Smród potu i alkoholu niebezpiecznie mocno wdarł się do moich
nozdrzy. Zaciągnęłam się nieświeżym powietrzem, odkaszlnęłam w rękaw bluzy i
spod przymrużonych oczu rozejrzałam się po wypełnionym po brzegi ludźmi
pomieszczeniu. Trzymając się kurczowo Konan, przeciskałam się między tłumem
żeby w końcu dotrzeć do miejsca, które wszyscy oglądali. Z ciekawości puściłam
przyjaciółkę i ruszyłam między ludzi, aż w końcu znalazłam się w samym centrum
zainteresowania. Czując, że co chwila obrywam od kogoś łokciem, objęłam się
rękami i spojrzałam na trzech mężczyzn, którzy z powagą ze sobą rozmawiali. W
końcu jeden z nich stanął na krześle, na co tłum zawył z zachwytu. Walka miała
się zaraz rozpocząć.
- Po mojej lewej stronie – Hiro Kagawa! – Ludzie ryknęli głośno,
jednak nie tak, jak po usłyszeniu drugiego nazwiska. – Po prawej – Madara
Uchiha!
Znajdujący się w pomieszczeniu gapie zaczęli skandować jego imię.
Przyjrzałam się chłopakowi, którego długie, czarne włosy opadały swobodnie na
szerokie ramiona. Uśmiechał się delikatnie, nie odwracając wzroku od
przeciwnika. W przeciwieństwie do Hiro, wydawał się być rozluźniony i wręcz
rozbawiony.
- Zaczynajcie! – wydarł się stojący na stołku siwowłosy chłopak, w
którego oczach malowało się psychopatyczne szczęście. Mężczyźni natarli na
siebie; pierwszy uderzył Hiro. Madara wykonał sprytny unik i odparował atak.
Kagawa nie zdążył się uchylić i musiał od tamtego momentu walczyć z rozciętym
łukiem brwiowym. Tłum zawrzał, gdy polała się pierwsza krew.
Otuliłam ramiona, czując, że coraz ciężej utrzymuję równowagę.
Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu Konan i Paina, jednak zniknęli gdzieś
wśród widzów. Gdy ci ponownie zawyli, rzuciłam okiem na walkę. Hiro leżał na
ziemi, a Madara naparzał na niego raz po razie.
Sędzia zszedł ze stołka, chwycił Uchihę za ramię i odsunął go od
leżącego mężczyzny. Rzucił na Hiro białą szmatę, a tłum zawrzał, widząc
uniesione w górę ręce Madary. Mieli swojego zwycięzcę.
Ponownie rozejrzałam się po pomieszczeniu, jednak w mroku nie
mogłam odnaleźć przyjaciół. Ludzie powoli zaczynali się rozchodzić, ciągnąc
mnie przy tym ze sobą. Ktoś popchnął mnie na tyle mocno, że poleciałam na
podłogę. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Z szybko bijącym sercem próbowałam się
podnieść, jednak poczułam czyjeś kolano na żebrach. Jęknęłam i złapałam się
czyjegoś paska, chcąc wrócić do pionu; w tym samym momencie poczułam na sobie
czyjeś ręce oraz to, że mimowolnie się podnoszę.
Odwróciłam się, chcąc dostrzec swojego wybawiciela, jednak nie
spodziewałam się, że będzie nim sam Madara. Jego czarne tęczówki lśniły z
rozbawienia, gdy dostrzegł moją zdziwioną minę. Złapałam się mocno jego ramion,
nie chcąc znów się wywrócić, a ten przyciągnął mnie do siebie i ruszył w
kierunku wyjścia.
Gdy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu, puściłam chłopaka i
wzięłam głęboki wdech. Uchiha zaśmiał się pod nosem i skinął do kogoś głową.
- Dziękuję – wymamrotałam, poprawiając bluzkę, która powędrowała
nieco w górę.
- Reiko! – usłyszałam za plecami głos przyjaciółki. Konan
przylgnęła do mnie na tyle mocno, że zabrakło mi tchu. – Wszędzie cię
szukaliśmy, idiotko! – warknęła wściekła. – Po cholerę tam poszłaś?
- Żeby mieć lepszy widok – wyjaśniłam. – Nic nie widziałam, gdy
stałam z tyłu. – Moje marne metr sześćdziesiąt miało niestety ogromne wady.
- To było nierozsądne – powiedział Pain. – Masz szczęście, że
Madara cię stamtąd wyciągnął. Oni mogli cię stratować.
Przewróciłam oczami na zbyt wielką opiekuńczość ze strony
przyjaciół.
- Mają rację, baranku – wtrącił się Madara. Rzuciłam mu obrażony
wzrok. Wyciągnął ku mnie rękę i się przedstawił.
- Reiko Ryusaki – odpowiedziałam i podałam mu dłoń. Uśmiechnął się
szeroko, ukazując rząd idealnie prostych, białych zębów.
- To co, Konan, baranku – zaczął i zwiesił wzrok na mnie. –
Wpadacie na jakieś piwo?
Moi przyjaciele rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia i również
czekali na to, co powiem.
- Mam jutro test – odpowiedziałam, chcąc się wymigać. – Muszę się
jeszcze pouczyć. I tak ledwo dałam im się na to namówić.
- To innym razem. – Madara wzruszył ramionami. Był uosobieniem
wszystkiego tego, czego chciałam uniknąć: facet zarabiający z bójek, pokryty
tatuażami i sypiający z każdą napotkaną na drodze dziewczyną. Nie chciałam mieć
z nim nic wspólnego.
Razem z Konan i Painem ruszyliśmy w kierunku czarnego pikapa
chłopaka, machając Madarze na odchodne. Ten wyszczerzył się jeszcze raz,
odprowadzając mnie wzrokiem po same drzwi samochodu. Rzuciłam mu jeszcze
spojrzenie zza szyby. Nie czekał, aż odjedziemy. Ruszył w kierunku czarnego
motoru, na widok którego przeszedł mnie dreszcz po plecach. Kolejna rzecz, która
mnie od niego odepchnęła.
- Naprawdę musisz się uczyć? – zagadnęła Konan, odwracając się w
moim kierunku. Pofarbowane na niebiesko włosy łagodnie okalały jej policzki.
- Nie. – Skrzywiłam się na widok jej zawiedzionej miny.
- Madara jest okej – wtrącił Pain, stając po stronie swojego
przyjaciela.
- Jasne – prychnęłam i mocniej wbiłam się w oparcie. – Jeśli jest
się jego kumplem.
- Ej, da się z nim przyjaźnić – obroniła go Konan, wciąż na mnie
patrząc.
- Bo jesteś dziewczyną jego przyjaciela – zauważyłam. – Tylko
dlatego jeszcze cię nie przeleciał.
Dziewczyna wywróciła oczami i odwróciła się przodem do kierunku
jazdy. Zauważyłam, że pogładziła swojego chłopaka po ręce, gdy ten trzymał ją
na skrzyni biegów.
Gdy zatrzymaliśmy się przed wysokim budynkiem, czyli moim i Konan
akademikiem, pożegnałam się szybko z Rudym i wysiadłam z samochodu, nie chcąc
patrzeć na ich czułe i mokre rozstanie. Poczekałam na przyjaciółkę przed
drzwiami budynku. Wysiadła cała rozanielona i dotarła do mnie skocznym krokiem.
Szybko wyszłyśmy na trzecie piętro, po drodze mijając kilku
studentów, po czym zatrzymałyśmy się pod moim pokojem. Mimo, iż przyjaźniłyśmy
się od kilku lat, nie mieszkałyśmy razem, bo nie udało nam się znaleźć wolnej
dwójki. Za późno się obudziłyśmy, niestety. Z drugiej strony miałyśmy nadzieję
na poznanie kogoś nowego, ale niemiło się rozczarowałyśmy. Konan dzieliła pokój
z narkomanką i alkoholiczką, a ja z wiecznie nabzdyczoną ignorantką. Lepiej być
nie mogło.
- Widzimy się jutro – westchnęłam, wchodząc do pokoju. Nie
marzyłam o niczym innym jak o zmyciu z siebie zapachu ciał, które się o mnie
ocierały podczas walki Madary z Hiro.
Megumi popatrzyła na mnie znad książki i prychnęła cicho.
Zignorowałam ją, wzięłam rzeczy i wyszłam na korytarz, do wspólnej łazienki.
Umyłam przed dużym lustrem zęby, a następnie weszłam do kabiny prysznicowej i
spłukałam z siebie wspomnienia dzisiejszego dnia: śmierdzących ludzi, zgniłej
piwnicy aż w końcu rąk Madary.
Gdy wróciłam do pokoju, Meg dalej coś czytała. Rzuciła mi obrażone
spojrzenie zza okularów, poprawiła spięte w kucyka czarne włosy i bez słowa
odłożyła wolumin na półkę, po czym zgasiła lampkę, przez co w pokoju zapanowała
całkowita ciemność. Po omacku, nie chcąc niepotrzebnie jej denerwować,
wślizgnęłam się do łóżka i nakryłam kołdrą. Prędko usnęłam, znużona dzisiejszym
dniem.
