawsze przy was będziemy, a
ten kretyn może pojawić się w każdej chwili. Gdyby znowu cię skrzywdził…
– Spokojnie, poradzę
sobie – zapewniłam go i wskazałam głową na rozmawiających Konan i Hashiramę. –
Idziemy do nich?
– Aha.
Podnieśliśmy się i
chwilę później opuściliśmy to cudowne miejsce, by zasiąść w pokoju gościnnym i zapalić
jointa.
*
– Grałyście kiedyś w
karty przeciwko ludzkości? – zapytał Tobirama, zaciągając się jednocześnie
skrętem i mrużąc przy tym seksownie oczy. Pokręciłyśmy z Konan głowami, a
bracia dźwięcznie się zaśmiali. – To zagramy.
Młodszy Senju podał mi
jointa, i choć już dość mocno kręciło mi się w głowie, porządnie się
zaciągnęłam. Chłopak w tym czasie podszedł do jednej z szafek i wyciągnął z
niej jakieś pudełko.
– Gryyyyyy! – pisnęła Konan
i klasnęła w ręce. – Uwielbiam gry! Gry są takie zajebiste! Mogłabym grać i
grać i grać…
Zachichotałam, podając
jej przy tym jointa. Uwielbiałam Tenshi pod wpływem Maryśki, uwielbiałam.
– Okeeej –
przeciągnęłam, choć wcale nie miałam tego w planach! – to o co chodzi?
Tobirama rozsypał na
stole mnóstwo niewielkich karteczek i pobieżnie wyjaśnił nam zasady. Kartoniki
dzieliły się na czarne i białe. Z tych drugich mieliśmy wylosować sobie po
dziesięć, a pozostałe będą pierwszymi członami zdania, tudzież po prostu mają
nas nakierować na odpowiedni tok myślenia. Z Tenshi nic z tego nie
rozumiałyśmy, ale jak tylko przeczytałyśmy teksty na białych karteczkach,
wybuchłyśmy niekontrolowanym śmiechem. Rzut
karłem, serio?
– No dobra, to teraz
ja losuję czarną – powiedział Tobirama i wziął kartonik – i czytam, a wy
musicie dopasować do tego najzabawniejszą końcówkę. Jasne?
Skinęłyśmy z Konan
głowami, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Wszystko było takie zabawne!
– No dobra. Co pomaga Obamie się wyluzować?
Wszyscy, prócz
Tobiramy zaczęliśmy czytać i dobierać najbardziej pasujące do tego karteczki, a
potem je przed nim położyliśmy. Jako, że on wybierał to, co go najbardziej
będzie śmieszyło, nie dodawał swojej.
– A więc – mruknął,
mieszając nasze odpowiedzi. Gdy tylko przeczytał pierwszą z nich, ryknął
śmiechem, a ja i Konan razem z nim, zapewne myśląc, że to jedna z naszych,
jakże durnych, wypowiedzi. – Obamie
pozwala się wyluzować obżeranie się i wymiotowanie.
Parsknęłyśmy z Tenshi
śmiechem i dosłownie zwijałyśmy się na krzesłach. Nie wiem, czy gdybyśmy grali
w tę grę na trzeźwo, aż tak by nas to śmieszyło, ale w tym momencie ledwo mogłyśmy
złapać powietrze. Chichrałyśmy się jak idiotki, a Tobirama cierpliwie czekał,
by przeczytać kolejną odpowiedź.
– Obamie pozwala się wyluzować … spuszczanie się do basenu dziecięcych łez.
– Obamie pozwala się wyluzować … spuszczanie się do basenu dziecięcych łez.
– Aaaaaha! – pisnęła
Konan i uderzyła dłonią w blat stołu, rżąc ze śmiechu. A ja oczywiście razem z
nią.
– Ale Obamie pozwala się również wyluzować… Strzelanie do swoich.
Wszyscy ryknęliśmy
śmiechem i odpowiedź numer trzy, należąca do Hashiramy, zdecydowanie wygrała.
Dostał czarny kartonik i wylosował nowy.
– Wojna! Jaki z niej pożytek?
Skupiliśmy się na
naszych odpowiedziach, wcześniej losując jedną, by zawsze mieć ich dziesięć w
ręce, i już po chwili Hashirama zbierał je i mieszał. Przebierałam stopami pod
stołem, nie mogąc się doczekać, aż przeczyta moją propozycję.
– Wojna! Jaki z niej pożytek? Czystki etniczne.
– O kurwa! – Konan zaniosła
się śmiechem, a ja przyłożyłam sobie dłoń do ust, nie mogąc zapanować nad swoim
ciałem. Jeszcze nigdy się tak nie chichrałyśmy!
– Wojna! Jaki z niej pożytek? – Hashirama zaśmiał się pod nosem i
pokręcił głową z niedowierzaniem. – Umieranie!
Kolejny napad śmiechu,
trwający dobrych kilka chwil.
Te odpowiedzi były tak
brutalne i chamskie, a jednocześnie tak zabawne, że aż bolała mnie już szczęka
od szczerzenia się. A to dopiero początek gry.
– Wojna! Jaki z niej pożytek? Amputanci!
Kolejny rechot,
odpowiedź numer trzy wygrała. Moja!
