10 sierpnia 2014

1. Wypadek

Smród potu i alkoholu niebezpiecznie mocno wdarł się do moich nozdrzy. Zaciągnęłam się nieświeżym powietrzem, odkaszlnęłam w rękaw bluzy i spod przymrużonych oczu rozejrzałam się po wypełnionym po brzegi ludźmi pomieszczeniu. Trzymając się kurczowo Konan, przeciskałam się między tłumem żeby w końcu dotrzeć do miejsca, które wszyscy oglądali. Z ciekawości puściłam przyjaciółkę i ruszyłam między ludzi, aż w końcu znalazłam się w samym centrum zainteresowania. Czując, że co chwila obrywam od kogoś łokciem, objęłam się rękami i spojrzałam na trzech mężczyzn, którzy z powagą ze sobą rozmawiali. W końcu jeden z nich stanął na krześle, na co tłum zawył z zachwytu. Walka miała się zaraz rozpocząć.
- Po mojej lewej stronie – Hiro Kagawa! – Ludzie ryknęli głośno, jednak nie tak, jak po usłyszeniu drugiego nazwiska. – Po prawej – Madara Uchiha!
Znajdujący się w pomieszczeniu gapie zaczęli skandować jego imię. Przyjrzałam się chłopakowi, którego długie, czarne włosy opadały swobodnie na szerokie ramiona. Uśmiechał się delikatnie, nie odwracając wzroku od przeciwnika. W przeciwieństwie do Hiro, wydawał się być rozluźniony i wręcz rozbawiony.
- Zaczynajcie! – wydarł się stojący na stołku siwowłosy chłopak, w którego oczach malowało się psychopatyczne szczęście. Mężczyźni natarli na siebie; pierwszy uderzył Hiro. Madara wykonał sprytny unik i odparował atak. Kagawa nie zdążył się uchylić i musiał od tamtego momentu walczyć z rozciętym łukiem brwiowym. Tłum zawrzał, gdy polała się pierwsza krew.
Otuliłam ramiona, czując, że coraz ciężej utrzymuję równowagę. Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu Konan i Paina, jednak zniknęli gdzieś wśród widzów. Gdy ci ponownie zawyli, rzuciłam okiem na walkę. Hiro leżał na ziemi, a Madara naparzał na niego raz po razie.
Sędzia zszedł ze stołka, chwycił Uchihę za ramię i odsunął go od leżącego mężczyzny. Rzucił na Hiro białą szmatę, a tłum zawrzał, widząc uniesione w górę ręce Madary. Mieli swojego zwycięzcę.
Ponownie rozejrzałam się po pomieszczeniu, jednak w mroku nie mogłam odnaleźć przyjaciół. Ludzie powoli zaczynali się rozchodzić, ciągnąc mnie przy tym ze sobą. Ktoś popchnął mnie na tyle mocno, że poleciałam na podłogę. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Z szybko bijącym sercem próbowałam się podnieść, jednak poczułam czyjeś kolano na żebrach. Jęknęłam i złapałam się czyjegoś paska, chcąc wrócić do pionu; w tym samym momencie poczułam na sobie czyjeś ręce oraz to, że mimowolnie się podnoszę.
Odwróciłam się, chcąc dostrzec swojego wybawiciela, jednak nie spodziewałam się, że będzie nim sam Madara. Jego czarne tęczówki lśniły z rozbawienia, gdy dostrzegł moją zdziwioną minę. Złapałam się mocno jego ramion, nie chcąc znów się wywrócić, a ten przyciągnął mnie do siebie i ruszył w kierunku wyjścia.
Gdy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu, puściłam chłopaka i wzięłam głęboki wdech. Uchiha zaśmiał się pod nosem i skinął do kogoś głową.
- Dziękuję – wymamrotałam, poprawiając bluzkę, która powędrowała nieco w górę.
- Reiko! – usłyszałam za plecami głos przyjaciółki. Konan przylgnęła do mnie na tyle mocno, że zabrakło mi tchu. – Wszędzie cię szukaliśmy, idiotko! – warknęła wściekła. – Po cholerę tam poszłaś?
- Żeby mieć lepszy widok – wyjaśniłam. – Nic nie widziałam, gdy stałam z tyłu. – Moje marne metr sześćdziesiąt miało niestety ogromne wady.
- To było nierozsądne – powiedział Pain. – Masz szczęście, że Madara cię stamtąd wyciągnął. Oni mogli cię stratować.
Przewróciłam oczami na zbyt wielką opiekuńczość ze strony przyjaciół.
- Mają rację, baranku – wtrącił się Madara. Rzuciłam mu obrażony wzrok. Wyciągnął ku mnie rękę i się przedstawił.
- Reiko Ryusaki – odpowiedziałam i podałam mu dłoń. Uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd idealnie prostych, białych zębów.
- To co, Konan, baranku – zaczął i zwiesił wzrok na mnie. – Wpadacie na jakieś piwo?
Moi przyjaciele rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia i również czekali na to, co powiem.
- Mam jutro test – odpowiedziałam, chcąc się wymigać. – Muszę się jeszcze pouczyć. I tak ledwo dałam im się na to namówić.
- To innym razem. – Madara wzruszył ramionami. Był uosobieniem wszystkiego tego, czego chciałam uniknąć: facet zarabiający z bójek, pokryty tatuażami i sypiający z każdą napotkaną na drodze dziewczyną. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
Razem z Konan i Painem ruszyliśmy w kierunku czarnego pikapa chłopaka, machając Madarze na odchodne. Ten wyszczerzył się jeszcze raz, odprowadzając mnie wzrokiem po same drzwi samochodu. Rzuciłam mu jeszcze spojrzenie zza szyby. Nie czekał, aż odjedziemy. Ruszył w kierunku czarnego motoru, na widok którego przeszedł mnie dreszcz po plecach. Kolejna rzecz, która mnie od niego odepchnęła.
- Naprawdę musisz się uczyć? – zagadnęła Konan, odwracając się w moim kierunku. Pofarbowane na niebiesko włosy łagodnie okalały jej policzki.
- Nie. – Skrzywiłam się na widok jej zawiedzionej miny.
- Madara jest okej – wtrącił Pain, stając po stronie swojego przyjaciela.
- Jasne – prychnęłam i mocniej wbiłam się w oparcie. – Jeśli jest się jego kumplem.
- Ej, da się z nim przyjaźnić – obroniła go Konan, wciąż na mnie patrząc.
- Bo jesteś dziewczyną jego przyjaciela – zauważyłam. – Tylko dlatego jeszcze cię nie przeleciał.
Dziewczyna wywróciła oczami i odwróciła się przodem do kierunku jazdy. Zauważyłam, że pogładziła swojego chłopaka po ręce, gdy ten trzymał ją na skrzyni biegów.
Gdy zatrzymaliśmy się przed wysokim budynkiem, czyli moim i Konan akademikiem, pożegnałam się szybko z Rudym i wysiadłam z samochodu, nie chcąc patrzeć na ich czułe i mokre rozstanie. Poczekałam na przyjaciółkę przed drzwiami budynku. Wysiadła cała rozanielona i dotarła do mnie skocznym krokiem.
Szybko wyszłyśmy na trzecie piętro, po drodze mijając kilku studentów, po czym zatrzymałyśmy się pod moim pokojem. Mimo, iż przyjaźniłyśmy się od kilku lat, nie mieszkałyśmy razem, bo nie udało nam się znaleźć wolnej dwójki. Za późno się obudziłyśmy, niestety. Z drugiej strony miałyśmy nadzieję na poznanie kogoś nowego, ale niemiło się rozczarowałyśmy. Konan dzieliła pokój z narkomanką i alkoholiczką, a ja z wiecznie nabzdyczoną ignorantką. Lepiej być nie mogło.
- Widzimy się jutro – westchnęłam, wchodząc do pokoju. Nie marzyłam o niczym innym jak o zmyciu z siebie zapachu ciał, które się o mnie ocierały podczas walki Madary z Hiro.
Megumi popatrzyła na mnie znad książki i prychnęła cicho. Zignorowałam ją, wzięłam rzeczy i wyszłam na korytarz, do wspólnej łazienki. Umyłam przed dużym lustrem zęby, a następnie weszłam do kabiny prysznicowej i spłukałam z siebie wspomnienia dzisiejszego dnia: śmierdzących ludzi, zgniłej piwnicy aż w końcu rąk Madary.
Gdy wróciłam do pokoju, Meg dalej coś czytała. Rzuciła mi obrażone spojrzenie zza okularów, poprawiła spięte w kucyka czarne włosy i bez słowa odłożyła wolumin na półkę, po czym zgasiła lampkę, przez co w pokoju zapanowała całkowita ciemność. Po omacku, nie chcąc niepotrzebnie jej denerwować, wślizgnęłam się do łóżka i nakryłam kołdrą. Prędko usnęłam, znużona dzisiejszym dniem.