*
Rano obudził mnie irytujący dźwięk budzika Megumi. Jęknęłam coś
pod nosem i zakryłam głowę poduszką. Dziewczyna szybko wyłączyła nieznośne
urządzenie i zaczęła się krzątać po pokoju. Zerknęłam na zegar: wskazywał ósmą
trzydzieści. Z nieodpartym uczuciem ciążących powiek podniosłam się do siadu i
przetarłam oczy. Naciągnęłam na ramię ramiączko od różowej koszuli nocnej i
wpatrzyłam się w zwinne ruchy Meg.
- Na co się gapisz? – warknęła, wkładając książki do torby.
Pokręciłam lekko głową, rozbawiona jej dziecinną reakcją. Nie odpowiedziałam
jej, więc wyszła do łazienki. Wróciła po jakimś czasie z ręcznikiem na głowie i
zaczęła się malować.
Podobnie jak Meg, poszłam umyć włosy i przy okazji nieco się
obudzić. Gdy weszłam do pokoju, moja współlokatorka suszyła swoje kłaki.
Usiadłam na podłodze obok mojej szafki nocnej i również zaczęłam
robić sobie makijaż. Zręcznie wykonałam kreski na oczach, rzęsy pociągnęłam
tuszem a usta lekkim błyszczykiem, który i tak zaraz zlizałam. Wysuszyłam
sięgające łopatek blond włosy. Nie wiedząc, co z nimi zrobić, zostawiłam je
rozpuszczone. Ubrałam się w białą bluzkę bokserkę, narzuciłam na nią gołąbkowy
sweter a na nogi wciągnęłam jasne dżinsy. W takim stanie zeszłam do stołówki,
gdzie zjadłam płatki z mlekiem.
Wróciłam do pokoju, w którym zamiast Megumi zastałam Konan.
Siedziała na moim łóżku jeszcze w piżamie, z podkrążonymi oczami.
- Kat znowu rzygała pół nocy – mruknęła i położyła się na
poduszce. – A teraz przyszedł do niej ten kretyn i zaczęli się dupczyć w mojej
obecności. Ohyda. Mogę tu jeszcze trochę pokimać? – poprosiła, choć wiedziałam,
że i tak nie zgoniłabym jej z łóżka, a już tym bardziej nie wygoniła do siebie.
Machnęłam tylko ręką. Konan z uśmiechem naciągnęła na siebie kołdrę i
przytuliła policzek do poduszki.
Nie chcąc jej zbudzić, wzięłam książki i wyszłam na trawę przed
budynek. Usiadłam po turecku i nim zdążyłam dobrze wczytać się w treść, obok
mnie usiadł Madara.
- Baranek – przywitał się. Rzuciłam mu obojętne spojrzenie i
wróciłam do książki. – Co czytasz? – spytał, zabierając mi książkę. – Czas
zemsty – wymruczał i odwrócił wolumin, żeby przeczytać opis. Przewróciłam
oczami, gdy na sam koniec uśmiechnął się z pobłażaniem. – Serio ci się to
podoba, baranku?
- Nic ci do tego – syknęłam, zabierając swoją rzecz. – I nie
nazywaj mnie tak.
- Jak, baranku? – spytał, a ja rzuciłam mu karcące spojrzenie. –
Przeszkadza ci to?
Nie odpowiedziałam mu, chcąc wrócić do lektury. Madara przysunął
się na tyle, że czułam na sobie jego ciało. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
- Dasz mi poczytać w spokoju? – warknęłam, podnosząc na niego
wzrok. Akurat uśmiechał się nonszalancko do jakiejś dziewczyny, która miała na
sobie spódniczkę tak krótką, że aż mnie zemdliło. Oczywiście jej to nie
przeszkadzało, a widząc na sobie wzrok Uchihy, zachichotała głupio i mu
pomachała. Zmrużyłam oczy,
- Co cię tak denerwuje, baranku? – spytał i mnie objął.
Strzepnęłam z ramion jego rękę, coraz bardziej wyprowadzona z równowagi.
- Ty – odpowiedziałam, zamknęłam książkę i szybko się podniosłam.
Madara zrobił dokładnie to samo. – Odczep się. Czytam.
- Mogę ci potowarzyszyć – zaproponował, a we mnie zawrzało.
- Nie pójdę z tobą do łóżka – poinformowałam go, zakładając ręce
na klatce piersiowej.
- Nie proszę o to, baranku. – Madara uśmiechnął się najpiękniej,
jak tylko potrafił. I choć bardzo nie chciałam tego przyznać, był nieziemsko
przystojny. Czarne włosy okalały jego twarz niczym grzywa lwa, idealnie pasując
do równie ciemnych oczu. I ten uśmiech… I
tatuaże, które tak cię drażniły, i seks bez zobowiązań, i bójki, i motor – usłyszałam w głowie głos
rozsądku.
- To dobrze – odpowiedziałam, lekko zdziwiona. Spodziewałam się,
że właśnie tego ode mnie oczekuje. Miałam być kolejną zaliczoną panienką. I
choć nie powiedział tego wprost, na pewno właśnie taki miał zamiar: zaciągnąć
mnie do łóżka.
Odwróciłam się od niego i ruszyłam przez trawnik przed siebie.
Madara tym razem za mną nie poszedł, ale i tak nie dał sobie spokoju.
- Wyskocz gdzieś ze mną, baranku! – zawołał, a odpowiedziało mu
kilka pisków dziewczyn, które stały obok. Miały nadzieję, że to do nich. Nie
odwróciłam się nawet, ale byłam pewna, że Madara uśmiechał się łobuzersko,
niezrażony moim nastawieniem.
*
O dwunastej weszłam do dużej sali wykładowej i usiadłam mniej
więcej w środkowym rzędzie. Pomieszczenie powoli zapełniało się innymi
studentami, którzy wchodzili albo jak ja – samotnie – albo w grupkach. Na moje
szczęście, nikt nie zdecydował się usiąść obok.
Wykład z psychologii minął w zastraszająco wolnym tempie. Robiłam
notatki, zapisywałam każde słowo posiwiałego profesora Ohba, a mimo wszystko te
dwie godziny niesamowicie się ciągnęły. Część studentów cicho rozmawiała ze
sobą, inni spali i tylko nieliczni rzeczywiście słuchali wykładowcy. Wśród tych
nieszczęśników znalazłam się ja.
Po wykładzie ruszyłam do stołówki, gdzie spodziewałam się spotkać
Konan, Paina oraz kilku pozostałych naszych znajomych. Nie zdziwił mnie widok
energicznie machającej niebieskowłosej. Przysiadłam się do nich. Zajęłam
miejsce między przyjaciółką a Deidarą, naszym blondynem-gejem, a naprzeciwko
Sasoriego – drugiego rudzielca w grupie, o nieprzeniknionych, przepięknie
czekoladowych, oczach. Od razu zaczęłam pałaszować moje danie, na które
składały się frytki, jakieś mięso oraz surówka z marchewki i jabłka.
- Wyspałaś się? – spytałam Konan, a ta zgromiła mnie wzrokiem.
- Katina jest psychiczna. Nie wytrzymam z nią do końca semestru –
pożaliła się dziewczyna. Pain objął ją w pasie i cmoknął w skroń.
- Dasz radę. Zawsze możesz spać przecież u mnie, mówiłem ci.
Chłopak miał swoje własne mieszkanie, które dzielił ze swoim
przyjacielem – Madarą. Jednak Konan, mimo iż czasem rzeczywiście u Fuumy
nocowała, nie była co do tego pomysłu przekonana. Nie chciała, żeby kasa jej
rodziców się zmarnowała. Nie po to wynajmuje pokój w akademiku, a poza tym nie
lubiła siedzieć nikomu na głowie. Nie było jej stać na składanie się na czynsz,
a nie chciała obarczać tym chłopaka. Doskonale ją rozumiałam.
- Kiedy masz kolejne zajęcia, Rei?
- Za półtorej godziny – mruknęłam, biorąc frytkę do buzi.
- Cześć, baranku. – Usłyszałam za uchem i poczułam na policzku
ciepłe usta Madary. Od razu się odsunęłam, a ten z cwaniackim uśmiechem pchnął
siedzącego obok Deidarę i usiadł tuż obok mnie. Rzuciłam mu wściekłe
spojrzenie, jednak blondyn najwyraźniej nie miał mu tego za złe, bo bez słowa
się przesiadł i z równie pogodnym nastrojem, zaczął coś gadać do Sasoriego.
- Co tu robisz? – syknęłam.
- Jem – odparł i bezczelnie zabrał z mojego talerza frytkę. – Hej!
Sui! – zawołał, a cycata brunetka z głupim uśmieszkiem podeszła i usiadła mu na
kolanach. – Przyniesiesz mi coś dobrego? – wymruczał jej do ucha i polizał ją
po szyi. Ta aż podskoczyła z wrażenia, zaszczebiotała rzęsami i rozanielona
ruszyła do szwedzkiego stołu. Przewróciłam oczami, zirytowana tak głupim
zachowaniem chłopaka i jeszcze głupszym, dziewczyny.
- Kiedy kolejna walka? – spytał przez stół Sasori, ale Madara
wzruszył tylko potężnymi ramionami.
- Hidan da mi znać, jak tylko coś się pojawi – odpowiedział,
przekrzykując rozmowy pozostałych stołujących się ludzi.
- Aha – odmruknął Sasori.