Pociągnęłam czarny
kartonik i już sam napis mnie rozśmieszył, więc dopiero po chwili byłam w stanie
go przeczytać. W międzyczasie pociągnęłam łyka piwa, bo od tego wszystkiego
zaschło mi w gardle.
– Co USA wysłało dzieciom w Afganistanie?
Konan zapiszczała
wesoło i od razu położyła przede mną kartkę.
– Ale mam zajebiste! –
powiedziała, bujając się na krześle. – Hahaha, o kurwa…
Zebrałam odpowiedzi,
przemieszałam i przeczytałam pierwszą z nich. Rykłam śmiechem, jak zwykle.
Miałam wrażenie, że się duszę, że umieram, że jak tak dalej pójdzie, padnę z
wykończenia. A jeśli nie umrę, to następnego dnia na pewno będę mieć zakwasy.
Ta gra męczyła człowieka śmiechem.
– USA wysłało dzieciom w Afganistanie… Sprośne SMSy!
Tenshi zapiszczała na
krześle i uderzyła dłonią w blat, rycząc jak nienormalna. Razem z braćmi
dzielnie jej wtórowaliśmy.
– Ale wyobraźcie to
sobie! – Konan nieco się uspokoiła, choć wciąż nie mogła wypowiedzieć zdania
bez chichotania. – Dzieci w Afganistanie… Które dostały od USA, od Obamy…
Sprośne SMSy! O matko, sprośne SMSy!
– Ale po co? Co im dadzą
sprośne SMSy? – spytałam, tylko powiększając naszą głupawkę.
– Nie wiem, ale im
wysłali! Pain mi nie wysyła sprośnych SMSów, ale USA dzieciom w Afganistanie
już tak!
– Wiedziałem, że im
się spodoba – skomentował gdzieś w tle Tobirama, pomiędzy naszymi napadami
śmiechu.
– Czytaj dalej –
polecił Hashirama.
– USA wysłało dzieciom w Afganistanie… Morze problemów!
Pisk, rechot, zwijanie
się na krześle.
– USA wysłało dziciom w Afganistanie… Zdjęcia piersi.
– Na ich miejscu nie
miałbym nic przeciwko – mruknął Tobirama, gdy przestaliśmy się śmiać.
Wygrała odpowiedź
Konan – sprośne SMSy.
– W dzisiejszych czasach niegrzeczne dzieci zamiast rózgi dostają pod
choinkę…
Zobaczywszy moją
kartkę znów wybuchłam śmiechem, choć była ona tak totalnie zła, tak niedobra,
okropna… Ale musiałam ją dać.
– Uwaga! – Konan wyprostowała
się na krześle i na widok pierwszej odpowiedzi zaczęła się głośno śmiać. – W dzisiejszych czasach niegrzeczne dzieci
zamiast rózgi dostają pod choinkę problemy z erekcją. Dalej… W dzisiejszych czasach niegrzeczne dzieci
zamiast rózgi dostają – Konan odwróciła kartonik i wydarła się tak głośno,
że wszyscy ryczeliśmy ze śmiechu z jej reakcji. – O matko, matko, to musi
wygrać! O kurwa, to takie złe! – Dziewczyna odchrząknęła i jeszcze raz
przeczytała pierwszy człon. – W
dzisiejszych czasach niegrzeczne dzieci zamiast rózgi dostaję pod choinkę… G…
Gu… Guza mózgu! – Ostatnie słowa niemal wyjęczała. Wszyscy zaczęliśmy wyć
ze śmiechu. – Ale dostają też… Wybielony
odbyt! Ale kurwa, to takie złe, ale ten guz mózgu…
*
Dwie godziny później,
wszyscy leżeliśmy na ogromnym łóżku Tobiramy i paliliśmy, już nawet nie wiem którego
z kolei, jointa. Dalej śmialiśmy się z tej gry, ale nie tylko. Rozkminy
zjaranej Konan zawsze były powalające i wcale nie przejmowała się, że są przy
nas bracia Senju. W pewnym momencie podniosła się, podparła na łokciach i
popatrzyła prosto na mnie.
– A co, jak Madara ma
małego? – spytała poważnie, na co ja parsknęłam śmiechem. Coooo? O czym ona w
ogóle mówi? Znaczy wiedziałam, o czym, ale dlaczego? Skąd ten temat?
– Kto to Madara? –
podchwycił Hashirama, a Konan oczywiście z ogromną przyjemnością mu
odpowiedziała.
– Przyszły chłopak
Reiko, który zaliczył już chyba każdą panienkę w mieście.
– I ty chcesz z nim
być? – mruknął Tobirama.
– No – burknęłam.
– A jeśli on ma
małego?! – Konan wykrzyczała to pytanie, podniosła się do klęczek i wyrzuciła
ramiona w bok. – No?!
– Gdyby miał małego,
raczej nie miałby tylu lasek – odpowiedziałam. – Na pewno ma dużego.
– Jasne! – prychnęła i
położyła się z powrotem tuż obok mnie. – Po prostu lecą na jego wygląd i to, że
jest takim łobuziakiem. Myślisz, że czemu są u niego tylko na jedną noc?
– Bo Madara tak chce?
– A skąd! To pewnie
był najgorszy seks w ich życiu!
– Myślę, że plotki o
tym dość szybko by się rozeszły i już żadna by się z nim wtedy nie przespała –
odpowiedziałam hardo, broniąc męskości mojego przyszłego mężczyzny.
