5 stycznia 2015

13. Pani Moshi

Zanim zaczniecie czytać, polecam coś wypić lub naćpać się czymś innym albo po prostu mieć dobry humor, oraz nauczyć się tolerancji/czarnego humoru, tudzież ominąć fragment zaczynający się od słów „Grałyście kiedyś w karty przeciwko ludzkości?”.

– No to opowiadaj.
Popatrzyłam na Konan nieco sceptycznie, bo naprawdę nie chciało mi się streszczać wszystkiego, co się działo podczas jej nieobecności. Niemniej wiedziałam, że przyjaciółka nie odpuści. Była ciekawska i nic nie mogło tego zmienić.
– Co mam ci opowiadać? – fuknęłam. Usiadłam po turecku na swoim łóżku i obserwowałam, jak Tenshi głaszcze śpiącą między nami Nalę. Psiak cicho podchrapywał, wywołując tym samym napady śmiechu u Konan.
– Nooo, jak z Naruto, z Madarą. – Dziewczyna uniosła charakterystycznie brwi do góry, wiercąc się ze zniecierpliwienia.
– Heh – prychnęłam i niemal wtuliłam się w oparcie łóżka. – Sama nie wiem. Z Naruto… To na pewno nie to.
– Chyba się nie pokłóciliście?
– Nieee. Po prostu… To nie jest facet dla mnie. Kurka, on jest strasznie fajny, przystojny, dobrze mi z nim… Ale nie ma między nami tego czegoś.
– A z Madarą? Jest to coś?
Konan próbowała powstrzymać uśmiech, co zresztą wyszło jej dość mizernie. Sama też chciałam być poważna, ale nie potrafiłam – wyszczerzyłam się od ucha do ucha, co poskutkowało naszym natychmiastowym podniesieniem się do pozycji stojącej i histerycznymi piskami, jakby co najmniej Uchiha mi się oświadczył. Gdy w końcu opadłyśmy obok siebie na poduszki, a Nalka zdążyła przerażona uciec do rodziców, Tenshi spytała, co tak właściwie się stało.
– Pocałował mnie na pożegnanie. – Rozmarzyłam się, przypominając sobie dotyk jego ciepłych, delikatnych ust. To było takie czułe, pełne miłości i prawdziwe.
– Co ty mówisz? – Konan łypnęła na mnie, na co skinęłam głową. – O staraaa! Ale super! – Podniosła się do siadu i klepnęła mnie w udo. Zdecydowanie za mocno. – Tyle na to czekałam!
– Daruj sobie – mruknęłam, bo ktoś z naszej dwójki musiał myśleć racjonalnie i niestety w takich sytuacjach zawsze padało na mnie. – Zastanawiam się tylko, co będzie po powrocie. No wiesz, jak się będziemy zachowywać. No bo to nie było takie jednoznaczne „Kocham cię”, tylko buziak.
– Ale ty jesteś marudna – skomentowała Konan i znów padła na poduszki. – Zamiast cieszyć się, że taki przystojniacha całował cię na pożegnanie, ty myślisz o tym, że cię zrani po powrocie.
– Nie myślę tak – fuknęłam obruszona. – Nie chcę tak myśleć.
– Ale wiesz, że cię zrani. Wrócisz, a on w tym momencie będzie doprowadzać jakąś dziunię do orgazmu. Załamiesz się i uznasz, że nie chcesz mieć z nim nic wspólnego, a to błąd. Bo pocałunek, niestety, nie był żadną obietnicą. Ale! – Konan nie pozwoliła mi się wtrącić w słowo, choć swoimi chlastała mnie po twarzy raz za razem. – To też nie oznacza, że mu nie zależy. To Madara, on sam nie wie, jakie jest prawdziwe znaczenie miłości. Poza tym jest facetem, a to wszystko wyjaśnia.
– A więc gdyby Pain cię zdradził, bo ma zachcianki, wybaczyłabyś mu? – syknęłam.
– Pewka, że nie – odparła swobodnie. – Ale my jesteśmy parą od kilku miesięcy, my wiemy, że jesteśmy parą. A ty z Madarą…
– Pocałował mnie – mruknęłam uparcie. – Przecież to coś znaczy.
– Oczywiście, że tak. Ale proszę cię tylko Reiko, nie wściekaj się, jeśli Madara znów wróci do swojego dawnego życia. Znasz go…
– No wiem. Znam, aż za dobrze.
Konan przysunęła się do mnie i we mnie wtuliła. Pogładziłam ją po włosach, których okropnie jej zazdrościłam – miała takie gęste i zdrowe – i od razu poczułam się lepiej. Co prawda nie chciałam, żeby Madara znów zaczął przyprowadzać sobie panienki, tym bardziej, że dla mnie ten pocałunek był swego rodzaju zobowiązaniem, ale z drugiej strony nie mogłam mu tego zabronić. A jednak bardzo bym chciała. Cholera.
– A wiesz co? – Konan oparła się na łokciach z szatańskim uśmiechem. – Senju załatwili trochę trawki.
Zmrużyłam oczy, niby gniewnie, na co Tenshi wybuchła śmiechem.
– Głuuupia – skomentowała. – Mieliśmy dziś zajarać, ale kurde ten kretyn musiał się zjawić. Jak Tobirama poczuje się lepiej, pewnie zorganizujemy u nich jakąś posiadówkę.
– Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułam ten cudowny stan – mruknęłam, myślami wracając do wieczorów, podczas których leżałyśmy z Konan na łóżku i chichrałyśmy się jak głupie ze wszystkiego.
– Hashirama ma mi dać jeszcze znać.
– Spoksik.