Zanim przyszła Sui, Madara podkradł mi jeszcze kilka frytek. Gdy
brunetka wróciła z porcją obiadu, chłopak posadził ją sobie na kolanach i
wymruczał coś do ucha, jednak nie usłyszałam co. Dziewczyna zarumieniła się, a
mnie zebrało się na odruch wymiotny. Ten typ był obrzydliwy.
Szybko zjadłam swoją porcję, po czym odeszłam od stołu. Konan mnie
dogoniła i zarzuciła rękę na szyję, niezwykle ucieszona.
- Idziemy z Painem jutro na kolację – powiedziała podekscytowana.
- Gdzie? – spytałam zaciekawiona, a ta wzruszyła ramionami.
- To ma być niespodzianka. Pewnie potem pojedziemy do niego –
rozmarzyła się i wywinęła oczami do góry. Walnęłam ją w żebra, a ta cicho się
zaśmiała.
- Bawcie się dobrze – rzuciłam.
- Będziemy! – Konan klasnęła w dłonie. Gdy tylko wyszłyśmy przed
budynek, mina nieco jej zrzedła. Skrzywiła się na widok Madary, całującego się
namiętnie z Sui. Jego ręce mocno zaciskały się na jędrnym pośladku dziewczyny,
której najwyraźniej nie przeszkadzało to, że była tylko kolejną spośród wielu.
Gdy się od siebie oderwali, Madara podprowadził ją w stronę swojego motoru,
ówcześnie oglądając się na mnie i puszczając mi oko. Wsadziłam sobie dwa palce
do ust, pokazując mu, jak bardzo mi niedobrze na jego widok.
- Kretyn – mruknęłam, a Konan tylko wzruszyła ramionami.
- Taka osobowość – zauważyła. – Aż się dziwię, że jeszcze nie
dałaś mu się skusić. Wyraźnie na ciebie leci.
Przewróciłam oczami i trzepnęłam ją w ramię.
- Daj spokój – syknęłam. – Nigdy w życiu się z nim nie prześpię.
Jest obrzydliwy.
- Fakt – zgodziła się ze mną przyjaciółka. – Lecę na zajęcia –
westchnęła, wcześniej spoglądając na zegarek. – Widzimy się później, Rei!
Machnęłam jej ręką i odruchowo spojrzałam w miejsce, gdzie jeszcze
przed chwilą stał motor Madary. Już go tam nie było.
*
Czekając na wykład z socjologii, zajęłam miejsce pośrodku sali i
znudzona bawiłam się długopisem. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu w
poszukiwaniu znajomych twarzy, jednak nikt nie rzucił mi się w oczy. Znów
skupiłam się na notesie, napisałam na środku kartki datę oraz nazwę przedmiotu
i czekałam, aż zjawi się wykładowca. Doktor znana była ze swoich spóźnień.
- O, baranek! - Usłyszałam nagle i od razu wiedziałam, do kogo
należał ten głos. Madara przysiadł się do mnie i zerknął mi przez ramię do
notatnika. - Ładne pismo.
- Chyba nie jesteś zbyt dobry, skoro wystarczyła wam godzina. -
Skrzywiłam się, usłyszawszy jad w swoim głosie.
- Tobą zająłbym się dłużej – wyszeptał mi prosto do ucha.
Przeszedł mnie dziwny dreszcz, poczuwszy jak jego oddech owiewa mi szyję.
Odsunęłam się i trzepnęłam go w ramię.
- Po moim trupie – warknęłam.
- Co studiujesz, baranku? - spytał, rozsiadając się wygodnie.
Wyciągnął przed siebie zeszyt i długopis i rozejrzał się po sali. Machnął do
kogoś ręką, a odpowiedział mu chichot kilku dziewczyn.
- Położnictwo – mruknęłam. - A ty?
- Fizjoterapię – odpowiedział. Zerknął na zegarek i uśmiechnął się
pod nosem. - Tylko piętnaście minut spóźnienia, kto by pomyślał.
Zerknęłam na doktor Shizu, która wyglądała jakby się czegoś
naćpała. Włosy miała rozrzucone w nieładzie, ubrała się w nieco za duże ciuchy
i dopiero w sali wyjęła z uszu słuchawki. Błędnym wzrokiem przejechała po
studentach, przygotowała stanowisko i zaczęła wykład.
Uparcie
robiłam notatki, jednak co chwila czułam, jak Madara zagląda mi przez ramię do
notesu, sam kompletnie nic nie zapisując. Postanowiłam ukryć zdenerwowanie oraz
fakt, że jego dotyk działa na mnie dokładnie tak, jak nie powinien. Poczuwszy na
talii jego dłoń, zgromiłam go wzrokiem, a ten uśmiechnął się przepraszająco i
wziął rękę. Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową. Jego zachowanie coraz bardziej
mnie irytowało.
Podobnie jak poprzednio, wykład dłużył mi się niemiłosiernie, tym
bardziej, że Uchiha co chwila coś odwalał. Albo kładł rękę na moim kolanie,
albo niby przez przypadek łapał mnie za dłoń, bo chciał pożyczyć długopis,
mimo, iż swoim cały czas się bawił. Z ogromną cierpliwością znosiłam jego
zachowanie, a gdy tylko doktor Shizu podziękowała nam za obecność, porwałam
swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia z sali.
- Hej, baranku! - zawołał za mną Madara i do mnie dobiegł.
Przyciągnął mnie do siebie, a że był wyższy ode mnie o więcej niż jedną głowę, musiałam zadrzeć
swoją, żeby na niego spojrzeć.
- Odwal się – rzuciłam, strącając jego rękę z ramion. - Nie chcę
mieć z tobą nic wspólnego.
- Dlaczego? - Madara zaśmiał się, kompletnie mnie nie rozumiejąc.
- Dlaczego? - powtórzyłam, zatrzymując się. - Bo jesteś
obrzydliwym dupkiem, który codziennie sypia z inną laską i nie szanuje uczuć
kobiet – warknęłam, a ten lekko pokręcił głową. Cały czas patrzył na mnie z
widocznym rozbawieniem w oczach.
- Przeszkadza ci to, baranku? - spytał i próbował pogłaskać mnie
po policzku. Odepchnęłam jego rękę.
- Przeszkadza – wysyczałam. - Nienawidzę takich facetów, więc z
łaski swojej daj mi święty spokój.
Wyminęłam go i odprowadzona spojrzeniem, wyszłam na dziedziniec.
Nie czekając na Konan skierowałam się do akademika, żeby choć przez chwilę móc
odpocząć od tego idioty. Odkąd miałam wątpliwą przyjemność poznać go osobiście,
nie dawał mi spokoju. Jego idealna buźka ciągle stawała mi przed oczami, co
chwila słyszałam jak ktoś o nim mówił, a do tego uczepił się mnie jak rzep
psiego ogona. Nie po to wyjeżdżałam z rodzinnej miejscowości, żeby z powrotem
wplątać się w jakieś bagno.
Megumi nie było w pokoju, więc mogłam bez ceregieli rzucić się na
łóżko i wydrzeć w poduszkę. Miałam po dziurki w nosie natrętnego zachowania
chłopaka, który najwyraźniej świetnie się bawił, drażniąc mnie. Nie byłam
laską, która wskoczy mu do łóżka, gdy tylko na nią spojrzy. Niestety, Madaro
Uchiha, nie prześpię się z tobą.
Jak
tylko trochę się uspokoiłam, zdecydowałam się pouczyć na następny dzień. Niby
nie miałam zapowiedzianego żadnego kolokwium, ale z fizjologii mogli nas pytać,
więc wolałam być przygotowana, tym bardziej, że starałam się o zwolnienie z
egzaminu. Otworzyłam książkę na neurofizjologii i zaczęłam ją studiować, jednak
wszystko mi się myliło. Nie mogłam się skupić na tekście.
- Rei. - Konan wpadła do mojego pokoju jak burza. Uśmiechnęłam się
do niej od niechcenia i zrobiłam miejsce na łóżku. - Gdzie tak zniknęłaś?
- Pogadaj ze swoim chłopakiem, żeby kazał się Madarze ode mnie
odwalić – syknęłam, ignorując jej pytanie. - Mam go dosyć!
Konan uśmiechnęła się, wyraźnie rozbawiona moim narzekaniem.
- Kiedy on naprawdę jest spoko – powiedziała. - I wcale nie ma
zamiaru zaciągnąć cię do łóżka.
- Och serio? - prychnęłam z ironią. - Więc o co mu chodzi?
- Nie wiem. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Ale nigdy nie
zachowywał się tak w stosunku do żadnej innej laski. Ciebie traktuje inaczej.
- Na pewno chce się zaprzyjaźnić – rzuciłam złośliwie, a ta
walnęła mnie w ramię.
- Może. Daj mu szansę.
- Nie – ucięłam. - Wiesz dobrze, że właśnie przed kimś jego typu
uciekłam. Nie po to zostawiłam rodziców, żeby teraz zadawać się z takim facetem!
Konan wyraźnie spochmurniała. Dotarło do niej, że miałam rację.
- Przepraszam, po prostu nie chcę znowu...
- Wiem – przerwała mi przyjaciółka. Pogładziła mnie po kolanie z
przepraszającą miną. - Idę. Muszę się jeszcze pouczyć.