Chwila, co?
– A może chcą to sprawdzić
i mieć się z czego śmiać, hę? Mówię ci, ten babiarz na pewno ma małego!
– Aż tak źle mi
życzysz? – wyjęczałam z udawanym zawodem, a Konan i chłopaki parsknęli
śmiechem.
– Nie no nieee –
przeciągnęła dziewczyna. – Obiecaj mi, że jak już się z nim prześpisz, powiesz
mi, czy miałam rację.
– Obiecuję –
powiedziałam przez śmiech.
*
W drugim tygodniu od
mojego powrotu do rodzinnej miejscowości, po długim namyśle i rozważaniu
wszystkich za i przeciw, zdecydowałam się odwiedzić panią Moshi. Bezsprzecznie
na to zasługiwała, ale wizja spotkania Ibikiego po raz kolejny, z mojej własnej
woli, przerażała mnie. Nie chciałam wchodzić do jego domu. Przywoływał za dużo
wspomnień, które z ogromną satysfakcją i uporem dźgały mnie prosto w serce.
Bałam się, że ten psychopata zrobi mi krzywdę, ale próbowałam się pocieszać, że
w gruncie rzeczy nigdy nie podniósł na mnie ręki. Jedynie raz przygwoździł mnie
do ściany i dusił, i tylko raz wylądowałam przez niego w szpitalu.
To nic takiego, nie zrobi ci krzywdy.
Zastukałam w stare,
drewniane, zielone drzwi. Z sercem w gardle czekałam, aż Morino w końcu je
otworzy, bo nie podejrzewałam, żeby pani Moshi była w stanie w ogóle do nich
dojść. Ostatnim razem choroba przykuła ją do łóżka i nawet po jej wyleczeniu,
kobieta ograniczała swoją codzienną aktywność do niezbędnego minimum. Dlatego z
nastawieniem ujrzenia poharatanej bliznami twarzy Morino, wzięłam uprzednio dwa
głębokie oddechy i nazbierałam nieco oschłości w oczach.
– Jednak przyszłaś –
mruknął na powitanie. Odpowiedziałam mu prychnięciem.
Ibiki zrobił mi
przejście w drzwiach, więc pewnym krokiem weszłam do środka. Nie chciałam, by
mężczyzna dostrzegł moje słabości, musiałam nauczyć się przy nim grać silną
kobietę. Nie mógł mnie znowu złamać i doprowadzić do stanu, w którym ochota na
życie była ostatnim, w czego posiadaniu byłam.
– Jest w salonie –
powiedział, a ja od razu skierowałam swoje kroki na prawo, starając się nie
patrzeć na ściany, kryjące w sobie wspomnienia naszych głodnych pieszczot ciał.
Mimo to odruchowo zerknęłam na miejsce, w którym Ibiki przez przypadek zrobił
niewielką dziurę swoją ręką – tak mocno ją przyciskał, tak bardzo mnie wtedy
pragnął i kochał! – i skrzywiłam się, bo dalej nie była załatana.
Pani Moshi siedziała
na kanapie, przykryta szarym kocem. Z telewizora leciał jakiś program, ale
kobieta go nie oglądała, bo jak to miała w zwyczaju, wycieńczona chorobą,
przysnęła na siedząco. Patrzyłam chwilę na jej wątłe ramiona, posiwiałe włosy i
bladą skórę. Smutek chwycił mnie za serce, bo kto jak kto, ale pani Moshi w
żadnym wypadku nie zasługiwała na to, co zgotował jej los. Kobieta była
wyczerpana, każda część ciała otwarcie o tym mówiła. Zmarszczki, obwisła skóra,
sińce. Zawsze miała problem z krzepliwością krwi.
Zdjęłam torebkę z
ramienia i niepewnie usiadłam na kanapie, którą zajmowała. Bałam się, że sam
dotyk może ją zranić, lecz mimo wszystko delikatnie położyłam jej dłoń na
ramieniu. Pani Moshi drgnęła i otworzyła oczy, a zobaczywszy mnie, przez chwilę
mrugała powiekami.
– Reiko – wychrypiała ze
wzruszeniem. Rozpostarła ramiona, bym mogła w nie wpaść, co natychmiastowo
zrobiłam. Przytuliłam do siebie kobietę, starając się zapanować nad
wzruszeniem. – Reiko, kochanie, co ty tutaj robisz?
– Wróciłam na wakacje
i postanowiłam panią odwiedzić – odparłam, odsunąwszy się od niej. Ogarnęłam
wzrokiem jej zmęczoną twarz i natychmiastowo zrobiło mi się jej żal. – Jak się
pani czuje?
Kobieta wzruszyła
ramionami, siląc się na uśmiech. Miałam wrażenie, że nawet ta czynność powoduje
u niej ból.
– Wiesz, w życiu nie
zawsze dostajemy to, czego chcemy – odparła spokojnie i zerknęła nad moim
ramieniem na Ibikiego. – Czy mógłbyś zrobić nam herbaty?
– Jasne. Reiko, chodź.
Odwróciłam się do
niego; znów stał się tym zimnym, bezdusznym draniem, wydającym rozkazy. Nie
spodobały mi się ani jego słowa, ani ton, jakim je wypowiedział.
– Zostanę – niemal warknęłam.
Czułam napięcie, które się między nami tworzy ale nie wiedziałam, dlaczego.