*

Z białą różą w dłoni spacerowałam alejkami cmentarza, obserwując otaczające mnie groby. Uwielbiałam ciszę, która panowała w tym miejscu. Spokój wręcz emanował od wszystkiego, co mnie otaczało: od ptaków, drzew, ławek, trawy oraz od mijających mnie ludzi, pogrążonych w zadumie. Sama również myślami byłam daleko stąd, przy Hayate.
Od jego pogrzebu nie miałam odwagi przyjść na cmentarz. Bałam się. Czułam paraliżujący strach na samą myśl, że mogłabym uklęknąć przy płycie z jego imieniem i nazwiskiem, bo czując cholerną niesprawiedliwość, nie byłam w stanie pogodzić się ze śmiercią chłopaka. Był za młody, miał całe życie przed sobą i odebrał je sobie ze strachu, że pójdzie do więzienia. A to wszystko, przez zachcianki Ibikiego.
Narkotyki, kradzieże, nielegalne wyścigi, bójki. Kiedyś musiano nas złapać. A gdy jednego z nas schwytali, obawa, że wsypie pozostałych najwyraźniej nie dawała Hayate żyć. I to było w tym wszystkim najgorsze. Umarł ze strachu, bez godności. Zaćpał się na śmierć.
Poczuwszy gęsią skórkę na ramionach, objęłam się rękami i skręciłam w prawo. Choć byłam na jego grobie tylko raz, doskonale zapamiętałam drogę.
Już z daleka widziałam, że przy miejscu spoczynku Hayate ktoś siedzi. Zatrzymałam się, nie chcąc przeszkodzić mu w modlitwie, a gdy uważniej przyjrzałam się postaci i dojrzałam w niej Morino, zamarłam. Odruchowo rozejrzałam się po okolicy, nie wiem, czy w poszukiwaniu wsparcia ze strony innych ludzi, czy może kryjówki, ale ostatecznie wróciłam wzrokiem do Ibikiego i patrzyłam, jak ten siedzi przy grobie przyjaciela i o czymś mu opowiada. Z uśmiechem na twarzy, gestykulując. Takiego Ibikiego pokochałam.
Z pewnością, że na cmentarzu Morino nie zrobi mi krzywdy, ruszyłam przed siebie. Gdzieś w podświadomości czułam, że powinnam była stąd spieprzać, ale moje ciało nie zamierzało się mnie słuchać. Gnało przed siebie, tłocząc krew zdecydowanie za szybko, nie zważając na drżące nogi i nierównomierny oddech. Ignorowało myśli, apelujące o ucieczkę. Aż w końcu zatrzymało się dwa metry od Ibikiego, który dalej nie wyczuł mojej obecności. A ja nie wiedziałam, co w tym momencie zrobić.
Niepokojące otępienie minęło równie szybko, jak się pojawiło. Zorientowawszy się, że stałam właśnie przed swoim największym prześladowcą, uznałam, że pora brać nogi za pas i uciec, ale Morino akurat teraz musiał się odwrócić i zmierzyć mnie swoim nadzwyczaj pogodnym spojrzeniem. Sparaliżowana, uśmiechnęłam się i różą wskazałam na nagrobek Hayate.
– Ja też, tu – wyjąkałam. – Ale… Przyjdę może potem.
Odwróciłam się, by zostawić Ibikiego samego z przyjacielem, ale – jak się mogłam spodziewać – nie pozwolił mi na to.
– Reiko.
Zatrzymałam się i przymknęłam powieki. Zwróciłam się twarzą do Morino bardzo powoli, z obawą, że ten jeden, głupi ruch może go rozwścieczyć. Mężczyzna wstał i zbliżył się do mnie na bezpieczną odległość, taksując mnie czarnymi oczami.
– Nie musisz uciekać – powiedział. Wbił dłonie do kieszeni spodni i nieco się rozluźnił. Nie sądziłam, że mogę go w jakikolwiek sposób krępować.
– Wiem. Nie chciałam wam tylko przeszkadzać – odparłam, siląc się na jak najspokojniejszy ton głosu. Ten jednak uparcie nie dawał nad sobą zapanować. Przełknęłam ślinę i uśmiechnęłam się ciepło. – Często go odwiedzasz?
– Staram się jak najczęściej.
– Ja… jestem tu pierwszy raz od pogrzebu – wyznałam po chwili i ruszyłam w kierunku nagrobka. Pewnie wyminęłam Ibikiego i uklękłam przy płycie, na której wyryto dane zmarłego, oraz dodano do tego jego zdjęcie. Uśmiechał się jak zwykle z pobłażaniem, jakby niechęcią i ogromnym znudzeniem. Cały Hayate.
Kurwa mać! On nie powinien był umrzeć! Dlaczego, do cholery, nie szukał u nikogo wsparcia? Czemu nie powiedział, co go trapi? Czemu chciał wszystko załatwić na własną rękę?! Przecież z tej sytuacji było wyjście, wystarczyło się tylko postarać, nie tchórzyć!
Ale przecież odebranie sobie życia też wymaga niesamowitej odwagi.
– Czasem sobie myślę – zaczął Ibiki, nie robiąc nawet jednego kroku w moim kierunku – że to ja powinienem być na jego miejscu.
Nie spodziewałam się takiego zdania z jego ust, więc klęczałam nieruchomo, pozwalając, by po policzku spłynęła mi łza.
– Ty pewnie też tak uważasz. – Ibiki zaśmiał się chrapliwie. Pokręciłam głową i przymknęłam powieki. – Wiem, że mnie nienawidzisz za to, co się wydarzyło. I że nie chcesz mi pomagać, to zrozumiałe. – Morino umilkł na chwilę. Byłam niemal pewna, że podparł się pod boki i patrzył gdzieś w dal, zastanawiając się, jakich słów użyć. Lub czy wypowiedzenie kolejnego zdania będzie stosowne. – Ja naprawdę potrzebuję tych pieniędzy, Reiko. – Wydusił z siebie wreszcie.
Jaka ja byłam głupia. Naprawdę miałam nadzieję, że na cmentarzu sobie odpuści?
Podniosłam się, stanęłam z nim twarzą w twarz i splotłam ramiona na klatce piersiowej, żeby dodać sobie pewności siebie.
– Na co? – spytałam sucho.
I wtedy zobaczyłam w nim to, co widziałam na pogrzebie Hayate. Jego czarne oczy zaszły mgłą, straciły swój wyraz. Sam mężczyzna, choć wysoki i barczysty, nagle zmalał i stał się słabym chłystkiem. Silny i odważny Morino zniknął, a zastąpił go skruszony dzieciak, nie potrafiący poradzić sobie ze swoim życiem.
Ibiki zacisnął usta tak, że te stworzyły równą kreskę, i odwrócił ode mnie wzrok. Nie lubił się spowiadać. Wolał zabrać wszystkie swoje sekrety do grobu, niż przyznać się, co go trapi. Ale w tej sytuacji on sam nie widział innego wyjścia, co drażniło go jeszcze bardziej.
– Moja mama ma nawrót choroby – wyznał w końcu. Ja również zmiękłam. Puściłam ręce luźno wzdłuż ciała, nie wiedząc, co powinny teraz robić.
Ibiki jaki był, to był, ale matkę zawsze kochał i szanował. Gdy ją poznałam, była ciężko chora a leczenie nie było objęte funduszem zdrowotnym. Trzeba było naprawdę sporej kasy, żeby uratować jej życie. Moi rodzice zgodzili się to zrobić bez wahania – zebrali pieniądze i przeznaczyli je na leczenie pani Moshi. Wtedy udało się zwalczyć chorobę, a przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Widać ludzkie zdrowie lubiło płatać figle.
 – Jak… Jak źle jest? – wydukałam niepewnie.
 Ibiki wzruszył ramionami, próbując grać twardego. Ja jednak widziałam, jak drżą mu usta, które mocno zaciskał, jak cały się spiął i odwracał ode mnie wzrok.
– Lepiej niż wtedy, ale… Bez leczenia…
– Rozumiem. Mogę ci pomóc.
Morino popatrzył na mnie zdumiony, z odmalowanym w oczach szczęściem.
– Ale nie w ten sposób – dodałam hardo. – Skończyłam z tym. Porozmawiam z rodzicami i…
– I myślisz, że mi pomogą? – prychnął Morino. – Po tym, co ci zrobiłem?
– Moshi niczemu nie jest winna – zauważyłam cicho, bo wcale nie byłam pewna, czy uzyskam od rodziców wsparcie. Odkąd Ibiki zabił nasze dziecko, nie chcieli mieć z nim nic wspólnego.
Ale tu nie chodziło o niego, a o życie pani Moshi. To była dobra kobieta, życzliwa, kochana. Zachowywała się wobec mnie w porządku, jak matka. Otaczała mnie opieką, gdy uciekałam z domu przed rodzicami, zawsze spokojnie ze mną rozmawiała i przekonywała, że mój bunt niczego dobrego nie wniesie, przekonując tym samym, że powinnam wrócić do domu. Była wspaniałą kobietą i nie chciałabym, żeby umarła.
– Załatwię to jakoś – dodałam po chwili. – Nie upokorzysz mnie kolejny raz.
– Nie chcę tego.
Mężczyzna złapał moją rękę i choć próbowałam ją wyrwać, mocno przy sobie przytrzymał. Ale nieboleśnie. Jego ciepła, silna dłoń tym razem nie napawała mnie szczęściem i miłością, a strachem i obrzydzeniem.
– Też tego nie chcę, Reiko. Przepraszam, że cię o to proszę…
– Nie nabierzesz mnie na swoje gierki – prychnęłam i pewnie zabrałam rękę. – Postaram się pomóc twojej matce, ale z tobą nadal nie chcę mieć nic wspólnego.
– Jasne. – Ibiki skinął głową, a jego zrozumienie mocno mnie zdziwiło. Zdecydowałam się jednak zignorować niecodzienne zachowanie chłopaka i opuścić cmentarz zanim się rozmyśli.
– Przyjdę do was jakoś na dniach. Chciałabym spotkać się z Moshi – powiedziałam jeszcze i odeszłam bez pożegnania.