Uśmiechnęłam się do niej, a gdy zniknęła za drzwiami, opadłam na
poduszki. Byłam zmęczona gonitwą myśli, która szalała w mojej głowie. Nie
chciałam mieć z Madarą nic wspólnego, był uosobieniem najgorszych cech
mężczyzny i przede wszystkim tego, przed kim uciekałam. Obrzydzał mnie jego
styl życia, jego słowa, gesty, lubieżne uśmieszki. Nie wiedziałam, jak mu to
uświadomić, bo nie zamierzałam grać z nim w żadne gierki. Serio chciałam żeby
się zwyczajnie odwalił.
*
Wieczorem tego samego dnia wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam do
łóżka. Zanim poszłyśmy z Megumi spać, która jak zwykle uraczyła mnie jedną z
kąśliwych uwag odnośnie mojej obecności w pokoju, uczyłam się jeszcze chwilę.
Niemniej jednak powieki dość szybko zaczęły mi ciążyć, więc odłożyłam wolumin,
zgasiłam lampkę i wygodnie się ułożyłam.
Obudził mnie dziwny odgłos. Odrzuciłam kołdrę, bo było mi
niesamowicie gorąco i wstałam z łóżka, chcąc sprawić, co się dzieje na
korytarzu. Nie spodziewałam się jednak, że na samym końcu, przy jednej z dwóch
klatek schodowych prowadzących na to piętro, zobaczę ogromne, pożerające
budynek płomienie. Zamarłam, wpatrując się w szalejący ogień, którego gorąco docierało
już do mnie. Dopiero poczuwszy, że coraz ciężej mi się oddycha, zaczęłam
działać. Wydarłam się na całe gardło, obwieszczając wszystkim pożar, i sporo
ryzykując, zbliżyłam się do ognia. Waliłam w każde drzwi, drąc się wniebogłosy
i obserwując, jak dziewczyny wychodzą zaspane z pokojów i z paniką uciekają w
stronę drugiej klatki schodowej. Wróciłam do siebie, wzięłam szybko torebkę,
do której wrzuciłam telefon, zarzuciłam ją sobie na ramię i zaczęłam budzić
Meg, która, niech ją szlag, miała kamienny sen.
- Megumi! - wydarłam się, przerażona. Ogień nie miał zamiaru
czekać, aż uciekniemy. Chciał nas pożreć żywcem. - Meg! - Uderzyłam dziewczynę
torebką i potrząsnęłam ją mocno za ramię. Obudziła się i rzuciła mi wściekłe
spojrzenie.
- Co robisz, idiotko? - warknęła zaspana.
- Meg, pożar! Wstawaj! - krzyknęłam i nie czekając na dziewczynę,
wybiegłam z pokoju. Na samym końcu korytarza zauważyłam Konan, biegnącą w moją
stronę. Wpadłyśmy sobie w ramiona, ignorując dziewczyny, które niemal nas
stratowały. Złapałam ją za rękę, żebyśmy się nie zgubiły, jednak przyjaciółka
zamiast pobiec na klatkę schodową, zaciągnęła mnie do swojego pokoju.
- Kat jest nieprzytomna! - wykrzyczała przerażona, potrząsając
współlokatorką. - Katina! - pisnęła zrozpaczona.
- Kat! - wydarłam się i rzuciłam na dziewczynę. Ta jednak nawet
nie drgnęła.
- Nie możemy jej tu zostawić. - Konan niemal płakała ze strachu.
- Nie – przyznałam. - Chodź, pomóż mi!
Wzięłyśmy dziewczynę za ręce i z trudem wytargałyśmy ją na
opustoszały już korytarz, który w połowie był zjedzony przez ogień. Jak
najszybciej mogłyśmy taszczyłyśmy ją w kierunku schodów, raz po raz oglądając
się za siebie. Pożar powoli nas doganiał, jednak buzująca w naszych żyłach
adrenalina nie pozwoliła mu dopaść ofiar. Szybko otworzyłyśmy drzwi i nie
zważając na to, że możemy zrobić Katinie krzywdę, zaczęłyśmy zbiegać z nią po
schodach.
Niespodziewanie ogień buchnął niemal tuż nad naszymi głowami.
Straciłyśmy równowagę i z krzykiem rozpaczy zleciałyśmy ze schodów. Tocząc się
na dół, poczułam ból nogi, który jednak nie sparaliżował mnie na tyle, żebym
nie mogła wstać.
- Reiko!
- W porządku! - krzyknęłam, spoglądając w górę. Ogień trawił już
drugą klatkę schodową. Nie chciałam nawet myśleć o dziewczynach mieszkających
na pozostałych siedmiu piętrach. Byłam na tyle przerażona, że jedyne co mi
chodziło po głowie, to ucieczka. Wstałam, wspierając się barierki i dopiero
wtedy poczułam rozrywający ból prawej nogi. Ponownie upadłam, odruchowo łapiąc
się za ranną kończynę. Nie wytrzymałam i również się rozpłakałam.
- Katina, ty pieprzona ćpunko! - wydarła się Konan, potrząsając
wciąż nieprzytomną dziewczyną. - Rei!
- Złamałam nogę – powiedziałam słabo, nie mogąc wytrzymać widoku
łydki i bólu, jaki temu towarzyszył. Pod skórą wyraźnie rysowała się złamana
kość.
- Rei, błagam. - Konan upadła obok mnie i popatrzyła na nogę.
Zaklęła pod nosem, spoglądając to na mnie, to na Katinę, a skończywszy na
ogniu, który niemal palił nam już włosy.
- Dasz radę sama? Konan! - krzyknęłam, widząc jej przerażenie i
panikę. Złapałam jej głowę i kazałam spojrzeć sobie w oczy. Odkaszlnęłam, bo
dym skutecznie utrudniał mi oddychanie. - Dasz radę ją stąd wyciąnąć?
Zapłakana przyjaciółka skinęła niepewnie głową i wzięła Katinę pod
pachy. Z trudem się podniosła i zaczęła ciągnąć ją w dół, cały czas patrząc na
pożar, który siedział nam na ogonach. Złapałam się barierki i tak szybko jak
mogłam, zeskakiwałam po schodach, możliwie jak najdzielniej ignorując ból i
starając się przy tym jak najmniej oddychać. Dym nieprzyjemnie piekł mój
przełyk i płuca, uniemożliwiając racjonalne myślenie i funkcjonowanie.
Gdy byłyśmy na pierwszym piętrze, Konan opadła z sił i przewróciła
się, a wraz z nią nieprzytomna Katina. Dziewczyna uderzyła głową o podłogę i
dopiero to ją ocuciło. Popatrzyła na nas zaćpanym wzrokiem i zerknęła na pożar.
Nie dostrzegłam w jej oczach strachu, tylko rozbawienie.
- Kat! - Konan uderzyła ją w policzek, chcąc tym samym obudzić
współlokatorkę. - Kat, ty głupia pizdo, wstawaj!
Dziewczyna powoli się podniosła i za rozkazem Konan, zaczęła
chwiejnym krokiem schodzić po schodach. Tymczasem przyjaciółka złapała mnie pod
ramię, dusząc się i krztusząc dymem, chcąc choć trochę mi pomóc.
Pokonanie tych kilku schodów trwało całą wieczność. Dym dość mocno
otumanił całą naszą trójkę, przez co wyszłyśmy z budynku gwałtownie kaszląc, co
przypominało nawet duszenie się. Razem z Konan padłyśmy na trawę, raptem dwa
metry od budynku, wcale nie bezpiecznie daleko od pożaru i mocno wdychałyśmy
powietrze. Katina natomiast chwiejnym krokiem ruszyła w kierunku migających
samochodów policyjnych, wozów strażackich i karetek.
- Reiko – wyjęczała Konan i uklękła nade mną. Dyszałam, próbując
odzyskać oddech. - Rei! - Dziewczyna odgarnęła włosy z mojej rozpalonej twarzy
i zerknęła na ogień. - Pomocy! - krzyknęła, chcąc przyciągnąć tym samym
medyków. - Ratunku!
Dziewczyna wstała i zaczęła machać rękami, nie chcąc zostawiać
mnie samej. Nie byłam w stanie wstać. Niemiłosiernie kręciło mi się w głowie, w
płucach zamiast tlenu miałam dym, a noga rwała jak opętana.
- Tutaj! - Usłyszałam jeszcze krzyk dziewczyny. Powoli
odlatywałam, tracąc świadomość.
Jak przez mgłę pamiętam medyków, usztywniających złamaną nogę,
uczucie przemieszczania się na łóżku, lamentującą Konan i huk medycznych syren.
Ocknęłam się dopiero w szpitalu, z maską tlenową na twarzy, a nade mną stał
lekarz. Przez chwilę próbowałam sobie przypomnieć, co się właściwie stało, i
skutecznie pomógł mi w tym ostry ból nogi. Podniosłam głowę chcąc zobaczyć, czy
jest już opatrzona; nie była.
- W końcu się obudziłaś – mruknął lekarz. - Pamiętasz, co się
wydarzyło?
- Tak – wychrypiałam przez maskę. Przełyk palił mnie, podrażniony
od dymu. - Co z Konan?