– Nalegam – odparł,
zakładając ręce na klatce piersiowej.
– Idź kochanie, idź –
wtrąciła się pani Moshi i złapała moją dłoń. – Idź.
W jej oczach
zauważyłam strach i nieme ponaglanie, które dało mi do myślenia. Skinęłam głową
i wstałam. Ogarnęła mnie wściekłość.
W kuchni odważyłam się
na przygniecenie Ibikiego do ściany, który nieprzygotowany na taki ruch z mojej
strony, bez żadnego sprzeciwu na to przystał. Wybałuszył zdziwiony oczy, w
których jednocześnie kryło się rozbawienie. Mnie nie było do śmiechu. Miałam
ochotę rozszarpać go na sprzęty.
– Co jej robisz,
kretynie?! – warknęłam. Ibiki złapał mnie za nadgarstki i bez trudu odsunął je od
swojego ciała. Porwałam ręce, nie chcąc, by miał nade mną jakąkolwiek przewagę.
– Pogięło cię? –
spytał spokojnie. – Niby co miałbym jej robić?
– Krzywdzisz ją,
dupku! – wysyczałam z wściekłością. – Widziałam, jak na mnie popatrzyła! Nie
zrobisz ze mnie kretynki! Niby dlaczego nie chciałeś, żebym została z nią sam
na sam? Bo by mi o tym powiedziała!
– Po co wszystko
przeinaczasz? To co mówisz nie ma najmniejszego sensu, nie zachowuj się jak
idiotka. – Ibiki spoważniał, najwyraźniej urażony moimi słowami. Postawił wodę
na herbatę i oparł się o blat szafki kuchennej.
– Wcześniej nie była
taka płochliwa – fuknęłam. – Jeśli robisz jej krzywdę, to ci nigdy nie wybaczę.
– I tak mi nie
wybaczyłaś, więc co za różnica – prychnął, nie zmieniając swojej pozycji. Był
zdenerwowany, a ja nie miałam pojęcia, czemu, co tylko jeszcze bardziej mnie
irytowało.
– Nie zmieniaj tematu –
wysyczałam. – Dlaczego się wystraszyła, co? Chyba nie bez powodu jest tak
cholernie smutna!
– A nie pomyślałaś, że
może po prostu się boi, że to już ten
moment? – Ibiki oderwał się od blatu i stanął ze mną twarzą w twarz. – Że twoje
przyjście może oznaczać dla niej pożegnanie? Nie tylko z tobą, ale… ze
wszystkim?
Zmrużyłam powieki, nie
chcąc wierzyć jego słowom. Pani Moshi nie mogła umrzeć, jeszcze nie teraz.
– Nie pomyślałam –
warknęłam. – Bo wystraszyła się, gdy ty się odezwałeś. A skoro jej nie krzywdzisz,
pozwól porozmawiać mi z nią na osobności – dodałam.
– Proszę, idź –
burknął i wskazał ręką na drzwi. Upewniłam się, że mnie nie zatrzyma i
czmychnęłam czym prędzej do salonu.
Pani Moshi dalej
siedziała na kanapie, ale tym razem już nie spała. Usłyszawszy moje kroki,
odwróciła się i posłała mi słaby, ale piękny uśmiech. Usiadłam obok niej i
chwyciłam jej dłoń w swoje.
– Czy Ibiki dba o panią? – spytałam wprost. Musiałam dowiedzieć się prawdy.
– Dba, dba… Czasem jest nerwowy, ale to naprawdę złote dziecko. Wiem, że
cię bardzo skrzywdził. – Pani Moshi wyciągnęła z kieszeni fartucha chusteczkę
higieniczą i otarła nią kąciki oczu. Moje serce niebezpiecznie zadrżało ze
wzruszenia i bólu, który przeżywałam razem z nią. – On… Nie zasługuje na ciebie
Reiko. To mój syn i powinnam go raczej chwalić, ale to co ci zrobił jest
niewybaczalne. I wierz mi, on sam, jak zrozumiał, co się stało, nie mógł sobie
wybaczyć. Do tej pory nie może.
– Szczerze mówiąc, nie wygląda na takiego.
– Znam go trochę dłużej niż ty. – Pani Moshi zaśmiała się nerwowo i znów
przetarła oczy chusteczką. – Zachowywał się dziecinnie, ale teraz jest inaczej.
Został sam z chorą matką i trochę wydoroślał. Oczywiście nie mówię tego po to,
żebyś znów z nim była, broń Boże. Po prostu chcę żebyś wiedziała… Ibiki też
żałuje. Ale się nie przyzna. Jest taki, jak jego ojciec.
Uśmiechnęłam się krzywo, bo jej słowa o facecie, który zrujnował mi życie,
wcale nie pomagały mi go nienawidzić. A nie chciałam żywić do niego żadnych
innych uczuć. Z łatwością wyzbyłam się wspomnień w momencie, w którym straciłam
dziecko. Pochłonęła mnie niechęć do życia i do Morino. Ale z czasem to wszystko
zaczęło mijać, a ja niepotrzebnie tłumaczyłam sobie zachowanie Ibikiego. Byłam
naiwna i jedynie Konan przez cały czas podsycała we mnie tę nienawiść. A słowa
pani Moshi wszystko niszczą.