*

Rano obudził mnie irytujący dźwięk budzika Megumi. Jęknęłam coś pod nosem i zakryłam głowę poduszką. Dziewczyna szybko wyłączyła nieznośne urządzenie i zaczęła się krzątać po pokoju. Zerknęłam na zegar: wskazywał ósmą trzydzieści. Z nieodpartym uczuciem ciążących powiek podniosłam się do siadu i przetarłam oczy. Naciągnęłam na ramię ramiączko od różowej koszuli nocnej i wpatrzyłam się w zwinne ruchy Meg.
- Na co się gapisz? – warknęła, wkładając książki do torby. Pokręciłam lekko głową, rozbawiona jej dziecinną reakcją. Nie odpowiedziałam jej, więc wyszła do łazienki. Wróciła po jakimś czasie z ręcznikiem na głowie i zaczęła się malować.
Podobnie jak Meg, poszłam umyć włosy i przy okazji nieco się obudzić. Gdy weszłam do pokoju, moja współlokatorka suszyła swoje kłaki.
Usiadłam na podłodze obok mojej szafki nocnej i również zaczęłam robić sobie makijaż. Zręcznie wykonałam kreski na oczach, rzęsy pociągnęłam tuszem a usta lekkim błyszczykiem, który i tak zaraz zlizałam. Wysuszyłam sięgające łopatek blond włosy. Nie wiedząc, co z nimi zrobić, zostawiłam je rozpuszczone. Ubrałam się w białą bluzkę bokserkę, narzuciłam na nią gołąbkowy sweter a na nogi wciągnęłam jasne dżinsy. W takim stanie zeszłam do stołówki, gdzie zjadłam płatki z mlekiem.
Wróciłam do pokoju, w którym zamiast Megumi zastałam Konan. Siedziała na moim łóżku jeszcze w piżamie, z podkrążonymi oczami.
- Kat znowu rzygała pół nocy – mruknęła i położyła się na poduszce. – A teraz przyszedł do niej ten kretyn i zaczęli się dupczyć w mojej obecności. Ohyda. Mogę tu jeszcze trochę pokimać? – poprosiła, choć wiedziałam, że i tak nie zgoniłabym jej z łóżka, a już tym bardziej nie wygoniła do siebie. Machnęłam tylko ręką. Konan z uśmiechem naciągnęła na siebie kołdrę i przytuliła policzek do poduszki.
Nie chcąc jej zbudzić, wzięłam książki i wyszłam na trawę przed budynek. Usiadłam po turecku i nim zdążyłam dobrze wczytać się w treść, obok mnie usiadł Madara.
- Baranek – przywitał się. Rzuciłam mu obojętne spojrzenie i wróciłam do książki. – Co czytasz? – spytał, zabierając mi książkę. – Czas zemsty – wymruczał i odwrócił wolumin, żeby przeczytać opis. Przewróciłam oczami, gdy na sam koniec uśmiechnął się z pobłażaniem. – Serio ci się to podoba, baranku?
- Nic ci do tego – syknęłam, zabierając swoją rzecz. – I nie nazywaj mnie tak.
- Jak, baranku? – spytał, a ja rzuciłam mu karcące spojrzenie. – Przeszkadza ci to?
Nie odpowiedziałam mu, chcąc wrócić do lektury. Madara przysunął się na tyle, że czułam na sobie jego ciało. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
- Dasz mi poczytać w spokoju? – warknęłam, podnosząc na niego wzrok. Akurat uśmiechał się nonszalancko do jakiejś dziewczyny, która miała na sobie spódniczkę tak krótką, że aż mnie zemdliło. Oczywiście jej to nie przeszkadzało, a widząc na sobie wzrok Uchihy, zachichotała głupio i mu pomachała. Zmrużyłam oczy,
- Co cię tak denerwuje, baranku? – spytał i mnie objął. Strzepnęłam z ramion jego rękę, coraz bardziej wyprowadzona z równowagi.
- Ty – odpowiedziałam, zamknęłam książkę i szybko się podniosłam. Madara zrobił dokładnie to samo. – Odczep się. Czytam.
- Mogę ci potowarzyszyć – zaproponował, a we mnie zawrzało.
- Nie pójdę z tobą do łóżka – poinformowałam go, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Nie proszę o to, baranku. – Madara uśmiechnął się najpiękniej, jak tylko potrafił. I choć bardzo nie chciałam tego przyznać, był nieziemsko przystojny. Czarne włosy okalały jego twarz niczym grzywa lwa, idealnie pasując do równie ciemnych oczu. I ten uśmiech… I tatuaże, które tak cię drażniły, i seks bez zobowiązań, i bójki, i motor – usłyszałam w głowie głos rozsądku.
- To dobrze – odpowiedziałam, lekko zdziwiona. Spodziewałam się, że właśnie tego ode mnie oczekuje. Miałam być kolejną zaliczoną panienką. I choć nie powiedział tego wprost, na pewno właśnie taki miał zamiar: zaciągnąć mnie do łóżka.
Odwróciłam się od niego i ruszyłam przez trawnik przed siebie. Madara tym razem za mną nie poszedł, ale i tak nie dał sobie spokoju.
- Wyskocz gdzieś ze mną, baranku! – zawołał, a odpowiedziało mu kilka pisków dziewczyn, które stały obok. Miały nadzieję, że to do nich. Nie odwróciłam się nawet, ale byłam pewna, że Madara uśmiechał się łobuzersko, niezrażony moim nastawieniem.

*

O dwunastej weszłam do dużej sali wykładowej i usiadłam mniej więcej w środkowym rzędzie. Pomieszczenie powoli zapełniało się innymi studentami, którzy wchodzili albo jak ja – samotnie – albo w grupkach. Na moje szczęście, nikt nie zdecydował się usiąść obok.
Wykład z psychologii minął w zastraszająco wolnym tempie. Robiłam notatki, zapisywałam każde słowo posiwiałego profesora Ohba, a mimo wszystko te dwie godziny niesamowicie się ciągnęły. Część studentów cicho rozmawiała ze sobą, inni spali i tylko nieliczni rzeczywiście słuchali wykładowcy. Wśród tych nieszczęśników znalazłam się ja.
Po wykładzie ruszyłam do stołówki, gdzie spodziewałam się spotkać Konan, Paina oraz kilku pozostałych naszych znajomych. Nie zdziwił mnie widok energicznie machającej niebieskowłosej. Przysiadłam się do nich. Zajęłam miejsce między przyjaciółką a Deidarą, naszym blondynem-gejem, a naprzeciwko Sasoriego – drugiego rudzielca w grupie, o nieprzeniknionych, przepięknie czekoladowych, oczach. Od razu zaczęłam pałaszować moje danie, na które składały się frytki, jakieś mięso oraz surówka z marchewki i jabłka.
- Wyspałaś się? – spytałam Konan, a ta zgromiła mnie wzrokiem.
- Katina jest psychiczna. Nie wytrzymam z nią do końca semestru – pożaliła się dziewczyna. Pain objął ją w pasie i cmoknął w skroń.
- Dasz radę. Zawsze możesz spać przecież u mnie, mówiłem ci.
Chłopak miał swoje własne mieszkanie, które dzielił ze swoim przyjacielem – Madarą. Jednak Konan, mimo iż czasem rzeczywiście u Fuumy nocowała, nie była co do tego pomysłu przekonana. Nie chciała, żeby kasa jej rodziców się zmarnowała. Nie po to wynajmuje pokój w akademiku, a poza tym nie lubiła siedzieć nikomu na głowie. Nie było jej stać na składanie się na czynsz, a nie chciała obarczać tym chłopaka. Doskonale ją rozumiałam.
- Kiedy masz kolejne zajęcia, Rei? 
- Za półtorej godziny – mruknęłam, biorąc frytkę do buzi.
- Cześć, baranku. – Usłyszałam za uchem i poczułam na policzku ciepłe usta Madary. Od razu się odsunęłam, a ten z cwaniackim uśmiechem pchnął siedzącego obok Deidarę i usiadł tuż obok mnie. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie, jednak blondyn najwyraźniej nie miał mu tego za złe, bo bez słowa się przesiadł i z równie pogodnym nastrojem, zaczął coś gadać do Sasoriego.
- Co tu robisz? – syknęłam.
- Jem – odparł i bezczelnie zabrał z mojego talerza frytkę. – Hej! Sui! – zawołał, a cycata brunetka z głupim uśmieszkiem podeszła i usiadła mu na kolanach. – Przyniesiesz mi coś dobrego? – wymruczał jej do ucha i polizał ją po szyi. Ta aż podskoczyła z wrażenia, zaszczebiotała rzęsami i rozanielona ruszyła do szwedzkiego stołu. Przewróciłam oczami, zirytowana tak głupim zachowaniem chłopaka i jeszcze głupszym, dziewczyny.
- Kiedy kolejna walka? – spytał przez stół Sasori, ale Madara wzruszył tylko potężnymi ramionami.
- Hidan da mi znać, jak tylko coś się pojawi – odpowiedział, przekrzykując rozmowy pozostałych stołujących się ludzi.
- Aha – odmruknął Sasori.
Zanim przyszła Sui, Madara podkradł mi jeszcze kilka frytek. Gdy brunetka wróciła z porcją obiadu, chłopak posadził ją sobie na kolanach i wymruczał coś do ucha, jednak nie usłyszałam co. Dziewczyna zarumieniła się, a mnie zebrało się na odruch wymiotny. Ten typ był obrzydliwy.
Szybko zjadłam swoją porcję, po czym odeszłam od stołu. Konan mnie dogoniła i zarzuciła rękę na szyję, niezwykle ucieszona.
- Idziemy z Painem jutro na kolację – powiedziała podekscytowana.
- Gdzie? – spytałam zaciekawiona, a ta wzruszyła ramionami.
- To ma być niespodzianka. Pewnie potem pojedziemy do niego – rozmarzyła się i wywinęła oczami do góry. Walnęłam ją w żebra, a ta cicho się zaśmiała.
- Bawcie się dobrze – rzuciłam.
- Będziemy! – Konan klasnęła w dłonie. Gdy tylko wyszłyśmy przed budynek, mina nieco jej zrzedła. Skrzywiła się na widok Madary, całującego się namiętnie z Sui. Jego ręce mocno zaciskały się na jędrnym pośladku dziewczyny, której najwyraźniej nie przeszkadzało to, że była tylko kolejną spośród wielu. Gdy się od siebie oderwali, Madara podprowadził ją w stronę swojego motoru, ówcześnie oglądając się na mnie i puszczając mi oko. Wsadziłam sobie dwa palce do ust, pokazując mu, jak bardzo mi niedobrze na jego widok.
- Kretyn – mruknęłam, a Konan tylko wzruszyła ramionami.
- Taka osobowość – zauważyła. – Aż się dziwię, że jeszcze nie dałaś mu się skusić. Wyraźnie na ciebie leci.
Przewróciłam oczami i trzepnęłam ją w ramię.
- Daj spokój – syknęłam. – Nigdy w życiu się z nim nie prześpię. Jest obrzydliwy.
- Fakt – zgodziła się ze mną przyjaciółka. – Lecę na zajęcia – westchnęła, wcześniej spoglądając na zegarek. – Widzimy się później, Rei!
Machnęłam jej ręką i odruchowo spojrzałam w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał motor Madary. Już go tam nie było.