*

Trzy dni po tym, jak Tobirama pobił się z Ibikim, stanęłyśmy z Konan przed domem braci Senju. Doskonale pamiętam, jak brzydziła mnie ta willa, bo inaczej o tej posiadłości powiedzieć się nie da. Była ogromna, otoczona niewysokim murem, który służył bardziej jako ozdoba, niż prawdziwe ogrodzenie, a do tego wszystkie drzewa, krzewy i kwiaty zawsze były równiutko poprzycinane. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie bijący od tego miejsca przepych i kasa. Senju nigdy się nie ograniczali i szastali pieniędzmi na lewo i prawo, co zresztą można było stwierdzić już na pierwszy rzut oka. Zawsze stylowo ubrani, wozili się super hiper nowoczesnymi samochodami i wybudowali ogromny dom, w którym obecnie mieszkali sami, bo ich rodzice wyprowadzili się do mniejszego domku kupionego nad samym morzem. Rozpuszczone bachory. Ale dało się ich lubić.
Tenshi nawet nie dzwoniła do drzwi, tylko od razu weszła do środka. Ogromny hol poraził mnie stylem, w jakim był urządzony. Na samym środku zwisał ogromny, szklany żyrandol, który przyciągał spojrzenia niczym magnes metal. Przez jakiś czas wpatrywałam się w to ustrojstwo, nikomu do niczego niepotrzebne, nie mogąc uwierzyć, że rodzinka Senju była aż tak rozrzutna. Dopiero po chwili zaobserwowałam szerokie schody prowadzące do góry, a po lewej i prawej stronie drzwi do kolejnych pomieszczeń. Oczywiście jasne barwy i obrazy w złotych ramach tylko dodawały temu miejscu przepychu. Fuj.
– Jesteście! – Hashirama wyszedł z pomieszczenia znajdującego się po naszej prawej i rozpostarł szeroko ramiona. Konan od razu w nie wbiegła, a ja z wymuszonym uśmiechem uniosłam rękę ku górze i niemrawo nią zamachałam. – Co, nie podoba ci się tutaj?
– Nieee no, jest pięknie – odpowiedziałam, co akurat było zgodne z prawdą. To, że Senju srali kasą to jedno, ale wystrój naprawdę mi się podobał. Tyle, że nie dla nich, a dla jakiegoś króla. – Po prostu… Nie przepadam za takim splendorem.
– Nasze przyszłe panny będą się tutaj czuć jak księżniczki – odparł z uśmiechem Hashirama. – A tak serio, to nasza matka jest trochę świrnięta i od zawsze chciała mieć zamiast domu pałac. A teraz jej się znudziło i zamieszkała w skromnej chatce, cóż. Ale nie jest tu aż tak źle. Przyzwyczaisz się.
– Wątpię – mruknęłam. – A gdzie Tobirama?
– Poszedł do sklepu. Napijecie się czegoś?
Razem z Hashiramą weszłyśmy do ogromnej kuchni, która naturalnie, była równie wystawna, co hol. Aż bałam się usiąść na krześle, którego oparcia były pozłacane. Brrr. Okropieństwo.
Senju podał nam po piwie i przenieśliśmy się do ogromnego ogrodu, który zachwycił mnie jak nic w tym miejscu. Ciągnął się daleko poza willę, obok płotu biegły idealnie przycięte drzewa jakby tworząc alejkę, która kończyła się przy ogromnym, powalającym swoim pięknem, drzewie japońskiej wiśni. Idąc w tamtym kierunku, zachwycona i totalnie oszołomiona, do moich nozdrzy dotarł tak dobrze mi znany zapach kapryfolium, ale nawet nie próbowałam odszukać wzrokiem krzewu. Wpatrywałam się prosto w przepiękną wiśnię. Dopiero po chwili zobaczyłam, że pod jej koronami, ustawiono niewielką, drewnianą ławeczkę, na której leżały podusie. Pozwoliłam sobie na niej usiąść i wciągnąć do płuc powietrze. Co za przepiękne miejsce! Mogłabym siedzieć tutaj godzinami!
– Podoba ci się? – Otworzyłam oczy i dostrzegłam stojącego przede mną Tobiramę z piwem w ręce. Nie usłyszałam nawet, kiedy przyszedł.
– To zdecydowanie najpiękniejsze miejsce waszej posiadłości – odparłam rozmarzona i przesunęłam się, by przysiadł obok. Chłopak nie oponował. – Jak nos?
Stuknęliśmy się butelkami i pociągnęliśmy po łyku napoju.
– Bywało gorzej, wierz mi. – Tobirama rozsiadł się na ławce i położył ramię na jej oparciu. – Poboli trochę i przejdzie, nic wielkiego.
– Tak w ogóle to dzięki za tamto… Nie wiem, co byśmy bez was zrobiły – mruknęłam, przypominając sobie tę całą durną sytuację.
– Przypuszczam, że Konan sama by się na niego rzuciła, nie znasz jej? – Tobirama zaśmiał się i podniósł butelkę do ust.
– No tak, zapomniałam o takiej opcji.
– Ale tak serio Reiko, to powinnaś mieć się na baczności. Z Hashiramą nie zawsze przy was będziemy, a ten kretyn może pojawić się w każdej chwili. Gdyby znowu cię skrzywdził…
– Spokojnie, poradzę sobie – zapewniłam go i wskazałam głową na rozmawiających Konan i Hashiramę. – Idziemy do nich?
– Aha.
Podnieśliśmy się i chwilę później opuściliśmy to cudowne miejsce, by zasiąść w pokoju gościnnym i zapalić jointa.