- Podaliśmy ci tlen. Na twoje szczęście nie nawdychałaś się za
dużo dymu, więc nie wystąpiło zagrożenie życia. Podejrzewam, że zemdlałaś z
bólu, a nie przez zatrucie – powiedział mężczyzna, jednak jego wypowiedź
dotarła do mnie z dużym opóźnieniem. - W gorszym stanie jest twoja noga. Musimy
zrobić rentgen, bo póki co najważniejszym było przywrócenie ci spokojnego
oddechu. Na pierwszy rzut oka widać, że jest złamana, ale musimy zbadać skalę
obrażeń.
Skinęłam głową i przymknęłam oczy. Powoli, drżącą ręką zdjęłam z
twarzy maskę, żeby lekarz lepiej mnie słyszał.
- Długo spałam?
- Pół godziny – odpowiedział. - Pojedziemy teraz na rentgen, ok?
Lekarz założył mi z powrotem maskę i odszedł od łóżka. Wrócił po
jakimś czasie z pielęgniarką, która trzymała przed sobą wózek inwalidzki.
Odłączono mnie od aparatury monitorującej moje serce oraz zdjęto maskę, pomogli
mi się podnieść i posadzili na wózku. Skrzywiłam się, gdy ból rozszedł się aż
po czubek głowy.
Nie kontaktowałam jeszcze zbyt dobrze, więc droga do pracowni
rentgenowskiej zlała się w niewyraźny film. Ocknęłam się gdy kazano mi usiąść
na specjalnym łóżku, położyć się i czekać. Usłyszałam charakterystyczny dla
rentgena dźwięk i już po chwili wracałam do sali, w której się obudziłam.
Ponownie
nałożono mi maskę tlenową, która zdecydowanie ułatwiała mi oddychanie. Powoli
się uspokajałam i docierało do mnie, że przeżyłam. Płomienie mnie nie dosięgły,
udało mi się uciec. Miałam tylko nadzieję, że Konan nic nie było. Pamiętałam,
że obie wybiegłyśmy z budynku, ale co dalej? Tego nie byłam w stanie sobie
przypomnieć.
Po niedługim czasie przyszedł do mnie lekarz z nietęgą miną.
Wbiłam w niego wzrok, oczekując na wieści.
- Wieloodłamowe złamanie kości piszczelowej i strzałkowej z
przemieszczeniem – zawyrokował, na co szczęka mi opadła. Nie spodziewałam się,
że jest aż tak źle. - Musimy nastawić to operacyjnie i zabezpieczyć odłamy
kostne. Zgadza się pani na zabieg, pani Ryusaki?
- Chyba nie mam innego wyjścia – powiedziałam przez maskę. Lekarz
podał mi do podpisania dokument, po czym zniknął z sali. W jego miejsce
przyszła niezbyt wysoka, szczupła kobieta o przepięknie brązowych włosach
upiętych w kucyka. Uśmiechnęła się do mnie ze zrozumieniem, co było miłą
poprawą humoru.
- Nazywam się Akemi Tachi, jestem anestezjologiem – przedstawiła
się i podała mi rękę. - Jak pani wie, nogę należy nastawić operacyjnie, w
związku z czym konieczne jest znieczulenie ogólne. Proszę mi powiedzieć, czy
była już pani kiedyś operowana?
- Nie – odpowiedziałam, ściągnąwszy maskę. - Nigdy żadnych
znieczuleń.
- Cierpi pani na jakieś choroby? Cukrzyca, nadciśnienie, choroby
zakrzepowe serca, tarczyca, astma, padaczka? - Na każde ze schorzeń kręciłam
przecząco głową. - Leczy się pani obecnie? - Nie. - Przyjmuje pani jakieś leki?
- Znów nie. - Transfuzja? - E, e. - Alergia na leki, pokarmy?
- Jestem uczulona na penicylinę – odpowiedziałam, a lekarka
skinęła głową. Nim zdążyła zadać mi kolejne pytanie, do sali weszła rudowłosa
pielęgniarka i poinformowała mnie, że musi mi pobrać krew i założyć wenflon.
Wystawiłam do niej rękę i znów skupiłam się na anestezjologu.
- Ile pani waży?
- Pięćdziesiąt pięć kilo – odparłam, a ta skinęła głową.
- Będę przy pani zabiegu. - Szatynka uśmiechnęła się ciepło i
włożyła kartkę, którą trzymała w ręce, pod pachę. - Jeśli ma pani jakieś
protezy, soczewki, biżuterię, to trzeba je zdjąć na czas operacji. I proszę się
nie bać, zadbam o pani bezpieczeństwo.
- Dziękuję – odpowiedziałam słabo. Pielęgniarka okleiła wenflon i
obie kobiety zostawiły mnie samą, lecz nie na długo. Rudowłosa zaraz wróciła i
dała mi do ręki tabletkę.
- To premedykacja przed zabiegiem – poinformowała mnie. - Uspokoi
panią.
Skinęłam głową i połknęłam lekarstwo. Niestety ze względu na to,
że miałam być znieczulana, mogłam upić tylko małego łyczka wody, a gardło
okropnie mnie paliło.
Już po chwili poczułam się nieco rozluźniona. Pooddychałam jeszcze
przez maskę, a po kilku minutach przyszły po mnie dwie pielęgniarki i zawiozły
mnie na blok operacyjny. Nie powiem, cholernie się bałam, ale miałam nadzieję,
że nie wystąpią komplikacje.
Zostałam przeniesiona na drugie łóżko, a następnie lekarz
anestezjolog, która jeszcze przed chwilą przeprowadzała ze mną wywiad, stanęła
nad moją głową i wprowadziła z inną kobietą do sali operacyjnej. Przyłożono mi
do twarzy maskę i odleciałam.
*
Obudził mnie głos anestezjologa. Uśmiechała się ciepło, głaszcząc
mnie po głowie. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Wciąż oszołomiona,
usłyszałam tylko, że operacja się powiodła oraz że zostanę teraz przewieziona
na salę pooperacyjną. Całą drogę jednak przespałam i ocknęłam się dopiero
wtedy, gdy przenoszono mnie z wózka na łóżko. Dostrzegłam zapalone nad głową
lampy, biały sufit i dwie młode pielęgniarki. Mówiły coś do siebie, jednak nie
zrozumiałam co.
Przez kolejne godziny uparcie spałam. Gardło niemiłosiernie mnie bolało
od rurki intubacyjnej i dymu, byłam głodna, oszołomiona i obolała. Wróciło
czucie i zawieszona w powietrzu noga uparcie dawała o sobie znać.
Gdy przyszła pielęgniarka, żeby zmienić kolejną kroplówkę,
sięgnęłam do niej ręką. Popatrzyła na mnie, podczas gdy ja próbowałam wydać z
siebie jakikolwiek dźwięk. Nachyliła się, żeby usłyszeć mój szept.
- Wie pani, co z moją przyjaciółką? Konan Tenshi?
- Jest cała i zdrowa. Siedzi na korytarzu i ciągle o panią pyta –
odpowiedziała z uśmiechem pielęgniarka. Kamień spadł mi z serca.
- Dziękuję – wyszeptałam. Tylko tyle byłam w stanie z siebie
wydusić.
- Proszę oszczędzać gardło – zaleciła kobieta. - Stopniowo dojdzie
do siebie, ale póki co proszę spać.
Bez słowa sprzeciwu jej posłuchałam.
*
Gdy kolejny raz się obudziłam, stało nade mną stado lekarzy i
pielęgniarek. Wystraszyłam się, że coś poszło nie tak, jednak szybko
zorientowałam się, że to po prostu wizyta.
- Pacjentka w dobie operacyjnej, wieloodłamowe złamanie kości
piszczelowej i strzałkowej z przemieszczeniem. Noga nastawiona, wstawione dwie
śruby. Unieruchomienie za pomocą szyny gipsowej do czasu zejścia opuchlizny –
wyrecytowała młoda kobieta z karty trzymanej w ręce. Popatrzyła wyczekująco na
jednego z lekarzy, który uważnie mi się przypatrywał.
- Żadnych krwotoków? - spytał, a kobieta zaprzeczyła. - W
porządku. Zrobimy jeszcze rentgen kontrolny, a później wypiszemy panią do domu.
Dostanie pani skierowanie do poradni chirurgiczno-ortopedycznej. Zgłosi się tam
pani za tydzień na zmianę opatrunku na pełny gips. Wypisz jeszcze Clexane,
dziesięć zastrzyków – zwrócił się do kobiety. - I coś przeciwbólowego.
- Ile będę nosić ten gips? - spytałam. Zoraną zmarszczkami twarz
lekarza przyozdobił delikatny uśmiech.
- W najlepszym wypadku siedem, osiem tygodni – powiedział.
-
O matko – westchnęłam i przewróciłam oczami. - Serio?
- Złamanie było poważne – odparł mężczyzna. Skinęłam ze
zrozumieniem głową. - Jak się pani czuje?
- Dobrze – wychrypiałam. Głos powoli do mnie wracał, a w gardle
nie drapało mnie już tak straszliwie, jak przed paroma godzinami. - Całkiem
dobrze.
- W porządku. Przygotuję wypis i jeszcze dziś wróci pani do domu.
Przyjadą po panią rodzice?
- Przyjaciele – odpowiedziałam. - Rodzice są tysiące kilometrów
stąd, ja tu tylko studiuję.