Ibiki był zły i dobry jednocześnie. Poznaliśmy się w momencie, w którym
byłam zagubioną nastolatką, co pozwoliło mu ukształtować moją osobowość. Bawił
się mną niczym gliną, tworząc sobie taką Reiko, jaka będzie mu odpowiadała.
Sprawił, że stałam się naiwna, że na serio uwierzyłam w miłość od pierwszego
wejrzenia, oraz że zostanie ze mną na zawsze. Ale jednocześnie obdarzył mnie prawdziwym uczuciem, którego tak pragnęłam. Spędziłam z nim wspaniałe
chwile, nawet te cholerne kradzieże zbliżały nas do siebie – doskonale
pamiętałam emocje, adrenalinę i świętowanie zwycięstwa w łóżku. To wszystko
sprawiało, że miałam życie pełne wrażeń, bo przecież która nastolatka umawia
się z facetem starszym o siedem lat? No właśnie. Żadna. A ja byłam inna –
odważna, czasem brutalna i umiałam wykorzystać swoje wdzięki mając raptem
piętnaście lat. Ibiki stworzył ze mnie małego potwora, a ja go za to kochałam.
Kochałam go na tyle mocno, że gdy zabił nasze dziecko, pragnęłam znaleźć się
przy nim i w niego wtulić, słuchać zapewnień, że wszystko będzie dobrze, że
mnie nie zostawi… A potem przejrzałam na oczy i nauczyłam się go nienawidzić.
Jak złym człowiekiem trzeba być, żeby zniszczyć kogoś w tak brutalny
sposób? Morino uzależnił mnie od siebie, pozbawił racjonalnego myślenia i
zrobił sobie ze mnie maskotkę, która zostanie z nim mimo wszystko. Dzięki Bogu,
moi rodzice i Konan byli wtedy ze mną i nie pozwolili mu się do mnie zbliżyć.
Gdyby nie oni… Pewnie dalej bym z nim była. Głupia i naiwna.
– Rozumiem – powiedziałam tylko, choć gula w gardle nie pozwalała na
wypowiedzenie tak absurdalnego słowa. Rozumiem? Morino mnie prawie zabił, a ja
rozumiem to, że cierpi z tego powodu? Prędzej ponownie uwierzę we Wróżkę
Zębuszkę niż w to, że Ibiki cierpi z powodu straty dziecka. To nawet źle brzmi,
nie pasuje do siebie.
– Mimo wszystko, Reiko… Uważaj na niego. Ostatnio stał się trochę
nieprzewidywalny i kłótliwy. Nie chciałabym, żeby przez przypadek cię
skrzywdził.
– A czy panią…
Przerwałam, bo obiekt naszych rozmów wszedł do pokoju z tacą w ręce, na
której ustawił trzy filiżanki i dzbanek z herbatą. Postawił je na stoliku do
kawy, a ja w tym czasie rzuciłam pytające spojrzenie pani Moshi. Pokręciła
przecząco głową, uśmiechnięta i szczera.
Przez dobrą godzinę siedzieliśmy w trójkę i próbowaliśmy prowadzić normalną
rozmowę. Niemniej kontrolujący wzrok Ibikiego nie pozwalał mi się rozluźnić.
Mierzył we mnie spojrzeniem jak z pistoletu, przez co siedziałam jak na
szpilkach, dlatego z wdzięcznością przyjęłam propozycję przeniesienia się na
ganek razem z panią Moshi, która chciała ze mną jeszcze porozmawiać. Jej syn
nie przyjął tego zbyt optymistycznie, ale potulnie wycofał się do swojego
pokoju.
– Jeśli Ibiki poprosi cię o pomoc, odmów mu – powiedziała, stojąc
naprzeciwko mnie. Kobieta była sporo niższa i zgarbiona, ale dzielnie
zadzierała głowę do góry, żeby móc patrzeć mi w oczy. – Będzie się tłumaczyć
dobrymi chęciami… Bo ma takie. Chce mnie leczyć, ale ja już nie mam sił.
Kolejna terapia by mnie wykończyła, nie chcę tego przechodzić drugi raz…
Dlatego odmów mu dla mnie.
– Pani Moshi, nie mogę – powiedziałam ze łzami w oczach. – Zrobię wszystko,
żeby pani pomóc. Tyle dobroci od pani dostałam…
– Kochanie, proszę. Wiem, że to trudne. Też musiałam pozwolić komuś odejść…
Mój mąż odmówił leczenia. Miał raka i tak jak ja, opadł z sił. Nie chcieliśmy
przedłużać jego męczarni, i choć była to natrudniejsza decyzja w moim życiu,
musiałam ją podjąć. Ibiki nie mógł tego zrozumieć i teraz też nie chce, żebym
odeszła… Ale tym razem się poddaję. Przeżyłam już wszystko, co było mi pisane.
Czas powiedzieć do widzenia.
Słuchałam jej do głębi poruszona. Nie panowałam nad łzami, które beztrosko
spływały mi po policzkach. Nie panowałam nad drżącym ciałem. Nie panowałam nad
przyspieszonym oddechem. Nie panowałam też nad swoim życiem.
Nie chciałam, żeby pani Moshi odeszła. Bałam się jej śmierci i tego, co
zrobi Ibiki, gdy zostanie kompletnie sam. Obawa, że zdecyduje się zrujnować
cały mój świat ponownie była tak silna, że kolejne dreszcze wstrząsnęły moim
ciałem. Ale jeszcze bardziej bałam się, że nie poradzę sobie, gdy umrze kolejna
bliska mi osoba.