*

– Grałyście kiedyś w karty przeciwko ludzkości? – zapytał Tobirama, zaciągając się jednocześnie skrętem i mrużąc przy tym seksownie oczy. Pokręciłyśmy z Konan głowami, a bracia dźwięcznie się zaśmiali. – To zagramy.
Młodszy Senju podał mi jointa, i choć już dość mocno kręciło mi się w głowie, porządnie się zaciągnęłam. Chłopak w tym czasie podszedł do jednej z szafek i wyciągnął z niej jakieś pudełko.
– Gryyyyyy! – pisnęła Konan i klasnęła w ręce. – Uwielbiam gry! Gry są takie zajebiste! Mogłabym grać i grać i grać…
Zachichotałam, podając jej przy tym jointa. Uwielbiałam Tenshi pod wpływem Maryśki, uwielbiałam.
– Okeeej – przeciągnęłam, choć wcale nie miałam tego w planach! – to o co chodzi?
Tobirama rozsypał na stole mnóstwo niewielkich karteczek i pobieżnie wyjaśnił nam zasady. Kartoniki dzieliły się na czarne i białe. Z tych drugich mieliśmy wylosować sobie po dziesięć, a pozostałe będą pierwszymi członami zdania, tudzież po prostu mają nas nakierować na odpowiedni tok myślenia. Z Tenshi nic z tego nie rozumiałyśmy, ale jak tylko przeczytałyśmy teksty na białych karteczkach, wybuchłyśmy niekontrolowanym śmiechem. Rzut karłem, serio?
– No dobra, to teraz ja losuję czarną – powiedział Tobirama i wziął kartonik – i czytam, a wy musicie dopasować do tego najzabawniejszą końcówkę. Jasne?
Skinęłyśmy z Konan głowami, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Wszystko było takie zabawne!
– No dobra. Co pomaga Obamie się wyluzować?
Wszyscy, prócz Tobiramy zaczęliśmy czytać i dobierać najbardziej pasujące do tego karteczki, a potem je przed nim położyliśmy. Jako, że on wybierał to, co go najbardziej będzie śmieszyło, nie dodawał swojej.
– A więc – mruknął, mieszając nasze odpowiedzi. Gdy tylko przeczytał pierwszą z nich, ryknął śmiechem, a ja i Konan razem z nim, zapewne myśląc, że to jedna z naszych, jakże durnych, wypowiedzi. – Obamie pozwala się wyluzować obżeranie się i wymiotowanie.
Parsknęłyśmy z Tenshi śmiechem i dosłownie zwijałyśmy się na krzesłach. Nie wiem, czy gdybyśmy grali w tę grę na trzeźwo, aż tak by nas to śmieszyło, ale w tym momencie ledwo mogłyśmy złapać powietrze. Chichrałyśmy się jak idiotki, a Tobirama cierpliwie czekał, by przeczytać kolejną odpowiedź.
Obamie pozwala się wyluzować … spuszczanie się do basenu dziecięcych łez.
– Aaaaaha! – pisnęła Konan i uderzyła dłonią w blat stołu, rżąc ze śmiechu. A ja oczywiście razem z nią.
– Ale Obamie pozwala się również wyluzować… Strzelanie do swoich.
Wszyscy ryknęliśmy śmiechem i odpowiedź numer trzy, należąca do Hashiramy, zdecydowanie wygrała. Dostał czarny kartonik i wylosował nowy.
Wojna! Jaki z niej pożytek?
Skupiliśmy się na naszych odpowiedziach, wcześniej losując jedną, by zawsze mieć ich dziesięć w ręce, i już po chwili Hashirama zbierał je i mieszał. Przebierałam stopami pod stołem, nie mogąc się doczekać, aż przeczyta moją propozycję.
Wojna! Jaki z niej pożytek? Czystki etniczne.
– O kurwa! – Konan zaniosła się śmiechem, a ja przyłożyłam sobie dłoń do ust, nie mogąc zapanować nad swoim ciałem. Jeszcze nigdy się tak nie chichrałyśmy!
Wojna! Jaki z niej pożytek? – Hashirama zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem. – Umieranie!
Kolejny napad śmiechu, trwający dobrych kilka chwil.
Te odpowiedzi były tak brutalne i chamskie, a jednocześnie tak zabawne, że aż bolała mnie już szczęka od szczerzenia się. A to dopiero początek gry.
– Wojna! Jaki z niej pożytek? Amputanci!
Kolejny rechot, odpowiedź numer trzy wygrała. Moja!
Pociągnęłam czarny kartonik i już sam napis mnie rozśmieszył, więc dopiero po chwili byłam w stanie go przeczytać. W międzyczasie pociągnęłam łyka piwa, bo od tego wszystkiego zaschło mi w gardle.
Co USA wysłało dzieciom w Afganistanie?
Konan zapiszczała wesoło i od razu położyła przede mną kartkę.
– Ale mam zajebiste! – powiedziała, bujając się na krześle. – Hahaha, o kurwa…
Zebrałam odpowiedzi, przemieszałam i przeczytałam pierwszą z nich. Rykłam śmiechem, jak zwykle. Miałam wrażenie, że się duszę, że umieram, że jak tak dalej pójdzie, padnę z wykończenia. A jeśli nie umrę, to następnego dnia na pewno będę mieć zakwasy. Ta gra męczyła człowieka śmiechem.
USA wysłało dzieciom w Afganistanie… Sprośne SMSy!
Tenshi zapiszczała na krześle i uderzyła dłonią w blat, rycząc jak nienormalna. Razem z braćmi dzielnie jej wtórowaliśmy.
– Ale wyobraźcie to sobie! – Konan nieco się uspokoiła, choć wciąż nie mogła wypowiedzieć zdania bez chichotania. – Dzieci w Afganistanie… Które dostały od USA, od Obamy… Sprośne SMSy! O matko, sprośne SMSy!
– Ale po co? Co im dadzą sprośne SMSy? – spytałam, tylko powiększając naszą głupawkę.
– Nie wiem, ale im wysłali! Pain mi nie wysyła sprośnych SMSów, ale USA dzieciom w Afganistanie już tak!
– Wiedziałem, że im się spodoba – skomentował gdzieś w tle Tobirama, pomiędzy naszymi napadami śmiechu.
– Czytaj dalej – polecił Hashirama.
USA wysłało dzieciom w Afganistanie… Morze problemów!
Pisk, rechot, zwijanie się na krześle.
USA wysłało dziciom w Afganistanie… Zdjęcia piersi.
– Na ich miejscu nie miałbym nic przeciwko – mruknął Tobirama, gdy przestaliśmy się śmiać.
Wygrała odpowiedź Konan – sprośne SMSy.
W dzisiejszych czasach niegrzeczne dzieci zamiast rózgi dostają pod choinkę…
Zobaczywszy moją kartkę znów wybuchłam śmiechem, choć była ona tak totalnie zła, tak niedobra, okropna… Ale musiałam ją dać.
– Uwaga! – Konan wyprostowała się na krześle i na widok pierwszej odpowiedzi zaczęła się głośno śmiać. – W dzisiejszych czasach niegrzeczne dzieci zamiast rózgi dostają pod choinkę problemy z erekcją. Dalej… W dzisiejszych czasach niegrzeczne dzieci zamiast rózgi dostają – Konan odwróciła kartonik i wydarła się tak głośno, że wszyscy ryczeliśmy ze śmiechu z jej reakcji. – O matko, matko, to musi wygrać! O kurwa, to takie złe! – Dziewczyna odchrząknęła i jeszcze raz przeczytała pierwszy człon. – W dzisiejszych czasach niegrzeczne dzieci zamiast rózgi dostaję pod choinkę… G… Gu… Guza mózgu! – Ostatnie słowa niemal wyjęczała. Wszyscy zaczęliśmy wyć ze śmiechu. – Ale dostają też… Wybielony odbyt! Ale kurwa, to takie złe, ale ten guz mózgu…

*

Dwie godziny później, wszyscy leżeliśmy na ogromnym łóżku Tobiramy i paliliśmy, już nawet nie wiem którego z kolei, jointa. Dalej śmialiśmy się z tej gry, ale nie tylko. Rozkminy zjaranej Konan zawsze były powalające i wcale nie przejmowała się, że są przy nas bracia Senju. W pewnym momencie podniosła się, podparła na łokciach i popatrzyła prosto na mnie.
– A co, jak Madara ma małego? – spytała poważnie, na co ja parsknęłam śmiechem. Coooo? O czym ona w ogóle mówi? Znaczy wiedziałam, o czym, ale dlaczego? Skąd ten temat?
– Kto to Madara? – podchwycił Hashirama, a Konan oczywiście z ogromną przyjemnością mu odpowiedziała.
– Przyszły chłopak Reiko, który zaliczył już chyba każdą panienkę w mieście.
– I ty chcesz z nim być? – mruknął Tobirama.
– No – burknęłam.
– A jeśli on ma małego?! – Konan wykrzyczała to pytanie, podniosła się do klęczek i wyrzuciła ramiona w bok. – No?!
– Gdyby miał małego, raczej nie miałby tylu lasek – odpowiedziałam. – Na pewno ma dużego.
– Jasne! – prychnęła i położyła się z powrotem tuż obok mnie. – Po prostu lecą na jego wygląd i to, że jest takim łobuziakiem. Myślisz, że czemu są u niego tylko na jedną noc?
– Bo Madara tak chce?
– A skąd! To pewnie był najgorszy seks w ich życiu!
– Myślę, że plotki o tym dość szybko by się rozeszły i już żadna by się z nim wtedy nie przespała – odpowiedziałam hardo, broniąc męskości mojego przyszłego mężczyzny.
Chwila, co?
– A może chcą to sprawdzić i mieć się z czego śmiać, hę? Mówię ci, ten babiarz na pewno ma małego!
– Aż tak źle mi życzysz? – wyjęczałam z udawanym zawodem, a Konan i chłopaki parsknęli śmiechem.
– Nie no nieee – przeciągnęła dziewczyna. – Obiecaj mi, że jak już się z nim prześpisz, powiesz mi, czy miałam rację.
– Obiecuję – powiedziałam przez śmiech.