Lekarz mruknął coś pod nosem i skierował się do wyjścia z sali.
- Doktorze! - zawołałam za nim. - Wie coś doktor o tej tragedii?
Dużo było... ofiar?
- Kilka. - Lekarz wyraźnie mnie zbył. Jedna z pielęgniarek
poklepała mnie po ramieniu i zniknęła zaraz za pielgrzymką medyczną.
Kilka. To mi nic nie mówi.
Zastanawiałam się, gdzie teraz zamieszkam i jak to wszystko będzie
wyglądało. Na pewno przez jakiś czas nie mogłyśmy z Konan wrócić do akademika,
ale musieli nam przecież znaleźć lokum zastępcze. Byłam ciekawa i jednocześnie
przerażona. Przypomniałam sobie ogień, który był tak blisko, duszący dym i
przerażenie w oczach przyjaciółki... Nam udało się uciec, inni nie mieli
takiego szczęścia.
Musiałam szybko zadzwonić do rodziców. Na pewno dowiedzieli się o
pożarze, w końcu była już godzina ósma, i pewnie odchodzili od zmysłów. Zapewne
Konan już do nich dzwoniła i ich uspokajała, jednak lekarze z pewnością nie
przekazali jej wszystkich informacji na mój temat, bo przecież nie była
rodziną. A moi rodzice nie mieli możliwości, żeby do mnie przyjechać.
Rozejrzałam się za torebką i dostrzegłam ją tuż obok łóżka. Z
trudem po nią sięgnęłam i zerknęłam na komórkę. Była zasypana nieodebranymi
połączeniami i wiadomościami od rodziny i znajomych.
Szybko wybrałam numer mamy. Nie musiałam długo czekać, już po
pierwszym sygnale usłyszałam w słuchawce jej zapłakany głos.
- Córeczko! Rei, kochanie, nic ci nie jest?
- Mam złamaną nogę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, na co ta
załkała – ale poza tym wszystko w porządku. Dziś wyjdę ze szpitala.
- Bogu dzięki. - Mama pociągnęła nosem, próbując się opanować. -
Konan do mnie dzwoniła.
- Tak myślałam. Z nią wszystko w porządku?
- Tak. Kochanie, dostaniecie zastępcze pokoje, wszystkiego już się
dowiedziałam. Dopóki nie wyremontują waszego akademika, będziecie tam mieszkać.
- Jaka była przyczyna pożaru? - Zmieniłam temat. Tak naprawdę
niczego nie wiedziałam o tym wypadku.
- Podobno ktoś zostawił niedopałek – poinformowała mnie mama, a ja
w myślach siarczyście przeklęłam. - Córuś, chcesz do nas przyjechać?
Odpoczniesz trochę, na pewno jesteś zdenerwowana.
- Mamo, nie będę podróżować z nogą w gipsie – zauważyłam. -
Dziękuję. Konan na pewno mi pomoże.
- Rozumiem. - Mama znowu zaczęła płakać mi do słuchawki, a ja
przez kolejne minuty ją uspokajałam. Gdy w końcu się rozłączyła, poczułam ulgę.
Po niedługim czasie drzwi do sali otworzyły się z cichym
skrzypieniem i do pomieszczenia niemal wbiegła zmartwiona Konan. Przylgnęła do
mnie niczym pijawka, a ja poczułam ogromną ulgę widząc ją całą i zdrową.
- Tak się bałam, Rei – wyjęczała i starła z policzków łzy. - Twoja
noga...
- Złamana – odpowiedziałam, zauważywszy, że do pokoju weszli
również Pain i Madara. Na ich twarzach odmalowało się zmartwienie. - Cześć.
- Nic ci nie jest, baranku? - spytał z powagą Uchiha, stanąwszy na
samym końcu łóżka. Uśmiechnęłam się przez łzy. Jego ramiona wydawały się być
jeszcze potężniejsze, gdy tak stał.
- To tylko noga – westchnęłam. - Dojdzie do siebie po kilku
tygodniach.
- Dobrze, że nic poważnego wam się nie stało – zauważył Pain i
przyciągnął do siebie dalej roztrzęsioną dziewczynę. Przytulił ją i cmoknął w
czoło, chcąc uspokoić jej zszargane nerwy. Konan zdecydowanie bardziej wszystko
przeżywała, niż ja. A może po prostu dalej byłam w szoku.
- Dużo było ofiar? - spytałam przyjaciół.
- Trzynaście – powiedziała Konan w ramię Paina. Serce mnie zakuło
na myśl o ich przerażeniu i błaganiu o pomoc. To mogłyśmy być my...
- Chryste – jęknęłam i schowałam twarz w dłoniach. - Co za idiotka
zostawiła ten niedopałek?
Nikt mi nie odpowiedział. Nie znajdą sprawcy.
- Co teraz? - spytałam Konan. - Gdzie będziemy mieszkać?
- U nas – odparł Pain, a ja rzuciłam mu zdziwione spojrzenie.
- Przecież mamy mieć zagwarantowane...
- Na pewno – prychnął Madara. - Chcesz mieszkać w pokoju z piętnastoma
osobami, w którym prócz łóżka nie macie nic innego? Widziałem te pomieszczenia
– chłopak wyraźnie się skrzywił – i nie pozwolę, żebyś tam spędziła chociaż
jedną noc, baranku.
- Nie chcę wam siedzieć na głowie – zauważyłam posępnie. Madara
podszedł do łóżka i przy mnie ukucnął.
- Tym się nie przejmuj, baranku. - Chłopak złapał mnie za rękę i
pogładził wnętrze dłoni kciukiem. - To już postanowione.
Zerknęłam na Konan. Patrzyła na mnie z nadzieją. Bardzo chciała
pomieszkać u Paina do momentu wyremontowania naszego akademia. Problem w tym,
że nie było wiadomo, kiedy to się stanie.
- To zbyt długi czas – westchnęłam. - Będę wam tylko zawadzać z tą
nogą.
- I właśnie o to chodzi – zauważył Madara. - My ci pomożemy, a
tamci nie. Zgódź się. Przynajmniej dopóki nie będziesz mogła samodzielnie
chodzić. No dalej, baranku – poprosił.
Spojrzałam jeszcze raz na Konan. Madara miał rację, ale nie
chciałam, żeby mnie niańczyli. Niemniej jednak zdecydowanie bardziej uśmiechało
mi się przebywanie z przyjaciółmi i proszenie o pomoc ich, a nie obcych ludzi.
Problem jednak polegał na tym, że za wszelką cenę chciałam unikać
Madary, a miałabym z nim mieszkać. To raczej kiepskie wypełnienie planu.
- No dobra – mruknęłam po chwili, a Konan pisnęła ze szczęścia.
Przytuliła mnie do siebie i cicho się śmiała. - Ale tylko dopóki nie zdejmą mi
tego – warknęłam, spoglądając na gips.
- I ani dnia dłużej, baranku – powiedział z uśmiechem Madara.
Dziwne, ale wydał się być całkiem sympatycznym, gdy nie zgrywał twardziela.
Cóż, to będzie osiem długich tygodni mojego życia.
Cześć
i czołem! Choć nie jestem w blogowym świecie nowa, to dla tych, którzy mnie nie
znają, przedstawię się: jestem Kushina, uwielbiam pisać opowiadania i ciągle
mam mnóstwo pomysłów. Co prawda nigdy nie robię tak, że wstawiam coś po
napisaniu raptem jednego rozdziału, ale historia, którą sobie wymyśliłam,
spodobała mi się na tyle, że postanowiłam zaryzykować. W związku z tym, że nie
mam póki co zapasowych rozdziałów, nie wiem, kiedy będzie kolejny. Ale
spokojnie, pisanie ich idzie mi szybko, więc raczej nie będziecie musieli długo
czekać. :)
Do
tych, co czytają jeszcze moje drugie opowiadanie: nie zaniedbam go, obiecuję.
Cóż,
blog Baranku jest nieco inny od tych, które zazwyczaj prowadziłam. Przede
wszystkim mamy tutaj prawdziwy świat, nie ma stricte Akatsuki, choć jak
widzicie, członkowie organizacji się przewijają. Diametralnie zmieniłam
zachowanie niektórych bohaterów (porównajcie sobie Konan z Baranku i z Shouri
Muzai), ale mam nadzieję, że mimo to i tak Wam się spodoba. :)
Jestem
mega podekscytowana, bo ten blog mimo wszystko daje mi więcej możliwości.
Normalny świat = normalne zachowanie, czego w morderczym Brzasku niekiedy
brakuje. ^^
Co
sądzicie o szablonie? Znalazłam go i strasznie spodobała mi się ta babeczka,
ale nie wiem, czy nie jest za jasny. Postaram się znaleźć coś nowego, a gdybyście i Wy wpadli na coś
ciekawego i stwierdzili, że tu pasuje, to możecie podesłać linka. Będę bardzo
wdzięczna. :)
Ah,
no i teraz chyba nasyciłam Was długością rozdziału, co? ;)
Pozdrawiam
i do następnego. <3
Aaaaaaaaaa! Uwielbiam! Uwielbiam! Uwielbiam! <3
OdpowiedzUsuńWybacz Słońce, ale teraz nie mogę Ci napisać dłuższego komentarza, bo jadę do znajomych, ale za parę godzin się poprawię i napiszę, co o tym myślę ^_^
Po prostu chciałam żebyś wiedziała, że już przeczytałam ten rozdział, który jest świetny! ;* (jaki spoiler xD)
Pozdrawiam <3
Po pierwsze: piękny szablon, kolorystyka pasuje mi do treści. Raczej zostałabym przy jasnych kolorach, niż ciemnych, ale zrobisz jak chcesz :D
UsuńJakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że skupiłaś się na Madarze, bo pamiętam jak na chacie napisałaś mi, że lubisz Itachiego, Hidana i Paina, a tu się wkradł Madara....