*

Czekając na wykład z socjologii, zajęłam miejsce pośrodku sali i znudzona bawiłam się długopisem. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu znajomych twarzy, jednak nikt nie rzucił mi się w oczy. Znów skupiłam się na notesie, napisałam na środku kartki datę oraz nazwę przedmiotu i czekałam, aż zjawi się wykładowca. Doktor znana była ze swoich spóźnień.
- O, baranek! - Usłyszałam nagle i od razu wiedziałam, do kogo należał ten głos. Madara przysiadł się do mnie i zerknął mi przez ramię do notatnika. - Ładne pismo.
- Chyba nie jesteś zbyt dobry, skoro wystarczyła wam godzina. - Skrzywiłam się, usłyszawszy jad w swoim głosie.
- Tobą zająłbym się dłużej – wyszeptał mi prosto do ucha. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, poczuwszy jak jego oddech owiewa mi szyję. Odsunęłam się i trzepnęłam go w ramię.
- Po moim trupie – warknęłam.
- Co studiujesz, baranku? - spytał, rozsiadając się wygodnie. Wyciągnął przed siebie zeszyt i długopis i rozejrzał się po sali. Machnął do kogoś ręką, a odpowiedział mu chichot kilku dziewczyn.
- Położnictwo – mruknęłam. - A ty?
- Fizjoterapię – odpowiedział. Zerknął na zegarek i uśmiechnął się pod nosem. - Tylko piętnaście minut spóźnienia, kto by pomyślał.
Zerknęłam na doktor Shizu, która wyglądała jakby się czegoś naćpała. Włosy miała rozrzucone w nieładzie, ubrała się w nieco za duże ciuchy i dopiero w sali wyjęła z uszu słuchawki. Błędnym wzrokiem przejechała po studentach, przygotowała stanowisko i zaczęła wykład.
Uparcie robiłam notatki, jednak co chwila czułam, jak Madara zagląda mi przez ramię do notesu, sam kompletnie nic nie zapisując. Postanowiłam ukryć zdenerwowanie oraz fakt, że jego dotyk działa na mnie dokładnie tak, jak nie powinien. Poczuwszy na talii jego dłoń, zgromiłam go wzrokiem, a ten uśmiechnął się przepraszająco i wziął rękę. Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową. Jego zachowanie coraz bardziej mnie irytowało.
Podobnie jak poprzednio, wykład dłużył mi się niemiłosiernie, tym bardziej, że Uchiha co chwila coś odwalał. Albo kładł rękę na moim kolanie, albo niby przez przypadek łapał mnie za dłoń, bo chciał pożyczyć długopis, mimo, iż swoim cały czas się bawił. Z ogromną cierpliwością znosiłam jego zachowanie, a gdy tylko doktor Shizu podziękowała nam za obecność, porwałam swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia z sali.
- Hej, baranku! - zawołał za mną Madara i do mnie dobiegł. Przyciągnął mnie do siebie, a że był wyższy ode mnie o więcej niż jedną głowę, musiałam zadrzeć swoją, żeby na niego spojrzeć.
- Odwal się – rzuciłam, strącając jego rękę z ramion. - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
- Dlaczego? - Madara zaśmiał się, kompletnie mnie nie rozumiejąc.
- Dlaczego? - powtórzyłam, zatrzymując się. - Bo jesteś obrzydliwym dupkiem, który codziennie sypia z inną laską i nie szanuje uczuć kobiet – warknęłam, a ten lekko pokręcił głową. Cały czas patrzył na mnie z widocznym rozbawieniem w oczach.
- Przeszkadza ci to, baranku? - spytał i próbował pogłaskać mnie po policzku. Odepchnęłam jego rękę.
- Przeszkadza – wysyczałam. - Nienawidzę takich facetów, więc z łaski swojej daj mi święty spokój.
Wyminęłam go i odprowadzona spojrzeniem, wyszłam na dziedziniec. Nie czekając na Konan skierowałam się do akademika, żeby choć przez chwilę móc odpocząć od tego idioty. Odkąd miałam wątpliwą przyjemność poznać go osobiście, nie dawał mi spokoju. Jego idealna buźka ciągle stawała mi przed oczami, co chwila słyszałam jak ktoś o nim mówił, a do tego uczepił się mnie jak rzep psiego ogona. Nie po to wyjeżdżałam z rodzinnej miejscowości, żeby z powrotem wplątać się w jakieś bagno.
Megumi nie było w pokoju, więc mogłam bez ceregieli rzucić się na łóżko i wydrzeć w poduszkę. Miałam po dziurki w nosie natrętnego zachowania chłopaka, który najwyraźniej świetnie się bawił, drażniąc mnie. Nie byłam laską, która wskoczy mu do łóżka, gdy tylko na nią spojrzy. Niestety, Madaro Uchiha, nie prześpię się z tobą.
Jak tylko trochę się uspokoiłam, zdecydowałam się pouczyć na następny dzień. Niby nie miałam zapowiedzianego żadnego kolokwium, ale z fizjologii mogli nas pytać, więc wolałam być przygotowana, tym bardziej, że starałam się o zwolnienie z egzaminu. Otworzyłam książkę na neurofizjologii i zaczęłam ją studiować, jednak wszystko mi się myliło. Nie mogłam się skupić na tekście.
- Rei. - Konan wpadła do mojego pokoju jak burza. Uśmiechnęłam się do niej od niechcenia i zrobiłam miejsce na łóżku. - Gdzie tak zniknęłaś?
- Pogadaj ze swoim chłopakiem, żeby kazał się Madarze ode mnie odwalić – syknęłam, ignorując jej pytanie. - Mam go dosyć!
Konan uśmiechnęła się, wyraźnie rozbawiona moim narzekaniem.
- Kiedy on naprawdę jest spoko – powiedziała. - I wcale nie ma zamiaru zaciągnąć cię do łóżka.
- Och serio? - prychnęłam z ironią. - Więc o co mu chodzi?
- Nie wiem. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Ale nigdy nie zachowywał się tak w stosunku do żadnej innej laski. Ciebie traktuje inaczej.
- Na pewno chce się zaprzyjaźnić – rzuciłam złośliwie, a ta walnęła mnie w ramię.
- Może. Daj mu szansę.
- Nie – ucięłam. - Wiesz dobrze, że właśnie przed kimś jego typu uciekłam. Nie po to zostawiłam rodziców, żeby teraz zadawać się z takim facetem!
Konan wyraźnie spochmurniała. Dotarło do niej, że miałam rację.
- Przepraszam, po prostu nie chcę znowu...
- Wiem – przerwała mi przyjaciółka. Pogładziła mnie po kolanie z przepraszającą miną. - Idę. Muszę się jeszcze pouczyć.
Uśmiechnęłam się do niej, a gdy zniknęła za drzwiami, opadłam na poduszki. Byłam zmęczona gonitwą myśli, która szalała w mojej głowie. Nie chciałam mieć z Madarą nic wspólnego, był uosobieniem najgorszych cech mężczyzny i przede wszystkim tego, przed kim uciekałam. Obrzydzał mnie jego styl życia, jego słowa, gesty, lubieżne uśmieszki. Nie wiedziałam, jak mu to uświadomić, bo nie zamierzałam grać z nim w żadne gierki. Serio chciałam żeby się zwyczajnie odwalił.