*

W drugim tygodniu od mojego powrotu do rodzinnej miejscowości, po długim namyśle i rozważaniu wszystkich za i przeciw, zdecydowałam się odwiedzić panią Moshi. Bezsprzecznie na to zasługiwała, ale wizja spotkania Ibikiego po raz kolejny, z mojej własnej woli, przerażała mnie. Nie chciałam wchodzić do jego domu. Przywoływał za dużo wspomnień, które z ogromną satysfakcją i uporem dźgały mnie prosto w serce. Bałam się, że ten psychopata zrobi mi krzywdę, ale próbowałam się pocieszać, że w gruncie rzeczy nigdy nie podniósł na mnie ręki. Jedynie raz przygwoździł mnie do ściany i dusił, i tylko raz wylądowałam przez niego w szpitalu.
To nic takiego, nie zrobi ci krzywdy.
Zastukałam w stare, drewniane, zielone drzwi. Z sercem w gardle czekałam, aż Morino w końcu je otworzy, bo nie podejrzewałam, żeby pani Moshi była w stanie w ogóle do nich dojść. Ostatnim razem choroba przykuła ją do łóżka i nawet po jej wyleczeniu, kobieta ograniczała swoją codzienną aktywność do niezbędnego minimum. Dlatego z nastawieniem ujrzenia poharatanej bliznami twarzy Morino, wzięłam uprzednio dwa głębokie oddechy i nazbierałam nieco oschłości w oczach.
– Jednak przyszłaś – mruknął na powitanie. Odpowiedziałam mu prychnięciem.
Ibiki zrobił mi przejście w drzwiach, więc pewnym krokiem weszłam do środka. Nie chciałam, by mężczyzna dostrzegł moje słabości, musiałam nauczyć się przy nim grać silną kobietę. Nie mógł mnie znowu złamać i doprowadzić do stanu, w którym ochota na życie była ostatnim, w czego posiadaniu byłam.
– Jest w salonie – powiedział, a ja od razu skierowałam swoje kroki na prawo, starając się nie patrzeć na ściany, kryjące w sobie wspomnienia naszych głodnych pieszczot ciał. Mimo to odruchowo zerknęłam na miejsce, w którym Ibiki przez przypadek zrobił niewielką dziurę swoją ręką – tak mocno ją przyciskał, tak bardzo mnie wtedy pragnął i kochał! – i skrzywiłam się, bo dalej nie była załatana.
Pani Moshi siedziała na kanapie, przykryta szarym kocem. Z telewizora leciał jakiś program, ale kobieta go nie oglądała, bo jak to miała w zwyczaju, wycieńczona chorobą, przysnęła na siedząco. Patrzyłam chwilę na jej wątłe ramiona, posiwiałe włosy i bladą skórę. Smutek chwycił mnie za serce, bo kto jak kto, ale pani Moshi w żadnym wypadku nie zasługiwała na to, co zgotował jej los. Kobieta była wyczerpana, każda część ciała otwarcie o tym mówiła. Zmarszczki, obwisła skóra, sińce. Zawsze miała problem z krzepliwością krwi.
Zdjęłam torebkę z ramienia i niepewnie usiadłam na kanapie, którą zajmowała. Bałam się, że sam dotyk może ją zranić, lecz mimo wszystko delikatnie położyłam jej dłoń na ramieniu. Pani Moshi drgnęła i otworzyła oczy, a zobaczywszy mnie, przez chwilę mrugała powiekami.
– Reiko – wychrypiała ze wzruszeniem. Rozpostarła ramiona, bym mogła w nie wpaść, co natychmiastowo zrobiłam. Przytuliłam do siebie kobietę, starając się zapanować nad wzruszeniem. – Reiko, kochanie, co ty tutaj robisz?
– Wróciłam na wakacje i postanowiłam panią odwiedzić – odparłam, odsunąwszy się od niej. Ogarnęłam wzrokiem jej zmęczoną twarz i natychmiastowo zrobiło mi się jej żal. – Jak się pani czuje?
Kobieta wzruszyła ramionami, siląc się na uśmiech. Miałam wrażenie, że nawet ta czynność powoduje u niej ból.
– Wiesz, w życiu nie zawsze dostajemy to, czego chcemy – odparła spokojnie i zerknęła nad moim ramieniem na Ibikiego. – Czy mógłbyś zrobić nam herbaty?
– Jasne. Reiko, chodź.
Odwróciłam się do niego; znów stał się tym zimnym, bezdusznym draniem, wydającym rozkazy. Nie spodobały mi się ani jego słowa, ani ton, jakim je wypowiedział.
– Zostanę – niemal warknęłam. Czułam napięcie, które się między nami tworzy ale nie wiedziałam, dlaczego.
– Nalegam – odparł, zakładając ręce na klatce piersiowej.
– Idź kochanie, idź – wtrąciła się pani Moshi i złapała moją dłoń. – Idź.
W jej oczach zauważyłam strach i nieme ponaglanie, które dało mi do myślenia. Skinęłam głową i wstałam. Ogarnęła mnie wściekłość.
W kuchni odważyłam się na przygniecenie Ibikiego do ściany, który nieprzygotowany na taki ruch z mojej strony, bez żadnego sprzeciwu na to przystał. Wybałuszył zdziwiony oczy, w których jednocześnie kryło się rozbawienie. Mnie nie było do śmiechu. Miałam ochotę rozszarpać go na sprzęty.
– Co jej robisz, kretynie?! – warknęłam. Ibiki złapał mnie za nadgarstki i bez trudu odsunął je od swojego ciała. Porwałam ręce, nie chcąc, by miał nade mną jakąkolwiek przewagę.
– Pogięło cię? – spytał spokojnie. – Niby co miałbym jej robić?
– Krzywdzisz ją, dupku! – wysyczałam z wściekłością. – Widziałam, jak na mnie popatrzyła! Nie zrobisz ze mnie kretynki! Niby dlaczego nie chciałeś, żebym została z nią sam na sam? Bo by mi o tym powiedziała!
– Po co wszystko przeinaczasz? To co mówisz nie ma najmniejszego sensu, nie zachowuj się jak idiotka. – Ibiki spoważniał, najwyraźniej urażony moimi słowami. Postawił wodę na herbatę i oparł się o blat szafki kuchennej.
– Wcześniej nie była taka płochliwa – fuknęłam. – Jeśli robisz jej krzywdę, to ci nigdy nie wybaczę.
– I tak mi nie wybaczyłaś, więc co za różnica – prychnął, nie zmieniając swojej pozycji. Był zdenerwowany, a ja nie miałam pojęcia, czemu, co tylko jeszcze bardziej mnie irytowało.
– Nie zmieniaj tematu – wysyczałam. – Dlaczego się wystraszyła, co? Chyba nie bez powodu jest tak cholernie smutna!
– A nie pomyślałaś, że może po prostu się boi, że to już ten moment? – Ibiki oderwał się od blatu i stanął ze mną twarzą w twarz. – Że twoje przyjście może oznaczać dla niej pożegnanie? Nie tylko z tobą, ale… ze wszystkim?
Zmrużyłam powieki, nie chcąc wierzyć jego słowom. Pani Moshi nie mogła umrzeć, jeszcze nie teraz.
– Nie pomyślałam – warknęłam. – Bo wystraszyła się, gdy ty się odezwałeś. A skoro jej nie krzywdzisz, pozwól porozmawiać mi z nią na osobności – dodałam.
– Proszę, idź – burknął i wskazał ręką na drzwi. Upewniłam się, że mnie nie zatrzyma i czmychnęłam czym prędzej do salonu.
Pani Moshi dalej siedziała na kanapie, ale tym razem już nie spała. Usłyszawszy moje kroki, odwróciła się i posłała mi słaby, ale piękny uśmiech. Usiadłam obok niej i chwyciłam jej dłoń w swoje.
– Czy Ibiki dba o panią? – spytałam wprost. Musiałam dowiedzieć się prawdy.
– Dba, dba… Czasem jest nerwowy, ale to naprawdę złote dziecko. Wiem, że cię bardzo skrzywdził. – Pani Moshi wyciągnęła z kieszeni fartucha chusteczkę higieniczą i otarła nią kąciki oczu. Moje serce niebezpiecznie zadrżało ze wzruszenia i bólu, który przeżywałam razem z nią. – On… Nie zasługuje na ciebie Reiko. To mój syn i powinnam go raczej chwalić, ale to co ci zrobił jest niewybaczalne. I wierz mi, on sam, jak zrozumiał, co się stało, nie mógł sobie wybaczyć. Do tej pory nie może.