Ty wstrętna egoistko…
– Wiesz, pokochałam cię jak córkę, której nigdy nie miałam. Z początku nie
popierałam związku Ibikiego z tobą, byłaś taka młodziutka… Ale gdy zmieniłaś
mojego syna, wiedziałam, że muszę przystać na waszą relację. Pod twoim wpływem
Ibiki stał się bardziej uczynny, zaczął ze mną więcej rozmawiać i mnie
wspierać, a w tamtym okresie naprawdę tego potrzebowałam. Byłaś aniołkiem,
który został zniszczony… Wstyd mi, że przez mojego syna… Ale cieszę się, że
dzięki niemu mogłam cię poznać, i że dzięki tobie mogłam poznać jeszcze raz
Ibikiego. Dziękuję.
– Pani Moshi…
– Ciii. – Kobieta objęła mnie ramionami, pozwalając, bym się w nie
wypłakała. To bolało. Świadomość, że chce swojej śmierci, cholernie bolała. I
nic już nie można było z tym zrobić.
Błąd, mogłam postawić się Ibikiemu i nie dać mu pieniędzy do leczenia
matki. Przyczynić się do jej śmierci i jednocześnie spełnić jej ostatnią wolę.
Ale Morino był zawzięty i miałam pewność, że nie pozwoli mi tak łatwo się
poddać. Zrobi wszystko, żebym zdobyła te pieniądze. Będzie mi groził, wyjawi
wszystkim prawdę, ośmieszy mnie… A może nawet skrzywdzi. Ibiki jeszcze bardziej
niż ja bał się śmierci matki, bo wtedy nie miałby już nikogo, kto go kocha. A
to by go zabiło.
Kurwa mać. Pani Moshi, choć zupełnie nieświadomie, postawiła mnie w
sytuacji bez wyjścia. Jeśli chciałam przystać na jej prośbę, musiałam odmówić
Ibikiemu. A to oznaczało przyznanie się do win.
Wszystkim.
Bez wyjątku.
Mam nadzieję, że nie uznacie mnie za wariatkę bez serca. xD CAH (Cards
Against Humanity – oryginał) naprawdę istnieją i naprawdę wywołują
niekontrolowane napady śmiechu. xD Niemniej, jakkolwiek durne i okrutne byłyby odpowiedzi,
serio nie chciałabym, żeby jakiekolwiek dziecko dostało pod choinkę guza mózgu.
:(
Zaczynam wzorować się na Mayako (JESZCZE RAZ DZIĘKI ZA CUDNY SZABLON <3) i siedzę po nocach na internetach -.- A to
źle, bo ja lubię się wyspać. xD Ale chciałam to już skończyć. Przepraszam,
rozdział jest w dużej części zapychaczem, ale od przyszłego wracamy do Madary i
spółki. :) Mam nadzieję, że nie wynudziliście się za bardzo.
Aha i jeszcze jedno! Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę miała ponad trzydziestu obserwatorów. Szalenie mi miło, szczerzę się jak wariatka. :D Dziękuję! < 3
Aha i jeszcze jedno! Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę miała ponad trzydziestu obserwatorów. Szalenie mi miło, szczerzę się jak wariatka. :D Dziękuję! < 3
Nocne pozdrowienia i buziaki! <3
Aaaa. Boze ja dzis wracam do szkoły, wiec niestety moje nocne zycie (siedzenie do 4) sie brutalnie skonczylo, ale cóż. Jednak jest rozdział. Boze to takie cudowne ze ona sie przyznala. Teraz jak wroci to beda razem no nieeeee? Xdd mam taka nadzieję. I ta gra xddd czarny humor chociaz bardzo nie przyzwoit i czesto gęsto jest mi wstyd ze sie z tego smieje, to jednak czarny humor jest the best xddd i to ze madara ma malego xddddddd kisne. Ja tam jestem zdania reiko xddd
OdpowiedzUsuńEch ta cala sprawa z matka ibikiego. Smutne ale kobieta ma racje. Trzeba podejmowac trudne decyzje. Dlatego reiko musi sama powiedziec wszystkim prawde i odmówić ibikiemu. No ale jak bedzue to sie zobaczy xd
No to papapa.
P.s. tak mi sie przypomnialo. Jak moglas z Gaary zrobic geeeeja xdddd nope.
Już dziś? Kurka, a myślałam, że wszyscy mają wolne do 7 stycznia, w końcu jutro święto i to takie bez sensu iść tylko na jeden dzień. ._. W każdym razie - współczuję. :D
UsuńCzy będą razem czy nie... Nie wiem. xD Dobra wiem, ale nie powiem. :D
Czarny humor jest super, uwielbiam wszystkie nieprzyzwoite kawały, choć chyba powinnam się tego wstydzić. :D
Oj tam, Gaara i Dei pasują do siebie. :D:D Poza tym, no Sabaku maluje oczy - gaaaaay. xD
Dziękuję pięknie za komentarz i do następnego! :D :*
Hahahha wyłam ze śmiechu normalnie xD Pomijając smutny moment z Morino, rozdział kocham! Zjarana Konan tak bardzo przypomina mnie, że aż znowu mi się wstyd zrobiło. Zawsze jak się zjaram mam tak debilne rozkminy, których w życiu bym nie podjęła w normalnym stanie. Twój czarny humor był tak bardzo okropny, że jestem na 100% pewna, że nasza Kejża coś podpalała sobie ukradkiem. XD
OdpowiedzUsuńKoniec dla odmiany strasznie mnie wzruszył. jeszcze bardziej boję się o Reiko. Myślę, że będzie chciała mimo wszystko spełnić ostatnią wole chorej kobiety i tym samym wszyscy dowiedzą się o jej przeszłości... No, ale jest silna, nie? Poradzi sobie ze wszystkim i w końcu ma przy sobie (prawie) Madarę, który ją kocha. Na pewno kocha.