Zastanawiam się, czy nasz główny Uchiha pamięta imię Reiko, bo ciągle mówi na nią baranku, co swoją drogą jest urocze ^_^ No i jaki zbieg okoliczności, że obydwie studiujecie położnictwo ;) Nie, no super, bo przynajmniej się dowiem, jak to wszystko wygląda od zaplecza ;)
Kolejny szok - świat realny. Pierwszy raz się z tym u Ciebie stykam, co bardzo mnie cieszy, bo wciągnęłaś mnie jak cholera i po prostu muyszę Ci wyznać, że zakochałam się w Madarze, którego wykreowałaś. Seryjnie ^_^ Mimo, że jest kobieciarzem, jest bardzo przyjemnym typem, co aż mnie dziwi, bo też nie przepadam za takimi ludźmi. Jestem ciekawa, czy gdzieś wplątasz tego faceta, przed którym Rei ucieka - może wtedy Madara by zaplusował, gdyby jej pomógł czy coś, bo chemia między nimi jest nieźle wyczuwalna ;)
Ahhh, jak ja się cieszyłam z końcówki. Nie lubię ludzkiego cierpienia, ale cieszyłam się z pożaru, bo przynajmniej nasze gołąbeczki będę mieszkać razem ^_^ Z niecierpliwością czekam na następny rozdział, więc błagam, pisz szybko ;)
P.S - cieszę się z długości rozdziału, oby tak dalej ;)
Pozdrawiam i całuję :*
Jak miło mi Cię tutaj widzieć. <3
UsuńJeśli chodzi o szablon to może być jasny, jak najbardziej, tylko pytanie, czy ten nie jest ZA jasny. :D Mam wrażenie, że tekst trochę może się przez to zlewać, a nie chciałabym męczyć Waszych oczek. :)
Owszem, uwielbiam Itachiego, Hidana, Paina, ale z nich wszystkich jedynie Hidan pasowałby mi do tej roli, a nie chciałam tworzyć kolejnego opowiadania z nim w roli głównej. Zaczęłam główkować, kogo można by wkręcić w to opowiadanie i nagle - BAM! Madara! :D
A tam, zbieg okoliczności z tym położnictwem... Żaden zbieg. ^^" W gruncie rzeczy łatwiej mi pisać o rzeczach, na których autentycznie się znam, co przejawia się choćby w kwestiach przedmiotów itp. ;)
Też lubię Madarę, ale zobaczysz, że jeszcze Ci trochę zbrzydnie. Trochę. ;D
Piszę, piszę... A w związku z tym, że chcę dodawać rozdziały mniej więcej takiej długości, jak ten, zajmie mi to więcej czasu niż w przypadku Shouri Muzai. ;)
Dziękuuuuuję bardzo za komentarz. Jest mi szalenie miło teraz i uśmiecham się do komputera jak głupia. <3 Buziaki! :*
Kushina, kochanie Ty moje <3 Genialny wstęp, no i Madara tu też taki, że Aww. Do schrupania, reaaaaaaallllllly! Ciekawa odmiana, po Konan, która była gorsza od ulicznej dziwki po Konan, którą... lubie.xD Widać, że masz wielką wyobraźnie i bawisz się nią najlepiej, jak potrafisz.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle, długość... powinnam być nienasycona, aczkolwiek chce wiedzieć, co dalej.xd No i w ogóle wiesz, czekam na dalsze historie. Domyślamy się, że Rei będzie z naszym Uchihą. To znaczy, nasz baranek. Mam nadzieje, że ten gips zostanie na dłużej.... no wiesz, będzie wtedy dłużej u nich ^^
Pozdrawiam cieplutko <3
Cześć, skarbie. <3
UsuńPrawdaaaa? Też bym go podziamała trochę! Bałam się, że Madara to kiepski wybór, ale widzę, że niepotrzebnie. ^^"
Ale źle życzysz Rei, jak możesz! Noszenie gipsu jest istną udręką. Wprawdzie nie miałam nogi w gipsie (tylko w szynie, jak byłam mała, więc nawet dokładnie tego nie pamiętam), ale w lutym złamałam rękę i męczyłam się siedem tygodni... Masakra! Sama nie wiem, co gorsze. Nie móc chodzić, czy nie móc nic zrobić. :D
Pięknie dziękuję za komentarz i za obecność. Tak mi cieplutko na serduchu, że sobie nie wyobrażasz. :)
Buźka! :*
Podziwiam Cię za podjęcie się pisania aż trzech historii, to wydaję się być niesamowicie trudne. Liczę, że nie zawiedziesz nas na żadnej z nich, ponieważ uwielbiam wszystkie trzy (mimo, że tu wstawiłaś dopiero pierwszy rozdział). : )
OdpowiedzUsuńSzablon jest słodki. :D Ale dla mnie za jasny, odrobinkę przyciemnione kolory, według mnie, lepiej by się sprawowały. : )
A teraz przejdę może do rozdziału. :D
Bardzo zdziwiłam się faktem, że opowiadanie nie toczy się w świecie "Naruto", ale to nie zmienia faktu, że się zaciekawiłam. :D
Rozdział jest długi, co mnie cieszy. ^^
Jestem zadowolona, że tutaj Konan jest miłą, fajną dziewczyną. Wolę czytać o niej w takiej wersji. : )
Spodobało mi się, że tym razem Madara jest głównym bohaterem. Miła odmiana. :D Lubię takich niegrzecznych chłopców, więc przypadła mi jego postać do gustu. :D
Hm, fajnie, że będą musieli razem mieszkać. ^^ Niech Rei szybko wyzdrowieje, ale niech się nie wyprowadza. :D
I dalej nie mogę rozkminić czemu on na nią woła "baranku". Czy to ma jakiś ukryty sens? Dziewczyna ma loki, czy cuś? :D
Pozdrowionka. <3
W gruncie rzeczy czuję się tak, jakbym pisała dwie historie, bo niestety ale na Waikyoku straciłam zapał. Czasem próbuję coś napisać, i jak mam dobry dzień, to udaje mi się naskrobać kilka zdań, ale to tyle. Chciałabym to skończyć, ale niczego nie obiecuję. ;)
UsuńTak też myślałam, że szablon ciut za jasny. Rozglądam się za nowym, ale nic póki co nie wpada mi w oczy. :c
To "baranku" ma ukryty sens, ale wszystko w swoim czasie. :D
Dzięki wielkie za ciepły komentarz i za to, że jesteś również tutaj. <3
Buziaki! :*
Waliłam w każde drzwi, drąc się wniebogłosy i obserwując, jak dziewczyny wychodzą zaspane z pokojów i z paniką uciekają w stronę drugiej klatki piersiowej. - zakładam, że to jakiś błąd :D
OdpowiedzUsuńCzytałam ten fragment i czytałam, zastanawiając się o co chodzi. Dopiero po chwili zajarzyłam i aż walnęłam się w czoło! :D Dżizas, nie wiem, o czym myślałam pisząc to, ale jest to błąd i to ogromny. ;D Dzięki za zwrócenie uwagi, już poprawione. :D
UsuńNie ma za co. Co do pomysłu na blog - świetny. Fajnie przedstawiłaś bohaterów z Akatsuki oraz swoich własnych. Chociaż osobiście uważam, że nieco przesadziłaś z wrogim nastawieniem eks-współlokatorki Rei.
UsuńCiekawe, czy wkręcisz do opowiadania jej byłego. I jeśli tak, to czy też będzie to postać z Naruto (z lub spoza Akatsuki).
Cóż, czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
A, jeszcze jedno - nazwisko Ryusaki kojarzy mi się z pewnym miłośnikiem słodyczy, może wiesz o kogo mi chodzi :)
Do napisania,
Arabella
Uwierz mi, że są tacy ludzie jak Megumi. I bardzo działają na nerwy, oj bardzo. Nie wiem skąd oni się biorą, serio. Sama miałam do czynienia z tego typu dziewczyną. Na szczęście nie musiałam z nią mieszkać. :D
UsuńNie mam pojęcia, o kim mówisz, szczerze mówiąc. Miłośnik słodyczy? Nic mi to nie mówi. ^^"
Dziękuję pięknie za komentarz i pozdrawiam. :*
Oglądałaś/czytałaś Death Note?
UsuńNie. ;)
UsuńZaglądam do Shouri, a tu taka niespodzianka;)
OdpowiedzUsuńStawiasz sobie wymagania zakładając kolejnego bloga, a co tam jak szaleć, to szaleć! ;D
ale dasz radę, a wierzę w Ciebie i podołasz...