– Szczerze mówiąc, nie wygląda na takiego.
– Znam go trochę dłużej niż ty. – Pani Moshi zaśmiała się nerwowo i znów przetarła oczy chusteczką. – Zachowywał się dziecinnie, ale teraz jest inaczej. Został sam z chorą matką i trochę wydoroślał. Oczywiście nie mówię tego po to, żebyś znów z nim była, broń Boże. Po prostu chcę żebyś wiedziała… Ibiki też żałuje. Ale się nie przyzna. Jest taki, jak jego ojciec.
Uśmiechnęłam się krzywo, bo jej słowa o facecie, który zrujnował mi życie, wcale nie pomagały mi go nienawidzić. A nie chciałam żywić do niego żadnych innych uczuć. Z łatwością wyzbyłam się wspomnień w momencie, w którym straciłam dziecko. Pochłonęła mnie niechęć do życia i do Morino. Ale z czasem to wszystko zaczęło mijać, a ja niepotrzebnie tłumaczyłam sobie zachowanie Ibikiego. Byłam naiwna i jedynie Konan przez cały czas podsycała we mnie tę nienawiść. A słowa pani Moshi wszystko niszczą.
Ibiki był zły i dobry jednocześnie. Poznaliśmy się w momencie, w którym byłam zagubioną nastolatką, co pozwoliło mu ukształtować moją osobowość. Bawił się mną niczym gliną, tworząc sobie taką Reiko, jaka będzie mu odpowiadała. Sprawił, że stałam się naiwna, że na serio uwierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, oraz że zostanie ze mną na zawsze. Ale jednocześnie obdarzył mnie prawdziwym uczuciem, którego tak pragnęłam. Spędziłam z nim wspaniałe chwile, nawet te cholerne kradzieże zbliżały nas do siebie – doskonale pamiętałam emocje, adrenalinę i świętowanie zwycięstwa w łóżku. To wszystko sprawiało, że miałam życie pełne wrażeń, bo przecież która nastolatka umawia się z facetem starszym o siedem lat? No właśnie. Żadna. A ja byłam inna – odważna, czasem brutalna i umiałam wykorzystać swoje wdzięki mając raptem piętnaście lat. Ibiki stworzył ze mnie małego potwora, a ja go za to kochałam. Kochałam go na tyle mocno, że gdy zabił nasze dziecko, pragnęłam znaleźć się przy nim i w niego wtulić, słuchać zapewnień, że wszystko będzie dobrze, że mnie nie zostawi… A potem przejrzałam na oczy i nauczyłam się go nienawidzić.
Jak złym człowiekiem trzeba być, żeby zniszczyć kogoś w tak brutalny sposób? Morino uzależnił mnie od siebie, pozbawił racjonalnego myślenia i zrobił sobie ze mnie maskotkę, która zostanie z nim mimo wszystko. Dzięki Bogu, moi rodzice i Konan byli wtedy ze mną i nie pozwolili mu się do mnie zbliżyć. Gdyby nie oni… Pewnie dalej bym z nim była. Głupia i naiwna.
– Rozumiem – powiedziałam tylko, choć gula w gardle nie pozwalała na wypowiedzenie tak absurdalnego słowa. Rozumiem? Morino mnie prawie zabił, a ja rozumiem to, że cierpi z tego powodu? Prędzej ponownie uwierzę we Wróżkę Zębuszkę niż w to, że Ibiki cierpi z powodu straty dziecka. To nawet źle brzmi, nie pasuje do siebie.
– Mimo wszystko, Reiko… Uważaj na niego. Ostatnio stał się trochę nieprzewidywalny i kłótliwy. Nie chciałabym, żeby przez przypadek cię skrzywdził.
– A czy panią…
Przerwałam, bo obiekt naszych rozmów wszedł do pokoju z tacą w ręce, na której ustawił trzy filiżanki i dzbanek z herbatą. Postawił je na stoliku do kawy, a ja w tym czasie rzuciłam pytające spojrzenie pani Moshi. Pokręciła przecząco głową, uśmiechnięta i szczera.
Przez dobrą godzinę siedzieliśmy w trójkę i próbowaliśmy prowadzić normalną rozmowę. Niemniej kontrolujący wzrok Ibikiego nie pozwalał mi się rozluźnić. Mierzył we mnie spojrzeniem jak z pistoletu, przez co siedziałam jak na szpilkach, dlatego z wdzięcznością przyjęłam propozycję przeniesienia się na ganek razem z panią Moshi, która chciała ze mną jeszcze porozmawiać. Jej syn nie przyjął tego zbyt optymistycznie, ale potulnie wycofał się do swojego pokoju.
– Jeśli Ibiki poprosi cię o pomoc, odmów mu – powiedziała, stojąc naprzeciwko mnie. Kobieta była sporo niższa i zgarbiona, ale dzielnie zadzierała głowę do góry, żeby móc patrzeć mi w oczy. – Będzie się tłumaczyć dobrymi chęciami… Bo ma takie. Chce mnie leczyć, ale ja już nie mam sił. Kolejna terapia by mnie wykończyła, nie chcę tego przechodzić drugi raz… Dlatego odmów mu dla mnie.
– Pani Moshi, nie mogę – powiedziałam ze łzami w oczach. – Zrobię wszystko, żeby pani pomóc. Tyle dobroci od pani dostałam…
– Kochanie, proszę. Wiem, że to trudne. Też musiałam pozwolić komuś odejść… Mój mąż odmówił leczenia. Miał raka i tak jak ja, opadł z sił. Nie chcieliśmy przedłużać jego męczarni, i choć była to natrudniejsza decyzja w moim życiu, musiałam ją podjąć. Ibiki nie mógł tego zrozumieć i teraz też nie chce, żebym odeszła… Ale tym razem się poddaję. Przeżyłam już wszystko, co było mi pisane. Czas powiedzieć do widzenia.
Słuchałam jej do głębi poruszona. Nie panowałam nad łzami, które beztrosko spływały mi po policzkach. Nie panowałam nad drżącym ciałem. Nie panowałam nad przyspieszonym oddechem. Nie panowałam też nad swoim życiem.
Nie chciałam, żeby pani Moshi odeszła. Bałam się jej śmierci i tego, co zrobi Ibiki, gdy zostanie kompletnie sam. Obawa, że zdecyduje się zrujnować cały mój świat ponownie była tak silna, że kolejne dreszcze wstrząsnęły moim ciałem. Ale jeszcze bardziej bałam się, że nie poradzę sobie, gdy umrze kolejna bliska mi osoba.
Ty wstrętna egoistko…
– Wiesz, pokochałam cię jak córkę, której nigdy nie miałam. Z początku nie popierałam związku Ibikiego z tobą, byłaś taka młodziutka… Ale gdy zmieniłaś mojego syna, wiedziałam, że muszę przystać na waszą relację. Pod twoim wpływem Ibiki stał się bardziej uczynny, zaczął ze mną więcej rozmawiać i mnie wspierać, a w tamtym okresie naprawdę tego potrzebowałam. Byłaś aniołkiem, który został zniszczony… Wstyd mi, że przez mojego syna… Ale cieszę się, że dzięki niemu mogłam cię poznać, i że dzięki tobie mogłam poznać jeszcze raz Ibikiego. Dziękuję.
– Pani Moshi…
– Ciii. – Kobieta objęła mnie ramionami, pozwalając, bym się w nie wypłakała. To bolało. Świadomość, że chce swojej śmierci, cholernie bolała. I nic już nie można było z tym zrobić.
Błąd, mogłam postawić się Ibikiemu i nie dać mu pieniędzy do leczenia matki. Przyczynić się do jej śmierci i jednocześnie spełnić jej ostatnią wolę. Ale Morino był zawzięty i miałam pewność, że nie pozwoli mi tak łatwo się poddać. Zrobi wszystko, żebym zdobyła te pieniądze. Będzie mi groził, wyjawi wszystkim prawdę, ośmieszy mnie… A może nawet skrzywdzi. Ibiki jeszcze bardziej niż ja bał się śmierci matki, bo wtedy nie miałby już nikogo, kto go kocha. A to by go zabiło.
Kurwa mać. Pani Moshi, choć zupełnie nieświadomie, postawiła mnie w sytuacji bez wyjścia. Jeśli chciałam przystać na jej prośbę, musiałam odmówić Ibikiemu. A to oznaczało przyznanie się do win.
Wszystkim.
Bez wyjątku.