*

Wieczorem tego samego dnia wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam do łóżka. Zanim poszłyśmy z Megumi spać, która jak zwykle uraczyła mnie jedną z kąśliwych uwag odnośnie mojej obecności w pokoju, uczyłam się jeszcze chwilę. Niemniej jednak powieki dość szybko zaczęły mi ciążyć, więc odłożyłam wolumin, zgasiłam lampkę i wygodnie się ułożyłam.
Obudził mnie dziwny odgłos. Odrzuciłam kołdrę, bo było mi niesamowicie gorąco i wstałam z łóżka, chcąc sprawić, co się dzieje na korytarzu. Nie spodziewałam się jednak, że na samym końcu, przy jednej z dwóch klatek schodowych prowadzących na to piętro, zobaczę ogromne, pożerające budynek płomienie. Zamarłam, wpatrując się w szalejący ogień, którego gorąco docierało już do mnie. Dopiero poczuwszy, że coraz ciężej mi się oddycha, zaczęłam działać. Wydarłam się na całe gardło, obwieszczając wszystkim pożar, i sporo ryzykując, zbliżyłam się do ognia. Waliłam w każde drzwi, drąc się wniebogłosy i obserwując, jak dziewczyny wychodzą zaspane z pokojów i z paniką uciekają w stronę drugiej klatki schodowej. Wróciłam do siebie, wzięłam szybko torebkę, do której wrzuciłam telefon, zarzuciłam ją sobie na ramię i zaczęłam budzić Meg, która, niech ją szlag, miała kamienny sen.
- Megumi! - wydarłam się, przerażona. Ogień nie miał zamiaru czekać, aż uciekniemy. Chciał nas pożreć żywcem. - Meg! - Uderzyłam dziewczynę torebką i potrząsnęłam ją mocno za ramię. Obudziła się i rzuciła mi wściekłe spojrzenie.
- Co robisz, idiotko? - warknęła zaspana.
- Meg, pożar! Wstawaj! - krzyknęłam i nie czekając na dziewczynę, wybiegłam z pokoju. Na samym końcu korytarza zauważyłam Konan, biegnącą w moją stronę. Wpadłyśmy sobie w ramiona, ignorując dziewczyny, które niemal nas stratowały. Złapałam ją za rękę, żebyśmy się nie zgubiły, jednak przyjaciółka zamiast pobiec na klatkę schodową, zaciągnęła mnie do swojego pokoju.
- Kat jest nieprzytomna! - wykrzyczała przerażona, potrząsając współlokatorką. - Katina! - pisnęła zrozpaczona.
- Kat! - wydarłam się i rzuciłam na dziewczynę. Ta jednak nawet nie drgnęła.
- Nie możemy jej tu zostawić. - Konan niemal płakała ze strachu.
- Nie – przyznałam. - Chodź, pomóż mi!
Wzięłyśmy dziewczynę za ręce i z trudem wytargałyśmy ją na opustoszały już korytarz, który w połowie był zjedzony przez ogień. Jak najszybciej mogłyśmy taszczyłyśmy ją w kierunku schodów, raz po raz oglądając się za siebie. Pożar powoli nas doganiał, jednak buzująca w naszych żyłach adrenalina nie pozwoliła mu dopaść ofiar. Szybko otworzyłyśmy drzwi i nie zważając na to, że możemy zrobić Katinie krzywdę, zaczęłyśmy zbiegać z nią po schodach.
Niespodziewanie ogień buchnął niemal tuż nad naszymi głowami. Straciłyśmy równowagę i z krzykiem rozpaczy zleciałyśmy ze schodów. Tocząc się na dół, poczułam ból nogi, który jednak nie sparaliżował mnie na tyle, żebym nie mogła wstać.
- Reiko!
- W porządku! - krzyknęłam, spoglądając w górę. Ogień trawił już drugą klatkę schodową. Nie chciałam nawet myśleć o dziewczynach mieszkających na pozostałych siedmiu piętrach. Byłam na tyle przerażona, że jedyne co mi chodziło po głowie, to ucieczka. Wstałam, wspierając się barierki i dopiero wtedy poczułam rozrywający ból prawej nogi. Ponownie upadłam, odruchowo łapiąc się za ranną kończynę. Nie wytrzymałam i również się rozpłakałam.
- Katina, ty pieprzona ćpunko! - wydarła się Konan, potrząsając wciąż nieprzytomną dziewczyną. - Rei!
- Złamałam nogę – powiedziałam słabo, nie mogąc wytrzymać widoku łydki i bólu, jaki temu towarzyszył. Pod skórą wyraźnie rysowała się złamana kość.
- Rei, błagam. - Konan upadła obok mnie i popatrzyła na nogę. Zaklęła pod nosem, spoglądając to na mnie, to na Katinę, a skończywszy na ogniu, który niemal palił nam już włosy.
- Dasz radę sama? Konan! - krzyknęłam, widząc jej przerażenie i panikę. Złapałam jej głowę i kazałam spojrzeć sobie w oczy. Odkaszlnęłam, bo dym skutecznie utrudniał mi oddychanie. - Dasz radę ją stąd wyciąnąć?
Zapłakana przyjaciółka skinęła niepewnie głową i wzięła Katinę pod pachy. Z trudem się podniosła i zaczęła ciągnąć ją w dół, cały czas patrząc na pożar, który siedział nam na ogonach. Złapałam się barierki i tak szybko jak mogłam, zeskakiwałam po schodach, możliwie jak najdzielniej ignorując ból i starając się przy tym jak najmniej oddychać. Dym nieprzyjemnie piekł mój przełyk i płuca, uniemożliwiając racjonalne myślenie i funkcjonowanie.
Gdy byłyśmy na pierwszym piętrze, Konan opadła z sił i przewróciła się, a wraz z nią nieprzytomna Katina. Dziewczyna uderzyła głową o podłogę i dopiero to ją ocuciło. Popatrzyła na nas zaćpanym wzrokiem i zerknęła na pożar. Nie dostrzegłam w jej oczach strachu, tylko rozbawienie.
- Kat! - Konan uderzyła ją w policzek, chcąc tym samym obudzić współlokatorkę. - Kat, ty głupia pizdo, wstawaj!
Dziewczyna powoli się podniosła i za rozkazem Konan, zaczęła chwiejnym krokiem schodzić po schodach. Tymczasem przyjaciółka złapała mnie pod ramię, dusząc się i krztusząc dymem, chcąc choć trochę mi pomóc.
Pokonanie tych kilku schodów trwało całą wieczność. Dym dość mocno otumanił całą naszą trójkę, przez co wyszłyśmy z budynku gwałtownie kaszląc, co przypominało nawet duszenie się. Razem z Konan padłyśmy na trawę, raptem dwa metry od budynku, wcale nie bezpiecznie daleko od pożaru i mocno wdychałyśmy powietrze. Katina natomiast chwiejnym krokiem ruszyła w kierunku migających samochodów policyjnych, wozów strażackich i karetek.
- Reiko – wyjęczała Konan i uklękła nade mną. Dyszałam, próbując odzyskać oddech. - Rei! - Dziewczyna odgarnęła włosy z mojej rozpalonej twarzy i zerknęła na ogień. - Pomocy! - krzyknęła, chcąc przyciągnąć tym samym medyków. - Ratunku!
Dziewczyna wstała i zaczęła machać rękami, nie chcąc zostawiać mnie samej. Nie byłam w stanie wstać. Niemiłosiernie kręciło mi się w głowie, w płucach zamiast tlenu miałam dym, a noga rwała jak opętana.
- Tutaj! - Usłyszałam jeszcze krzyk dziewczyny. Powoli odlatywałam, tracąc świadomość.
Jak przez mgłę pamiętam medyków, usztywniających złamaną nogę, uczucie przemieszczania się na łóżku, lamentującą Konan i huk medycznych syren. Ocknęłam się dopiero w szpitalu, z maską tlenową na twarzy, a nade mną stał lekarz. Przez chwilę próbowałam sobie przypomnieć, co się właściwie stało, i skutecznie pomógł mi w tym ostry ból nogi. Podniosłam głowę chcąc zobaczyć, czy jest już opatrzona; nie była.
- W końcu się obudziłaś – mruknął lekarz. - Pamiętasz, co się wydarzyło?
- Tak – wychrypiałam przez maskę. Przełyk palił mnie, podrażniony od dymu. - Co z Konan?
- Podaliśmy ci tlen. Na twoje szczęście nie nawdychałaś się za dużo dymu, więc nie wystąpiło zagrożenie życia. Podejrzewam, że zemdlałaś z bólu, a nie przez zatrucie – powiedział mężczyzna, jednak jego wypowiedź dotarła do mnie z dużym opóźnieniem. - W gorszym stanie jest twoja noga. Musimy zrobić rentgen, bo póki co najważniejszym było przywrócenie ci spokojnego oddechu. Na pierwszy rzut oka widać, że jest złamana, ale musimy zbadać skalę obrażeń.
Skinęłam głową i przymknęłam oczy. Powoli, drżącą ręką zdjęłam z twarzy maskę, żeby lekarz lepiej mnie słyszał.
- Długo spałam?
- Pół godziny – odpowiedział. - Pojedziemy teraz na rentgen, ok?
Lekarz założył mi z powrotem maskę i odszedł od łóżka. Wrócił po jakimś czasie z pielęgniarką, która trzymała przed sobą wózek inwalidzki. Odłączono mnie od aparatury monitorującej moje serce oraz zdjęto maskę, pomogli mi się podnieść i posadzili na wózku. Skrzywiłam się, gdy ból rozszedł się aż po czubek głowy.
Nie kontaktowałam jeszcze zbyt dobrze, więc droga do pracowni rentgenowskiej zlała się w niewyraźny film. Ocknęłam się gdy kazano mi usiąść na specjalnym łóżku, położyć się i czekać. Usłyszałam charakterystyczny dla rentgena dźwięk i już po chwili wracałam do sali, w której się obudziłam.
Ponownie nałożono mi maskę tlenową, która zdecydowanie ułatwiała mi oddychanie. Powoli się uspokajałam i docierało do mnie, że przeżyłam. Płomienie mnie nie dosięgły, udało mi się uciec. Miałam tylko nadzieję, że Konan nic nie było. Pamiętałam, że obie wybiegłyśmy z budynku, ale co dalej? Tego nie byłam w stanie sobie przypomnieć.
Po niedługim czasie przyszedł do mnie lekarz z nietęgą miną. Wbiłam w niego wzrok, oczekując na wieści.
- Wieloodłamowe złamanie kości piszczelowej i strzałkowej z przemieszczeniem – zawyrokował, na co szczęka mi opadła. Nie spodziewałam się, że jest aż tak źle. - Musimy nastawić to operacyjnie i zabezpieczyć odłamy kostne. Zgadza się pani na zabieg, pani Ryusaki?
- Chyba nie mam innego wyjścia – powiedziałam przez maskę. Lekarz podał mi do podpisania dokument, po czym zniknął z sali. W jego miejsce przyszła niezbyt wysoka, szczupła kobieta o przepięknie brązowych włosach upiętych w kucyka. Uśmiechnęła się do mnie ze zrozumieniem, co było miłą poprawą humoru.
- Nazywam się Akemi Tachi, jestem anestezjologiem – przedstawiła się i podała mi rękę. - Jak pani wie, nogę należy nastawić operacyjnie, w związku z czym konieczne jest znieczulenie ogólne. Proszę mi powiedzieć, czy była już pani kiedyś operowana?
- Nie – odpowiedziałam, ściągnąwszy maskę. - Nigdy żadnych znieczuleń.
- Cierpi pani na jakieś choroby? Cukrzyca, nadciśnienie, choroby zakrzepowe serca, tarczyca, astma, padaczka? - Na każde ze schorzeń kręciłam przecząco głową. - Leczy się pani obecnie? - Nie. - Przyjmuje pani jakieś leki? - Znów nie. - Transfuzja? - E, e. - Alergia na leki, pokarmy?
- Jestem uczulona na penicylinę – odpowiedziałam, a lekarka skinęła głową. Nim zdążyła zadać mi kolejne pytanie, do sali weszła rudowłosa pielęgniarka i poinformowała mnie, że musi mi pobrać krew i założyć wenflon. Wystawiłam do niej rękę i znów skupiłam się na anestezjologu.
- Ile pani waży?
- Pięćdziesiąt pięć kilo – odparłam, a ta skinęła głową.
- Będę przy pani zabiegu. - Szatynka uśmiechnęła się ciepło i włożyła kartkę, którą trzymała w ręce, pod pachę. - Jeśli ma pani jakieś protezy, soczewki, biżuterię, to trzeba je zdjąć na czas operacji. I proszę się nie bać, zadbam o pani bezpieczeństwo.
- Dziękuję – odpowiedziałam słabo. Pielęgniarka okleiła wenflon i obie kobiety zostawiły mnie samą, lecz nie na długo. Rudowłosa zaraz wróciła i dała mi do ręki tabletkę.
- To premedykacja przed zabiegiem – poinformowała mnie. - Uspokoi panią.
Skinęłam głową i połknęłam lekarstwo. Niestety ze względu na to, że miałam być znieczulana, mogłam upić tylko małego łyczka wody, a gardło okropnie mnie paliło.
Już po chwili poczułam się nieco rozluźniona. Pooddychałam jeszcze przez maskę, a po kilku minutach przyszły po mnie dwie pielęgniarki i zawiozły mnie na blok operacyjny. Nie powiem, cholernie się bałam, ale miałam nadzieję, że nie wystąpią komplikacje.
Zostałam przeniesiona na drugie łóżko, a następnie lekarz anestezjolog, która jeszcze przed chwilą przeprowadzała ze mną wywiad, stanęła nad moją głową i wprowadziła z inną kobietą do sali operacyjnej. Przyłożono mi do twarzy maskę i odleciałam.