Pierwszy look, gdy tu weszłam, to było "o co kaman z tym barankiem?"- ale wszystko się wyjaśniło;)
Rozdział wyszedł fantastyczny długi i jeszcze do tego zmysłowy Madara muuułłaa ;*
Czytając ten rozdział wyobrażałam sobie trochę Ciebie, gdy pisałaś o tych wykładach i położnictwie i wszystkim co z tym związane;)
Ogółem widzę, że pisząc o realnym świecie czujesz się, jak //ryba w wodzie//, bo tutaj można bawić się słowami i nie trzymać się zasad jak przy tworzeniu historii, w której wszystkie techniki mają swoje nazwy i pieczęcie...
Zrobiłaś z Deidary GEJA?????:) można się było spodziewać już w opowiadaniu Shuri przejawiałaś taką orientację dla blondyna...;)
Szablon jest dobry i jasne kolory do tego opowiadania pasują.
Widzę, że kolejny rozdział już w 70% napisany, więc jest dobrze ^.^
Życzę weny i pomysłów ;)
Pozdrawiam serdecznie ^.^
Też w siebie wierzę. Mam nadzieję, że mi się uda dokończyć oba blogi, ale powiem Ci, że obecnie to właśnie pisanie jest rzeczą, która mi najlepiej wychodzi. Do wszystkich pozostałych miałam słomiany zapał. :D
UsuńPomyślałam, że Reiko może mieć jedną z moich cech, poza tym czuję się pewnie pisząc o tym, o czym mam konkretną wiedzę. :)
Haha no w sumie z Deidarą to tak przypadkiem wyszło, ale jakoś tak... Pasuje do tej roli. :D
Cieszę się bardzo, że spodobał Ci się ten rozdział. ^^ Pięknie dziękuję za opinie i pozdrawiam. :*
To jakaś telepatia ;d Ja w nowej serii właśnie też dodałam postać o imieniu Meg. Długo nad nią myślałam, chciałam wybrać coś wyjątkowego i przy pisaniu opisów bohaterów mi tak się nawinęło. Podoba mi się Twój nowy pomysł, ale mam nadzieję, że nie opuścisz starego bloga. <3
OdpowiedzUsuńO, no proszę. :D Ale u mnie Meg nie będzie miała dużego znaczenia więc pewnie będzie zapomniana niebawem. :D
UsuńNie opuszczę Shouri Muzai, obiecuję. :*
Witaj Kushino. :)
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu z Narutomani bo sprawdzałam sobie czyje zgłoszenie będę sobie dodawać w czwartek do spisu. :) Ogólnie nie mam w zwyczaju zwracać uwagi na treść, ale coś mnie do niej przyciągnęło... I proszę! Musiałam tu w końcu trafić, bo często widziałam Cię u Wakkako i Domi... Szkoda, że wpadłam dopiero dziś!
Mega treść, mega pomysł (chociaż znam tylko jego namiastkę). Jestem tradycjonalistką, bardziej podchodzą mnie treści związane mocno z Naruto, a bardziej pierwotnym wymiarem, który znamy z anime, ale Ty mnie niesamowicie zaintrygowałaś!
Fajny początek z walką, od razu pociągnęło mnie dalej jak przeczytałam o Madarze. Bawią mnie uporczywe starania Uchihy wobec Rei, której postawę bardzo cenię. :) Bardzo lubię Konan, widzę, że będzie tu miała istotną rolę, co jeszcze bardziej mnie to zakotwicza. :) Pożar - pierwsza klasa. Dreszczyk emocji zachowany, chociaż miałam cały czas wrażenie czytając o tej sytuacji, że Madara je wyciągnie, hah. :D I czekałam na niego, czekałam.. I doczekałam się na koniec, który mocno zachęcił mnie do dalszego odwiedzania. :)
Najlepsze w tym, wszystkim jest to, że nie przepadam za Madarą a Ty mnie do niego zachęciłaś. :3
Pozdrawiam ciepło! :*
Jejku, kochana, ale mi sprawiłaś radochę. :) Z każdym kolejnym Twoim słowem uśmiech na mojej twarzy się powiększał. :))) Szalenie mi miło!
UsuńBałam się, że jeśli wybiorę Madarę na głównego bohatera, sama sobie spławię czytelników, bo raczej nie jest on szczególnie uwielbiany, niemniej jednak żyłam nadzieją, że - tak jak w Twoim przypadku - jakoś Was do niego przekonam. Strasznie się cieszę, że się udało. :D
Dziękuję Ci bardzo za tak ciepły komentarz. Buziaki! :*
Udało, udało i wypiłabym za to z Tobą dobre wino! :)
OdpowiedzUsuńTrochę Cię oszukałam, Vanai usunęła sobie zgłoszenie poprzedniego wieczora już i jednak nie ja będę Cię zgłaszać.. Wiem, że to bez znaczenia dla innych, ale dla mnie ma, bo naprawdę chyba mnie tu sprowadziło jakieś przeznaczenie.
Czekam niczym wariat na następny rozdział i wysyłam kolejne buziaki! :D
Najpierw się przedstawię, gdyż to nasze pierwsze spotkanie; jestem Koksu. Ekhem, okej, czas na koment...
OdpowiedzUsuńKocham Cię! ♥
W końcu blog o Madarze! W końcu blog o Madarze z charakterem... moich ulubionych męskich postaci! xD
Czy Ty mi czytasz w myślach? o.O
Jak widzę Madarę, to tylko takiego, jakiego przedstawiłaś w tym opowiadaniu. :))))))
Nic nie poradzę, że kocham takich bad boyi. <3 xd Chociaż, zareagowałabym zupełnie, jak Rei, jednak mniej agresywnie. ;))
Jestem dość spokojną osoba, nie lubię uczestniczyć w kłótniach, ale czytać o takich przekomarzankach i charakterze zadziory, głównej bohaterki... me gusta. ♥
Jesteś niesamowita, Kushina-san! :D
Konan i Pain razem, Deidara gej, Sasor, no i Hidan! <3 <3 <3 Był tylko przez chwilę, ale i tak piszczę w pokoju, jak głupia. xD Uwielbiam Jashinistę. ;))
I do tego taki długi rozdział! I wciągający! Jak czytałam o pożarze, to obgryzałam paznokcie, a gdy doczytałam o tak ciężkim złamaniu nogi... auć. :c
I to "baranku". xD Nie wiem, czemu - jebłam. xDDD To takie słoooodkie. ♥ :DDD
Studia. ♥ Kto ich nie lubi? ;)) Do tego, jak masz takich przystojniaków na uczelni, hahaha. :D A współlokatorka Rei, jaka pinda. XD No ale, postać ciekawa, nie powiem. ;))
Gdy czytałam, jak Madara mizdrzy się z innymi na oczach głównej bohaterki, chichotałam, jakbym się czegoś naćpała od lokatorki Konan. :DDD
Postacie wykreowane przez Ciebie... są takie prawdziwe, naturalne. Doskonale nimi kierujesz; widać, że wiesz, co robisz. ^.^
Ach! ♥ Kiedy przechodziłam do kolejnych wersów, uświadamiając sobie, że do końca pierwszego rozdziału, jest jeszcze tak wiele, normalnie skakałam na krześle z radości! c:
Co Ty ze mną robisz...? :3
To dopiero jedynka, a ja już się uzależniłam~!
Lecę dalej, bo nie wytrzymam z ciekawości! :D Rei i Madara będą razem mieszkać, łiiiiiiiii! :DDD
Pozdrawiam. ;))
Z jakiś powodów mam Cię na moim gadu-gadu, musiałyśmy nim się kiedyś wymienić, chyba, nie wiem sama... Zaglądam na gg bardzo, bardzo rzadko, a tu widzę link do czegoś, do jakiegoś opowiadania, chyba nie tego, ale do tamtego drugiego, ale tamto, cóż bardzo dużo już posiada rozdziałów, więc, wybacz, ale go czytać nie będę, gdyż moje oczy będą narzekać, że ekran komputera, że się zamykają, że to niezdrowo tyle nadrabiać! Tak, jestem z natury kotem - leniwe ze mnie stworzenie, ale tu widzę, że tylko odrobinę muszę poczytać, by być na bieżąco! :D
OdpowiedzUsuńWyobrażałam sobie to wszystko jak... anime, po prostu, Twoje postacie - realne, przeniesione do tego rysunkowego świata:) Podobało mi się, okropnie! Początek - walka Madary, jego przedstawienie jako pewnego siebie zabijaki, a potem wypadek - swoją drogą wyszło Ci to naprawdę świetnie, czułam ten dym i ból, i ogień! I pożar! Rei, która wszystkim próbowała oznajmić o niebezpieczeństwie, i chęć pomocy Konan, wszystko było zgrabnie opisane, aż chciało się chłonąć tekst, który swoją drogą był bezbłędny - nie zauważyłam żadnego niedociągnięcia, braku przecinka, czy cokolwiek tam jeszcze innego, chwali się to i chyli czoła! :D
Wybacz, że tak dość nieskładnie i króciutko, ale jest zaraz 2, mój musk umieraju i wgl, jest zły, alee podobał mi się Twój tekst:)
dzikie-anioly.blogspot.com - zapraszam, jeśli posiadasz chwilę :D
<3
OdpowiedzUsuńLol, dobre to. I ten Madara. ♥
OdpowiedzUsuńIdę czytać dalej xD