Mam nadzieję, że nie uznacie mnie za wariatkę bez serca. xD CAH (Cards Against Humanity – oryginał) naprawdę istnieją i naprawdę wywołują niekontrolowane napady śmiechu. xD Niemniej, jakkolwiek durne i okrutne byłyby odpowiedzi, serio nie chciałabym, żeby jakiekolwiek dziecko dostało pod choinkę guza mózgu. :(
Zaczynam wzorować się na Mayako (JESZCZE RAZ DZIĘKI ZA CUDNY SZABLON <3) i siedzę po nocach na internetach -.- A to źle, bo ja lubię się wyspać. xD Ale chciałam to już skończyć. Przepraszam, rozdział jest w dużej części zapychaczem, ale od przyszłego wracamy do Madary i spółki. :) Mam nadzieję, że nie wynudziliście się za bardzo.
Aha i jeszcze jedno! Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę miała ponad trzydziestu obserwatorów. Szalenie mi miło, szczerzę się jak wariatka. :D Dziękuję! < 3 

Nocne pozdrowienia i buziaki! <3

22 komentarze:

  1. Aaaa. Boze ja dzis wracam do szkoły, wiec niestety moje nocne zycie (siedzenie do 4) sie brutalnie skonczylo, ale cóż. Jednak jest rozdział. Boze to takie cudowne ze ona sie przyznala. Teraz jak wroci to beda razem no nieeeee? Xdd mam taka nadzieję. I ta gra xddd czarny humor chociaz bardzo nie przyzwoit i czesto gęsto jest mi wstyd ze sie z tego smieje, to jednak czarny humor jest the best xddd i to ze madara ma malego xddddddd kisne. Ja tam jestem zdania reiko xddd
    Ech ta cala sprawa z matka ibikiego. Smutne ale kobieta ma racje. Trzeba podejmowac trudne decyzje. Dlatego reiko musi sama powiedziec wszystkim prawde i odmówić ibikiemu. No ale jak bedzue to sie zobaczy xd
    No to papapa.
    P.s. tak mi sie przypomnialo. Jak moglas z Gaary zrobic geeeeja xdddd nope.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już dziś? Kurka, a myślałam, że wszyscy mają wolne do 7 stycznia, w końcu jutro święto i to takie bez sensu iść tylko na jeden dzień. ._. W każdym razie - współczuję. :D

      Czy będą razem czy nie... Nie wiem. xD Dobra wiem, ale nie powiem. :D

      Czarny humor jest super, uwielbiam wszystkie nieprzyzwoite kawały, choć chyba powinnam się tego wstydzić. :D

      Oj tam, Gaara i Dei pasują do siebie. :D:D Poza tym, no Sabaku maluje oczy - gaaaaay. xD

      Dziękuję pięknie za komentarz i do następnego! :D :*

      Usuń
  2. Hahahha wyłam ze śmiechu normalnie xD Pomijając smutny moment z Morino, rozdział kocham! Zjarana Konan tak bardzo przypomina mnie, że aż znowu mi się wstyd zrobiło. Zawsze jak się zjaram mam tak debilne rozkminy, których w życiu bym nie podjęła w normalnym stanie. Twój czarny humor był tak bardzo okropny, że jestem na 100% pewna, że nasza Kejża coś podpalała sobie ukradkiem. XD

    Koniec dla odmiany strasznie mnie wzruszył. jeszcze bardziej boję się o Reiko. Myślę, że będzie chciała mimo wszystko spełnić ostatnią wole chorej kobiety i tym samym wszyscy dowiedzą się o jej przeszłości... No, ale jest silna, nie? Poradzi sobie ze wszystkim i w końcu ma przy sobie (prawie) Madarę, który ją kocha. Na pewno kocha.

    Rozdział czytałam na 3 razy przez tą cholerną chemię i przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Czekam na kolejny, bo tęsknię za tymi wszystkimi głąbami z uniwerku. :< :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ufff. xD Wiedziałam, wiedziałam! Po naszych rozkminach na fejsie wiedziałam, że razem z Mayako będziecie się śmiać. xD Choć czekam jeszcze na opinie Majki, trochę się boję, no ale... xD
      Ja akurat miałam te rozkminy na trzeźwo, no dobra, po jednym piwie. Ale ta gra, jeżeli ktoś uwielbia czarny humor, śmieszy nawet bez alkoholu i innych używek. xD

      Mnie też wzruszył koniec jak go pisałam. Pani Moshi jest super i sama nie chcę, żeby umarła. Ech. :c Męczę samą siebie tymi rozdziałami. xD

      Z głąbami spotkasz się niebawem, jak tylko uda mi się znaleźć trochę wolnego czasu pomiędzy nauką. ;D

      Dziękuję za opinię i całuję! <333

      Usuń
  3. Jeeesteeeem!!

    Zatkało mnie... Reiko i Konan jarają trawę? O,o Dlaczego? Przecież to świństwo jest złe! Nienawidzę narkotyków. Ale rozkminy zjaranej Konan - świetne! xDDD Myślałam, że padnę, jak czytałam dyskusję pod tytułem: "Czy Madara ma małego?" X'D

    Pani Moshi jest taka dobra. Jak to możliwe, że Ibiki'ego wychował ktoś taki? O,o
    Rozumiem, kobiecina swoje przeżyła, a teraz chce iść do piachu. Cóż, jakbym była na jej miejscu chciałabym chyba tego samego...

    No nie gadaj! Rei wygada się wszystkim o swojej przeszłości? Tak! Wreszcie! Ciekawe jak Madara zareaguje na te rewelacje i jak w ogóle będzie się między nimi układać.