Rozdział czytałam na 3 razy przez tą cholerną chemię i przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Czekam na kolejny, bo tęsknię za tymi wszystkimi głąbami z uniwerku. :< :*
Ufff. xD Wiedziałam, wiedziałam! Po naszych rozkminach na fejsie wiedziałam, że razem z Mayako będziecie się śmiać. xD Choć czekam jeszcze na opinie Majki, trochę się boję, no ale... xD
UsuńJa akurat miałam te rozkminy na trzeźwo, no dobra, po jednym piwie. Ale ta gra, jeżeli ktoś uwielbia czarny humor, śmieszy nawet bez alkoholu i innych używek. xD
Mnie też wzruszył koniec jak go pisałam. Pani Moshi jest super i sama nie chcę, żeby umarła. Ech. :c Męczę samą siebie tymi rozdziałami. xD
Z głąbami spotkasz się niebawem, jak tylko uda mi się znaleźć trochę wolnego czasu pomiędzy nauką. ;D
Dziękuję za opinię i całuję! <333
Jeeesteeeem!!
OdpowiedzUsuńZatkało mnie... Reiko i Konan jarają trawę? O,o Dlaczego? Przecież to świństwo jest złe! Nienawidzę narkotyków. Ale rozkminy zjaranej Konan - świetne! xDDD Myślałam, że padnę, jak czytałam dyskusję pod tytułem: "Czy Madara ma małego?" X'D
Pani Moshi jest taka dobra. Jak to możliwe, że Ibiki'ego wychował ktoś taki? O,o
Rozumiem, kobiecina swoje przeżyła, a teraz chce iść do piachu. Cóż, jakbym była na jej miejscu chciałabym chyba tego samego...
No nie gadaj! Rei wygada się wszystkim o swojej przeszłości? Tak! Wreszcie! Ciekawe jak Madara zareaguje na te rewelacje i jak w ogóle będzie się między nimi układać.
Maj God, pojutrze szkoła! ;-; I na dzień dobry sprawdzian z niemieckiego! Ja się chyba załamię... ;___;
Weny!
Wiesz, osobiście uważam, że jeśli raz na jakiś czas się zajara, nic się nie stanie. Gorzej, jeśli ktoś robi to nałogowo. A jak widać, nasze dziewczynki tylko od czasu do czasu się tak "zabawiają". :D
UsuńCzasem nawet najlepsza mama nie jest w stanie zapanować nad swoimi dziećmi - wiem z autopsji, bo mam takich znajomych, których matki mają serduszka ze złota i zrobiłyby dla nich wszystko, a oni odpłacają im się w naprawdę podły sposób. :c
Czy się wygada, to nie jest pewne. xD Ale na pewno zacznie o tym myśleć "na poważnie". :D
Pojutrze praktyki. .____. Tak się ich boję... Ale chyba są lepsze od sprawdzianu z niemieckiego. xD POWODZENIA! :D
Całuję. :*
Kwiczałam ze śmiechu, a że czytałam go w nocy, obudziłam psa, kota, a kolega chciał mnie zabić poduszką. Guz mózgu mnie zabił XD Śmiałam się jak głupia, pewnie teraz wyjdę na wstrętnego człowieka, ale to naprawdę mnie bawi^^
OdpowiedzUsuńTen twój czarny humor... jestem pewna, że nie byłaś milutkim dzieckiem. Przyznaj się, masz coś, kogoś na sumieniu? ^^
Jej, wrócimy do Madary i reszty - cieszę się! Rozstaniemy się z Tobisiem - smutam.
Ibiki to palant, ale się dziwię jak jego mama może być taką słodką kobietą. Aż się wzruszyłam czytając o tym. Jestem ciekawa co zrobi Rei, jak się zachowa i czy powie wszystkim prawdę.
Pisz, pisz, pisz! Pozdrowienia ze środka papierów i notatek. Uhh
Wywołałaś w tym momencie wielkiego banana na mojej gębie. xD Bałam się, że to co dla mnie takie śmieszne, dla Was już nie będzie, ale na szczęście się pomyliłam. :D
UsuńJA BYŁAM BARDZO KOCHANYM DZIECKIEM. Raz tylko nazwałam małego chłopca "Żydkiem" bo miał na twarzy namalowaną flagę Cracovii. XD Nauka taty, który jest zaciętym kibicem Wisły. xD A tak byłam milusia... Teraz znajomi mnie gorszą. xD
Też niebawem będę musiała wrócić do notatek i książek, buuuuuu. :(
Dziękuję za opinię i przesyłam moc buziaków. :*
Niby to okrutne trochę śmiać się z tego co napisane jest na tych kartach, ale nie mogłam się powstrzymać. xD
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że bracia będą się pojawiać w innych rozdziałach. Może odwiedzą dziewczyny? ^^
Oby Ibiki dał spokój Reiko. :/ Szkoda mi jego i jego mamy, ale mimo wszystko nie lubię go. No bo jak można zrobić coś takiego własnej dziewczynie? Masakra..