*

Obudził mnie głos anestezjologa. Uśmiechała się ciepło, głaszcząc mnie po głowie. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Wciąż oszołomiona, usłyszałam tylko, że operacja się powiodła oraz że zostanę teraz przewieziona na salę pooperacyjną. Całą drogę jednak przespałam i ocknęłam się dopiero wtedy, gdy przenoszono mnie z wózka na łóżko. Dostrzegłam zapalone nad głową lampy, biały sufit i dwie młode pielęgniarki. Mówiły coś do siebie, jednak nie zrozumiałam co.
Przez kolejne godziny uparcie spałam. Gardło niemiłosiernie mnie bolało od rurki intubacyjnej i dymu, byłam głodna, oszołomiona i obolała. Wróciło czucie i zawieszona w powietrzu noga uparcie dawała o sobie znać.
Gdy przyszła pielęgniarka, żeby zmienić kolejną kroplówkę, sięgnęłam do niej ręką. Popatrzyła na mnie, podczas gdy ja próbowałam wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Nachyliła się, żeby usłyszeć mój szept.
- Wie pani, co z moją przyjaciółką? Konan Tenshi?
- Jest cała i zdrowa. Siedzi na korytarzu i ciągle o panią pyta – odpowiedziała z uśmiechem pielęgniarka. Kamień spadł mi z serca.
- Dziękuję – wyszeptałam. Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
- Proszę oszczędzać gardło – zaleciła kobieta. - Stopniowo dojdzie do siebie, ale póki co proszę spać.
Bez słowa sprzeciwu jej posłuchałam.