    Maj God, pojutrze szkoła! ;-; I na dzień dobry sprawdzian z niemieckiego! Ja się chyba załamię... ;___;

    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, osobiście uważam, że jeśli raz na jakiś czas się zajara, nic się nie stanie. Gorzej, jeśli ktoś robi to nałogowo. A jak widać, nasze dziewczynki tylko od czasu do czasu się tak "zabawiają". :D

      Czasem nawet najlepsza mama nie jest w stanie zapanować nad swoimi dziećmi - wiem z autopsji, bo mam takich znajomych, których matki mają serduszka ze złota i zrobiłyby dla nich wszystko, a oni odpłacają im się w naprawdę podły sposób. :c

      Czy się wygada, to nie jest pewne. xD Ale na pewno zacznie o tym myśleć "na poważnie". :D

      Pojutrze praktyki. .____. Tak się ich boję... Ale chyba są lepsze od sprawdzianu z niemieckiego. xD POWODZENIA! :D

      Całuję. :*

      Usuń
  4. Kwiczałam ze śmiechu, a że czytałam go w nocy, obudziłam psa, kota, a kolega chciał mnie zabić poduszką. Guz mózgu mnie zabił XD Śmiałam się jak głupia, pewnie teraz wyjdę na wstrętnego człowieka, ale to naprawdę mnie bawi^^
    Ten twój czarny humor... jestem pewna, że nie byłaś milutkim dzieckiem. Przyznaj się, masz coś, kogoś na sumieniu? ^^
    Jej, wrócimy do Madary i reszty - cieszę się! Rozstaniemy się z Tobisiem - smutam.

    Ibiki to palant, ale się dziwię jak jego mama może być taką słodką kobietą. Aż się wzruszyłam czytając o tym. Jestem ciekawa co zrobi Rei, jak się zachowa i czy powie wszystkim prawdę.

    Pisz, pisz, pisz! Pozdrowienia ze środka papierów i notatek. Uhh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wywołałaś w tym momencie wielkiego banana na mojej gębie. xD Bałam się, że to co dla mnie takie śmieszne, dla Was już nie będzie, ale na szczęście się pomyliłam. :D
      JA BYŁAM BARDZO KOCHANYM DZIECKIEM. Raz tylko nazwałam małego chłopca "Żydkiem" bo miał na twarzy namalowaną flagę Cracovii. XD Nauka taty, który jest zaciętym kibicem Wisły. xD A tak byłam milusia... Teraz znajomi mnie gorszą. xD

      Też niebawem będę musiała wrócić do notatek i książek, buuuuuu. :(

      Dziękuję za opinię i przesyłam moc buziaków. :*

      Usuń
  5. Niby to okrutne trochę śmiać się z tego co napisane jest na tych kartach, ale nie mogłam się powstrzymać. xD
    Mam nadzieję, że bracia będą się pojawiać w innych rozdziałach. Może odwiedzą dziewczyny? ^^
    Oby Ibiki dał spokój Reiko. :/ Szkoda mi jego i jego mamy, ale mimo wszystko nie lubię go. No bo jak można zrobić coś takiego własnej dziewczynie? Masakra..
    Nawet nie wiesz jak się cieszę, że już znowu wracamy do Madary. Uwielbiam go. xD Jest jaki jest, ale bez niego jest nudno. xD
    Życzę dużo weny, bardzo dużo! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się ich wkręcić w to opowiadanie, choć jeszcze nie do końca wiem jak. Pomysł, żeby w ogóle się tutaj pojawili zrodził się nagle i zburzył nieco moich planów, ale może coś z tego wyjdzie. ;D
      Też uwielbiam Madarę i cieszę się, że kolejne rozdziały będą z nim. xD
      Dziękuję bardzo i pozdrawiam. :*

      Usuń
  6. No i się doczekałam na rozdział choć ja bym tam tylko chciała żebyś pisała o Reiko i Madarze na okrągło :-P no ale to raczej nie możliwe. Ha ha przypomialo mi się jak ja się zjaralam xD wylam ze śmiechu B-) ale te czasy minęły i już nie mam takiego zdrowia. Teraz uważam że to świństwo :-P ten czarny humor był okropny ale wybaczam :-D
    Biedna Moshi ;c ale na rację. Skoro chce odejść to dla niej lepiej. Poczuje ulgę. Dla bliskich to smutne ale dlaczego ona ma się męczyć. Błagam tyko żeby Reiko nie wpieprzyla się znów w to gówno.
    Pozdrawiam i czekam na nexta :-) życzę weny :-*
    P.S. Skończyłam czytać Kenshiki i dodałam koma ;-) nie wiem czy już widziała:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokooojnie, wracamy do Madary, więc będziesz zadowolona. ;D
      Trawka raz na czas nie jest zła, a przynajmniej jest wesoło. xD
      Widziałam komentarze na Kenshiki i błagam - SKOŃCZ NA TYM BLOGU. XD Pozostałe są na naprawdę kiepskim poziomie i nie chcę Cię nimi męczyć. ;DDD Ale przez sentyment ich nie usunę, ot.Serio, nie czytaj historii Kushiny. ;DDD

      Dzięki za opinię, tulę. <3

      Usuń
    2. Spokojnie jak mi się coś nie spodoba to nie będę czytać a póki co historia Nagisy zapowiada się ciekawie ;-)

      Usuń
  7. Deeejm, gdy pytałaś o czarny humor, myślałam, że cały rozdział będzie takim śmiechujkiem, a tu taki przytłaczający moment na koniec? Serio, nie spodziewałam się!

    Taaak, też się boję o Reiko i to, co Madara może zrobić. Boję się rozmowy Rei i Naruto, boję się Ibikiego.Mam jednak skromną nadzieję, że Rei nie skończy jak Shouri. xD

    Człowiek po jaraniu nie może się pozbierać do kupy, bo czasem śmieszy go zwykła poduszka, na której śpi od lat (pozdro,elo), ale dołożenie im takiej gry, to naprawdę jawne znęcanie się nad człowiekiem. xD

    Nie mogę się pozbyć wrażenia, że Ibiki jednak coś złego zrobił Pani Moshi. To naprawdę przytłaczająca sprawa, nie chciałabym się nigdy znaleźć na miejscu Reiko. Naprawdę została postawiona pod murem, a przed nią znajduje się makabryczna sprawa. Wierzę jednak, że nie będzie tak źle.

    I skrycie powiem, że miałam jakąś dziwną wizję, ze Tobirama i Rei się pocałują w takim stanie. xD Njjjje ważne, czekam na następną część z utęsknieniem, bo brakuje mi Madary! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dziś przyszłam o ludzkiej porze!

      Usuń
    2. Łooooo Ty! Co Ci się stało, ej? Chora jesteś, że o tej porze komentujesz? Zaczynam się o Ciebie martwić normalnie. xD

      Zapewniam, że Rei nie skończy jak Shouri. Pain jej nie zabije. xDDDD

      Zapewniam, że Morino nic złego nie zrobił. Chciałam to wprowadzić, ale ostatecznie się powstrzymałam. ^^

      Dzięęęęęki wielkie. <3 Buziole! :*

      Usuń
    3. Pain jej nie zabije AHA, OKEJ! XD

      Usuń
  8. O Matko. Począwszy od rozbawienia, skończyłam ogarnięta przejęciem. Chociaż ciaglę odczuwam chęć zamordowania Ibikiego, to teraz zrobiło mi się go nieco żal. Nie mam zielonego pojęcia co bym zrobiła na miejscu baranka ;O
    Czekam na next i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam nadzieję, że któraś odczuje cokolwiek pozytywnego względem Morino. :)
      Dziękuję pięknie i również pozdrawiam. :*

      Usuń
  9. Hej, bardzo podobają mi się twoje blogi. Czekam na następną notkę. Nominowałam Cię (nie wiem czy bierzesz w tym udział) do Liebster Blog Awards. Więcej informacji u mnie

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy, pozostawiony na moim blogu komentarz. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna za wsparcie, jakie od Was otrzymuję. Tworzycie tego bloga razem ze mną!
Bardzo proszę, by każdy podpisywał się pod swoim komentarzem. Kochane Anonimy - wyjdźcie z cienia. :)

Szablon wykonała
Mayako
Głęboki Off