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że już znowu wracamy do Madary. Uwielbiam go. xD Jest jaki jest, ale bez niego jest nudno. xD
Życzę dużo weny, bardzo dużo! :*
Postaram się ich wkręcić w to opowiadanie, choć jeszcze nie do końca wiem jak. Pomysł, żeby w ogóle się tutaj pojawili zrodził się nagle i zburzył nieco moich planów, ale może coś z tego wyjdzie. ;D
UsuńTeż uwielbiam Madarę i cieszę się, że kolejne rozdziały będą z nim. xD
Dziękuję bardzo i pozdrawiam. :*
No i się doczekałam na rozdział choć ja bym tam tylko chciała żebyś pisała o Reiko i Madarze na okrągło :-P no ale to raczej nie możliwe. Ha ha przypomialo mi się jak ja się zjaralam xD wylam ze śmiechu B-) ale te czasy minęły i już nie mam takiego zdrowia. Teraz uważam że to świństwo :-P ten czarny humor był okropny ale wybaczam :-D
OdpowiedzUsuńBiedna Moshi ;c ale na rację. Skoro chce odejść to dla niej lepiej. Poczuje ulgę. Dla bliskich to smutne ale dlaczego ona ma się męczyć. Błagam tyko żeby Reiko nie wpieprzyla się znów w to gówno.
Pozdrawiam i czekam na nexta :-) życzę weny :-*
P.S. Skończyłam czytać Kenshiki i dodałam koma ;-) nie wiem czy już widziała:-)
Spokooojnie, wracamy do Madary, więc będziesz zadowolona. ;D
UsuńTrawka raz na czas nie jest zła, a przynajmniej jest wesoło. xD
Widziałam komentarze na Kenshiki i błagam - SKOŃCZ NA TYM BLOGU. XD Pozostałe są na naprawdę kiepskim poziomie i nie chcę Cię nimi męczyć. ;DDD Ale przez sentyment ich nie usunę, ot.Serio, nie czytaj historii Kushiny. ;DDD
Dzięki za opinię, tulę. <3
Spokojnie jak mi się coś nie spodoba to nie będę czytać a póki co historia Nagisy zapowiada się ciekawie ;-)
UsuńDeeejm, gdy pytałaś o czarny humor, myślałam, że cały rozdział będzie takim śmiechujkiem, a tu taki przytłaczający moment na koniec? Serio, nie spodziewałam się!
OdpowiedzUsuńTaaak, też się boję o Reiko i to, co Madara może zrobić. Boję się rozmowy Rei i Naruto, boję się Ibikiego.Mam jednak skromną nadzieję, że Rei nie skończy jak Shouri. xD
Człowiek po jaraniu nie może się pozbierać do kupy, bo czasem śmieszy go zwykła poduszka, na której śpi od lat (pozdro,elo), ale dołożenie im takiej gry, to naprawdę jawne znęcanie się nad człowiekiem. xD
Nie mogę się pozbyć wrażenia, że Ibiki jednak coś złego zrobił Pani Moshi. To naprawdę przytłaczająca sprawa, nie chciałabym się nigdy znaleźć na miejscu Reiko. Naprawdę została postawiona pod murem, a przed nią znajduje się makabryczna sprawa. Wierzę jednak, że nie będzie tak źle.
I skrycie powiem, że miałam jakąś dziwną wizję, ze Tobirama i Rei się pocałują w takim stanie. xD Njjjje ważne, czekam na następną część z utęsknieniem, bo brakuje mi Madary! <3
I dziś przyszłam o ludzkiej porze!
UsuńŁooooo Ty! Co Ci się stało, ej? Chora jesteś, że o tej porze komentujesz? Zaczynam się o Ciebie martwić normalnie. xD
UsuńZapewniam, że Rei nie skończy jak Shouri. Pain jej nie zabije. xDDDD
Zapewniam, że Morino nic złego nie zrobił. Chciałam to wprowadzić, ale ostatecznie się powstrzymałam. ^^
Dzięęęęęki wielkie. <3 Buziole! :*
Pain jej nie zabije AHA, OKEJ! XD
UsuńO Matko. Począwszy od rozbawienia, skończyłam ogarnięta przejęciem. Chociaż ciaglę odczuwam chęć zamordowania Ibikiego, to teraz zrobiło mi się go nieco żal. Nie mam zielonego pojęcia co bym zrobiła na miejscu baranka ;O
OdpowiedzUsuńCzekam na next i pozdrawiam :*
Miałam nadzieję, że któraś odczuje cokolwiek pozytywnego względem Morino. :)
UsuńDziękuję pięknie i również pozdrawiam. :*
Hej, bardzo podobają mi się twoje blogi. Czekam na następną notkę. Nominowałam Cię (nie wiem czy bierzesz w tym udział) do Liebster Blog Awards. Więcej informacji u mnie
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa uznania. :)
UsuńPozdrawiam!
<3
OdpowiedzUsuń