*

Gdy kolejny raz się obudziłam, stało nade mną stado lekarzy i pielęgniarek. Wystraszyłam się, że coś poszło nie tak, jednak szybko zorientowałam się, że to po prostu wizyta.
- Pacjentka w dobie operacyjnej, wieloodłamowe złamanie kości piszczelowej i strzałkowej z przemieszczeniem. Noga nastawiona, wstawione dwie śruby. Unieruchomienie za pomocą szyny gipsowej do czasu zejścia opuchlizny – wyrecytowała młoda kobieta z karty trzymanej w ręce. Popatrzyła wyczekująco na jednego z lekarzy, który uważnie mi się przypatrywał.
- Żadnych krwotoków? - spytał, a kobieta zaprzeczyła. - W porządku. Zrobimy jeszcze rentgen kontrolny, a później wypiszemy panią do domu. Dostanie pani skierowanie do poradni chirurgiczno-ortopedycznej. Zgłosi się tam pani za tydzień na zmianę opatrunku na pełny gips. Wypisz jeszcze Clexane, dziesięć zastrzyków – zwrócił się do kobiety. - I coś przeciwbólowego.
- Ile będę nosić ten gips? - spytałam. Zoraną zmarszczkami twarz lekarza przyozdobił delikatny uśmiech.
- W najlepszym wypadku siedem, osiem tygodni – powiedział.
- O matko – westchnęłam i przewróciłam oczami. - Serio?
- Złamanie było poważne – odparł mężczyzna. Skinęłam ze zrozumieniem głową. - Jak się pani czuje?
- Dobrze – wychrypiałam. Głos powoli do mnie wracał, a w gardle nie drapało mnie już tak straszliwie, jak przed paroma godzinami. - Całkiem dobrze.
- W porządku. Przygotuję wypis i jeszcze dziś wróci pani do domu. Przyjadą po panią rodzice?
- Przyjaciele – odpowiedziałam. - Rodzice są tysiące kilometrów stąd, ja tu tylko studiuję.
Lekarz mruknął coś pod nosem i skierował się do wyjścia z sali.
- Doktorze! - zawołałam za nim. - Wie coś doktor o tej tragedii? Dużo było... ofiar?
- Kilka. - Lekarz wyraźnie mnie zbył. Jedna z pielęgniarek poklepała mnie po ramieniu i zniknęła zaraz za pielgrzymką medyczną.
Kilka. To mi nic nie mówi.
Zastanawiałam się, gdzie teraz zamieszkam i jak to wszystko będzie wyglądało. Na pewno przez jakiś czas nie mogłyśmy z Konan wrócić do akademika, ale musieli nam przecież znaleźć lokum zastępcze. Byłam ciekawa i jednocześnie przerażona. Przypomniałam sobie ogień, który był tak blisko, duszący dym i przerażenie w oczach przyjaciółki... Nam udało się uciec, inni nie mieli takiego szczęścia.
Musiałam szybko zadzwonić do rodziców. Na pewno dowiedzieli się o pożarze, w końcu była już godzina ósma, i pewnie odchodzili od zmysłów. Zapewne Konan już do nich dzwoniła i ich uspokajała, jednak lekarze z pewnością nie przekazali jej wszystkich informacji na mój temat, bo przecież nie była rodziną. A moi rodzice nie mieli możliwości, żeby do mnie przyjechać.
Rozejrzałam się za torebką i dostrzegłam ją tuż obok łóżka. Z trudem po nią sięgnęłam i zerknęłam na komórkę. Była zasypana nieodebranymi połączeniami i wiadomościami od rodziny i znajomych.
Szybko wybrałam numer mamy. Nie musiałam długo czekać, już po pierwszym sygnale usłyszałam w słuchawce jej zapłakany głos.
- Córeczko! Rei, kochanie, nic ci nie jest?
- Mam złamaną nogę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, na co ta załkała – ale poza tym wszystko w porządku. Dziś wyjdę ze szpitala.
- Bogu dzięki. - Mama pociągnęła nosem, próbując się opanować. - Konan do mnie dzwoniła.
- Tak myślałam. Z nią wszystko w porządku?
- Tak. Kochanie, dostaniecie zastępcze pokoje, wszystkiego już się dowiedziałam. Dopóki nie wyremontują waszego akademika, będziecie tam mieszkać.
- Jaka była przyczyna pożaru? - Zmieniłam temat. Tak naprawdę niczego nie wiedziałam o tym wypadku.
- Podobno ktoś zostawił niedopałek – poinformowała mnie mama, a ja w myślach siarczyście przeklęłam. - Córuś, chcesz do nas przyjechać? Odpoczniesz trochę, na pewno jesteś zdenerwowana.
- Mamo, nie będę podróżować z nogą w gipsie – zauważyłam. - Dziękuję. Konan na pewno mi pomoże.
- Rozumiem. - Mama znowu zaczęła płakać mi do słuchawki, a ja przez kolejne minuty ją uspokajałam. Gdy w końcu się rozłączyła, poczułam ulgę.
Po niedługim czasie drzwi do sali otworzyły się z cichym skrzypieniem i do pomieszczenia niemal wbiegła zmartwiona Konan. Przylgnęła do mnie niczym pijawka, a ja poczułam ogromną ulgę widząc ją całą i zdrową.
- Tak się bałam, Rei – wyjęczała i starła z policzków łzy. - Twoja noga...
- Złamana – odpowiedziałam, zauważywszy, że do pokoju weszli również Pain i Madara. Na ich twarzach odmalowało się zmartwienie. - Cześć.
- Nic ci nie jest, baranku? - spytał z powagą Uchiha, stanąwszy na samym końcu łóżka. Uśmiechnęłam się przez łzy. Jego ramiona wydawały się być jeszcze potężniejsze, gdy tak stał.
- To tylko noga – westchnęłam. - Dojdzie do siebie po kilku tygodniach.
- Dobrze, że nic poważnego wam się nie stało – zauważył Pain i przyciągnął do siebie dalej roztrzęsioną dziewczynę. Przytulił ją i cmoknął w czoło, chcąc uspokoić jej zszargane nerwy. Konan zdecydowanie bardziej wszystko przeżywała, niż ja. A może po prostu dalej byłam w szoku.
- Dużo było ofiar? - spytałam przyjaciół.
- Trzynaście – powiedziała Konan w ramię Paina. Serce mnie zakuło na myśl o ich przerażeniu i błaganiu o pomoc. To mogłyśmy być my...
- Chryste – jęknęłam i schowałam twarz w dłoniach. - Co za idiotka zostawiła ten niedopałek?
Nikt mi nie odpowiedział. Nie znajdą sprawcy.
- Co teraz? - spytałam Konan. - Gdzie będziemy mieszkać?
- U nas – odparł Pain, a ja rzuciłam mu zdziwione spojrzenie.
- Przecież mamy mieć zagwarantowane...
- Na pewno – prychnął Madara. - Chcesz mieszkać w pokoju z piętnastoma osobami, w którym prócz łóżka nie macie nic innego? Widziałem te pomieszczenia – chłopak wyraźnie się skrzywił – i nie pozwolę, żebyś tam spędziła chociaż jedną noc, baranku.
- Nie chcę wam siedzieć na głowie – zauważyłam posępnie. Madara podszedł do łóżka i przy mnie ukucnął.
- Tym się nie przejmuj, baranku. - Chłopak złapał mnie za rękę i pogładził wnętrze dłoni kciukiem. - To już postanowione.
Zerknęłam na Konan. Patrzyła na mnie z nadzieją. Bardzo chciała pomieszkać u Paina do momentu wyremontowania naszego akademia. Problem w tym, że nie było wiadomo, kiedy to się stanie.
- To zbyt długi czas – westchnęłam. - Będę wam tylko zawadzać z tą nogą.
- I właśnie o to chodzi – zauważył Madara. - My ci pomożemy, a tamci nie. Zgódź się. Przynajmniej dopóki nie będziesz mogła samodzielnie chodzić. No dalej, baranku – poprosił.
Spojrzałam jeszcze raz na Konan. Madara miał rację, ale nie chciałam, żeby mnie niańczyli. Niemniej jednak zdecydowanie bardziej uśmiechało mi się przebywanie z przyjaciółmi i proszenie o pomoc ich, a nie obcych ludzi.
Problem jednak polegał na tym, że za wszelką cenę chciałam unikać Madary, a miałabym z nim mieszkać. To raczej kiepskie wypełnienie planu.
- No dobra – mruknęłam po chwili, a Konan pisnęła ze szczęścia. Przytuliła mnie do siebie i cicho się śmiała. - Ale tylko dopóki nie zdejmą mi tego – warknęłam, spoglądając na gips.
- I ani dnia dłużej, baranku – powiedział z uśmiechem Madara. Dziwne, ale wydał się być całkiem sympatycznym, gdy nie zgrywał twardziela.
Cóż, to będzie osiem długich tygodni mojego życia.


Cześć i czołem! Choć nie jestem w blogowym świecie nowa, to dla tych, którzy mnie nie znają, przedstawię się: jestem Kushina, uwielbiam pisać opowiadania i ciągle mam mnóstwo pomysłów. Co prawda nigdy nie robię tak, że wstawiam coś po napisaniu raptem jednego rozdziału, ale historia, którą sobie wymyśliłam, spodobała mi się na tyle, że postanowiłam zaryzykować. W związku z tym, że nie mam póki co zapasowych rozdziałów, nie wiem, kiedy będzie kolejny. Ale spokojnie, pisanie ich idzie mi szybko, więc raczej nie będziecie musieli długo czekać. :)
Do tych, co czytają jeszcze moje drugie opowiadanie: nie zaniedbam go, obiecuję.
Cóż, blog Baranku jest nieco inny od tych, które zazwyczaj prowadziłam. Przede wszystkim mamy tutaj prawdziwy świat, nie ma stricte Akatsuki, choć jak widzicie, członkowie organizacji się przewijają. Diametralnie zmieniłam zachowanie niektórych bohaterów (porównajcie sobie Konan z Baranku i z Shouri Muzai), ale mam nadzieję, że mimo to i tak Wam się spodoba. :)
Jestem mega podekscytowana, bo ten blog mimo wszystko daje mi więcej możliwości. Normalny świat = normalne zachowanie, czego w morderczym Brzasku niekiedy brakuje. ^^
Co sądzicie o szablonie? Znalazłam go i strasznie spodobała mi się ta babeczka, ale nie wiem, czy nie jest za jasny. Postaram się znaleźć coś nowego,  a gdybyście i Wy wpadli na coś ciekawego i stwierdzili, że tu pasuje, to możecie podesłać linka. Będę bardzo wdzięczna. :)
Ah, no i teraz chyba nasyciłam Was długością rozdziału, co? ;)
Pozdrawiam i do następnego. <3

24 komentarze:

  1. Aaaaaaaaaa! Uwielbiam! Uwielbiam! Uwielbiam! <3
    Wybacz Słońce, ale teraz nie mogę Ci napisać dłuższego komentarza, bo jadę do znajomych, ale za parę godzin się poprawię i napiszę, co o tym myślę ^_^
    Po prostu chciałam żebyś wiedziała, że już przeczytałam ten rozdział, który jest świetny! ;* (jaki spoiler xD)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze: piękny szablon, kolorystyka pasuje mi do treści. Raczej zostałabym przy jasnych kolorach, niż ciemnych, ale zrobisz jak chcesz :D
      Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że skupiłaś się na Madarze, bo pamiętam jak na chacie napisałaś mi, że lubisz Itachiego, Hidana i Paina, a tu się wkradł Madara....
      Zastanawiam się, czy nasz główny Uchiha pamięta imię Reiko, bo ciągle mówi na nią baranku, co swoją drogą jest urocze ^_^ No i jaki zbieg okoliczności, że obydwie studiujecie położnictwo ;) Nie, no super, bo przynajmniej się dowiem, jak to wszystko wygląda od zaplecza ;)
      Kolejny szok - świat realny. Pierwszy raz się z tym u Ciebie stykam, co bardzo mnie cieszy, bo wciągnęłaś mnie jak cholera i po prostu muyszę Ci wyznać, że zakochałam się w Madarze, którego wykreowałaś. Seryjnie ^_^ Mimo, że jest kobieciarzem, jest bardzo przyjemnym typem, co aż mnie dziwi, bo też nie przepadam za takimi ludźmi. Jestem ciekawa, czy gdzieś wplątasz tego faceta, przed którym Rei ucieka - może wtedy Madara by zaplusował, gdyby jej pomógł czy coś, bo chemia między nimi jest nieźle wyczuwalna ;)
      Ahhh, jak ja się cieszyłam z końcówki. Nie lubię ludzkiego cierpienia, ale cieszyłam się z pożaru, bo przynajmniej nasze gołąbeczki będę mieszkać razem ^_^ Z niecierpliwością czekam na następny rozdział, więc błagam, pisz szybko ;)
      P.S - cieszę się z długości rozdziału, oby tak dalej ;)
      Pozdrawiam i całuję :*

      Usuń
    2. Jak miło mi Cię tutaj widzieć. <3
      Jeśli chodzi o szablon to może być jasny, jak najbardziej, tylko pytanie, czy ten nie jest ZA jasny. :D Mam wrażenie, że tekst trochę może się przez to zlewać, a nie chciałabym męczyć Waszych oczek. :)
      Owszem, uwielbiam Itachiego, Hidana, Paina, ale z nich wszystkich jedynie Hidan pasowałby mi do tej roli, a nie chciałam tworzyć kolejnego opowiadania z nim w roli głównej. Zaczęłam główkować, kogo można by wkręcić w to opowiadanie i nagle - BAM! Madara! :D
      A tam, zbieg okoliczności z tym położnictwem... Żaden zbieg. ^^" W gruncie rzeczy łatwiej mi pisać o rzeczach, na których autentycznie się znam, co przejawia się choćby w kwestiach przedmiotów itp. ;)
      Też lubię Madarę, ale zobaczysz, że jeszcze Ci trochę zbrzydnie. Trochę. ;D
      Piszę, piszę... A w związku z tym, że chcę dodawać rozdziały mniej więcej takiej długości, jak ten, zajmie mi to więcej czasu niż w przypadku Shouri Muzai. ;)
      Dziękuuuuuję bardzo za komentarz. Jest mi szalenie miło teraz i uśmiecham się do komputera jak głupia. <3 Buziaki! :*

      Usuń
  2. Kushina, kochanie Ty moje <3 Genialny wstęp, no i Madara tu też taki, że Aww. Do schrupania, reaaaaaaallllllly! Ciekawa odmiana, po Konan, która była gorsza od ulicznej dziwki po Konan, którą... lubie.xD Widać, że masz wielką wyobraźnie i bawisz się nią najlepiej, jak potrafisz.
    Tak w ogóle, długość... powinnam być nienasycona, aczkolwiek chce wiedzieć, co dalej.xd No i w ogóle wiesz, czekam na dalsze historie. Domyślamy się, że Rei będzie z naszym Uchihą. To znaczy, nasz baranek. Mam nadzieje, że ten gips zostanie na dłużej.... no wiesz, będzie wtedy dłużej u nich ^^
    Pozdrawiam cieplutko <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, skarbie. <3
      Prawdaaaa? Też bym go podziamała trochę! Bałam się, że Madara to kiepski wybór, ale widzę, że niepotrzebnie. ^^"
      Ale źle życzysz Rei, jak możesz! Noszenie gipsu jest istną udręką. Wprawdzie nie miałam nogi w gipsie (tylko w szynie, jak byłam mała, więc nawet dokładnie tego nie pamiętam), ale w lutym złamałam rękę i męczyłam się siedem tygodni... Masakra! Sama nie wiem, co gorsze. Nie móc chodzić, czy nie móc nic zrobić. :D
      Pięknie dziękuję za komentarz i za obecność. Tak mi cieplutko na serduchu, że sobie nie wyobrażasz. :)
      Buźka! :*

      Usuń
  3. Podziwiam Cię za podjęcie się pisania aż trzech historii, to wydaję się być niesamowicie trudne. Liczę, że nie zawiedziesz nas na żadnej z nich, ponieważ uwielbiam wszystkie trzy (mimo, że tu wstawiłaś dopiero pierwszy rozdział). : )
    Szablon jest słodki. :D Ale dla mnie za jasny, odrobinkę przyciemnione kolory, według mnie, lepiej by się sprawowały. : )
    A teraz przejdę może do rozdziału. :D
    Bardzo zdziwiłam się faktem, że opowiadanie nie toczy się w świecie "Naruto", ale to nie zmienia faktu, że się zaciekawiłam. :D
    Rozdział jest długi, co mnie cieszy. ^^
    Jestem zadowolona, że tutaj Konan jest miłą, fajną dziewczyną. Wolę czytać o niej w takiej wersji. : )
    Spodobało mi się, że tym razem Madara jest głównym bohaterem. Miła odmiana. :D Lubię takich niegrzecznych chłopców, więc przypadła mi jego postać do gustu. :D
    Hm, fajnie, że będą musieli razem mieszkać. ^^ Niech Rei szybko wyzdrowieje, ale niech się nie wyprowadza. :D
    I dalej nie mogę rozkminić czemu on na nią woła "baranku". Czy to ma jakiś ukryty sens? Dziewczyna ma loki, czy cuś? :D
    Pozdrowionka. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W gruncie rzeczy czuję się tak, jakbym pisała dwie historie, bo niestety ale na Waikyoku straciłam zapał. Czasem próbuję coś napisać, i jak mam dobry dzień, to udaje mi się naskrobać kilka zdań, ale to tyle. Chciałabym to skończyć, ale niczego nie obiecuję. ;)
      Tak też myślałam, że szablon ciut za jasny. Rozglądam się za nowym, ale nic póki co nie wpada mi w oczy. :c
      To "baranku" ma ukryty sens, ale wszystko w swoim czasie. :D
      Dzięki wielkie za ciepły komentarz i za to, że jesteś również tutaj. <3
      Buziaki! :*

      Usuń
  4. Waliłam w każde drzwi, drąc się wniebogłosy i obserwując, jak dziewczyny wychodzą zaspane z pokojów i z paniką uciekają w stronę drugiej klatki piersiowej. - zakładam, że to jakiś błąd :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam ten fragment i czytałam, zastanawiając się o co chodzi. Dopiero po chwili zajarzyłam i aż walnęłam się w czoło! :D Dżizas, nie wiem, o czym myślałam pisząc to, ale jest to błąd i to ogromny. ;D Dzięki za zwrócenie uwagi, już poprawione. :D

      Usuń
    2. Nie ma za co. Co do pomysłu na blog - świetny. Fajnie przedstawiłaś bohaterów z Akatsuki oraz swoich własnych. Chociaż osobiście uważam, że nieco przesadziłaś z wrogim nastawieniem eks-współlokatorki Rei.
      Ciekawe, czy wkręcisz do opowiadania jej byłego. I jeśli tak, to czy też będzie to postać z Naruto (z lub spoza Akatsuki).
      Cóż, czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
      A, jeszcze jedno - nazwisko Ryusaki kojarzy mi się z pewnym miłośnikiem słodyczy, może wiesz o kogo mi chodzi :)
      Do napisania,
      Arabella

      Usuń
    3. Uwierz mi, że są tacy ludzie jak Megumi. I bardzo działają na nerwy, oj bardzo. Nie wiem skąd oni się biorą, serio. Sama miałam do czynienia z tego typu dziewczyną. Na szczęście nie musiałam z nią mieszkać. :D
      Nie mam pojęcia, o kim mówisz, szczerze mówiąc. Miłośnik słodyczy? Nic mi to nie mówi. ^^"
      Dziękuję pięknie za komentarz i pozdrawiam. :*

      Usuń
    4. Oglądałaś/czytałaś Death Note?

      Usuń
  5. Zaglądam do Shouri, a tu taka niespodzianka;)
    Stawiasz sobie wymagania zakładając kolejnego bloga, a co tam jak szaleć, to szaleć! ;D
    ale dasz radę, a wierzę w Ciebie i podołasz...
    Pierwszy look, gdy tu weszłam, to było "o co kaman z tym barankiem?"- ale wszystko się wyjaśniło;)
    Rozdział wyszedł fantastyczny długi i jeszcze do tego zmysłowy Madara muuułłaa ;*

    Czytając ten rozdział wyobrażałam sobie trochę Ciebie, gdy pisałaś o tych wykładach i położnictwie i wszystkim co z tym związane;)
    Ogółem widzę, że pisząc o realnym świecie czujesz się, jak //ryba w wodzie//, bo tutaj można bawić się słowami i nie trzymać się zasad jak przy tworzeniu historii, w której wszystkie techniki mają swoje nazwy i pieczęcie...
    Zrobiłaś z Deidary GEJA?????:) można się było spodziewać już w opowiadaniu Shuri przejawiałaś taką orientację dla blondyna...;)

    Szablon jest dobry i jasne kolory do tego opowiadania pasują.

    Widzę, że kolejny rozdział już w 70% napisany, więc jest dobrze ^.^
    Życzę weny i pomysłów ;)
    Pozdrawiam serdecznie ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też w siebie wierzę. Mam nadzieję, że mi się uda dokończyć oba blogi, ale powiem Ci, że obecnie to właśnie pisanie jest rzeczą, która mi najlepiej wychodzi. Do wszystkich pozostałych miałam słomiany zapał. :D
      Pomyślałam, że Reiko może mieć jedną z moich cech, poza tym czuję się pewnie pisząc o tym, o czym mam konkretną wiedzę. :)
      Haha no w sumie z Deidarą to tak przypadkiem wyszło, ale jakoś tak... Pasuje do tej roli. :D
      Cieszę się bardzo, że spodobał Ci się ten rozdział. ^^ Pięknie dziękuję za opinie i pozdrawiam. :*

      Usuń
  6. To jakaś telepatia ;d Ja w nowej serii właśnie też dodałam postać o imieniu Meg. Długo nad nią myślałam, chciałam wybrać coś wyjątkowego i przy pisaniu opisów bohaterów mi tak się nawinęło. Podoba mi się Twój nowy pomysł, ale mam nadzieję, że nie opuścisz starego bloga. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, no proszę. :D Ale u mnie Meg nie będzie miała dużego znaczenia więc pewnie będzie zapomniana niebawem. :D
      Nie opuszczę Shouri Muzai, obiecuję. :*

      Usuń
  7. Witaj Kushino. :)
    Trafiłam tu z Narutomani bo sprawdzałam sobie czyje zgłoszenie będę sobie dodawać w czwartek do spisu. :) Ogólnie nie mam w zwyczaju zwracać uwagi na treść, ale coś mnie do niej przyciągnęło... I proszę! Musiałam tu w końcu trafić, bo często widziałam Cię u Wakkako i Domi... Szkoda, że wpadłam dopiero dziś!

    Mega treść, mega pomysł (chociaż znam tylko jego namiastkę). Jestem tradycjonalistką, bardziej podchodzą mnie treści związane mocno z Naruto, a bardziej pierwotnym wymiarem, który znamy z anime, ale Ty mnie niesamowicie zaintrygowałaś!

    Fajny początek z walką, od razu pociągnęło mnie dalej jak przeczytałam o Madarze. Bawią mnie uporczywe starania Uchihy wobec Rei, której postawę bardzo cenię. :) Bardzo lubię Konan, widzę, że będzie tu miała istotną rolę, co jeszcze bardziej mnie to zakotwicza. :) Pożar - pierwsza klasa. Dreszczyk emocji zachowany, chociaż miałam cały czas wrażenie czytając o tej sytuacji, że Madara je wyciągnie, hah. :D I czekałam na niego, czekałam.. I doczekałam się na koniec, który mocno zachęcił mnie do dalszego odwiedzania. :)

    Najlepsze w tym, wszystkim jest to, że nie przepadam za Madarą a Ty mnie do niego zachęciłaś. :3

    Pozdrawiam ciepło! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, kochana, ale mi sprawiłaś radochę. :) Z każdym kolejnym Twoim słowem uśmiech na mojej twarzy się powiększał. :))) Szalenie mi miło!
      Bałam się, że jeśli wybiorę Madarę na głównego bohatera, sama sobie spławię czytelników, bo raczej nie jest on szczególnie uwielbiany, niemniej jednak żyłam nadzieją, że - tak jak w Twoim przypadku - jakoś Was do niego przekonam. Strasznie się cieszę, że się udało. :D
      Dziękuję Ci bardzo za tak ciepły komentarz. Buziaki! :*

      Usuń
  8. Udało, udało i wypiłabym za to z Tobą dobre wino! :)
    Trochę Cię oszukałam, Vanai usunęła sobie zgłoszenie poprzedniego wieczora już i jednak nie ja będę Cię zgłaszać.. Wiem, że to bez znaczenia dla innych, ale dla mnie ma, bo naprawdę chyba mnie tu sprowadziło jakieś przeznaczenie.

    Czekam niczym wariat na następny rozdział i wysyłam kolejne buziaki! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Najpierw się przedstawię, gdyż to nasze pierwsze spotkanie; jestem Koksu. Ekhem, okej, czas na koment...

    Kocham Cię! ♥
    W końcu blog o Madarze! W końcu blog o Madarze z charakterem... moich ulubionych męskich postaci! xD
    Czy Ty mi czytasz w myślach? o.O
    Jak widzę Madarę, to tylko takiego, jakiego przedstawiłaś w tym opowiadaniu. :))))))
    Nic nie poradzę, że kocham takich bad boyi. <3 xd Chociaż, zareagowałabym zupełnie, jak Rei, jednak mniej agresywnie. ;))
    Jestem dość spokojną osoba, nie lubię uczestniczyć w kłótniach, ale czytać o takich przekomarzankach i charakterze zadziory, głównej bohaterki... me gusta. ♥
    Jesteś niesamowita, Kushina-san! :D

    Konan i Pain razem, Deidara gej, Sasor, no i Hidan! <3 <3 <3 Był tylko przez chwilę, ale i tak piszczę w pokoju, jak głupia. xD Uwielbiam Jashinistę. ;))

    I do tego taki długi rozdział! I wciągający! Jak czytałam o pożarze, to obgryzałam paznokcie, a gdy doczytałam o tak ciężkim złamaniu nogi... auć. :c
    I to "baranku". xD Nie wiem, czemu - jebłam. xDDD To takie słoooodkie. ♥ :DDD

    Studia. ♥ Kto ich nie lubi? ;)) Do tego, jak masz takich przystojniaków na uczelni, hahaha. :D A współlokatorka Rei, jaka pinda. XD No ale, postać ciekawa, nie powiem. ;))

    Gdy czytałam, jak Madara mizdrzy się z innymi na oczach głównej bohaterki, chichotałam, jakbym się czegoś naćpała od lokatorki Konan. :DDD
    Postacie wykreowane przez Ciebie... są takie prawdziwe, naturalne. Doskonale nimi kierujesz; widać, że wiesz, co robisz. ^.^

    Ach! ♥ Kiedy przechodziłam do kolejnych wersów, uświadamiając sobie, że do końca pierwszego rozdziału, jest jeszcze tak wiele, normalnie skakałam na krześle z radości! c:
    Co Ty ze mną robisz...? :3

    To dopiero jedynka, a ja już się uzależniłam~!

    Lecę dalej, bo nie wytrzymam z ciekawości! :D Rei i Madara będą razem mieszkać, łiiiiiiiii! :DDD

    Pozdrawiam. ;))

    OdpowiedzUsuń
  10. Z jakiś powodów mam Cię na moim gadu-gadu, musiałyśmy nim się kiedyś wymienić, chyba, nie wiem sama... Zaglądam na gg bardzo, bardzo rzadko, a tu widzę link do czegoś, do jakiegoś opowiadania, chyba nie tego, ale do tamtego drugiego, ale tamto, cóż bardzo dużo już posiada rozdziałów, więc, wybacz, ale go czytać nie będę, gdyż moje oczy będą narzekać, że ekran komputera, że się zamykają, że to niezdrowo tyle nadrabiać! Tak, jestem z natury kotem - leniwe ze mnie stworzenie, ale tu widzę, że tylko odrobinę muszę poczytać, by być na bieżąco! :D
    Wyobrażałam sobie to wszystko jak... anime, po prostu, Twoje postacie - realne, przeniesione do tego rysunkowego świata:) Podobało mi się, okropnie! Początek - walka Madary, jego przedstawienie jako pewnego siebie zabijaki, a potem wypadek - swoją drogą wyszło Ci to naprawdę świetnie, czułam ten dym i ból, i ogień! I pożar! Rei, która wszystkim próbowała oznajmić o niebezpieczeństwie, i chęć pomocy Konan, wszystko było zgrabnie opisane, aż chciało się chłonąć tekst, który swoją drogą był bezbłędny - nie zauważyłam żadnego niedociągnięcia, braku przecinka, czy cokolwiek tam jeszcze innego, chwali się to i chyli czoła! :D
    Wybacz, że tak dość nieskładnie i króciutko, ale jest zaraz 2, mój musk umieraju i wgl, jest zły, alee podobał mi się Twój tekst:)

    dzikie-anioly.blogspot.com - zapraszam, jeśli posiadasz chwilę :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Lol, dobre to. I ten Madara. ♥
    Idę czytać dalej xD

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy, pozostawiony na moim blogu komentarz. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna za wsparcie, jakie od Was otrzymuję. Tworzycie tego bloga razem ze mną!
Bardzo proszę, by każdy podpisywał się pod swoim komentarzem. Kochane Anonimy - wyjdźcie z cienia. :)

Szablon wykonała
Mayako
Głęboki Off